— Jakieś plany na sylwestra?
Zamarłam z łyżką w połowie drogi do ust. Wbiłam mordercze spojrzenie spode łba w siedzącego naprzeciwko mnie Minkiego, który zadowolony oparł łokcie o stół, a brodę na złożonych dłoniach. Jego ogony o hipnotyzująco czerwonych końcówkach poruszały się powoli, nieskładnie, za jego plecami. Zawartość sztućca, przechylonego zbytnio przez moją nieuwagę, spadła z powrotem do miski.
— Oj, uważaj, chlapiesz — mężczyzna cmoknął z dezaprobatą. — Tam jest kurkuma, ciekawe, jak potem dopierzesz...
Prychnęłam, sięgając po papierową serwetkę ze stojaka i wycierając drobne kropelki kremu dyniowego z drewnianego blatu. Na mnie fartem nic nie poleciało, bo faktycznie, dopranie kurkumowo-dyniowej plamy z jasnej koszulki, którą miałam na sobie, byłoby dość kłopotliwe.
W każdym razie Minki raczej nie pytał z ciekawości. Znając go, na bank coś już wymyślił...
— Zamierzam spać — zmięłam serwetkę w kulkę i rzuciłam nią w Minkiego. Kitsune, przyzwyczajony już do takich zagrywek, strącił ją z toru lotu jednym ruchem ogona. Wpadła do jego, pustego już, talerza.
— W sylwestra?! — mina mężczyzny wyrażała dezaprobatę.
— Dzień jak co dzień? — zamieszałam łyżką w misce. — Co za różnica, czy akurat zmieniamy kolejną cyferkę w dacie, czy nie?
— Zero polotu, ZERO! — kręcił głową, poruszające się za nim ogony zmieniły rytm, podkreślając tylko jego oburzenie moją postawą. — Czy ty właśnie przewróciłaś na mnie oczami?
W istocie. Wróciłam do jedzenia zupy, uśmiechając się pod nosem.
— No wiesz co... — żachnął się, zadzierając brodę, udając wielce obrażonego. Całkiem nieźle mu to tym razem wyszło, bo zachował ciszę, aż nie zjadłam do końca swojego obiadu. Nawet gdy wstałam, żeby zebrać naczynia i włożyć je do zmywarki, dalej siedział z założonymi ramionami i wbijał wzrok gdzieś w ścianę. Westchnęłam.
— To gdzie chcesz iść? — spytałam prosto z mostu, definitywnie się poddając. Trajkoczący bez końca i ciągle trujący o coś tyłek kitsune był może irytujący, ale w zasadzie przyzwyczaiłam się już do tego. Gdy jednak milczał w taki sposób, prędzej czy później robiło mi się głupio.
Słysząc to pytanie, spojrzał na mnie w końcu, po czym uśmiechnął się promiennie, gdy tylko dostrzegł mój zrezygnowany wyraz twarzy. Natychmiast sięgnął po swój telefon leżący wcześniej na brzegu stołu ekranem do blatu. Chwilę poklikał, po czym przystawił mi go przed nos.
— Wyszła nowa, zarąbista gra w co-opie, może zaprosimy Hyuka i pogramy? — spytał, robiąc wyraz twarzy, nie wiem dlaczego, kojarzący mi się z psem próbującym wybłagać od kogoś kawałek jakiegoś smakołyku ze stołu. Uniosłam zaskoczona brew. To jednak nie muszę nigdzie wychodzić? Jak miło!
— Skoro tak ładnie prosisz... — nie mogłam sobie odmówić podroczenia się, zamiast zwykłej odpowiedzi. Widziałam, jak ogony mu drgnęły, ale zachował swój dotychczasowy wyraz twarzy. Dodałam więc mimochodem: — ...natomiast jakie "my"? To moje mieszkanie, więc co najwyżej, jak będę miała dobry nastrój, to pozwolę wam wpaść, o ile przyniesiecie jakąś wałówkę i obiecacie tym razem nie wyrywać drzwi z futryną...
— To Hiyuk — prychnął Minki, wstając gwałtownie i odbierając mi naczynia z rąk, ewidentnie zniecierpliwiony, że dalej z nimi nad nim sterczę. Natychmiast ruszył do kuchni. Poruszające się za nim wściekle ogony powiedziały mi, że ruszył się w głównej mierze po to, żeby ukryć irytację. Prychnęłam rozbawiona, ruszając za nim do kuchni. — Ja ci ogarnąłem zasłonkę!
— Jakże szczodrze — zaśmiałam się. Wtedy myślałam, że zamorduję drugiego z kitsune, natomiast obecnie bardziej mnie już ta cała sytuacja bawiła. Wyrwać drzwi z futryną... I to w przyjacielskiej przekomarzance. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby mężczyzna miał stanąć z kimś do walki na poważnie. Chyba nie byłoby po delikwencie co zbierać.
***
Ostatecznie oczywiście wzięłam na siebie szykowanie przekąsek. Minhyuk, gdy brat do niego zadzwonił, powiedział kategorycznie, że zamierza kupić co najwyżej gotowe ciastka i chipsy, uznałam więc, że tutaj zdecydowanie nie ma pola do negocjacji. Z bólem serca z niejaką przyjemnością z możliwości ugotowania czegoś dobrego zgodziłam się więc w ostatni dzień grudnia wylądować na pół dnia przy organizowaniu jedzenia. Minki jak zawsze z pełnym zaangażowaniem komentował prawie każdą rzecz wkładaną do koszyka — ,,A po co nam to?", ,,Co my armię chcemy wykarmić?" (odp: "Nie, tylko twojego brata, który zeżre wszystko, jak spuścimy go z oka na pięć minut") pomógł mi z zakupami. Potem, przy przygotowywaniu jedzenia, też pomagał, chodząc za mną po kuchni i zbierając brudne naczynia, które hurtowo produkowałam "Ale serio, potrzebujesz aż tyle misek brudzić? Weź to wszystko do jednej wrzuć po prostu" i uczynnie złorzecząc wraz ze mną, na czym świat stoi, gdy coś nie od razu wyszło tak, jak sobie to wymyśliłam "Masz rację, Lu, to ciasto jest bezczelne, że nie chce rosnąć! Co za beznadziejne drożdże, w ogóle nie garną się do roboty, lenie".
Wiele przekleństw i nerwów później stanęłam przed piekarnikiem, zakładając ręce na piersi. Wbijałam wściekłe spojrzenie w piekące się za szklanymi drzwiczkami mini pizzerki, które tak mnie tego dnia poirytowały, że kończenie ich przejął stojący teraz za mną kitsune. Brodę oparł na czubku mojej głowy.
— Wiesz, że jak będziesz je tak wściekle mordować wzrokiem, to się szybciej nie upieką? — spytał po chwili mężczyzna, prostując się i zabierając do wycierania resztek mąki z blatu. Gdy nie zareagowałam, dźgnął mnie łokciem w bok. — Ziemia do Lu!
— To będą zakalce — burknęłam. — A nawet jak nie, to twarde jak...
— Kamień? — podsunął uczynnie.
— Co najmniej — pociągnęłam się za kosmyk włosów, który wysunął mi się z kitki. — Pierdzielone drożdże...
— Możemy je pobić, jeśli chcesz — zaoferował Minki, obejmując mnie ramieniem i siłą odciągając od piekarnika. Posłałam mu kolejne mordercze spojrzenie, niestety nie nakłoniło go do to puszczenia mnie. Zamiast tego się roztrajkotał. — Hyuk i tak zje te pizzerki, spokojnie! Ja też! No i mamy jeszcze te zawijasy ze szpinakiem, ciastka... Starczy nam wszystkiego! Ewentualnie po prostu zamówimy pizzę.
Dobra, wdech wydech, Lu, nie wszystko zawsze się udaje.
Porozstawiałam wszystko na stoliku kawowym przed telewizorem. Minki w tym czasie odpalił moją gdyby zapytać kitsune, to jednak "naszą" konsolę i zaczął pobierać na nią tę nową grę, o której mówił. Gdy na ekranie telewizora pokazał się pasek postępu, odłożył pada i wstał z kanapy.
— Dobra, z czymś jeszcze trzeba pomóc? — spytał, patrząc z rozbawieniem, jak nieudolnie próbuję otworzyć butelkę pepsi. — Nie ma żadnego zaklęcia do tego? Wiesz, jakbyś zapomniała, jesteś magiem...
— Tylko skrajni lenie używają do wszystkiego magii — prychnęłam. Niemniej w istocie walka z butelką mnie definitywnie pokonała. Westchnęłam pokonana, wbiłam wzrok w zakrętkę, która po chwili zaczęła sama się odkręcać.
— Brawooooo — Minki zaklaskał, śmiejąc się ze mnie. Wystawiłam mu język.
Po czym machnęłam ręką, przywołując żywioł powietrza, żeby intensywny podmuch porwał pozostawioną przez kogoś na stole nieopodal zmiętą serwetkę i miotnął nią prosto w kitsune. Mężczyzna nie spodziewał się ataku zza pleców, więc, pierwszy raz od dawna, rzucony w niego pocisk dosięgnął celu. Złapał się za potylicę, udając, że bardzo go to zabolało.
— Osz ty — uśmiechnął się, bardziej rozbawiony niż urażony, po czym jednym susem mnie dopadł. Pisnęłam, próbując uskoczyć, ale był za szybki. Popchnął mnie na kanapę, nie chciałam dać się jednak tak łatwo pokonać. Pociągnęłam go za sobą.
W sumie był to kiepski pomysł, bo prawie mnie zmiażdżył, upadając bezwładnie. W ostatniej chwili podparł się ręką o zagłówek kanapy, chroniąc nas przed zderzeniem się czołami. Widząc jego zszokowaną minę tuż przed swoją twarzą, wybuchnęłam śmiechem.
— O mój boże, ale musicie tak przy ludziach? Moje oczy!
Musieliśmy zapomnieć zamknąć drzwi wejściowych, bo w wejściu do salonu, obładowany torbami z zakupami brzęki dobiegające z reklamówki sugerowały, iż uznał, że skoro tak broniłam swoich zapasów alkoholi do ciast, to wielkodusznie przyniesie swoje i jakimiś pudełkami. Coś wspominał, że przyniesie nam planszówki, pewnie to były one. Minki rzucił ponad ramieniem mordercze spojrzenie bratu, zanim się pozbierał i mnie uwolnił.
Pomogłam Minhyukowi wypakować wszystko, co przyniósł. W istocie, nakupował dość sporo alkoholi. Patrzyłam chwilę na rządek butelek pyszniących się na blacie w kuchni, zanim spojrzałam na kitsune.
— Ty tak serio? — spytałam, przyglądając się, jak wyciąga z szafki trzy kieliszki. — Jak w trzy osoby to wypijemy, to impreza się skończy jeszcze przed północą.
— Przesadzasz! — kitsune wywrócił oczami.
No więc jednak nie przesadzałam.
— Minkiiiiiiiiii — złapałam siedzącego na kanapie po mojej prawej kitsune za ramię. Zaczęłam bujać się do przodu i do tyłu, szamocząc go przy tym. — Nie mogę tego przeeeeeeeeeeeeejść.
Trudno było mi powiedzieć, która była godzina, ale raczej sporo czasu zostało do północy. Pograliśmy chwilę w grę, którą znalazł Minki, ale dość szybko znudziła się dwójce kitsune i przełączyliśmy na jakiegoś rpg-a dla jednego gracza. Nie wiem dlaczego, Minhyuk z szerokim uśmiechem na twarzy, gdy tylko ją odpalił, wsadził mi pada w ręce. I tak oglądali, popijając grzane wino, jak się męczę w jakiejś horrendalnie trudnej grze. Jakby — kogo to niby bawiło??? Moja postać ginęła średnio co minutę! Więcej oglądałam czarny ekran głoszący wszem i wobec, że zginęłam, niż faktyczną rozgrywkę!
Minhyuk parsknął w kubek, a Minki wywrócił oczami, z jego twarzy nie znikał jednak wyraz rozbawienia moimi, wciąż nędznymi, próbami opanowania konsoli.
— Może spróbuj jeszcze raz? — spytał, starając się wyswobodzić ramię. Oburzona, objęłam go więc za szyję, kontynuując bujanie się. Przód-tył-przód... — Teraz prawie ci wyszło.
— Przejdź mi tooooo...!
Poddał się w końcu. Zabrał pada leżącego na moich kolanach i zaczął klikać. Pokonał pierwszego bossa w może trzy minuty, nie ginąc przy tym ani razu, chociaż cały czas tkwiłam przyczepiona do jego lewej ręki, zmuszając go tym do grania w pozycji lekko przechylonej w moją stronę. Gdy wkurzający mnie od niemal godziny potwór w końcu padł, oparłam czoło o ramię mężczyzny i wybąkałam:
— Nie nadaję się do tego, głupia graaaa...
— No już już — poczułam, jak Hyuk klepie mnie w ramię. Podniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Tuż pod nos podstawił mi szklankę z jakimś wymieszanym przez niego drinkiem. — Masz, napij się, lepiej ci będzie.
— Hyuk... — głos Minkiego przyjął ostrzegawczy ton, ale generalnie obydwoje go zignorowaliśmy. Puściłam przyjaciela i złapałam podaną mi szklankę, opróżniając ją niemal na raz. — Ech... Jesteście niereformowalni.
— Przyznaj, bawi cię to — zaśmiał się jego brat, sięgając ponad mną, żeby odebrać Minkiemu pada. — Lu, co te pizzerki...
Dłonie Minkiego zasłoniły mi uszy, skutecznie uniemożliwiając słowom Minhyuka dotarcie do mnie. Spojrzałam skonsternowana na tego pierwszego, który z kolei patrzył na brata. Coś do niego mówił pewnie coś w stylu "Nie odzywaj się, to drażliwy temat". Gdy skończył, zabrał ręce. Upiłam kolejny łyk drinka, patrząc, jak Hyuk pokonuje bez większych problemów kolejne hordy stworów. Czułam, jak głowa coraz bardziej mi ciąży, oparłam ją więc o ramię przyjaciela.
Jakiś czas później i ta gra się braciom znudziła, wyłączyli więc konsolę. Minki odpalił kanał TVV 2, gdzie tego wieczora emitowany był noworoczny koncert, podczas gdy my z Minhyukiem wyemigrowaliśmy do kuchni podgrzewać kolejne porcje grzańca. Mężczyzna usiadł na blacie przy kuchence, przyglądając się uważnie temu, co wrzucałam do garnka.
— Wesoły ten twój kociołek Panoramixa — zaśmiał się, patrząc, jak zaraz po winie dolewam do gara brandy. — Nawet ja tak nie mieszam!
— Pan raczy żartować — prychnęłam, przypominając sobie kilka ostatnich drinków w jego wykonaniu. Kij jeden raczył wiedzieć, czego mi do nich władował, ale już naprawdę poważnie kręciło mi się w głowie. — A to i tak odparuje, a brandy smak zostawi...
— Tak tak, oczywiście. Wyparuje. Jasne — kitsune nie wytrzymał i zaniósł się śmiechem. Zwabiony tym Minki zajrzał do kuchni zobaczyć, co robimy, że tak nam wesoło. — Ej, brat, spróbuj tego! — złapał chochlę i nalał mu porcję grzańca.
— Czegoś ty tam naładował? — Minki skrzywił się, gdy tylko powąchał zawartość kubka, po czym spojrzał na brata sceptycznie.
— Tym razem to nie ja — śmiejąc się, wskazał na mnie ruchem głowy.
— Pff, cienkie bolki — prychnęłam, odwracając się gwałtownie. Niestety, zakręciło mi się przy tym w głowie. — Łuuuuuuuuups...
Minki złapał mnie ramieniem w pasie i przytrzymał, żebym nie grzmotnęła na podłogę. Albo, co gorsza, przy okazji prawdopodobnie zahaczyła czołem o któryś blat. Z salonu dobiegł nas jakiś wyjący dźwięk, wydawany przez któregoś z artystów występujących na koncercie emitowanym w telewizji.
— O ja, czy to Marylin Rodovitchowa?! — Hyuk, zdaje się, od razu rozpoznał piosenkę i wykonawcę. Zeskoczył uradowany z blatu i niemal w podskokach pognał do salonu obejrzeć występ wspomnianej artystki.
Chciałam stanąć prosto, ale mi nie wyszło. Znowu się zachwiałam, mimo to próbowałam odepchnąć ramię przyjaciela, bełkocząc, że nic mi nie jest i żeby mnie zostawił. Westchnął ciężko, łapiąc mnie jeszcze drugą ręką i obrócił twarzą do siebie. Oparłam się ciężko czołem o jego klatkę piersiową.
— Umrę — bąknęłam. W tej samej chwili czknęłam. Poczułam wibracje wzbierającego u mężczyzny śmiechu.
— Naprawdę nie umiesz pić — poczochrał moje włosy, obejmując mnie drugą ręką w talii, żeby jakoś utrzymać mnie w pionie.
— To przez Minhyuka — znowu czknięcie. Mocno objęłam przyjaciela ramionami w pasie, w myślach błagając żołądek o pilne uspokojenie się.
Staliśmy tak chyba dobrą chwilę, bo Minki zdążył się zaniepokoić, że dalej go nie puściłam. Na dobrą sprawę miał ku temu powód. W normalnych okolicznościach od razu dałabym mu po łapach, ale... Czułam, że jak tylko go puszczę, to się przewrócę.
— Lu...? — mruknął, pochylając głowę. Z gardła wyrwał mi się zbolały jęk. — Ej, wszystko dobrze?
— Niedobrze mi.
Mężczyzna zaklął pod nosem i mnie puścił, żeby wyciągnąć z szafki czystą szklankę. Dobrze, że akurat staliśmy przy odpowiedniej, bo nie wyobrażałam sobie w tamtej chwili sytuacji, w której po puszczeniu go nie zwaliłabym się jak długa na podłogę. Wzmocniłam uścisk wokół przyjaciela. Świat wirował, zupełnie nie chcąc ze mną współpracować. Odwróciłam lekko głowę, żeby zaczerpnąć powietrza, w tej samej chwili Minki przyłożył mi bezpardonowo do czoła szklankę wypełnioną zimną wodą. Wzdrygnęłam się.
— Napij się — rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Po chwili w miarę uspokoiłam głowę i żołądek. Uczepiona Minkiego jakoś wróciłam do salonu, opadłam ciężko na kanapę... Ledwo moje pośladki spotkały się z meblem, Minhyuk podstawił mi kolejną szklankę.
— To co, jeszcze jedna?
— Hyuk, jest dopiero 22, a ona zaraz odpłynie — drugi kitsune przejął szklankę i odstawił ją na stolik. Podciągnęłam kolana pod brodę, a gdy przyjaciel dosiadł się do mnie na kanapie, pozwoliłam mojemu ciału przegibać się w jego stronę i podparłam się o niego. Wdech, wydech.
— Nie piję z tobą więcej — burknęłam, patrząc na Minhyuka spod zmrużonych powiek.
— Hmm, chyba już to gdzieś słyszałem... — kitsune postukał się palcem po brodzie, wbijając wzrok w sufit, jakby intensywnie próbował sobie coś przypomnieć. Znowu wyrwało mi się czknięcie. Zasłoniłam usta, błagając w myślach żołądek o zachowanie spokoju ducha. Minhyuka bardzo to rozbawiło, ale zamilkł pod morderczym spojrzeniem brata. Sięgnął po jakieś pudełko ze stosiku ułożonego przy kanapie. — Dobra dobra, to co, gramy w coś?
Padło na Monopoly, ale ponieważ mój mózg zdecydowanie odpłynął już w odległe rejony otumanienia alkoholowego, nie szło mi najlepiej. Przenieśliśmy się wszyscy z planszówką na podłogę. Prawie na pewno bracia wyciągnęli ode mnie parę opłat, których wcale nie byłam winna, jednak zanim się połapałam, było za późno, by protestować. Pierwsza straciłam więc wszystkie fikcyjne fundusze. Pozostało mi tylko załamać ręce, przyznać się do porażki, oraz...
— Zawsze mogę znaleźć sobie po prostu bogatego męża, pff! — prychnęłam, oddając Hyukowi ostatnie banknoty, które ten przyjął z nieskrywanym rozbawieniem, po czym przysunęłam się do Minkiego. Objęłam go za szyję obiema rękami i zawisłam na nim. — Mężu mój, mężu... Bądź moim fundatorem!
Mężczyźni parsknęli śmiechem, sama również pozwoliłam uśmiechowi zawitać na mojej twarzy. Zamknęłam na moment oczy, poddając się w trwającej już jakiś czas walce o zachowanie otwartych powiek. Wtuliłam twarz w ramię przyjaciela, zarzuciłam mu nogę na kolana, siadając na nim okrakiem i tak zostałam. Poczułam, jak wciąga gwałtownie powietrze. Podparł się rękoma z tyłu, żeby nie polecieć na plecy pod moim ciężarem.
— Lu nam chyba już ostatecznie odcięło — śmiech Minhyuka dotarł do mnie jak przez mgłę. Mój uścisk na szyi Minkiego z każdą chwilą słabł, czułam, jak organizm się poddaje i odpływam.
— A jest ledwo 23 — westchnięcie Minkiego poruszyło luźne kosmyki moich włosów. — Dobra, obudzimy ją na odliczanie po prostu, niech śpi.
— Taaaaak...? W takiej pozycji, jak teraz...?
Dalszej wymiany zdań już nie było mi dane usłyszeć, bo ostatecznie zasnęłam.
***
Obudzili mnie dosłownie dziesięć minut przed północą, podstawiając mi pod nos odgrzaną pizzerkę, niczym jakieś sole trzeźwiące. Ale cóż rzec — zadziałało. Otworzyłam zaspana oczy, pierwsze, co zobaczyłam, to rzeczony kawałek ciasta z dodatkami, następnie rozbawione twarze obydwóch kitsune.
Na samo odliczanie wyszliśmy na balkon oglądać magiczne pokazy świateł i ognia, organizowane przez artystów gdzieś nieopodal. Widoki były przepiękne. Półprzytomna przegryzałam podstawioną mi pizzerkę, stojąc między mężczyznami, którzy niby mimochodem stanęli bardzo blisko mnie, z obydwóch stron pilnując, żebym nie gibnęła przez barierkę X pięter w dół.
Po wybrzmieniu z telewizji corocznego "Szczęśliwego Nowego Roku!" wytrzymałam chyba maksymalnie piętnaście minut, zanim ostatecznie odpłynęłam na kanapie, wykorzystując uda Minkiego jako poduszkę. Hyuk przymusowo wyemigrował przez to na podłogę, ale wyjątkowo nie narzekał. Odpalili znowu konsolę i tę grę kooperacyjną, od której zaczęliśmy nasz sylwestrowy wieczór. Krótko po tym, jak kliknęli "start", ponownie zasnęłam.
2735 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz