27 grudnia 2025

Od Marche

Po pierwsze, to nie tak miało wyglądać, pomyślała Marche, naciągając głębiej kaptur obszyty białym futrem. Na niewiele się to zdało, płatki śniegu dziwnym trafem zawsze znajdowały sposób, by dostać się jej prosto do oczu. Ten wiatr wieje z ziemi?, parsknęła do siebie, czując szpileczki chłodu na wargach i policzkach. Makijaż w takich warunkach nie wytrzyma długo, po co ona w ogóle się stara? A te kolczyki? Metal wychłodził się tak bardzo, że miała wrażenie, że miejsce przekłucia lekko ją parzy. A włosy? Szarpane zimnymi podmuchami na wszystkie strony, zaraz poplączą się na amen.
Wcale nie jest tak źle, wmawiała sobie uparcie, uderzając palcami w struny, co nie bolało, ale wywoływało nieprzyjemne uczucie w zębach, bo palce, od siedzenia na dworze przy takiej pogodzie, paskudnie jej skostniały. Murek, kontynuowała przekłamywanie rzeczywistości, wcale nie jest taki zimny, te schody, na których przedwczoraj siedziałam, były gorsze. Śnieg wcale mnie nie zasypuje, to element dekoracyjny, tworzymy uroczy klimat dla piosenki, poza tym od śniegu ładnie odbija się blask tej lampy nieopodal, jestem z tego miejsca oświetlona całkiem przyzwoicie. Poza tym, oooch, patrzcie, takie ze mnie biedne zmarznięte dziewczę, siedzę na murku w parku i śpiewam piosenki przechodniom, no błagam, kto by się nie ulitował i nie wrzucił paru drobniaków do futerału? Taka młoda i zdolna, a taka biedna i zmarznięta? Jak można przejść obojętnie? No nie można, zabieg przemyślany i celowy, czysta strategia, tylko poczekać, aż ludzie się zbiorą, a paru już mam.
Mogłam jednak bardziej przyłożyć się do tego okresu próbnego za barem, westchnęła, ale bez żalu, bardziej ze znudzenia i nonszalancji. Ale to nie moja wina, że nie szło mi najlepiej, ja chciałam tam śpiewać, nie łazić z tacką i obsługiwać lokalnych pijaczków. Poza tym wzięłam tę robotę tylko dlatego, że nigdzie nie mieli mi do zaproponowania nic lepszego. Zresztą nie przeszkolili mnie odpowiednio, skąd miałam wiedzieć, jak lać piwo z kranu, żeby nie narobić piany? Albo że klient, któremu z dumą wręczę mój Pierwszy w Życiu Własnoręcznie Zlany Kufel, pójdzie do szefa na skargę, że jesteśmy oszustami i ojebałam go na kasę, bo piwa jest sporo poniżej kreski, a jedna trzecia naczynia to piana? A to, że nie wiedziałam, jak smakuje sałatka z kozim serem, z czego się składa i nie potrafiłam sensownie klientce doradzić? Nie moja wina, że babeczka z choinki się urwała. Czy ona sądziła, że jak się zatrudniałam, to zrobiono mi na wejściu darmową degustację całego menu i wiem teraz, co w karcie smaczne, co niesmaczne? Albo to, że po rozliczeniu kasy wyszłam na minus? Że brakowało prawie dwóch stów? Niech się cieszą, że tylko tyle, ja wcześniej nic wspólnego z kasą i liczeniem nie miałam, poza tym nie znałam jeszcze perfekcyjnie karty dań, mogłam się gdzieś machnąć raz... czy tam parę razy. A portfela tego dziadka wcale nie ukradłam, sami mi go dał, po prostu miał demencję i nie pamiętał. Zresztą: popracowałabym miesiąc i bym się wyrobiła, wszystko jest do wyćwiczenia, ale lepiej po trzech dniach powiedzieć, że nie-nie, dziękujemy, pani nie zna podstaw i nie ma żadnego doświadczenia, pani się nadaje do gruntownego przeszkolenia. TO CZEMU MNIE NIE PRZESZKOLICIE, DO CHOLERY?
Pewnie nie uczą od podstaw, sama sobie odpowiedziała, cytując zdanie, jakie niejednokrotnie widziała ostatnio przy podobnych ofertach pracy. Co ja powiem Elizie? Ona wszystko zrozumie, ale głupio już tak nadużywać jej uprzejmości, za bardzo mi pomaga. Wysprzątam nam jutro mieszkanie, zrobię dobre jedzenie, odwdzięczę się chociaż w ten sposób. A potem znowu porozsyłam CV, zapytam o pracę tu i tam, podzwonię po koleżankach, może wiedzą, czy kogoś gdzieś szukają. Coś się w końcu trafi, na początek może być cokolwiek, chodzi tylko o to, żeby trochę stanąć w tym mieście na nogi i przestać polegać wyłącznie na najlepszej przyjaciółce i jej dobrym sercu.
Wróciła na ziemię, zorientowała się, że jedna z osób, które zatrzymały się, żeby posłuchać jak gra na ukulele, coś skąpi. Słucha już od dłuższej chwili, korzysta z uroku jej głosu bez skrupułów, a zupełnie nic jeszcze jej do futerału nie wrzuciła. Marche przyszpiliła ją spojrzeniem.
— Jeśli piosenka się podoba — zaintonowała, przesuwając opuszkami palców po strunach, wpatrując się w nieznajomą postać spod rzęs, błyskając zębami w uśmieszku — to dlaczego drobnych szkoda?

688 słów

Zapraszam ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz