31 grudnia 2025

Od Luthera cd. Yassina

Droga do Yassina nie zajęła aż tak dużo czasu z kilku powodów. Nie dlatego, że Luther przekraczał prędkość, jechał przepisowo. Nie potrzebował żadnych mandatów i upomnień w pracy. Każda przejażdżka sprawiała mu ogromną przyjemność. Dlatego cieszył się, że mężczyzna zgodził się na jego propozycję. Gdyby odmówił, to wcale by się nie obraził, po prostu później sam udałby się na nocne zwiedzanie miasta w samotności. 
Patrzył, jak jego towarzysz dramatyzuje i kwestionuje, czy Firebane jechał wolno i przepisowo, czy jednak gnał jak dziki. Lu przyzwyczajony był do prędkości, ale kiedy jechał z kimś, to zawsze wolał zachować większą ostrożność. W końcu w takiej sytuacji odpowiada za kogoś, a nie tylko za siebie. Rozbawiony pokręcił głową, ponieważ zachowanie Yassina go bawiło. W końcu całą drogę jechał spięty i nawet nie rozglądał się, tylko przylgnął do pleców Luthera niczym koala. 
Było już późno, jasnowłosy nie chciał wpraszać się i później jeszcze denerwować sąsiadów, którzy na dźwięk odpalonego silnika będą później patrzyli spod wilka na Yassina. Może innym razem, ale na pewno nie dzisiaj. Dość szybkim krokiem doszedł do swojego pojazdu, który zaczął pchać, aby odpalić go trochę dalej niż bezpośrednio pod otwartymi oknami. Jednak ostatecznie i tak to za wiele nie dało, bo znalazło się kilka gapiów, którzy patrzyli na odjeżdżającego mężczyznę. 

*

Kolejnego dnia z rana, jak zawsze wstał o szóstej, aby udać się na poranny spacer z Delicją. Wczoraj wieczorem, jak dojechał do domu, to napisał do Yassina, że już jest u siebie. Dzisiaj rano sprawdził, czy mężczyzna coś odpisał, ale nawet nie odczytał wiadomości. Był zły o to, że wczoraj do niego nie wszedł? Sam nie wiedział. Nie chciał być nachalny ani sprawiać osoby, która jest chętna na jednorazowe spotkanie, o którym później szybko zapomni. Nie interesował go jednorazowy seks, nie należał do takich i ciężko go przekonać do takiego podejścia. 
Po spacerze z psem wrócił do mieszkania, gdzie poszedł przygotować śniadanie dla siebie i swojej towarzyszki, która zdołała zrobić hałas, rzucając metalową miską. Luther spojrzał na nią zdziwiony, uniósł brew do góry i chciał już zapytać, co by chciała, ale przecież to on przygotowywał dla niej śniadanie. Wczorajszego wieczoru kompletnie o tym zapomniał, a po nocach nie daje jej karmy z kilku powodów. Po ostatnim razie, jak miała rewolucje żołądkowe, stwierdził, że tak ryzykować nie będzie. 
Pstryknął Delicję w nos i zabrał jej miskę, którą postawił na wyspie kuchennej. Zabrał się za przygotowywanie śniadania, mimo że psina wciąż kręciła się wokół jego nóg lub próbowała podpatrzeć, co robi Luther. 
Kiedy oboje już mieli swoje wykwintne śniadania, to dochodziła ósma. W tym czasie zdołał dostać powiadomienie na telefon. Widząc, że to wiadomość od Yassina, delikatnie się uśmiechnął. Może nie jest zły? Jeśli się dąsa o wczoraj, to może mu kupić jakieś kwiaty. 

Y: Nie mogę się dzisiaj spotkać, sprawa rodzinna :/ 
L: jasne, to innym razem

Ciężko westchnął. Nie chciał dopytywać, ledwo się znali. Uważał, że nie wypadało. Może będzie chciał, to sam da znać i mu napisze. 

Y: Jak szybciej uda mi się to wszystko załatwić, to się odezwę 

Lu odpisał jedynie, że ma się nie śpieszyć i w razie czego, to spotkają się innego dnia. Choć do końca tygodnia będzie miał pracę, ale jakoś uda się znaleźć kilka minut na spotkanie. Chyba że Yassin lubi spać do późna, to już nieco komplikuje sprawę. 

*

Cały dzień spędził w domu, zajmując się sprzątaniem. Nie miał, kiedy tego zrobić, a skoro nie miał większych planów, to stwierdził, że będzie to odpowiednia pora. W międzyczasie przyszedł Kai, który zaczął Lutherowi o wszystkim opowiadać. Narzekał na wykładowców, że są wymagający i dają dużo materiału a mało czasu na naukę. To jakaś dziewczyna dała mu kosza, ale potem w sumie stwierdził, że był głupi. Mężczyzna słuchał swojego brata, czasami komentując jego wybryki, ale kręcił głową z rozbawieniem, jak słyszał, co zrobił Kai. 
— Jesteś niemożliwy czasami — stwierdził Lu, siadając na kanapie obok Kaia, który zadarł urażony głowę do góry. 
— Nie moja wina, że los mi nie sprzyja — burknął, po czym spojrzał na jasnowłosego. — Nic nie mówisz, co u ciebie. Widziałem, że wczoraj kogoś tu przyprowadziłeś. Znalazłeś kogoś?
— Nie, to znajomy — odpowiedział, wzruszając ramionami. Pominął fakt, jak się poznali. Im mniej wie, tym lepiej śpi. 
— Zawsze tak każdego określasz i dopóki się nie drąży, to nie powiesz, że kogoś masz. Jestem twoim bratem, nie rywalem. Myślisz, że będę chciał ci kogoś odbić? — zapytał, nachylając się nad bratem, szeroko się uśmiechając. — To ktoś w twoim typie, co? 
— Nie bądź taki ciekawski, bo kociej mordy dostaniesz — odpowiedział Lu, pstrykając brata w nos, przez co ten opadł na kanapę, rozkładając ręce w geście kapitulacji. 
— Nie, żebym jej nie miał, ale okej. 
Spojrzeli po sobie, Luther parsknął na tę uwagę brata, przyznając mu rację. W końcu są zmiennokształtnymi i to jeszcze lwy. 
Nie kontynuowali tematu, skupili się na czymś innym. Lu obecnie nie chciał, żeby Kai za dużo wiedział o Yassinie. Był zbyt dużą paplą i za chwilę wszyscy będą wiedzieli. A trzeba zauważyć, że Luther zdecydowanie należał do osób skromnych, ale przede wszystkim tajemniczych. Nie lubił z bardzo dzielić się informacjami na temat jego życia. Wolał pewne aspekty zostawić dla siebie. W dodatku nie chciał robić sobie niepotrzebnej nadziei. Te spotkania jeszcze o czymś do końca nie świadczyły. A może... Trudno momentami było mu rozgryźć Yassina. Szczególnie wczoraj. To, co się wydarzyło, dalej gryzło mężczyznę. Może powinien był jednak się zgodzić ze zwykłej grzeczności? Jednak z drugiej strony czułby się nie w porządku, że zajmuje czarnowłosemu dużo czasu i przesiaduje do późna. Może teraz przez to, co się wczoraj wydarzyło, to odmówił spotkania? Podrapał się po karku i odchylił głowę do tyłu. No teraz już za późno, żeby cofnąć czas. 
Kiedy tak siedział z Kaiem na kanapie, przyszła do nich Delicja, która nosem zaczęła trącać kolano brata swojego właściciela. Młodszy ciężko westchnął i odłożył swój telefon na bok, aby zacząć głaskać suczkę po głowie. Podrapał ją między uszkami, potem potarmosił jej pyszczek, a następnie wrócił go głaskania. 
Telefon Luthera zawibrował, przez co Kai zwrócił na to uwagę, ciekawsko wpatrując się w swojego brata. 

Y: Jednak już wróciłem do domu, jak masz czas, to możemy się spotkać. c:

Zastanowił się chwilę, spojrzał na Kaia, który udawał, że wcale przed chwilą nie zawisł mu na ramieniu, aby zobaczyć, kto pisze do Lu. Wrócił do głaskania psa, rozglądając się po mieszkaniu i mówiąc, że ma bardzo ładne kolory. To nie tak, że prawie codziennie tutaj przychodzi. Zna te cztery ściany doskonale.

L: jeśli chcesz, to mogę po Ciebie przyjechać 
Y: Nie ma opcji, że wsiądę na Twoją maszynę zagłady!!!!
L: to przyjadę autem... lepiej?
Y: ...
Y: Nie kłamiesz? 
L: nie 
Y: No ok, to możesz być tak za 20 minut, muszę jeszcze kota nakarmić i ogarnąć parę rzeczy w domu
L: okej
Y: Wyślę Ci pinezkę, gdzie masz podjechać. Nie spóźnij się. 
L: oczywiście 

Zablokował urządzenie i odłożył je na bok. Miał sporo czasu, ale zdecydował, że pójdzie się już przebrać. Nie chciał później ubierać się na szybkości. Wstał z kanapy i potarmosił włosy swojego brata. 
— Zostawiasz mnieeee? — zapytał, podążając za Lutherem do sypialni, gdzie obserwował, jak jego brat przeszukiwał szafę. Nie to, żeby nie miał, czego ubrać. Jednak wszystkie jego stroje to garnitury w różnych kolorach i eleganckie koszule. Miał też część mniej oficjalną, ale ciężko go w tym zobaczyć poza domem. — A poznasz mnie z nim? Fajny jest? — Lu nawet nie zdołał odpowiedzieć na pytanie, a Kai miał już jego telefon i przeglądał zdjęcia Yassina w aplikacji. Zagwizdał, uśmiechnął się tajemniczo, ale nie zdołał zobaczyć wszystkich zdjęć, bo Luther zabrał mu telefon. 
— Nie grzebie się w cudzych rzeczach, wiesz? 
— Moje, twoje, nasze wspólne — zauważył Kai, szczerząc się jak głupi do sera. 
— A idź z tobą — machnął ręką, rzucając telefon na łóżko.
Ściągnął z siebie dotąd noszone ubrania, a następnie wyjął z szafy czyste, które wepchnął Kaiowi. 
— Wyprasuj mi to, ja się umyję. 
— Czyścioszek — zacmokał, szybko odchylając się do tyłu, aby uniknąć ręki brata, którą chciał go uderzyć w klatę. 
Po szybkim, orzeźwiającym prysznicu wrócił do sypialni, gdzie Kai zdołał wyprasować ubrania dla brata. Luther podziękował, a następnie założył je na siebie, szybkimi i sprawnymi ruchami zapiął wszystkie guziki koszuli, następnie założył marynarkę i przejrzał się w lustrze. Palcami przeczesał jeszcze włosy, aby upewnić się, że wszystko idealnie wygląda. 
— Zostało ci jakieś dwanaście minut, wiesz? — zauważył Kai.
— Wiem, zdążę. Zajmiesz się dzisiaj Delicją? 
— Z miłą chęcią! 
Kai jeszcze wstał z łóżka, aby poprawić kołnierzyk koszuli. Posłał szeroki uśmiech bratu, klepnął go w plecy i życzył mu udanej randki, za co Lu zgromił go spojrzeniem. Jednak nie chciał się spóźnić. Wziął telefon, kluczyki od auta i założył buty, po czym wyszedł z mieszkania. Czekał na windę, w tym czasie uruchomił pinezkę, którą wysłał mu Yassin. Nie było to pod domem czarnowłosego tylko gdzieś wcześniej. Wzruszył ramionami, nie miał, co się zastanawiać. Wsiadł do windy i wcisnął piętro -2, gdzie znajdował się podziemny garaż. Kiedy już zjechał na wybrane piętro, udał się do swojego samochodu. Jeździł nim rzadko, częściej użyczał go swojej siostrze. Preferował jazdę na dwuśladzie, ale cóż. Może innym razem. 
Po drodze do wskazanego lokalizacji zajechał jeszcze do kwiaciarni, aby kupić kwiaty dla Yassina. Tym razem kupił mały bukiet jasnoróżowych róż. Wyglądały na delikatne, ale jednocześnie idealnie. Wrócił do auta i schował kwiaty za fotelem pasażera. Następnie wrócił na główną ulicę, kierując się zgodnie z nawigacją. Na miejsce dojechał idealnie na czas. Czarnowłosy również się pojawił chwilę po tym, jak przyjechał Firebane. Luther opuścił szybę od strony pasażera, oparł się o podłokietnik i przechylił bardziej do przodu, w kierunku Yassina, który otworzył sobie sam drzwi i wsiadł do środka. Nie zwrócił uwagi, że Lu jest pochylony, dlatego prawie uderzył go z łokcia, za co szybko go przeprosił. 
— Boże! Czemu się tak pochyliłeś!
— Chciałem spytać, czy nie potrzebujesz podwózki — stwierdził Firebane, wracając do poprawnej pozycji. — A ty zdążyłeś już wsiąść. 
— A co, jakbym ci przypadkiem nos złamał? — spytał Yassin, patrząc na jasnowłosego z widocznym politowaniem. — Powinieneś uważać.
— Martwisz się o mój nos? 
— Tego nie powiedziałem — szybko spoważniał, zadarł głowę do góry i prychnął pod nosem. 
Luther zaśmiał się, nie komentując więcej swojego towarzysza. Sięgnął po kwiaty, które schował za fotelem Yassina, aby następnie położyć je na udach mężczyzny. 
— To dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się spodobają — powiedział, posyłając delikatny uśmiech w stronę swojego towarzysza. 
Yassin spojrzał na kwiaty, a następnie na Luthera. Nic nie powiedział. Wziął bukiet, a następnie schował w nich swój nos, zaciągając się delikatnym zapachem kwiatów. Na jego ustach wymalował się delikatny uśmiech. Chyba można stwierdzić, że mu się podobają. 
— Dziękuję — usłyszał Luther, przez co zerknął kątem oka na swojego towarzysza.
— Nie ma za co. To gdzie jedziemy? 
— A, właśnie — Yassin wyciągnął telefon z kieszeni spodni, aby szybko pokazać Lutherowi, gdzie chciał jechać. — Znalazłem taką restaurację nad samą wodą. Może być tam fajnie! 
Luther wyciągnął rękę do Yassina, tym gestem prosząc go o telefon, który po chwili otrzymał. Znał to miejsce aż za dobrze. Była to ulubiona restauracja Vipersów. Problem był jednak taki, że nie powiedział mężczyźnie o swojej pracy, a wszyscy w tej restauracji go znają. Jednak nie chciał odmawiać. Uśmiechnął się i oddał telefon w ręce mężczyzny. 
— Dobrze, to pojedziemy. Będziesz mnie nawigować? — zapytał, na co Yassin się zgodził.
Nawigowanie Yassina było... cóż. Może i Luther był w tamtej restauracji sporo razy, ale nie znał do niej dokładnej drogi. Dlatego zawsze zdawał się na nawigację. Jednak kiedy Yassin mówił mu w ostatniej sekundzie, że ma zjechać, to musiał robić mocne manewry, hamować do niskich prędkości, aby skręcić. W końcu dojechali. Firebane spojrzał na czarnowłosego, który jedynie się szeroko uśmiechał. 
— Nie wiem, z czego się tak cieszysz — prychnął Lu, tym razem to on zadarł głowę do góry. 
— Oj nie gniewaj się! — szturchnął go w ramię. — Nie robiłem tego celowo. To wina nawigacji, że nagle zmieniała mi trasę!
— Jasne, jasne. A tu mi jedzie czołg — pochylił się do Yassina. — A tu strzela. 
Czarnowłosy przewrócił oczami, a następnie wyminął Luthera i skierował się do wejścia budynku. Lu szybko go dogonił i otworzył przed nim drzwi, przepuszczając pierwszego. Kiedy weszli do środka, zostali przywitani i zaprowadzeni do stolika. Yassin spojrzał lekko zawiedziony, ponieważ nie mieli stolika przy oknie. 
— A możemy usiąść tam, przy oknie? — spytał Luther, a jego towarzysz, gdyby mógł, to zabiłby go spojrzeniem. 
— Ah, jasne, nie ma problemu — odpowiedziała kelnerka, gestem ręki wskazując, aby poszli za nią.
— Nie musia...
— Musiałem — wtrącił się Luther. — Siadaj — odsunął krzesło Yassinowi, który usiadł. — Widzisz? Warto było. 
Usiadł naprzeciw mężczyzny i wziął kartę do ręki. Dania tutaj nie należały do najtańszych, ale były warte swojej ceny. Widząc, jak Yassin skacze spojrzeniem po cenach, ciężko westchnął. 
— Ja stawiam, nie martw się o koszt. 
— Ale... ostatnio już płaciłeś — mruknął czarnowłosy.
— Mogę i tym razem. Nie ma w tym problemu, Yassin. Naprawdę. 
Czarnowłosy westchnął ciężko, ale się zgodził. Kilka minut siedzieli i dyskutowali, jakie dania będą najlepsze. Luther postawił na to, co zawsze, czyli stek z kością, a do tego frytki i jakieś surówki. Yassin ostatecznie zdecydował się zamówić burgera. Oczywiście wybrali jeszcze po jednym cieście: brownie i malinową chmurkę. Kiedy czekali na swoje dania, to w międzyczasie w tle grała telewizja. Obecnie ustawiona była na kanał muzyczny. 
— Gdzie potem? Spacer? — spytał Lu, opierając się łokciami o stolik.
— Tak. A potem... możemy do mnie pojechać. Koniecznie musisz poznać mojego kota — oznajmił, uśmiechając się do Lu. 
— W porządku, mi pasuje. 
— A Delicja? Nie będziesz musiał jej wyprowadzić na spacer?
— Mój brat się nią zajmie. 
— Masz brata? — na to pytanie Lu przytaknął głową. — Tylko?
— Nie, mam jeszcze siostrę i dwie siostrzenice. Nie rozmawiajmy teraz o rodzinie, co? — zaproponował, uśmiechając się do Yassina.
Nie lubił rozmawiać o swoim życiu w miejscu publicznym. Wolał o takich rzeczach rozmawiać w zaciszu domowym. Był na to bardzo przeczulony ze względu na swoją pracę. Każda taka informacja może wpłynąć na jego niekorzyść. Nigdy nie wiadomo, czy wokół nie ma szpiegów. No i czy sam Yassin nim nie jest. Chociaż w to akurat wątpił. W jego opinii: nie nadawał się do tego, bo łatwo można go rozczytać. A może to zabieg celowy? Kto wie. 
Otrzymali swoje zamówienie, więc zabrali się za jedzenie. Oczywiście skończyło się na tym, że oboje spróbowali wzajemnie swoich dań. Luther stwierdził, że burger jest naprawdę smaczny. Jednak nie zamierzał oddać swojego steka. Upił trochę coli, którą również zamówił do obiadu. W pewnym momencie w telewizji zmienił się kanał na wiadomości. To Luther miał na szczęście idealny kąt na oglądanie jej, a nie Yassin. Dlatego, kiedy zauważył siebie w telewizji, prawie zakrztusił się jedzeniem. Czarnowłosy szybko wstał ze swojego miejsca i zaczął klepać Lu po plecach.
— Spokojnie, nie zabiorę ci tego — zażartował, szeroko się uśmiechając. 
Lu wzrokiem szukał kelnerki, którą doskonale znał. Jednak nigdzie nie mógł jej znaleźć. Nie chciał słuchać pretensji od Yassina teraz. Jeszcze za wcześnie. 
Na szczęście kanał został znowu zmieniony na muzyczny i czarnowłosy nie zdołał zauważyć, że Luther był w telewizji. Szczęście w nieszczęściu. 
— Już dobrze? — spytał, na co Firebane przytaknął głową, upijając trochę napoju. 
— Ciasto i spacer? 
— Tak! 
O mały włos przeszło przez myśl mężczyzny. Kiedyś i tak będzie musiał o tym powiedzieć. Jednak nie teraz. Jeszcze przyjdzie taki moment. Polubił go, zdecydowanie, ale uważał, że to nie była odpowiednia pora na rozmawianie o pracy Luthera. Doskonale wie, jak zawsze takie rozmowy się kończyły. W końcu nikt nie chciał być w relacji z kimś, kto należy do Vipers. A jeszcze najlepszy łowca w Deiranie? Cóż, raczej Luther może mieć wielu wrogów. Fanów pewnie też, kto wie, aczkolwiek jest to dość ryzykowne, gdy chce się z nim randkować. Duże ryzyko i nie każdy jest na nie gotowy. 

Yassin? <3

2559 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz