Po akademii krążyła legenda, że fontanna z posągiem Sabriny Ebeling jest zaczarowana i spełnia życzenia. Nie wszystkie, oczywiście, tylko te, jakie przypadną do gustu strzępkowi jaźni czarownicy, który lata temu jakoby zaklęty został w sercu posągu i nadal w nim żył. Mówiło się poza tym, żeby podczas zabawy z fontanną uważać, bo Sabrina bywała kapryśna i lubiła sobie cudze życzenia interpretować i spełniać po swojemu. Ponadto za swoje usługi, jak za życia, pobierała stosowne opłaty. Im więcej drobnych wrzuciło się do wody, tym większa szansa, że Sabrina się całą sprawą zainteresuje. Yassin, rzecz jasna, w takie bajki nie wierzył. Ale byłby chory, gdyby nie sprawdził.
Rozsiadł się na marmurowym cokole, bokiem, tak, by widzieć kamienny posąg. Ostre rysy twarzy, lekko garbaty nos, dowcipny uśmieszek, szpiczasty kapelusz, loki do pasa. Ten, kto ją rzeźbił, miał talent. Nieważne, gdzie się siedziało, odnosiło się wrażenie, że Sabrina patrzy z góry prosto na ciebie.
— No i co, Sabrina — zagaił do posągu czarownicy. — Podobno spełniasz życzenia za bilon.
Wyciągnął portmonetkę, obiecująco zabrzęczał zawartością.
— Dwa miesiące zbierałem, także myślę, że docenisz. A więc... — Odkaszlnął, przygotował pierwszą monetę, wyciągnął rękę nad lekko zmarszczoną taflę wody. — Życzę sobie poznać dzisiaj swojego przyszłego męża. — Moneta z pluskiem poleciała na dno. — Bogaty. — Wrzucił kolejną. — Metr dziewięćdziesiąt minimum. — Następna. Upuścił ją trochę zbyt nonszalancko, moneta najpierw odbiła się od pomnika, dopiero potem wpadła do fontanny. Yassin miał nadzieję, że Sabrina się za tę niedbałość nie pogniewa. — Szalenie przystojny. — Upuścił nad taflą następną i kolejne. Nasypał sobie drobniaki na rękę, zaczął wrzucać je tak niezobowiązującym ruchem, jakby karmił kaczki. — Samodzielny i z perspektywami. Pewny siebie. Dobra praca. Dobra forma. Dobry samochód. Dobry tyłek. Lubi zwierzęta. Lubi czułości. Umie tańczyć. Gra na instrumencie (wybierz sobie, jakim). Ma absolutnie szaleć na moim punkcie. Nie kradnie kołdry. Jest lojalny. Gotuje i sprząta. Troskliwy. Podobne poczucie humoru. Daje spersonalizowane prezenty. Ma ciekawe hobby. Musi lubić mnie słuchać. Niech nie będzie gadułą, ja jestem od paplania. Nie mam preferencji, co do karnacji czy tam koloru oczu, zaskocz mnie. Ogólnie oczekiwania mam skromne, więc to chyba byłyby wszystkie. Masz naddatek. — Odwrócił portmonetkę do góry dnem, drobniaki z brzęczącym szumem poleciały za resztą miedzianym wodospadem. — Jako wyraz sympatii i nadziei na owocną współpracę. A teraz czekam.
Założył nogę na nogę, skrzyżował ręce na piersi, zadarł brodę, wypatrując. Kilka oddechów minęło, paru mężczyzn przeszło przez plac, ale, po pierwsze, żaden nie zwrócił na niego uwagi, po drugie, nie spełniali kryteriów podanych Sabrinie w treści życzenia. Yassin poruszył się, zaczynając niecierpliwić.
— Kiedy?
Westchnął ciężko, bo na mokrym, zimnym cokole siedziało mu się coraz mniej wygodnie.
— Ileeee?
Zmienił pozycję po raz kolejny. Każda kolejna miała w sobie coraz więcej dramatyzmu.
— Litości.
Siedzieć dłużej mu się nie chciało, ale uparł się, że dostanie to, czego sobie zażyczył. Przełknął dumę, wspaniałomyślnie uznał, że da czarownicy ostatnią szansę i poczeka jeszcze trochę. Zmajstrowanie takiego faceta to nie w kij dmuchał, tak? Da jej chwilę, sprawdzi, ile w tej całej miejskiej legendzie prawdy i chociaż będzie wiedział, jak się sprawy mają. Przecież mu się nie spieszy. Potem będzie mógł chociaż opowiadać znajomym, jak to wygląda i czy to wszystko bajka czy nie.
— Chyba mnie nie oszukałaś, co? — mruknął, znudzony bezczynnością, garbiąc się i opierając policzek na pięści. — Nie zrobiłabyś mi tego, daj spokój, przecież się lubimy. Rok temu zrobiłem o tobie piątkową prezentację zaliczeniową na historię magii.
Słońce powoli wędrowało po nieboskłonie. Yassin rozprostował plecy, żeby rzucić czarownicy leniwe spojrzenie obrażonego kota.
— Żenujące, Sabrina, naprawdę. Składam reklamację i proszę o zwrot pieniędzy.
Poczuł wibracje w kieszeni, sprawdził telefon. Powiadomienie? Z Tindera? Yassin zacisnął pięść, szarpnął nią w dół triumfalnie. Sabrina musiała maczać w tym palce, to na pewno facet z życzenia. Yassin rzadko korzystał z portalu, nie miał nowych par i wiadomości, bo nie wchodził i nie dawał nikomu w prawo. Poza tym był szalenie wybredny, prawie nikt mu się nie podobał, z reguły nie odpisywał na zaczepki, z nikim się nie spotykał i sam nie wiedział, dlaczego jeszcze tego profilu nie usunął.
Lu: Hej co tam
Yassin wywrócił oczami, a potem westchnął i popatrzył na czarownicę niedowierzająco. Widzę-Sabrina-że-świetnie-się-bawisz. Patrzył w ekran długo, bo odechciało mu się odpowiadać, miał alergię na wiadomości tego typu, przerobił ich w życiu tyle, że było mu od nich niedobrze. Zero polotu, zero fantazji, żadnego wysiłku, by zacząć rozmowę w ciekawy i oryginalny sposób, już mógł mu chociaż coś miłego napisać.
Y: OPIS
Y: Naprawdę nie zadałeś sobie nawet ODROBINY TRUDU, by go przeczytać?
L: ?
Y: Mam w opisie, żeby nie pisać mi hej co tam
L: To jak inaczej mam zacząć rozmowę?
Y: Nie wiem, jakkolwiek
Obrażony, wyszedł z konwersacji. Telefon zawibrował. Yassin zerknął, odczytał w powiadomieniu:
L: Mogę się poprawić?
L: Co powiesz na taką formę rekompensaty za kiepski początek?
Przesłano plik
Yassin się skrzywił. Kutas! Wspaniale! Kolejny nieproszony kutas na telefon, kolejny wysłany bez uprzedzenia, zapytania i na samym początku rozmowy. Dlaczego on zawsze to sobie robi i w ogóle odpisuje takim ludziom? Po jaką cholerę dał się Sabamirze namówić, by założyć tu konto? Otworzył wiadomość, zamierzając wyśmiać zdjęcie i ocenić jego zawartość tak surowo, by już na zawsze sprowadzić pewność siebie autora do poziomu podłogi. Kutasa nie było, był za to...
Y: Doberman
Y: Fajny
Y: Ale to nic nie zmienia
Y: Nadal masz minus
Y: Trzeba było czytać i mnie nie denerwować
Lu wysłał kolejne zdjęcie. Zbliżenie na psią mordkę, całkiem zabawne. Pies leżał na plecach, wesoło patrzył w obiektyw. Język miał wywieszony, spojrzenie trochę niemądre, chyba właśnie domagał się od właściciela pieszczot i uwagi.
L: Delicja pozdrawia
Yassin pokręcił głową, ale odpisał:
Y: Pozdrawiam delicję
Wszedł w profil mężczyzny. Rozczarował się, kiepsko to wyglądało, prawie nic tam nie znalazł. Brak opisu, brak dodanych zainteresowań, muzyki i filmów. W zakładce „czego szukam?”, ustawione „sam nie wiem”. Kliknął w galerię, zaczął przewijać zdjęcia. Żadnego z twarzą, kilka wykadrowanych tak, by uciąć sylwetkę lekko powyżej szyi. Zdjęcie psa. Jakieś zdjęcie od tyłu. Zdjęcie psa. Zdjęcie w półmroku, gdzie nic nie widać. Następne zdjęcie psa. Zdjęcie z uciętą twarzą. Yassin zmarszczył nos. A więc brzydal. Cudownie.
Y: Wyślesz twarz?
L: Nie wysyłam
Y: Bo?
Y: Ja mam normalne zdjęcia, widzisz, z kim piszesz, to ja też chciałbym
L: Możesz na żywo zobaczyć
Y: Nie wiem, czy mam ochotę wiedzieć, co ukrywasz. Wielki nos? Zakola? Pryszcze? Blizny? Gorzej?
L: Nic?
Yassin nie odpisał. Nie miał ochoty, rozmowa prowadziła donikąd. Facet był podejrzany. Gdyby wyglądał jak model z okładki, wysłałby zdjęcie.
Telefon zawibrował ponownie.
L: To powiesz mi w końcu, co robisz?
Zastanowił się, czy napisać prawdę, stwierdził, że jeśli to zrobi, wyjdzie na wariata.
Y: Nic, siedzę w parku po zajęciach, bo ładna pogoda
Y: Zaraz się zbieram
Y: Nie wyspałem się, nie miałem czasu zjeść i jestem głodny
L: Obiad?
Y: Stawiasz?
L: Tak
Pytał sam siebie, dlaczego sobie to robi i w ogóle kontynuuje tę konwersację. Nie znalazł żadnego sensownego wytłumaczenia. Chyba z nudów, może dla zabawy. Wiedział jedno: fontanna była chuja warta.
Y: Ech
Y: No dobra
Y: Trevelyan's Crown o 16
Y: Lepiej żebyś przyszedł
Zgasił wyświetlacz. Sam na siebie pokręcił z powątpiewaniem głową. Po co?
*
Siedział na patio. Wybrał stolik w zielonym miejscu, trochę na uboczu, koło małej sadzawki. Wróble wesoło pluskały w wodzie, kelnerzy w jednakowych uniformach kręcili się z tacami, bzy i fuksje pachniały i cieszyły oko. Yassin, odpieprzony, że głowa mała, siedział noga na nogę. Zastanawiał się, czy taki dekolt w takiej restauracji to przegięcie, uznał, że tak, ale w sumie go to nie obchodzi. Mężczyzna, z którym się umówił, miał jeszcze osiem minut, żeby się zjawić. Yassin dbał, by wyglądać drogo, dumnie i niewzruszenie, ale trochę się denerwował, na poczekaniu wymyślał wymówki, by szybko ulotnić się, jeśli facet mu się nie spodoba, rozmowa nie będzie się kleić albo coś pójdzie nie tak. By się czymś zająć, poprawił włosy do lusterka zaimprowizowanego z ekranu telefonu.
— Mogę się dosiąść? — zapytał męski głos uprzejmie.
Yassin wiedział gdzie jest i że na kogoś czeka, a mimo to trochę się speszył. Spojrzał na mężczyznę, ocenił go szybko. Wysoki, przystojny, dobrze ubrany, kwiatki w ręce. Ani trochę nie wyglądał na faceta z Tindera, na którego czekał, a przynajmniej nie tak Yassin go sobie wyobrażał. Porównał sylwetki, nie miał pewności, pośpieszna analiza doprowadziła go do wniosku, że to chyba po prostu jakiś przypadkowy obcy.
— Możesz — odpowiedział. — Ale nie wiem, co powiesz facetowi, z którym jestem tu umówiony.
— Chyba się nie obrazi. — Mężczyzna usiadł naprzeciwko, uśmiechając się lekko. Oczy miał chłodne i spokojne, patrzył Yassinowi w twarz, Yassin z wytrzymywaniem jego wzroku radził sobie średnio, ale robił, co mógł. — Zajmę tylko chwilę, bo ja też na kogoś czekam.
— Ładne — mruknął Yassin, patrząc na gipsówki. — Ucieszy się. Chyba że przeprosinowe.
— Niestety przeprosinowe.
— No proszę. Co przeskrobałeś?
— Napisałem „hej, co tam”.
Yassin poczuł, że żołądek właśnie zrobił w jego brzuchu fikołka, w jednym momencie zrobiło mu się gorąco, zimno i bardzo głupio, bo NIENAWIDZIŁ, gdy podchodzono go w taki sposób.
— Ty... — Zmrużył groźnie powieki, szybko pozbierał dumę i godność z podłogi, zadarł brodę, by dodać sobie trochę animuszu. — Żartowniś za pięć koron. Nie łaska ustawić zdjęcia? Tylko tak brać z zaskoczenia i jeszcze to do swoich dowcipków wykorzystywać?
— Nie łaska — odparł mężczyzna z cieniem rozbawienia, zupełnie oburzeniem Yassina nieprzejęty. Wręczył mu kwiaty. — Nie miałbyś niespodzianki i nie zrobiłbym odpowiedniego efektu. Chyba że niespodzianek też nie lubisz.
— Lubię. — Yassin odebrał kwiatki trochę agresywnie, ruchem bardzo urażonym, ale prezent przyjął, bo mu się należał, poza tym gipsówki lubił, a te były ładne, świeże i tylko głupi by nie brał. — Ale miłe.
— Och. — Mężczyzna przechylił głowę. Ewidentnie się z nim droczył. — Zawiodłem oczekiwania i jestem niemiłą niespodzianką?
— Nie wiem. — Yassin, zajęty bukietem, spojrzał na mężczyznę przelotnie i kątem oka. Nie poświęcił mu wiele uwagi, demonstrując, że kwiatki interesują go znacznie bardziej. — To się okaże. — Złapał gałązkę w dwa palce, obejrzał białe pączki, udał, że to najciekawsza rzecz na świecie. — Jak mam cię nazywać? Lu? Jak na portalu? Czy to tylko kolejna gierka, oszuście, i wcale nie masz tak na imię?
Lu? Jezu, ale teleduperele XD
1652 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz