Kolejna filiżanka stoczyła się sama z siebie ze stołu, przy którym Sahib siedział. Skupiony na stercie esejów, do których miał czas (i emocjonalny stan) usiąść dopiero teraz, nie zauważył złośliwego naczynka dopóki to nie upadło na podłogę i nie rozbiło się z nieprzyjemnym gruchotem. Podskoczył na krześle, nakazał unoszącemu się nad blatem piórze wrócić do małej, mahoniowej podstawki. Z westchnięciem odwrócił się w kierunku skorupek.
— Znowu... To już trzecia od poniedziałku — westchnął cicho, jednak nie schylił się, by rozbite naczynko podnieść. Nie, oparł się na przedramionach, ramiona mu jakoś tak zwisły. Nawet te uszy, och, te uszy... Wyglądał jak smętne kocię.
Widok ten sprawił, że Aleistera coś ścisnęło w piersi. Siedział bowiem na stołku nieopodal gdyż akurat zajmował się obcinaniem lisich pazurków (ku niezadowoleniu samego Yoru-watego zainteresowanego), na tyle z boku, żeby nie przeszkadzać partnerowi, ale na tyle blisko, by oferować mu wsparcie swoją obecnością, kiedy zajmował się tymi przeklętymi esejami. Gdyby nie one, Sahib mógłby położyć się na spokojnie wcześniej spać. Bo może tego właśnie potrzebował? Relaksu, odpoczynku? Zwłaszcza, że teraz na AUMie był sezon kontroli i "awansów", więc nic dziwnego, że rudowłosy pracował po godzinach, nawet jeśli kosztowało to jego zdrowie.
Wtedy Crowley'a coś uderzyło. Przeklęte eseje. Klątwy. Pech? Czy to możliwe, że ktoś rzucił na jego Sahiba urok? Przekleństwo? W świecie magicznego wyścigu szczurów, gdzie wiele było dozwolone, nie zdziwiłby się, gdyby to była prawda.
— Trzy. Rozpoczęcie zaklęcia i otworzenie splotu — mruknął enigmatycznie jak to już miał w zwyczaju, więc na lekko skonsternowany wyraz twarzy partnera, pospieszył z wyjaśnieniami... Czy raczej kolejnymi pytaniami.
— Nie pokłóciłeś się z kimś ostatnio? — spytał z powagą. Sahib, który trochę nie połapał się, dlaczego czarownik połączył trzy rozbite filiżanki z kłótniami, przez moment się zastanawiał. Potem odparł ostrożnie. Pozwolił także Crowley'owi wziąć swoje dłonie w jego własne, przyjął uspokajające muskanie kciukiem po knykciach.
— Nie, nie bardziej niż zwykle. Chociaż-- — Czarodziej po chwili ciszy potrząsnął głową — Nie. A nawet, powiem, że Erzsbeta, ta od transmutacji nieorganicznej, mnie przeprosiła za bycie wredną i kąśliwą. Zaskoczyła mnie, przyznam...
— Erzsbeta, masz na myśli tę Erzsbetę, o której ci powiedziałem, że jest czarownicą jak ja? — Aleister przechylił lekko głowę i ściągnął brwi. Sahib nagle zesztywniał. Zrozumienie rozlało się po jego twarzy. A kropki? Te zostały połączone za tymi pięknymi, zielonymi oczętami.
— Niech ją... — Mężczyzna szepnął do siebie — Dlatego moja magia nie chce działać tak jak powinna? I dlatego wszystko mi wypada z rąk? — spytał, chociaż znał odpowiedź, a skinięcie Aleistera jedynie go w tym zdaniu utwierdziło — To jakiś czar dokuczający?
Crowley westchnął cicho. Uścisnął ręce ukochanego, ucałował je. Potem podniósł się z podłogi, na której przyklęknął.
— Klątwa albo urok. Podstawa, powiedziałbym, w repertuarze czarownika. Pasożytuje na energii zaklętego, wpływając na świat wokół niego. To dodatkowo wyjaśniałoby, dlaczego jesteś zmęczony... Poczekaj.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się w kierunku głębi mieszkania i ruszył pewnym krokiem do swojego gabinetu. Odrzucając od siebie myśli na temat zainicjowania spotkania z nierozważną, mściwą czarownicą, skupił się na swoim następnym celu.
•─────⋅☾ ☽⋅─────•
Czasami Sahib zastanawiał się, czy Aleister serio, tak jak obiecał, używa twych swoich bardziej-zakazanych umiejętności tylko w ostateczności. Jak inaczej wytłumaczyć można było to, że w zaledwie pół godziny mężczyzna przerodził ich mniejszą łazienkę (którą używali zazwyczaj do szeroko pojętego relaksu) w istne magiczne spa? Może po prostu przez tę klątwę, a raczej - to, jak pasożytowała w najlepsze w Keyanie - minuty zlały mu się w jedno, a tak naprawdę w kuchni na krześle spędził smętnie więcej niż mu się zdawało.
Cokolwiek by to nie było, czarodziej nie oponował, kiedy jego partner wziął go pod rękę. Co prawda, trochę używał go po drodze jako swojej laski, gdyż lekko powłóczył nogą gdy szli, ale oczywiście nie poruszyli tego tematu. Gdy chodziło o Sahiba, Aleister już tak miał, że skupiał całą sytuację wokół niego. Wszystko inne schodziło na drugi plan, a wszelkie próby zmiany tego statusu kończyły się niesatysfakcjonującym fiaskiem. Było to na swój sposób urocze w równym stopniu co denerwujące.
Gdy drzwi do łazienki zostały uchylone, od razu uderzyła w nich fala ciepłego powietrza. Lustra w środku były zaparowane, przez co wszechobecne białe świece w nich odbijające się wyglądały jeszcze bardziej mistycznie niż zwykle. Do tego wanna - kluczowy punkt, zdawało się, gdyż wokół niej znajdowały się płatki lawendy, wymieszanej z zabarwioną popiołem solą, a same kadzidła zwieńczały każdy porcelanowy narożnik. Sama woda wyglądała na ciepłą, nieco zmętnioną od wszelakich fiolek, które zapewne Aleister do niej dolał. Dla dodania romantyzmu, na jej powierzchni pływały białe płatki.
— Nie musiałeś, wiesz? — Sahib odchylił nieco głowę, aby spojrzeć w niebieskie, zmartwione oczy Crowley'a — Klątwa nie klątwa, ze zmęczeniem sobie poradzę. Potrzebuję tylko dnia przerwy, tak myślę.
— Musiałem — odparł Aleister głosem cichym, łagodnym. Tonem, który rzadko ktokolwiek poza niewielką garstką osób słyszał, żeby opuszczał usta mężczyzny. Pogłaskał lekko przedramię rudowłosego, opierając w tym samym czasie podbródek o ramię Sahiba. Zanim ten zdążył chociażby odpowiedzieć, Crowley mruknął cicho i otarł się pokrytym świeżym zarostem policzkiem o szczękę partnera. Niby stary, brytyjski kocur.
— To rytuał oczyszczający przeciwko klątwom — wyjaśnił, przez co dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa Keyana od tego znajomego głosu, teraz tuż przy jego uchu. Aleister chyba nie był świadomy swojego wpływu na mężczyznę (czy, co bardziej prawdopodobne, był zbyt przejęty samym faktem, że ktoś śmiał go przekląć), gdyż bez większych oporów kontynuował swój opiekuńczy wywód.
— Nie jest to moja ekspertyza, wręcz przeciwnie. To biała magia. Ale jeśli jest ktoś na tym świecie wart zboczenia z moich grzesznych dróg... To jesteś nim ty, Sahib. Wejdź więc do wody, powinna cię oczyścić z czegokolwiek ta idiotyczna kobieta na ciebie rzuciła.
Na twarz Keyana wypłynął pół-uśmiech. Zupełnie jakby jakiś gobliński instynkt rozbudził się w jego wnętrzu, opętał Sahiba i opanował jego ciało. A, że częścią ciała są struny głosowe, szybko odpowiedział psotliwie na słowa Aleistera.
— Dobrze, ale ty wejdziesz ze mną do tej wanny — rzucił z cichym chichotem, upojony genialnością swojego planu. Już nawet szykował się do wytoczenia kolejnych argumentów ("A co jak sam się rozpłynę w tej wodzie? Co jak zasnę w wannie? Co jak mi się zrobi zimno?" były na szczycie jego listy) gdy to czarownik po prostu westchnął i... skinął głową? Bez protestów? Bez narzekania, że ta wanna jest za niska na wstawanie w niej z jego obolałym biodrem?
Na widok miny Sahiba, Crowley uniósł brwi. Szczerze samemu będąc zdziwionym.
— Co się dzieje? Coś nie tak?
— Nie. Nigdy w życiu — Keyan szybko powrócił na odpowiedni trop, nawet odwracając się do partnera z założonymi na biodrach rękami — Po prostu spodziewałem się więcej narzekania z twojej strony.
— To lepiej wykorzystaj ten moment, za szybko może się nie powtórzyć — odparł więc Aleister, a na jego ustach zabłądził lekki, całkiem młodzieńczy uśmieszek.
1094 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz