10 października 2025

Od Minkiego cd. Lucille

Minki starał się nie pouczać Lucille, co przychodziło mu z niezwykłym trudem. Wiedział, że kobieta nieszczególnie analizuje wszystkie swoje ruchy czy słowa. Postępuje lekkomyślnie, a przez to wpada w tarapaty. Nie dziwiło go to, że jest ona magnesem na problemy. Samym swoim postępowaniem się o to prosiła. Polegała na swoich magicznych umiejętnościach, które teraz zniknęły i pozostała bez niczego. Charakterystyczny zapach magii nie unosił się w powietrzu, nie dało się go wyczuć. Dlatego tym bardziej martwił się o kobietę. Dał jej kluczyki od swojego samochodu, nie chcąc słuchać, że dojedzie komunikacją miejską do swojej pracy. 
Z tyłu głowy dalej miał świadomość, że to wszystko jeszcze się nie skończyło. Stan zdrowia kobiety nie polepszał się; może i nawet się pogarszał, ale Minki starał się nie dopuścić do siebie tej myśli. Jednak taka była prawda, z którą musiał się zmierzyć, a to wcale nie było takie proste. 
Z tego wszystkiego zdecydował się pracować zdalnie z domu. Obróbka zdjęć na firmowym laptopie to zawsze jakieś zajęcie, które odciągało go na chwilę od niechcianych myśli. Niestety szybko do niego wracały ze zdwojoną siłą. Martwił się, że cała ta wiedźma mogła zrobić coś jeszcze, czego nikt nie zdołał dostrzec. Jednak spełniła warunki, które zostały jej postawione, to dlaczego dalej coś się działo? Czy ta wiedźma nie miała lepszych rozrywek niż nękanie niewinnych ludzi? 
Ciężko odetchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem. To wszystko odbiło się na Lucille, która obecnie próbuje uporać się z kaszlem. Wyglądało, jakby sama otrzymała jakąś klątwę w gratisie od wiedźmy. Tylko jaki był w tym wszystkim sens? Rzuciła klątwę, spełniła warunki przedstawione przez wiedźmę, a teraz... 
— Pieprzona wiedźma — burknął, odkładając laptopa na stolik kawowy. Przyłożył palce do swoich skroni, żeby je rozmasować. Nie podobała mu się cała ta sytuacja, zdecydowanie. Nie mógł pozwolić, aby Lu wróciła do siebie, bo nie była tam bezpieczna. Jednocześnie nie mógł przenieść demona do jej mieszkania, a na dodatek musiał pracować. — Trzeba się jej pozbyć. 
Na te słowa nagle pojawił się demon, który przybrał formę lisa. Spoglądał na Minkiego, ale nic nie mówił. Ogonem zamachał, a w salonie zawiał nieprzyjemny chłód. Fox spojrzał na swojego kompana, wiedząc, co ten chciał zrobić. 
— Nie ma opcji, jesteś od pilnowania tego domu i jego mieszkańców. W nic innego się nie wplątujesz — oznajmił, spoglądając na lisa, który zadarł niezadowolony pysk do góry. — To twoje jedyne zadanie, w nic innego nie możesz się zaangażować. Wiem, co to oznacza, więc nie próbuj mnie oszukać. Zapamiętaj, kto jest prawdziwym lisem. 
Na te słowa demon zniknął, pozostawiając Minkiego samego sobie. Odetchnął w duchu, ponieważ wiedział, że kolejna prośba oznacza nowe warunki, które trzeba spełnić, aby uzyskać jego pomoc. Nie było mu to potrzebne. Choć pierwsza zapłata należała do niskich, to wiedział, że głód demona może rosnąć i niczego dobrego to nie zwiastuje. W dodatku nie wiedział, czy wiedźma nie wykorzysta swoich sztuczek i nie przekona demona do siebie. Chociaż po ostatniej próbie skończyło się to dla niej fiaskiem. 

*

Kiedy do mieszkania wróciła Lucille, do nosa Minkiego dotarł charakterystyczny zapach, który zwiastował, że magia znowu otaczała kobietę. Na szczęście wszystko mu wytłumaczyła, więc mógł odetchnąć z ulgą. Nie znał jej całej rodziny, więc nie wiedział, czy mężczyzna może mieć złe intencje. Jednak najważniejsze jest zdrowie kobiety, więc nieszczególnie rozumiał jej zmartwienie w tym zakresie. Jeśli nie odzyska zdrowia, to jaki jest sens dalszego wykładania na AUM? W końcu straci do tego siłę, a kaszel coraz bardziej będzie zastanawiać studentów i całą kadrę. Jednocześnie dowiedzą się o tym, co ją spotkało, a może i wyjdzie prawda na jaw, że musiała rzucić klątwę. 
Spojrzał na jasnowłosą, gdy tylko zapytała go o zdanie. Cicho westchnął, a następnie wstał z kanapy i podszedł do drugiej, aby zabrać z niej koc i okryć nim Lucille. Co miał o tym myśleć? Nie znał człowieka, nie wiedział, czy nie było w tym drugiego dna. Może sam tę wiedźmę nasłał? Jednak ostatecznie pomógł Lu i przywrócił jej magię. Tylko pytanie brzmiało: dlaczego to zrobił? Trudno mu ocenić i zdecydować. Uważał jednak, że zdrowie Lu wcale się nie polepszało, było tylko gorzej. Napady kaszlu przychodziły częściej i były coraz mocniejsze. To wszystko uniemożliwiało jej funkcjonowanie. W nocy wielokrotnie słyszał, jak kobieta walczy, aby nie kaszleć, co jej nie wychodziło. Martwił się, że w końcu jej płuca nie wytrzymają i całkowicie się rozpadną. 
Dokładnie otulił jasnowłosą, upychając koc pod jej pachami, mierząc ją wzrokiem, gdy próbowała się wyswobodzić z kokonu, w którym została zamknięta. Czując wzrok Minkiego na sobie, niemalże od razu zaprzestała swoich ruchów i pozwoliła mu na dokończenie. 
— Uważam, że powinnaś skorzystać z jego pomocy — oznajmił, opadając nieopodal Lu, a następnie sięgnął po swoją herbatę. — Twoje płuca nie dają rady, zatrzymywanie kaszlu nie jest mądrym pomysłem, ale ciągle przy tym plujesz krwią... to nic dobrego nie oznacza. Nie wiem, kim on jest, jaki jest i jakie może mieć intencje. Co nie zmienia faktu, że twoje zdrowie wciąż podupada. Nie wiem, co to za klątwa, którą rzuciła wiedźma, ale nie spodziewam się, żeby była dla ciebie łaskawa... no ale. To nie jest moja sprawa i moja decyzja, tylko twoja. Ja ci jedynie przedstawiam mój punkt widzenia. Może w tym wszystkim jest drugie dno, może sam jest w to zamieszany, a może to tylko głupie spekulacje, które nie mają pokrycia z rzeczywistością. Pomyśl nad tym. Możesz zapytać też rodziców, co o tym sądzić, co by zrobili na twoim miejscu. 
Lucille delikatnie się uśmiechnęła, a następnie napiła się herbaty. Nie odpowiedziała na to, co powiedział Minki. Nie oczekiwał tego, ale domyślał się, że cała ta sytuacja może być dla niej trudna. Wcale jej się nie dziwił. Kto by się spodziewał, że osoba, po której najmniej oczekiwano pomocy, nagle wyciągnie pomocną dłoń. 
Jednak to nie on był w jej skórze i decyzja należała do niej. Nawet jeśli zdecyduje się nie skorzystać z jego pomocy, to Minki nie będzie miał zamiaru odpuścić. Będzie dalej szukać innego rozwiązania. Na pewno ktoś jest w stanie ściągnąć klątwę. O ile nie jest ona zbyt głęboko zakorzeniona. A w tym przypadku... może być problem. Jeszcze sam fakt, że jest wielu oszustów, to wcale nie ułatwiało im zadania. Co by Lu nie postanowiła, Minki miał zamiar jej pomóc. 

*

Od spotkania Lucille z wujkiem minęły dwa dni. Kaszel nie ustępował, wręcz się nasilał. Napary nie pomagały, nawilżacz powietrza tak samo, wszystko nadawało się do śmieci. Minkiemu opadały ręce z bezradności. Nie wiedział, jak inaczej mógłby jej pomóc. Kończyły mu się pomysły. Nie jest w stanie pozbyć się klątwy, jego rasa w tym się nie specjalizowała. Jednocześnie nie znał nikogo, kto mógłby im pomóc. 
Znał takie osoby, ale zdołał się z nimi pożegnać lata temu. W książkach, które miał w swojej bibliotece dalej nie mógł znaleźć niczego konkretnego. Denerwowało go to, że był bezradny. Chciał pomóc, ale nie miał jak. Jedynie mógł się przyglądać, jak Lu kuliła się na kanapie przy kolejnej serii napadu kaszlu. Zdecydowanie mu się to nie podobało. Nadal nie podjęła decyzji, wciąż się zastanawiała, a czas uciekał. 
Dlatego Minki zdecydował się sam wybadać teren ze swoim bratem. W tym czasie rodzice Lucille z nią siedzieli i pilnowali, aby nikt nieproszony się nie pojawił. Sam demon ukrył się w cieniu, obserwując wszystko, co się działo w domu.
— Nic nie zrobi, jest... przyjazny — oznajmił Minki, zakładając buty, po czym spojrzał na ojca jasnowłosej. — Nie próbujcie go wypędzać. To ja mam z nim pakt, nie Lu. Nie może zrobić niczego poza ochroną domu i jego mieszkańców. Wiedźma się tutaj nie dostanie. 
— Gdzie jedziesz? — spytał ojciec Lucille, patrząc na Minkiego z widoczną podejrzliwością. 
— Spotkać się z jej wujkiem. Umówiłem się w jej imieniu, żeby go sprawdzić. Wszystko wam Lu wyjaśni. Ja już muszę wychodzić.
Nie pozwalając na zadanie kolejnego pytania, zamknął za sobą drzwi, które od razu zakluczył, aby mieć pewność, że nikt z zewnątrz nie wejdzie. 
Zdobycie numeru telefonu nie było takie trudne, Minki wykorzystał wczorajszy wieczór, gdzie Lucille zasnęła na kanapie, z głową wtuloną w poduszkę, a telefon leżał na jej brzuchu z odblokowanym ekranem. Dzięki temu mężczyzna zdobył potrzebne dane, aby móc spotkać się z jej wujkiem. Jak tylko jasnowłosa się o wszystkim dowiedziała, to zbeształa kitsune od góry do dołu. Nazwała go dupkiem, a może i nawet chujem. No i użyła wielu innych epitetów, aby wyrazić swoje niezadowolenie z tego, co robił. Jednak nie przejął się tym. Robił to dla jej dobra. Nie chciał samej Lucille narażać na jakieś komplikacje. Sam nie jest bezsilny, a z Minhyukiem u boku będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że coś się nie powiedzie. 
Młodszy brat Minkiego czekał już w samochodzie, czekając, aż mężczyzna w końcu przyjdzie. Jak tylko zajął miejsce pasażera i zapiął pas, Hyuk od razu ruszył w kierunku, który pokazywała mu nawigacja. 
Żaden z nich nie wiedział, na co powinni się przygotować. Czy wujek Lucille miał złe zamiary? Czy współpracował z wiedźmą? Czy chciał skrzywdzić Lu? 
Na nic nie potrafił jednak odnaleźć odpowiedzi. Dopiero kiedy dojechali na miejsce po dobrych czterdziestu minutach, Minki wysiadł jako pierwszy, każąc bratu zostać w samochodzie. Mężczyzna mieszkał na małym osiedlu domków jednorodzinnych, na uboczu miasta. Całkiem spokojna dzielnica. Fox jednak szybko pokręcił głową, miał się skupić na wybadaniu terenu. Jednak kiedy tylko wszedł na chodnik, który prowadził prosto pod drzwi; uchyliły się i w progu stanął wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. 
Nie tego się spodziewał, gdy tu jechał. Miał nadzieję, że będzie to ktoś podobnej postury, co ojciec Lucille. No cóż, odwrotu nie było. 
— Nie wyglądasz mi na Lucille — zaczął, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej, mierząc kitsune wzrokiem. 
— A ty nie wyglądasz na kogoś, kto chciałby bezinteresownie pomagać innym — odpowiedział, a na ustach Minkiego pojawił się delikatny, przebiegły uśmiech. 
Nieznajomy wpatrywał się w jego oczy, więc Minki bez większego problemu mógł wykorzystać swoją moc. Dzięki temu mężczyzna widział osobę, którą chciał, a przez to kitsune bez problemu mógł wejść do środka, gestem dłoni wskazując, aby Minhyuk również przyszedł. Wujek Lucille coś mówił do Minkiego, a raczej do tego, kogo widział. Kitsune wykorzystał okazję, aby obezwładnić mężczyznę, co doprowadziło do jego wybudzenia z transu. Niemalże od razu zaczął się wyrywać, próbując odepchnąć od siebie czarnowłosego. 
— Dopiero, co mi ćwierkałeś do ucha — zaśmiał się, patrząc w oczy wujka Lu. — Nic dziwnego, uroku osobistego nigdy za mało. 
— Ty...! 
— Lepiej przemyśl, co chcesz powiedzieć — oznajmił, patrząc na mężczyznę z widoczną pogardą. Dzięki temu Minhyuk zdołał owinąć sznur wokół klatki piersiowej gospodarza i siłą zmuszając go, aby usiadł na krześle. — Czego chcesz od Lucille, Fred? 
— Skąd znasz...? 
— A czy to ważne? Powtarzam, czego chcesz od Lucille?
Fred zaczął się śmiać, odchylając głowę do tyłu, nieszczególnie przejmując się tym, że został przywiązany do krzesła. Minki przewrócił oczami, skrzyżował ręce i czekał, aż ten się w końcu uspokoi. Zajęło to dobre kilka minut, ale w końcu zamilkł.
— Chcę jej pomóc pozbyć się klątwy. 
— Ciekawe — Minki złapał się za brodę, udając zamyślenie. — A mi się wydaje, że jednak chciałeś jej coś zabrać. 
Na te słowa brunet zmarszczył brwi, patrząc na kitsune z widoczną irytacją wymalowaną na twarzy. 
— Bingo! — rzucił Min, pstrykając palcami. — Czyli miałem rację, że coś chcesz jej jednak zabrać. 
— Nie zrozumiesz, jesteś tylko... jesteś nikim — warknął niebieskooki, próbując wyswobodzić się z uciskających sznurów.
— Może tak, może nie — Minki krążył po kuchni, oglądając wystawkę, która znajdowała się na blacie. — Czy to ważne, kim jestem? — odwrócił się do mężczyzny i przechylił głowę na bok. — Mogę być magiem. Mogę być magiczną bestią. A równie dobrze mogę być demonem. Ale! — podniósł palec do góry, aby nakreślić, że to, co powie, jest ważne. — Ja nie próbuję komuś ukraść jego mocy, bo moje ego zostało złamane.
— Ty cholerny lisie! 
— Od razu cholerny... jestem miły i uczynny, do czasu, gdy ktoś nie próbuje zrobić krzywdy moim bliskim — zauważył, wzruszając cierpko ramionami. — No i nie kradnę innym mocy. To jak, chcesz pomóc czy coś sobie przywłaszczyć? 
Minhyuk pilnował, aby mężczyzna nie zdołał wyswobodzić się ze sznurów. Jednocześnie używał przypadkiem małych wyładowań w postaci rażenia nieznajomego prądem, gdy ten próbował coś zrobić.
— A. Jeszcze jedno. Ty stoisz za tą wiedźmą? — spytał, nachylając się nad mężczyzną, aby utrzymać z nim kontakt wzrokowy. — Bo dziwnym trafem widzę jej aurę unoszącą się po tym domu. Dziwny zbieg okoliczności? Czy może celowy? 
— O czym ty bredzisz?
— Oj nie udawaj niewiniątka. Byłbyś w stanie zabić Lucille, żeby zyskać to, czego nie dostałeś — westchnął Minki, robiąc kilka kroków w tył. — Nie rób ze mnie idioty. Lisa próbujesz oszukać? Sam mnie tak nazwałeś. 
— Nie wiem o żadnej wiedźmie. Nie rozumiem, czego chcesz.
— Masz pomóc Lucille. Na moich zasadach. Bez sztuczek — oznajmił, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. — No, chyba że lubisz oglądać pożar własnego domu i konać w nim. 
— Grozisz mi?!
— Skądże, ja tylko grzecznie informuję — zaśmiał się, robiąc pokazowy ukłon w kierunku Freda. — Puść go. 
Nie trzeba było czekać, żeby gospodarz rzucił się na Minkiego z pięściami. Fox nieszczególnie tym zdziwiony, zrobił kilka szybkich uników, przy okazji ziewając, gdy ten próbował go złapać lub uderzyć. Był przewidywalny. Minhyuk przyglądał się całej sytuacji, zastanawiając się, dlaczego jego brat nie próbuje nic zdziałać. Obaj się pod tym względem różnili. 
Jednak Minki nie miał czasu, żeby nad tym rozmyślać, gdy za jego plecami pojawiła się ściana i brak miejsca do ucieczki. Kiedy widział już pięść, która zmierza w kierunku jego twarzy, ciężko westchnął, przenosząc spojrzenie na brata. Nie trzeba było długo czekać, aby Hyuk odepchnął rękę Freda i przeniósł jego skupienie na siebie. Różnica była taka, że Minhyuk nie miał zamiaru być delikatnym i iść na ugodę. Oddawał swoje ciosy z pełną siłą; przede wszystkim skupiając się na czułych punktach, którymi były żebra, brzuch i na koniec krocze. Kiedy gospodarz zgiął się w pół, Minyuk złapał go za włosy i odchylił głowę do tyłu.
— Pomożesz Lucille, dzisiaj — oznajmił młodszy z bliźniaków, puszczając włosy mężczyzny. 
— Mogłeś być grzeczny, to by tego nie było — rzucił Minki, opierając się o ścianę, przy której dalej stał. 
— Pieprzone lisy... 
— Już to słyszałem. Coś ciekawszego? Nie? To się przebierz i doprowadź do porządku. Jedziesz, żeby jej pomóc. Na miejscu przywita cię mała niespodzianka. I bez sztuczek, nudzisz mnie — dodał Minki, rzucając w gospodarza mokrą szmatą. — Przemyj twarz. Nie wpuszczę cię w takim stanie. 
— Dlaczego mam wam pomagać? A szczególnie Lucille? 
— Bo jesteś jej wujkiem, idioto — zauważył Minhyuk, pstrykając mężczyznę w skroń. — Powinno ci zależeć na jej bezpieczeństwie i zdrowiu. Nikt nie chciałby mieć takiego ojca jak ty. Zbyt żałosny na miano ojca i mentora. 
— Wystarczy — warknął Minki, wiedząc, że wszystko zmierza w złym kierunku. 
Fred poszedł się przebrać, aby pojechać z mężczyznami. Zabrał jeszcze torbę, do której wsadził jakieś rzeczy, ale Minki nie dopytywał. Nie wiedział, co było potrzebne do zdjęcia klątwy. Nie znał się na tym. Jedynie zastrzegł, że nie ma tam być niczego, co mogłoby skrzywdzić Lucille. Nie zajęło to sporo czasu, ale przez całą drogę był pilnowany przez Minkiego. Żaden sobie nie ufał, co nikogo nie dziwiło. A kiedy dojechali do domu, gość został pierwszy wprowadzony do środka. Fox kazał mu ściągnąć buty i udać się do salonu, gdzie siedziała Lucille ze swoimi rodzicami. 
— Bez. Sztuczek. — wycedził Minhyuk, obserwując każdy ruch Freda. 
— Nie martw się, najwyżej coś go opęta. — wzruszył ramionami Minki, po czym skierował się do kuchni, aby wstawić wodę na herbatę. 
— Minki... dlaczego... — Lucille przyszła do kuchni za Minkim, ale nie zdołała dokończyć, ponieważ ponownie złapał ją kaszel. 
— Boże, Lu — westchnął, łapiąc za ramiona kobiety, gdy ta próbowała przestać kaszleć. — Nie miałaś wstawać, pamiętasz? On ma ci pomóc, raczej niczego nie wywinie, a jak będzie próbować, to najwyżej spotka go kara. Chodź, chodź — obrócił Lu do siebie plecami, ułożył ręce na jej barkach i siłą zmusił, aby poszła do salonu, gdzie usadził ją na kanapie. — Siedź mi tu — oznajmił, palcem wydając jej coś w rodzaju komendy. Następnie obrócił się na pięcie i wrócił do kuchni. — Gorzej niż z dzieckiem. 

Lucille?

2584 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz