Dzień zaczął się tak, jak zwykle; w pokoju było ciepło, gdy na dworze wiał chłodny i nieprzyjemny, październikowy wiatr. Liście unosiły się z chodnika i upadały, gdy wiatr chwilowo ustał. Jesienna kolorystyka już dawno zawitała na dworze, a ludzie ubierali się w coraz to cieplejsze kurtki, aby uniknąć niepotrzebnego przeziębienia.
Obudził się z myślą, że to kolejny, nudny, wręcz żmudny dzień. Jednak szybko ta myśl została odepchnięta, gdy sięgnął po telefon i zauważył kilka nieodebranych połączeń od swojego szefa, który poinformował go o fali zleceń ze względu na ich akcję promocyjną związaną z Halloween. Dopiero wtedy spojrzał na datę; 31 października. Nie miał na ten dzień żadnych większych planów, dlatego nieszczególnie przejął się tym, że większość zadań spocznie na jego barkach.
Choć w mediach huczało już od informacji związanych ze świętem, to Minkiego nieszczególnie to radowało. Może jeszcze kilka(naście) lat temu by się ucieszył. Jednak obecnie był to zwykły dzień, który spędzał w swoich czterech ścianach, z popcornem, bratem i maratonem niezbyt ciekawych horrorów. Jak wcześniej pracował, jako wizażysta, to wielokrotnie nie mógł się odpędzić od próśb, aby kogoś wymalował. Teraz już pozostały mu jedynie wspomnienia.
Niechętnie wygrzebał się z łóżka i podszedł do okna, aby je uchylić i wpuścić chłodny, ale orzeźwiający podmuch powietrza z zewnątrz. Przymknął powieki, pozwalając sobie na chwilę odetchnienia. Nie chciało mu się dzisiaj pracować, miał nadzieję na wolne, ale grafika promująca studio… cóż, nie będzie mógł odmówić. A raczej innych planów na dzisiaj nie ma. Chociaż tyle dobrego, że to tylko kilka sesji i mogą trwać maksymalnie do siedemnastej, potem reszta wieczoru należy do niego; a taki przynajmniej jest zamysł. Nie podejrzewał, żeby dzisiaj znalazł chęci do obróbki zdjęć, raczej zrobi to po weekendzie, na spokojnie.
Zszedł na dół, aby udać się do kuchni, gdzie pierwsze co, to wstawił wodę na herbatę. Przeczesał ciemne kosmyki, które wyjątkowo nie chciały z nim współpracować. Cicho westchnął, odpuszczając ich układanie. Z szafki wyjął jedną z herbat, nieszczególnie zwracając uwagę, co dokładnie wybrał. Wszystkie herbaty w szafce, to były takie, które lubił, więc nie trafi na znienawidzony smak. Czekając, aż woda się zagotuje, przeglądał social media, szukając czegoś ciekawego. Nie spodziewał się, że jednak znajdzie coś tak intrygującego w tak krótkim czasie.
*
— Nie daj się prosić i się zgódź — mruknął niezadowolony, spoglądając na Lucille z widoczną urazą wymalowaną na twarzy.
— Nie dam ci się pomalować, to raz, a dwa… normalny jesteś? Ja? Imprezy w plenerze? Jeszcze na jakimś odludziu? Życie ci niemiłe? — spytała, wskazując na siebie nożem, który akurat kroiła ciasto. — Nie ma opcji, Minki. Za żadne skarby.
— No nie daj się prosić. Luuuuuuuuuuuuu nie bądź takaaaaaaaaaaaaa — przeciągnął, niemalże skacząc wokół jasnowłosej, która ciężko odetchnęła i pokręciła jedynie głową. — No Lucille. Nie każ mi stosować innych środków przymusowego wyjścia.
— Czego? — spytała, jakby nie dowierzała, co usłyszała.
— Zastosuje środki przymusowego wyjścia!
Kobieta prychnęła rozbawiona, ale szybko odchrząknęła i wróciła do krojenia ciasta, aby kawałek odłożyć do pudełka, które wcześniej przygotowała. Ponownie pokręciła głową, udając, że nic nie usłyszała. Nieszczególnie mu się to podobało. Znalazł coś ciekawego, impreza poza miastem, w lesie; jakiś bogaty student, a raczej: jego bogaci rodzice mają ogromną posiadłość, gdzie ich syn zdecydował się urządzić imprezę. Nie jest to tylko dla studentów, wstęp był wolny. Jedynym warunkiem było przebranie. Minki wielokrotnie był na takich imprezach, jak był młodszy. Wiedział, jak takie zabawy wyglądały, nic strasznego, wymagającego… więc dlaczego nie spróbować pójść? Inaczej znowu wieczór Halloweenowy spędzi w domu, przed telewizorem, ale jedyną nowością będzie towarzystwo Lucille.
Nie chodzi o to, że ta druga opcja jest gorsza. On po prostu chciał się zabawić i skorzystać z tej upiornej nocy, która czekała. Dlatego przyszedł do Lucille bez zapowiedzi przed swoją pracą, którą zaczynał za dobre dwadzieścia minut. Miał nadzieję, że kobieta się zgodzi na jego pomysł, ale… cóż. Spotkał się ze ścianą, która na wszystko mówiła nie, a jemu się to zdecydowanie nie podobało. Nie rozumiał, co jej tak bardzo szkodziło w tym wszystkim spróbować dobrej zabawy, gdy już doszła do siebie, a temat wiedźmy chwilowo ucichł. Nie mogła żyć przecież w ciągłej niepewności, prawda? Była młoda, powinna korzystać z tego czasu i się bawić.
— Co to za środki… tego przymusowego wyjścia? — spytała, zamykając pudełko z ciastem, które wręczyła Minkiemu w ręce.
— Życzenie za życzenie — oznajmił, zadzierając dumnie głowę do góry, a Lu westchnęła.
— Nie podoba mi się ten pomysł… z wyjściem, malowaniem i jeszcze jakieś życzenie za życzenie. Wiesz, że ten pakt nie ma najmniejszego sensu?
— A nie chciałabyś jakichś mocy od kitsune? Albo wiedzy, której raczej już w tych czasach nie doświadczysz? — zapytał, robiąc krok do przodu, aby zmniejszyć dystans między nimi. — W końcu kitsune, to nie jest jakaś taka rasa, którą spotkasz na każdym kroku w obecnych czasach. Dużo się ukrywa, wiele pewnie padło ofiarami eksperymentów… a inni? Kto wie. A okazja jedna na tysiąc, to nie sądzisz, że żal ją zmarnować?
— Cwany lis — fuknęła, odwracając się do mężczyzny plecami. — Pomyślę.
— Masz czas do siedemnastej, potem do ciebie przyjadę i już nie będzie czasu do dalszego namysłu. Zaplanuj ubiór, bo inaczej sam cię ubiorę.
Na te słowa Lucille spojrzała przez ramię na Minkiego, który był poważny w tym, co mówił. Nie żartował. A ona nie miała wyjścia. Będzie musiała coś wymyślić, jeżeli nie chce, żeby mężczyzna zaplanował za nią strój i jeszcze ją ubierał.
— Idź, lisie — mruknęła, wychodząc z kuchni, aby skierować się do swojej sypialni. — Zaraz zaczynasz pracę. Prawda?
Fox zmarszczył brwi na tę informację, a po chwili zerknął na godzinę w telefonie, niemalże od razu wybiegając z mieszkania; na odchodne jeszcze rzucił, że ma być przygotowana i podziękował za ciasto. A potem już go nie było, bo zamiast czekać na windę, to zbiegł na parter schodami, nie chcąc tracić więcej czasu.
*
Do pracy przyszedł spóźniony kilka minut, ale odkupił swoje przewinienie ciastem, które dostał od Lucille. Oczywiście; sam już kawałka nie uraczył, ale dzięki temu miał spokój od ględzenia swojego przełożonego. Nieszczególnie mu się to uśmiechało, bo chciał posmakować, co tym razem jasnowłosa przygotowała. No ale, nie będzie miał dzisiaj ku temu okazji. Chyba.
Spojrzał ostatni raz na plecy szefa, który wcześniej uraczył go szerokim uśmiechem na wieść, kto zrobił ciasto. A teraz sam się z tą słodyczą zamknął we własnym biurze.
— To było moje ciasto — burknął pod nosem, opuszczając głowę na dół ze świadomością, że tyle było z umilenia czasu w pracy.
Usiadł do biurka, spoglądając na czekające zlecenia. Miał je podzielone z pozostałymi pracownikami, którzy dzisiaj przyszli do pracy. Dlatego tak naprawdę miał zapełniony grafik do czternastej i potem pozostała jakaś obróbka… i czas wolny! Uśmiechnął się sam do siebie, po czym spojrzał na zegarek. Za chwilę przyjdą pierwsi klienci, którzy chcieli skromną sesję zdjęciową. Wiedząc, jaki jest to motyw, postanowił przygotować kilka dodatków, które sprawią, że zdjęcia będą jeszcze bardziej wyjątkowe. A gadżety zdecydowanie potrafiły zmienić klimat fotografii. Nie chcąc tracić czasu, zabrał się za przygotowanie, aby mieć wszystko już przygotowane.
*
Czas upłynął mu zdecydowanie szybciej, niż mógł się spodziewać. Obecnie kończył ostatnie zdjęcie z dzisiejszej sesji, obrabiając je, aby nadać bardziej mroczny, jesienny klimat. Kiedy osiągnął zamierzony efekt, uśmiechnął się i zapisał postęp pracy. Następnie przesłał wszystkie poprawione zdjęcia do klientów na maila z zapytaniem, czy może je wydrukować. Dopisał, że będą do odbioru dopiero po weekendzie. Mail wysłany, godzina na zegarze wskazywał dokładnie szesnastą dziesięć. Skończył znacznie szybciej, niż się spodziewał. Jednak nie mógł narzekać.
W międzyczasie dostał wiadomość od Lucille, która napisała, że się zgadza na to wyjście pod jednym warunkiem. Tylko przedstawi to, jak Minki do niej przyjdzie. Poprosiła go, aby tylko po drodze zrobił małe zakupy, bo jej się zapomniało, na co przewrócił oczami. Bywała bardzo zapominalska. Jednak nie było sensu, aby wychodziła z domu, gdy wiedziała, że i tak Fox wpadnie w odwiedziny. Dlatego często wykorzystywała go do szybkich posyłek na zakupy. Zdarzało się to często, ale nawet nie chciało mu się o to kłócić.
Oczywiście, w sklepie nawiedziły go różne ozdoby związane ze świętem Halloween. No i nie mógł się powstrzymać, żeby czegoś nie kupić. Co z tego, że wykorzysta to jeden raz w roku i potem trafi do szafy? Czy było to ważne? Nie. Dlatego przyszedł do domu Lu z dwiema siatkami zakupów, jedna dla niej, a druga należąca do Minkiego.
— To, jaki jest ten twój warunek? — zapytał, odkładając siatki na blacie w kuchni, przy czym wyciągnął pluszową zabawkę pająka.
Lucille skupiła się na swojej siatce zakupowej, więc nie zwracała uwagi na Minkiego, który oglądał pluszaka. Po chwili zaczął łapkami pająka udawać, że „chodzi” po ramieniu kobiety, na co ta nie zwróciła uwagi. Dopiero w chwili, gdy kobieta spojrzała w bok, a pysk zabawki znalazł się zdecydowanie za blisko, krzyknęła na całe mieszkanie. Kobieta niemalże wybiegła z kuchni, trzymając się za klatkę piersiową i wyzywała kitsune, który stał z widocznym wymalowanym rozbawieniem na twarzy, że taka dojrzała kobieta, a przestraszyła się głupiej maskotki.
— Dupku! — krzyknęła, spoglądając na mężczyznę z chęcią mordu.
— Nie martw się, mam więcej niespodzianek — oznajmił, wytykając jej język, nieszczególnie przejmując się tym, że kobieta omal nie padła mu na zawał. Czy to ważne? Jednak oprócz tego, to kupił również kilka przekąsek, napoi i jakiś alkohol, aby nie iść „w gości” z pustymi rękoma.
1504 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz