Znudzony leżał na łóżku, przeglądając telefon. Nieszczególnie wiedział, co powinien ze sobą zrobić. Nie był przyzwyczajony do wolnego w pracy, ale Dan uparł się, żeby mężczyzna odpoczął. Dlatego teraz leżał i bawił się telefonem, a drugą ręką drapał psa po brzuchu, czasami kątem oka zerkając na zadowolony pyszczek. Musiał przyznać, że Delicja była przeuroczą sunią i bardzo oddaną. A w takich chwilach doceniał, że ją miał przy sobie. Czasami znikał na całe dnie, więc musiał zaprowadzać psa do swojej siostry. Siostrzenice kochały Delicję, a ona wręcz za nimi szalała, obustronna miłość, więc nic tylko się cieszyć i doceniać.
Przeglądał aplikacje na telefonie, zastanawiając się, po co miał ich aż tyle. Większości z nich nie używał od miesięcy. Dostrzegając aplikację Tindera, stwierdził, że dobrym pomysłem będzie, aby ją w końcu odpalić. Może coś nowego się tam pojawiło? Luther nie chodził na randki od długiego czasu. Dobrze żyje mu się jako singiel, ale z drugiej strony, chciałby poznać kogoś nowego.
Pierwsze co go napotkało w aplikacji, to multum powiadomień, piętnaście wiadomości i informację o matchu. Z ciekawości zaczął przeglądać profile osób, z którymi go połączyło na podstawie wcześniejszego przesuwania w lewo bądź w prawo. Nikt szczególny nie przykuł jego uwagi, na co cicho westchnął. Jednak zdecydował się dać jeszcze jedną szansę aplikacji i zaczął sprawdzać kolejne osoby, aż trafił na niejakiego Yassina. Mężczyzna miał pełno zdjęć na profilu. Widać było, że lubi być w centrum uwagi. Opis nieszczególnie Luthera zainteresował; w sumie to nigdy ich nie czytał, więc i tym razem tego nie zrobił.
Chociaż odpowiedź nieznajomego padła dość szybko, to była przepełniona pretensjonalnością, co zbiło mężczyznę z tropu. Wydawało mu się, że nic złego nie napisał, a jednak było inaczej. Nie chciało mu się sprzeczać, dlatego w ramach przeprosin wysłał mu zdjęcie Delicji.
Nawet nie zdołał się zorientować, a musiał się ubrać i wyjść z mieszkania na spotkanie z niejakim Yassinem. Delicja patrzyła na Luthera z wyraźnym niezadowoleniem. Jasno komunikowała, że też chce iść. Jednak Lu nie chciał jej ze sobą zabierać do restauracji. Doskonale wiedział, jak niektórzy reagują na zwierzęta w lokalu. Wolał nie ryzykować.
Wszedł do kwiaciarni po kwiaty przeprosinowe, postawił na gipsówki, które uwielbiał i liczył w duchu, że mężczyźnie również się spodobają. Czy się stresował? Nieszczególnie. Był nad wyraz rozluźniony.
*
W restauracji nie musiał długo szukać swojej połówki z tindera. Yassin miał tyle zdjęć, że Luther zdołał zapamiętać jego wygląd. Charakterystyczne ciemne włosy, ekstrawagancki strój i już było wiadome, z kim ma do czynienia. Jednak nieszczególnie mu to przeszkadzało, jak miał być szczery, to wolał widzieć kogoś w takiej odsłonie niż przesadnie sztucznej. Wydawało mu się, że to wszystko pasuje do Yassina idealnie, przynajmniej po tym, co miał na tinderze.
— Nie musisz być taki kąśliwy — zaśmiał się, sięgając po kartę z menu restauracji, w której się znajdowali. — Lu to tylko skrót od imienia Luther.
— Uznajmy, że Ci wierzę — rzucił pretensjonalnie, ponownie poświęcając uwagę otrzymanym kwiatom. Wydawało się, że mu się spodobały, co spowodowało, że usta Lu delikatnie drgnęły. — Nie zmienia to faktu, że powinieneś mieć jakieś zdjęcia... z widoczną twarzą.
— Nie mam takiej potrzeby.
— Pan tajemniczy się znalazł — prychnął niezadowolony, odkładając kwiaty na bok. Wziął drugą kartę, aby przejrzeć menu. Luther czuł się obserwowany przez mężczyznę, ale nieszczególnie zwrócił na to uwagę. — Wezmę wino, spaghetti i... ciasto.
— W porządku — odparł Firebane, zastanawiając się, co chciałby zjeść. Widząc, że restauracja również serwuje dania mięsne, w tym stek z kością, zdecydował się postawić na to danie. Nie należało do najtańszych, ale jakoś nieszczególnie go to interesowało.
Kelner podszedł do ich stolika, będąc gotowym przyjąć ich zamówienie. Każdy powiedział, co dokładnie chciał. Luther do swojego posiłku postawił na colę. Nie chciał spożywać procentów, nieszczególnie mu się to uśmiechało.
— Muszę zastanowić — oznajmił Yassin, zwracając na siebie uwagę Lu, który przechylił głowę na bok. — Nie wiem, kim jesteś, panie tajemniczy.
— A ja skąd mam wiedzieć, kim Ty jesteś? — odbił piłeczkę, co lekko zaskoczyło jego towarzysza, ale nie zraził się, a jedynie odchrząknął.
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
Patrząc na to, że było to ich pierwsze spotkanie, a zarazem coś na wzór randki, to wcale nie zaczynali dobrze. Chociaż, czy takie spotkania można dobrze zacząć? Ciężko stwierdzić. Jednak zachowanie nowopoznanego mężczyzny z lekka go bawiło, co było dla niego pewnego rodzaju zaskoczeniem. Nieszczególnie często decyduje się na takie spotkania, a niejednokrotnie otrzymał zaproszenie. Wydawało mu się, że Yassin w pewnym stopniu go przyciągał. Trudno mu to wytłumaczyć, ale czy to ważne? Nie za bardzo.
Kiedy ich dania pojawiły się na stole, obaj życzyli sobie wzajemnie smacznego, chociaż... nim Lu zdołał wziąć sztućce do ręki, Yassin kazał mu się wyprostować, a następnie wyjął telefon, robiąc zdjęcie daniom, szeroko się uśmiechając.
— Spokojnie, nie widać Twojej twarzy — oznajmił, podsuwając telefon Lutherowi, aby pokazać mu, że nie kłamał. — To teraz można zjeść.
Lu pokręcił rozbawiony głową, po czym przystąpił do konsumowania swojego dania. Był zaskoczony, jak stek był idealnie przyrządzony. Chociaż często jadał w różnych restauracjach, to pierwszy raz trafił na tak perfekcyjnie zrobionego steka. Cieszył się, że jednak postawił na tę pozycję z menu.
Yassin po zjedzeniu swojej porcji, ciężko odetchnął, dopijając wino. Spojrzał na ciasto, które na niego czekało, ale wydawało się, że potrzebuje odpoczynku od jedzenia. Luther przetarł usta chusteczką, aby nie być brudnym. Widząc, że w kąciku ust mężczyzny jest resztka spaghetti, zdecydował się podnieść ze swojego miejsca. Jedną ręką podparł się o stolik, a drugą sięgnął do twarzy Yassina, aby wytrzeć jego usta. Będąc tak blisko mężczyzny, mógł dokładnie przyjrzeć się rysom twarzy towarzysza. Jednak szybko wrócił na swoje miejsce, zachowując się, jakby nic się nie wydarzyło.
— Nie chcę Cię martwić, ale zjesz to ciasto albo weźmiesz je na wynos — oznajmił Firebane, spoglądając na swojego towarzysza, który jedynie przewrócił oczami.
— Wybieram drugą opcję. Żal zmarnować, a jestem najedzony.
Mężczyzna przytaknął głową na słowa swojego towarzysza, po czym wstał z miejsca, aby podejść do jednego z kelnerów, prosząc o pudełko i rachunek do stolika.
— Jakieś plany? — spytał, na co uzyskał wzruszenie ramionami.
— Zależy. Na razie jest wczesna pora — odpowiedział Yassin, zerkając na godzinę w telefonie. — Możemy przejść się po okolicy. Nie jest jeszcze chłodno, na deszcz się nie zanosi, więc warto skorzystać.
Luther przystał na propozycję mężczyzny. Yassin udał się jeszcze do łazienki, a Firebane mógł opłacić zamówienie. Rachunek nieszczególnie go zaskoczył, dlatego zapłacił gotówką, zostawiając napiwek dla kelnera.
Wyszli z restauracji, a Yassin zdecydował się prowadzić, mając ze sobą ciasto, którego nie dojadł oraz gipsówki.
*
Błądzili po mieście, najwięcej mówił Yassin, a Luther go słuchał, czasami odpowiadając na pojedyncze pytania mężczyzny. Na zewnątrz robiło się coraz chłodniej, a nieprzyjemny wiatr rozwiewał włosy mężczyzn. Słońce zdołało zajść, więc zapanował półmrok.
Ich spacer zaprowadził ich praktycznie pod mieszkanie Yassina, który podziękował i pożegnał się, znikając za drzwiami budynku. Teraz pozostało jedynie wrócić do siebie. Problem był tylko taki, że nie przyjechał motocyklem, więc musiał zdać się na własne nogi. Jeszcze czekał go spacer z Delicją, chyba że jego siostra z nią wyszła, co było wysoce prawdopodobne.
Do mieszkania dotarł po dwudziestu minutach spaceru, jego towarzyszka już zdołała zasnąć, ale obudziła się tylko, jak Lu zapalił światło w przedpokoju.
— Cześć, słoneczko — przykucnął do zaspanej suczki, która przyszła się przywitać, liżąc mężczyznę po twarzy. — Już wystarczy — zaśmiał się, składając czuły pocałunek na jej czole. — Idź spać.
Sam udał się do łazienki w celu wzięcia szybkiego prysznica, aby po wszystkim wrócić do sypialni po bokserki do spania, a następnie rzucił się na łóżko. Musiał przyznać, że mimo pierwszego spotkania, to Yassin zrobił na nim dobre wrażenie.
*
Kolejne dni Luther spędził w pracy, co wymagało od niego skupienia podczas misji. Jednak przed wyjściem z domu napisał do Yassina, że ma nadzieję, że ich spotkanie dobrze wspominał. Nie dostał jednak odpowiedzi, ale nieszczególnie się tym przejął.
— Pewnie śpi — stwierdził, po czym cicho westchnął.
— Słyszałeś o bestii? — usłyszał głos jednego ze współpracowników, przez co podniósł głowę do góry, spoglądając w jego kierunku, marszcząc brwi. Czy coś go ominęło? — Jakaś znowu się kręci po Deiranie, ostatnio widziana była w Alteiranie.
— Co tym razem? Coś wiadomo?
— Nie za dużo. Ludzie mówili, że głównie pojawia się późnymi wieczorami i niszczy witryny sklepowe na mieście. Kogoś zaatakowano... niby coś na wzór wilka? Tylko wiesz, jak to z ludźmi bywa, przeinaczają fakty — przyznał Lucas, który usiadł obok Luthera. — Trzeba wysłać zwiad.
— Dobrze wiesz, że się do tego idealnie nadaje.
— Jesteś pracoholikiem, nie ma opcji, że tam pojedziesz. Musisz mieć wolne, bo w końcu się przeciążysz i jeszcze wpadniesz w szał podczas przemiany, Lu — poklepał Firebane'a po plecach. — Jak będzie trzeba, to Cię wyślemy, ale na razie się uspokój. Trzeba dowiedzieć się, co to i kto to.
Przewrócił oczami na słowa przyjaciela, po czym sięgnął po telefon, gdy zawibrował. Widząc na ekranie blokady powiadomienie z tindera, był z lekka zaskoczony. Szybko zablokował ekran, gdy poczuł, jak jego przyjaciela stara się zajrzeć mu przez ramię.
— Luther i randki? — zaśmiał się, za co oberwał w głowę.
— Przymknij się.
Lucas w geście kapitulacji uniósł ręce do góry i zakomunikował, że nic nie widział. Luther przewrócił oczami na zachowanie mężczyzny. Dopiero po chwili wszedł w powiadomienie z tindera.
Y: Żyjesz tam? Nie odpisałeś na moją poprzednią wiadomość.
Luther nieco się zdziwił, ale dopiero po chwili zauważył, że Yassin faktycznie do niego pisał. W gruncie rzeczy podziękował za ostatnie spotkanie i stwierdził, że nie było aż tak źle.
L: Wybacz, nie widziałem
Y: Co cię pochłonęło, panie tajemniczy?
L: Praca
Pokręcił głową na to, co napisał. Zastanawiał się, dlaczego w ogóle zdecydował się do niego napisać wcześniej. Czy powinien tak łatwo wchodzić w relację? Chociaż... wyjątki się zdarzają.
L: Robisz coś jutro?
Y: jeszcze nie wiem, a co tam
L: Możemy się spotkać
L: Jeśli chcesz
Y: Przemyślę to😺
*
Luther rano wstał i przygotował śniadanie dla siebie oraz dla Delicji. Yassin zgodził się na spotkanie, tym razem stawiając na wyjście na kawę i ciasto. Firebane nie protestował, przystał na jego propozycję. Mieli się spotkać koło dwunastej w centrum miasta. Jeszcze sporo czasu zostało, więc mógł się przygotować.
Y: weźmiesz delicję?
L: nie, obiecałem siostrzenicom, że im zostawię Delicję. Następnym razem z nią pójdziemy do parku, dobra?
Y: trzymam cię za słowo!!!
Musiał przyznać, że Yassin był w oczach Luthera niezwykle interesujący. Jednak zdecydował się na razie nie sprawdzać, kim dokładnie jest. Chociaż był przewrażliwiony w tym temacie, to postanowił, że tym razem zachowa się, jak każdy normalny obywatel; w końcu nie wszyscy mają wgląd w kartoteki. Nie wydawało mu się, aby Yassin w tym gronie kiedykolwiek się pojawił, ale! Chciał mieć pewność, że nie jest kimś podejrzanym, a jednocześnie wolał poznać go w normalny i cywilizowany sposób. Było to niezwykle trudne, patrząc na jego pracę.
Yassin?
1746 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz