Od przebudzenia Lucille minęło zaledwie kilka dni. Minki czuł się wręcz zobowiązany do sprawdzania jej stanu zdrowia. Nadal nie podobało mu się, że kaszlała krwią, a żadna pomoc nie działała. Jego umiejętności regeneracyjne były dość mocno ograniczone, nie potrafił jej pomóc w żaden, sensowny sposób. Jedynie Minhyuk i Soo potrafili zregenerować drugą osobę bez potrzeby jej opętania. On tego nie potrafił i nie miał zamiaru obecnie ryzykować, aby tego spróbować. Mogło coś pójść nie tak, a to tylko wpędziłoby go w poczucie winy, że nie potrafił jej pomóc.
Tak właściwie; już teraz czuł się bezużyteczny i obarczony winą, że lepiej jej nie mógł ochronić. Inaczej tego nazwać nie potrafił. Nie miał, jak jej pomóc, więc jedyne, co mógł zrobić, to sprawdzać jej stan, pomagać i po prostu być. Nic innego do zaoferowania ze swojej strony nie miał. Samo pytanie jasnowłosej wywołało u Minkiego pewnego rodzaju dyskomfort i ponownie niechciane myśli na temat tego, że gdyby emanował większą wiedzą i umiejętnościami, to cała ta sytuacja nie miałaby miejsca.
Jednak obecnie było za późno na szukanie innego wyjścia z całej tej sytuacji. Musieli przystać na to, co się obecnie działo. Choć wyczuwalny brak magii nie dawał mężczyźnie spokoju. Może by tego nie wyczuł, gdyby sam był magiem, w końcu ludzie nie dostrzegają tego, co magiczne istoty, a on, chcąc nie chcąc, należał do tej grupy. Ciężko westchnął, spoglądają w kierunku kobiety, która dmuchała na gorącą herbatę.
Momentami zastanawiał się, czy dało się uniknąć całą tę sytuację. Jednak w żaden sensowny sposób nie potrafił znaleźć rozwiązania. Wydawało mu się, że czegoś nie dostrzegał i zdecydowanie mu się to nie podobało.
— Gdybym znał, to raczej nie byłabyś w takim stanie — mruknął, upijając nieco herbaty. Wiedział, że skoro Lu ciągle kaszlała krwią, to moc tej wiedźmy musiała mieć jakieś skutki uboczne, przez które kobieta nie jest w stanie się zregenerować do końca. Choć otrzymała sporo pomocy i wsparcia, aby dojść do siebie, to jednak nadal to było mało. Może ta moc wiedźmy wyniszcza organizm od środka? O ile miało to rację bytu. Kiedy poczuł szturchnięcie w bok, spojrzał na Lucille. — Co znowu?
Nie marszcz tak czoła, bo ci zmarszczki zostaną — oznajmiła z szerokim uśmiechem na ustach.
Dlaczego ona się tak uśmiechała, skoro była w fatalnym stanie?
Nie potrafił tego zrozumieć. Nie, on nie potrafił zrozumieć ludzi. Miał ponad 400 lat, a dalej nie potrafił ich rozgryźć. Pokręcił głową z dezaprobatą, nie komentując słów swojej towarzyszki.
*
Problemy zdrowotne nadal nie ustępowały, a Lu nie odpuszczała i chodziła na uczelnię, upierając się, że nie może sobie pozwolić na dłuższą nieobecność. W końcu wystarczająco długo jej nie było. Minki tylko wzdychał na absurdalne wymówki, jakie zdołał w tym czasie usłyszeć, a nic do kobiety nie docierało. Dlatego wywiesił białą flagę i stwierdził, że nie będzie jej prawić morałów. Była dorosła, wiedziała, co robiła. Jemu pozostało się jedynie temu wszystkiemu przyglądać.
Znowu po nią poszedł do pracy, aby mieć pewność, że nic się nie wydarzy. Jednak zdecydowanie ten dzień nie był jednym z tych spokojniejszych. Lu była poddenerwowana, coś mamrotała, że wiedźma jej się przyśniła, że ktoś był u niej w domu. Minki zmarszczył brwi, zastanawiając się, co kobieta miała dokładnie na myśli. Dlaczego wiedźma miałaby się znowu pojawić? Lucille spełniła to, co jej kazała, więc po co? Jaki miałaby w tym interes? Nie potrafił znaleźć logicznej odpowiedzi. Wszystko wydawało mu się dziwne i niepasujące do całej sytuacji.
Spojrzał na jasnowłosą, która nerwowo drapała się w jednym miejscu, gdzie zapewne ulokował się znak od wiedźmy. Nie potrafił jej pomóc, bo nie wiedział, jak mógłby to zrobić. Wyczerpała mu się pula pomysłów. Czuł się tym wszystkim zmęczony. Nie potrzebował kolejnej sytuacji, że Lu wróci do poprzedniego stanu. Zdecydowanie za wiele problemów miał na głowie. Taki dodatek mógł tylko sprawić, że wszystko posypie się niczym domek z kart.
— Dlaczego gadasz, że ta wiedźma wróci? Po co? — spytał, wchodząc do windy tuż za przyjaciółką, która spojrzała na niego, ale nic nie odpowiedziała. — Jaki miałaby w tym interes? Zrobić z ciebie psa na posyłki z rzucaniem klątw?
— Nie wiem, może. Cholera ją wie — skwitowała, opierając głowę o szybę w windzie, zamykając oczy. Minki tylko cicho westchnął.
Nie skomentował tego, jedynie czekał, aż dojadą na wybrane piętro i pójdą do mieszkania, gdzie czekała na nich rutyna z piciem herbaty i zjedzeniem wspólnego obiadu. Oboje do tego przywykli, bo trwało to już dobry tydzień. Niby nic się nie wydarzyło; wiedźma nadal się nie pojawiła, ale jednak coś wisiało w powietrzu. Ten sielankowy spokój nie mógł trwać wiecznie.
Kiedy wysiedli z windy i ruszyli w kierunku mieszkania, Minki momentalnie zatrzymał się i złapał Lucille za kaptur, przyciągając ją do siebie. Nie podobała mu się aura, którą wyczuł. Bardzo mu się nie podobała, bo ją doskonale znał. Nie miał siły, chęci i motywacji do użerania się z przekleństwem, które dopadło Lu. Kobieta spojrzała na niego zirytowana, ale widząc, jak Minki intensywnie wpatruje się w korytarz, przełknęła głośno ślinę.
— Idziemy — oznajmił, ciągnąc jasnowłosą za sobą, aby wrócić do windy, ale nie zdołali do niej wejść, bo nagle pojawiła się postać wiedźmy, która zasłoniła swoim ciałem wejściem. Na jej ustach widniał szeroki uśmiech, a w oczach dało się dostrzec chorą satysfakcję.
— Minki...
— Widzę, że moja sarenka przeżyła — głos wiedźmy był szorstki i nieprzyjemny dla ucha, przez co na twarzy Minkiego wymalowało się obrzydzenie. W ostatniej chwili zdołał ukryć Lu za sobą, przez co wiedźma nie mogła jej dotknąć. — Nie przeszkadzaj mi ty zasr- — jednak nie było dane jej dokończyć zdania, bo Fox użył jednego ze swojego ogona, aby przewrócić przeklętą kobietę, przez co głową uderzyła o posadzkę.
— Nie zbliżaj się do niej, do mnie i do naszych rodzin. Wystarczająco dużo Lucille zrobiła. Masz, co chciałaś, wynoś się.
Nie pozwolił, aby kobieta zdołała się podnieść i zaprotestować, Min kazał Lu wskoczyć na swoje plecy, umożliwiając jej to poprzez przykucnięcie. W międzyczasie obserwował, czy wiedźma nie próbuje swoich sztuczek. Rzucił jeszcze kilka amuletów, od których kobieta próbowała uciec, jakby została poparzona. Uśmiechnął się dumnie, łapiąc Lucille za uda, a następnie się wyprostował i skierował się do schodów. Jasnowłosa objęła Minkiego ramionami wokół szyi, aby nie spaść.
— Dopadnę cię, zasrany lisie.
— A próbuj, obsrana wiedźmo — rzucił na odchodne i zaczął zbiegać po schodach, nie mając zamiaru korzystać z windy.
Zajęło mu to kilka minut, ale w końcu dotarli na parter, gdzie Minki wyszedł z klatki, podrzucając na koniec Lu, aby wygodniej ją utrzymać na plecach, za co oberwał po głowie.
— Postaw mnie — burknęła, zaczynając wierzgać się na plecach kitsune, jednocześnie machając nogami na lewo i prawo, chcąc się uwolnić z jego uścisku.
— Nie, idziemy na zakupy i pojedziemy do mnie. Nie zostawię cię tutaj — oznajmił, zaciskając mocniej palce na udach kobiety, przez co ta pisnęła, uderzając w barki Minkiego, aby przestał, bo bolało. Uśmiechnął się dumnie. — To się uspokój.
Nie miała wyjścia, odpuściła i wywiesiła białą flagę, opierając swoją głowę o tę Foxa. Pozwoliła mu się zanieść do sklepu, gdzie została postawiona na ziemi. Wzięła wózek sklepowy i zaczęła krążyć po działach. Kitsune w tym czasie zdołał napisać do swojego przyjaciela z prośbą, aby przyjechał po nich do sklepu. Dogonił swoją towarzyszkę, która miała pół wózka sklepowego napchane różnymi produktami. Min uniósł pytająco brew, dlaczego jest tego aż tyle. Jednak nie skomentował, uniósł dłonie do góry w geście kapitulacji.
Same zakupy zajęły im dobre dwadzieścia minut, w tym czasie zdołał przyjechać Asher, który czekał już pod sklepem na dwójkę. Fox oczywiście wyrwał siatki z rąk Lucille i zdzielił ją ogonem w tył głowy.
— Musisz się oszczędzać.
— Od noszenia zakupów jeszcze nikt nie umarł — prychnęła, przewracając oczami na słowa przyjaciela.
— Może byłabyś pierwsza i co wtedy?
— Tego mi życzysz?
— Nie łap mnie za słówka!
Oboje rzucili sobie spojrzenie spod byka, ostatecznie odwracając głowy w przeciwnym kierunku i prychnięciem. Asher zaśmiał się na zachowanie dwójki, każąc im wsiąść do samochodu. Minki zapakował zakupy do bagażnika, bo Lucille zdecydowała się wykupić większą część sklepu. Oczywiście, przy kasie również się musieli pokłócić, więc rozstrzygnęli to grą w papier, kamień nożyce, no i tym razem Minki poległ.
Wrócili do domu mężczyzny. Fox podziękował Asherowi za podwózkę, a następnie zabrał zakupy i podszedł do drzwi od swojego domu i je otworzył. Lucille weszła tuż za Minkim i pomachała Asherowi na pożegnanie. Min odniósł zakupy do kuchni i zaczął je rozpakowywać, aby sprawdzić, co nakupowała Lu. Oczywiście, kilka rzeczy wybrał też on sam, bo wiedział, że mu się kończyły w domu. Jednak jak chciał za to oddać, to kobieta zasłoniła uszy i zaczęła głośno mówić, że nic nie słyszy. Gorzej niż z dzieckiem.
— Jesteś pewien, że ta wiedźma się tutaj nie dostanie? — spytała, układając produkty w lodówce, spoglądając przez ramię na kitsune.
— Jestem bardziej niż pewien. Ona nie lubi demonów, które się tutaj szwendają. Szczególnie kiedy jeden strzeże domu — stwierdził, wzruszając przy tym cierpko ramionami. — Nie podejdzie, bo może zginąć.
— Jaki demon?
— A czy to ważne? — odpowiedział pytaniem, ale kobieta pokręciła głową. — Sprawdza się i taka wiedźma tu nie wejdzie, bo ją rozszarpie. Albo cokolwiek takiego. No nieważne. Nic ci tutaj nie grozi. Możesz jeździć moim autem do pracy, jeśli potrzebujesz. Jak chodzi o ubrania, to też coś się znajdzie, a jak nie, to żona Ashera jest bardzo cudowną kobietą. Na pewno ci coś pożyczy. Może nawet ją polubisz — oznajmił, otwierając jedną z szafek, aby schować kilka produktów. — Jednak jest problem. Nie wiem, czy ta wiedźma nie będzie próbowała cię dopaść na uczelni.
— Pewnie tak... ale powinni ją zauważyć, w teorii. No nieważne. Noszę ciągle amulety, a widziałam, jak na nie zareagowała. To nie są te same, które mi dałeś na początku, prawda?
— Nie, trochę inne, trochę... podrasowane? — przechylił głowę na bok, zastanawiając się, czy było to dobre słowo. Zamknął szafkę i odwrócił się do Lucille. — Powinny zrobić jej krzywdę, jak tylko spróbuje ich dotknąć. Tylko nadal nie mam ich tyle, żeby móc je porozkładać w twoim mieszkaniu. To kilka sztuk na wypróbowanie, czy cokolwiek zadziałają.
— Nie uważasz, że przesadzasz?
— Ja się po prostu martwię — burknął, odwracając głowę w bok. — I chciałem o coś spytać. — przyznał, drapiąc się po tyle głowy. Nie potrafił jednak tego ubrać w słowa, dlatego pokręcił głową. — Innym razem. Na razie się musisz tutaj rozgościć. U góry jest jedna sypialnia wolna, możesz czuć się, jak u siebie — dodał, szybko zmieniając temat. Odwrócił się do niej plecami, aby móc posegregować kolejne produkty. Zdecydowanie za duże zakupy.
— Dziękuje, Minki — Lucille przytuliła się do pleców Minkiego, na co się wzdrygnął. Nie był przyzwyczajony, że kobieta w jakikolwiek sposób próbuje go dotknąć. O przytulaniu nie wspominając.
— Nie masz za co, pokrako — zaśmiał się, odciągając ręce jasnowłosej od siebie, aby móc uciec z jej uścisku. — Na prawo masz bibliotekę, jakbyś była znudzona. Jakbyś zobaczyła jakiś cień, to się nie przestrasz. Lubi przybierać różne kształty, ale nic ci nie zrobi. Jest... miły jak na demona. A teraz daj mi tu wszystko dokończyć i zrób sobie herbatę. W sklepie ciągle kaszlałaś. No i bluzę do prania wrzuć, cały rękaw masz w krwi!
— Już, już, mamo — powiedziała, wytykając język do Minkiego, a następnie wyszła z kuchni, ale szybko wróciła. — Gdzie jest łazienka...?
— Drzwi na wprost.
Kobieta przytaknęła głową i niemalże od razu udała się do łazienki, więc Minki został w kuchni sam. Doskonale wiedział, że wiedźma nie odpuści. Może nie przyjdzie dzisiaj czy jutro, ale na pewno nie odpuści po tym wszystkim. Chciała sprawdzić Lucille, jej stan. Nie podobało mu się to, bo doskonale wiedział, że przez to przyniesie ona nowe kłopoty. Sama jasnowłosa dalej nie wyzdrowiała. Musiała uważać, żeby wiedźma znowu jej nie złapała i nie narzuciła swojego wymogu, przez który tym razem Lu może umrzeć. Nie wiedział tylko, w jaki sposób ją ochronić, gdy ta upierała się przy swoim i koniecznie musiała chodzić na uczelnię. Nawet nie miała magii! Nie miała, jak się bronić! To wszystko było absurdalne.
Umył ręce przy zlewie w kuchni, a następnie sięgnął po pomidora, aby również go opłukać. Chciał przygotować jakiś posiłek, nawet kanapki, bo nie miał głowy do gotowania. Zaczął kroić warzywo, ale przez natarczywe myśli każde pokrojenie kończyło się głośnym uderzeniem w deskę do krojenia.
— Pierdolona wiedźma — powiedział sam do siebie, zaciskając dłoń na rączce noża. Wiedział, że muszą się jej pozbyć. Tylko w jaki sposób? Na to nie potrafił znaleźć odpowiedzi. — Gdyby tylko żył... — nie dokończył jednak zdania na głos, bo usłyszał za sobą kroki.
— Zagotowałeś wodę? — spytała Lucille, delikatnie się uśmiechając.
— Wybacz, zapomniałem. Kroiłem pomidory. Chcesz coś konkretnego zjeść?
— Nie jestem aż tak głodna — przyznała, drapiąc się po obojczyku. — Kanapki będą okej.
No i jak on miał ją ochronić przed wiedźmą, która potrafi wymusić na mocy Lucille, że ma zawrzeć pakt?
Lucille? c:
2069 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz