31 grudnia 2025

Od Luthera — Zimowe prezenty

Święta dla Luthera są czasem, który może spędzić z najbliższymi. Od lat mają rodzinną tradycję, że przychodzą wszyscy do mieszkania Lu. Jednak każdy musi przynieść kilka dań, ale też nie za dużo, aby później nie zostało coś wyrzucone do śmieci. Sam uważał, że gotowanie aż tylu potraw dla pięciu osób jest przesadą. Lepiej zrobić kilka, ale takie, które wszyscy lubią i zjedzą. Grunt to miło spędzić czas, prawda?
W tym roku Luther zdecydował, że zabierze się za zrobienie ciasta, a konkretnie jabłecznika, a do tego przygotuje barszcz i ulepi własne uszka. Mógłby zrobić tak naprawdę wszystko, ale nie chciał odbierać innym możliwości przyniesienia czegoś dobrego. 
Yassin w tym czasie siedział przy choince i wyciągał bombki. Wybierał, który kolor będzie najlepiej pasować. Delicja korzystała z nieuwagi mężczyzny i zabierała mu bombki, które ułożył sobie z lewej strony, bo to miały być te do przemyślenia, a z prawej to te, które może użyje (a może nie). Sunia świetnie się bawiła i w swoim kojcu miała już całkiem pokaźną wystawę bombek. To różowa, to złota, a nawet i niebieska. Nawet bombka w kształcie bałwana pojawiła się na wystawce. Luther pokręcił rozbawiony głową, przygotowując ciasto do uszek. Nic nie mówił Yassinowi, czekał na to, aż sam się zorientuje.
Kiedy udało się przygotować całe ciasto oraz farsz do uszek, zaczął dzielić ciasto na części, na miarę możliwości próbował je zrobić równe. W głowie miał wizję, że zrobi w tym roku je trochę w innym wydaniu. Miała to być nowość, Annold nie może z nimi siedzieć przy stole fizycznie, ale... nikt nie powiedział, że nie może pływać w barszczu w wersji ciasta, tak? 
Tak, Luther zrobił uszka w kształcie szczurów. Zrobił im również oczka, aby przynajmniej było wiadome, gdzie mają pyszczki. Kiedy je już skończył robić, szybko schował przed Yassinem, który akurat zaczął kręcić się po mieszkaniu w poszukiwaniu bombek. 
— O ty mendo! — krzyknął, palcem wskazując na Delicję, która gryzła jedną z bombek. — Właśnie tej bombki szukałem! Oddawaj!
Rzucił się na Delicję, która szybko przebiegła między jego nogami i pobiegła do sypialni Luthera. Mężczyzna zasłonił usta dłońmi, udając, że wcale go nie rozbawiło, jak jego psina wykiwała jego partnera. Wyglądało to istnie przekomicznie, gdy Yassin schylił się w dół i patrzył przez swoje nogi. 
— To był cios poniżej pasa — stwierdził, szybko prostując się i biegnąc w kierunku swojej rywalki. 
Biegali po mieszkaniu, dobrze się przy tym bawiąc, a Luther zabrał się za przygotowywanie jabłecznika. 
— Oddaj mi tę bombkę, ona jest moja! — oznajmił Yassin, próbując zagonić Delicję do zaułka bez możliwości ucieczki. 
Suczka jednak nie zamierzała tak łatwo odpuszczać. Stała w rogu pomieszczenia, tyłkiem skierowana do Herreiry. Pyskiem machała lewo i prawo, poszukując drogi do ucieczki. W końcu jednak ostatecznie obróciła się do mężczyzny i wybrała opcję staranować, więc wbiegła w czarnowłosego. Tak, zdecydowanie weszli na ścieżkę wojenną. Luther odłożył wszystko na bok i podbiegł do Yassina, w ostatniej chwili łapiąc go, aby nie upadł na podłogę. Spojrzał na niego z rozbawieniem wymalowanym na twarzy. 
— Odpuść tę bombkę. Dokończ strojenie choinki — oznajmił, składając pocałunek na czole Yassina.

*

Choinka ostatecznie udekorowana została przez Yassina i Luthera dzień przed samymi świętami. Delicja wygrała wojnę i dalej bawiła się skradzioną bombką. Kiedy już przygotowali stół w oczekiwaniu na gości, poszli się ubrać w coś bardziej eleganckiego. Lu, jak to on, założył swój ulubiony beżowy garnitur i białą koszulę. Herreira postawił na beżową koszulę i czarne spodnie, aby chociaż minimalnie mieć podobną kolorystykę z Lu. Niestety beżowych spodni nie miał, bo ostatnie, które dostał, zgubił na jednym z wyjazdów. A od tamtego czasu nie mieli chwili, aby pójść na większe zakupy. Nie licząc oczywiście tych na święta. 
— Dzisiaj u mnie, a jutro? — spytał Firebane, zapinając ostatni guzik koszuli partnera. Ten wzruszył na to jedynie ramionami. — Sabamira przyjdzie dzisiaj, tak?
— Tak! 
— Tylko bez picia — przypomniał, patrząc na partnera wymownie. 
— Wiem, pamiętam — odpowiedział, przewracając oczami na słowa młodszego. 
Luther nieszczególnie był fanem alkoholu przy dzieciach. Nie chciał, aby jego siostrzenice widziały, jak dorośli piją. Nie było to dobrym pomysłem, bo później będą same chciały spróbować. Raczej alkohol im nie posmakuje, ale to teraz. Po prostu nie podobało mu się coś takiego w okresie świątecznym. Choć kiedy przychodziły w odwiedziny, to wszelkiego rodzaju alkohole chował w szafkach, aby nie były na wierzchu. 
— A, nie przeklinaj za dużo, co? 
— Ja? Przeklinać? Pfff — Yassin machnął ręką na słowa partnera, który patrzył na niego w jednoznaczny sposób. — Zrozumiałem. 
— No ja myślę, skarbie. 
Nie mieli jednak za wiele czasu na rozmowę, bo w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Delicja pierwsza pobiegła do drzwi, oczekując na gości wraz ze swoją nową zabawką bombką w pysku. Luther podszedł do drzwi, aby je otworzyć i zaprosić wszystkich do środka. Wszelkie prezenty ułożone już były pod choinką, tak samo było z jedzeniem, wszystko już schowane dawno w lodówce lub stało na wyspie, bo nie wymagało schłodzenia. 
Siostrzenice najpierw przywitały się z Lutherem, a następnie pobiegły do Yassina, przytulając się do jego nóg. Dziewczynki wręcz uwielbiały czarnowłosego ze względu na to, że zabawiał je magią i pokazywał magiczne sztuczki. Alice niemalże od razu wyciągnęła ręce do góry, mówiąc, że chce na rączki do wujka Yassina. No i wtedy Herreira nie może odmówić, bo jak może odmówić, gdy Alice stosuje słodkie, kocie oczka. 
Lucy przytuliła najpierw Luthera, a następnie podeszła do Yassina, aby również z nim się przywitać. Kai wszedł ostatni i zamknął za sobą drzwi. Brakowało jedynie im Sabamiry, ale już pisała, że się spóźni, bo taksówka po nią nie przyjechała. 
— Może po nią pojadę? — spytał Lu, spoglądając na partnera.
— Dobrze wiesz, że będzie potem psioczyć, że nie potrzebnie jechałeś... wiesz, jaka jest — odpowiedział Yassin. — Poczekamy z jedzeniem, chyba że ktoś jest już głodny. 
— Lucy, podgrzejesz kilka dań? 
Siostra mężczyzny przytaknęła i niemalże od razu poszła do kuchni, aby wyjąć dania z lodówki, które trzeba podgrzać. Luther poszedł jej pomóc, a Yassin usiadł przy stole, usadzając Alice na swoich kolanach. 
— Najpierw chyba barszcz, co? — spytał, spoglądając na pozostałych. 
Wszyscy zgodnie odpowiedzieli twierdząco, więc Luther zaczął grzać danie. Pozostałe, które nie wymagały podgrzania, Kai postawił na stole. Kiedy wszyscy wpadli w trans przygotowania wszystkiego, aby było ciepłe i smaczne, to po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi. Luther poszedł je otworzyć, zastając w drzwiach Sabamirę. Kobieta miała założoną bordową sukienkę, a do tego wysokie, czarne kozaki. W rękach trzymała prezenty, uśmiechnęła się szeroko, przytuliła Luthera, gdy tylko weszła do środka i wcisnęła mu wszystkie torby, poganiając, aby zaniósł pod choinkę. 
— Cześć wszystkim! — weszła do salonu, wciąż walcząc z jednym kozakiem, którego nie mogła zdjąć. Na pomoc przyszedł jej Kai, który użyczył swojego ramienia do podparcia się. Niedbale odrzuciła obuwie i założyła puchate kapcie. Tak, wszyscy u Luthera mieli już własne kapcie. — Wesołych świąt, kochani! 
Wszyscy odpowiedzieli jej wzajemnie, a Yassin poklepał miejsce obok siebie. Layla niemalże od razu dopadła Sabamirę, którą doskonale znała przez jej częste wizyty tutaj. Przytuliła się do kobiety, nie pozwalając jej, aby została odsunięta od swojej cioci. 
— No już, już, myszko. Musimy zjeść, potem cię potulę — oznajmiła, ściskając siedmiolatkę. Ucałowała ją w czoło i usadziła obok siebie. 
Sięgnęła po wodę i nalała sobie do szklanki, aby zaspokoić pragnienie.
— Kiedy ten baaaaaaarszcz — stęknęła przyjaciółka, patrząc na Luthera, który akurat mieszał w garnku. 
— No już się nakłada, uspokój się — odpowiedział rozbawiony. — Z uszkami wszyscy chcą? — niepotrzebnie spytał, bo wszyscy mu odpowiedzieli TAK!! 
Lucy podkładała miseczki, w których były szczurki zamiast tradycyjnych uszek. Kobieta z trudem powstrzymywała się od śmiechu, ale zachowała pokerową twarz, aby nie zdradzać pozostałym tej małej niespodzianki. Zaczęła nosić po kolei, a kiedy dotarła do Yassina i Sabamiry, na twarzy czarnowłosego pojawiło się zniesmaczenie. 
— Przepraszam bardzo, ale... co to jest? — zapytał Herreira, patrząc na zawartość barszczu z załamaniem. 
— Barszczurki — odpowiedział Luther.
— Bar co? — spytała Sabamira ewidentnie rozbawiona.
— Barszczurki.
— Zajebiste! — kobieta zaklaskała rozbawiona, szeroko uśmiechając się do swojego barszczu. 
— Skąd ty na to wpadłeś? — spytała Lucy, siadając do stołu. 
— Znalazłem w Internecie. Stwierdziłem, że to będzie coś innego. 
Alice i Layla jako pierwsze posmakowały nowego rodzaju uszek i z pełną buzią stwierdziły, że dobre. 
Sabamira nabrała barszczurki na łyżkę, aby dokładnie je obejrzeć z bliska, a następnie posmakowała. Zamruczała zadowolona, potakując głową. 
— Cudowne — przyznała, spoglądając na swojego przyjaciela, który nadal nie był przekonany. Wzięła jednego szczurka w rękę, a drugą podłożyła, aby przypadkiem nie skapnęło na obrus lub nogi przyjaciela. — No popatrz jakie słodkie oczka. No zooobacz! Nie daj się prosić, takiego słodziaka nie posmakujesz? Otwórz buzię i zrób aaaa — zademonstrowała, co rozbawiło całe towarzystwo.
— Sabamira! Nie chwal tego pomysłu!
— Zjeeeeeeeedz barszczurkaaaaaa — przeciągała, przykładając barszczurka do ust przyjaciela. — Widzisz, buzi sobie daliście, to teraz otwieraj gębę i jedz. 
Yassin demonstracyjnie westchnął, poddając się prośbie przyjaciółki. Żuł to z niechęcią wymalowaną na twarzy, ale ostatecznie stwierdził, że to dobre. Tylko wygląd mu nie odpowiadał. Jednak nie miał co narzekać, pozostało mu już zjeść, tak jak pozostali. 
Przy stole siedzieli i rozmawiali, jedli wzajemnie swoje dania i komentowali. Nie chcąc jednak przeciągać kwestii prezentów. Sabamira zaoferowała się, że je rozda. Oczywiście zaczęła od najmłodszych. Dziewczynki z radością odpakowały prezenty, chwaląc się każdemu po kolei, co dostały. 
Luther dostał nowy garnitur oraz strój na motocykl i kilka rzeczy, które przydadzą mu się w pracy. Yassin otrzymał nowe kosmetyki, o których ciągle mówił, oczywiście jeszcze kolczyki i kilka innych błyskotek. 
Kai dostał kilka rzeczy, o które prosił Luthera, a ten nie chciał mu kupić. Dlatego dostał to pod choinkę. Dla Lucy prezent przygotował Yassin, bo spędzał z nią sporo czasu i wiedział, co bardzo chciała dostać w tym roku. Były to nowe szpilki i kolczyki, które kiedyś Yassin pokazał Lutherowi, ale bez większego kontekstu. Miał tylko to zamówić i tyle. Teraz już wiedział po co. Sama Sabamira dostała nowe szpilki i naszyjnik, który wybrał Yassin. Wiadomo, to Herreira w większości wybierał prezenty, a Luther tylko je opłacał. 
Najbardziej się swoimi prezentami chwaliły siostrzenice Luthera. Ze względu na to, że Alice dostała również kosmetyki do malowania dla dzieci, to każdy skończył jako tester. Lu miał niebieskie powieki i różowe kreski, a no i oczywiście niebieskie policzki. Yassin miał zielone powieki i policzki. Sabamira skończyła za to z całą paletą kolorów na twarzy, ale nie przeszkadzało jej to, jeszcze sama pomagała dziewczynkom umalować wszystkich.    
— Chodź, mam jeszcze pomadkę, pomalujesz wujków, dobra? — zaproponowała, trzymając Alice na nogach. Dziewczynka radośnie potakiwała na propozycję cioci. Dość szybko dopadła Luthera, Kaia i Yassina i żaden nie mógł odmówić. 
I cóż, wszyscy byli wymalowani oprócz Lucy. 
— To tak nie może być, mama też musi mieć jakiś makijaż — stwierdziła Sabamira, patrząc na Lucy.
— Nie, nie, mama musi być czysta — zaprotestowała Mason. 
Jednak ostatecznie ona też skończyła wymalowana. 
Luther stwierdził, że to jedne z jego lepszych świąt. Czuł się zdecydowanie dobrze w takiej atmosferze i chciał tego więcej.
— Podoba ci się? — zapytał, siadając obok Yassina, przerzucając rękę przez jego szyję, przyciągając go do siebie.
— Tak, zdecydowanie — odpowiedział, opierając głowę o ramię partnera. 
— Kocham cię, wiesz?
— Ja ciebie też — mruknął, klepiąc udo Luthera. — Mam nadzieję, że za rok też tak będzie.
— Ja też mam taką nadzieję, skarbie. Najlepszym prezentem pod choinkę jesteś ty, wiesz? — dodał, trącając nosem policzek ukochanego, który zaśmiał się cicho na te słowa. 
Nie mieli jednak za wiele czasu na dłuższą dyskusję, bo Alice i Layla postanowiły zaciągnąć wujków do zabawy w kuchnię. 

1843 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz