tw! seks, podpalenie, zwierzęta (wąż)
Obróciłem się na plecy, wzdychając tak głośno, jakbym zaraz miał co najmniej umrzeć. A dopiero co się obudziłem, telefon bezczelnie pokazywał już szesnastą. No cóż, parę walk w klubie w nocy trochę mnie wyssało z energii. Kiedy tylko wróciłem, padłem jak długi na łóżko i zasnąłem jak dzieciak.
Zsunąłem z siebie kołdrę i podniosłem się, przeczesując włosy do tyłu. Nogi mnie paliły jak cholera, gdy tylko spojrzałem w dół, zobaczyłem kolekcję siniaków i otarć.
— Jebany Hamilton. — mruknąłem pod nosem krzywiąc się na wspomnienie tamtego pajaca. Może i bił się dobrze, ale to ja miałem mocniejszą łapę. Zszedłem z łóżka i ruszyłem wolnym krokiem w stronę łazienki. Od razu wszedłem pod strumień gorącej wody. Odetchnąłem przymykając oczy, gdy spływająca woda drażniła moje rany po kilku walkach. Dzisiaj było Halloween i zamierzałem się świetnie bawić. W końcu Halloween nie zdarza się codziennie, a to idealna pora, żeby trochę namieszać w tym nudnym mieście. Zastanawiałem się co mógłbym dzisiaj zrobić i wpadłem na kilka ciekawych pomysłów. Po szybkim prysznicu wytarłem się i owinąłem ręcznik wokół bioder. Wyszedłem z łazienki kierując się w stronę kuchni, po drodze podszedłem do terrarium. Biały pyton królewski powoli się wił po gałęzi. Była delikatna i majestatyczna zarazem. Miałem ją od niedawna, ale traktowałem ją jak kogoś bliskiego. W końcu to nie był mój pierwszy wąż. W dzieciństwie miałem zwykłą zbożówkę, Spike’a. Był z niego prawdziwy urwis, Haribo natomiast była delikatna i bardzo spokojna.
— Chodź moja mała królewno, potowarzysz tatusiowi. — odparłem rozczulony nachylając się by ucałować węża. Wszedłem do kuchni, otworzyłem lodówkę zastanawiając się co mógłbym na szybko przekąsić. Haribo owinęła się wokół mojego bicepsa. — Może jakieś naleśniki? — zapytałem a wąż tylko syknął cicho. Szybko wyciągnąłem mleko, mąkę i inne składniki, które będą mi potrzebne. Już po kilkunastu minutach siedziałem przy stole mając przed sobą talerz naleśników z nutellą, bananem i odrobiną bitej śmietany.
— Muszę cię na chwilę wrzucić do terrarium. — mruknąłem trzymając w dłoni białego pytona. — Niestety nie możesz, jeszcze mi coś podkradniesz z talerza. — dodałem wpuszczając węża do jego małego królestwa. Wróciłem do stołu zacierając już ręce na widok tych smakołyków.
— Podano do stołu. — zaśmiałem się pod nosem. Otworzyłem sobie jeszcze puszkę Monstera i wziąłem się za konsumpcję.
Już miałem wziąć do buzi ostatni kawałek, gdy w całym mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem brwi, odchylając się do tyłu na krześle. Mój nos od razu poszedł w ruch. Wyczułem słodycze. Dużo słodyczy. Czy ktoś wysypał cukiernię przed moimi drzwiami? Chyba właśnie jestem w najcudowniejszym śnie swojego życia.
— Kurwa, chyba za wcześnie na gwiazdkę. — mruknąłem pod nosem. Po chwili poczułem jeszcze parę dzieciaków i kogoś dorosłego. Kobietę. Westchnąłem ciężko odkładając widelec na stół. No tak. Te małe szkodniki zbierają dzisiaj słodkości. Halloween. Jedyny dzień, kiedy dzieci mają oficjalne przyzwolenie, by być wkurwiające. Podszedłem do drzwi z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Naprawdę cudowna stylówka powitalna. Ale nie miałem ani czasu, ani ochoty, by się przebierać. Otworzyłem drzwi i z satysfakcją obserwowałem, jak uśmiechy dzieciaków natychmiast wyparowały z ich niewinnych twarzyczek, gdy tylko zobaczyły moją ponurą minę. Całkiem uroczo. Prawie chciałem się wrócić po telefon i zrobić im zdjęcie.
— Cukierek albo psikus! — zawołał chłopiec. Mimo strachu w oczach brzmiał całkiem odważnie. Był przebrany za kościotrupa, miał pomalowaną twarz. Dwie dziewczynki obok niego wyglądały jak takie miniwiedźmy. Adekwatnie do charakteru małych, wkurwiających dzieci. Ich opiekunkę kojarzyłem z widzenia. Samotnie wychowywała tego chłopca. I nawet ja, osoba, która nie rozmawia z sąsiadami, słyszałem, że ten chłopak to spory urwis. Na osiedlu można było usłyszeć pełno narzekań. Miał na oko jakieś osiem, może dziewięć lat. Idealny wiek, żeby mieć ochotę komuś podpalić wycieraczkę, albo się na niej załatwić.
— Psikus. — odpowiedziałem automatycznie, ciekawy, co ten dzieciak wymyśli. Może wyciągnie jakiś spray albo zapoda mi dawkę rozsądnego zachowania? Oczywiście kurwa, że nie. Mały gnój zamachnął się i kopnął mnie z całej siły w obolały piszczel.
— Ał! — syknąłem i aż padłem na kolana. Zacisnąłem dłoń na klamce, a gdzieś z tyłu mojej głowy mój wilk zawarczał, gotów przeciągnąć tego gówniarza po betonie. Syknąłem głośno z bólu, tylko zdrowy rozsądek powstrzymywał mnie przed zrobieniem krzywdy temu dzieciakowi. Dwie dziewczynki pisnęły zaskoczone.
— Caleb! — krzyknęła kobieta i odciągnęła tego gnoja na bok. — Co ci mówiłam? Miałeś się zachowywać! Zawsze się muszę najeść przez ciebie wstydu. — chłopak tylko wzruszył ramionami, wyszarpał się jej i pobiegł za małymi wiedźmami do kolejnego mieszkania.
— Kurwa mać. — warknąłem podnosząc się z podłogi. Moja noga była wystarczająco poobijana po klubie, ten dzieciak naprawdę nie musiał dokładać swojej cegiełki. Mały frajer. Jeszcze mu pokażę. I tak dobrze, że nie trafił w najcenniejszą część mojego ciała. Wtedy bym nie ręczył za siebie.
— Tak bardzo cię przepraszam! Nie wiedziałam, że coś takiego wpadnie mu do głowy! — odparła zawstydzona kobieta, popatrzyłem na nią uważnie. Pachniała czymś słodkim jakby czekoladą i pomarańczą. Oparłem się w końcu o framugę i skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej.
— Spoko. — mruknąłem i machnąłem lekceważąco dłonią. — Ja też czasem mam ochotę kogoś kopnąć. — zauważyłem jak jej spojrzenie powędrowało na moją nogę, potem na tors i w końcu na moją twarz. Przygryzła dolną wargę, jakby walczyła z uśmiechem. Już miałem coś powiedzieć, ale drzwi sąsiada otworzyły się z hukiem. Caleb z dziewczynkami wyskoczył na korytarz z gaśnicą. Skąd kurwa on wziął gaśnicę?!
— Patrzcie! Dym! — wrzasnął z entuzjazmem. Zanim ktokolwiek zareagował, dzieciak nacisnął dźwignię i pół korytarza zasnuło się białym dymem. Jedna z wiedźm zaczęła udawać, że leci na miotle. A druga z nich zaczęła się śmiać.
— Caleb!- wrzasnęła jego matka, stała dość blisko mnie. Poczułem jak bębenki aż mi zadrżały. — Natychmiast to odłóż!
— Dobra, już! — parsknął i rzucił gaśnicę na podłogę.
— On tak zawsze? — zapytałem ostrożnie, spojrzałem niepewnie w stronę dzieciaka. Przebranego za kościotrupa, który już rozglądał się dookoła w poszukiwaniu nowego, pojebanego pomysłu.
— Czasem bywa gorszy. — westchnęła cicho, dostrzegłem jak zdenerwowana zaczęła masować swoje skronie.
— Przydałby się mu jakiś kaganiec albo klatka.
— Mówisz jakbyś miał doświadczenie. — odparła co zabrzmiało odrobinę jak flirt. Kobieta westchnęła jeszcze raz. Tym razem tak głęboko, że zrobiło mi się jej odrobinę żal?
— Jeszcze raz przepraszam. On nie jest zły, tylko trochę żywy. — uśmiechnęła się ładnie, a ja poczułem jak z każdą upływającą sekundą czułem się coraz bardziej zainteresowany tą mamuśką.
— Mam czaszkę! — oboje usłyszeliśmy dziecięcy krzyk, spojrzeliśmy w stronę korytarza widząc jak Caleb trzyma jakąś czaszkę w dłoniach.
— Czy on właśnie ukradł komuś dekorację z parapetu? Nie chcę cię oceniać, ale jego stary musiał być nieźle popierdolony skoro takie geny są w tym dzieciaku. — ruszyłem się z miejsca idąc w kierunku małego kościotrupa. Caleb stał na klatce schodowej, trzymając w rękach wielką, gipsową czaszkę. Wyglądała trochę jak z jakiegoś medycznego modelu. Nie, żebym się znał...
— Mamo, patrz! Piraci! — wrzasnął i zaczął biec w dół schodów.
— Caleb natychmiast to odłóż! — krzyknęła zła sąsiadka.
— Nie! To moje! —krzyknął biegnąc przed siebie. — Znalezione niekradzione!
— Dziecko, to ma wartość edukacyjną!
— Edukuję się o piratach!
— Ja pierdole. — mruknąłem cicho pod nosem, ten dzieciak był jebanym demonem. Chłopak wbiegł na parter, a za nami wyszedł sąsiad, który chyba był lekarzem. Przynajmniej tak podpowiadał mi nos, wyczułem ten charakterystyczny odór.
— Gdzie jest moja czaszka? — zapytał wkurwiony a Caleb schował się za doniczką. Całe kurwa dziecko, za doniczką wielkości wiadra. Jego matka zaczęła rozmawiać z lekarzem próbując jakkolwiek załagodzić sytuację. Ja natomiast obszedłem kawałek i przykucnąłem przy kwiatku.
— Caleb, widzę cię. Twoje buty wystają. — odparłem starając się zachować spokój.
— Nieprawda! — odpowiedział z wnętrza donicy, prychnąłem cicho pod nosem kucając obok w samym ręczniku.
— Oddaj czaszkę albo ją zjem. Zjem nawet ciebie. — odparłem, chłopiec zerknął zza liścia. Zobaczył moją minę i coś w jego oczach zaskoczyło. Nie musiałem nic więcej mówić, bo Caleb wyskoczył z donicy i oddał grzecznie czaszkę właścicielowi.
— Caleb, idziesz do domu. W tej chwili koniec z psikusami na ten rok. — odparła kobieta łapiąc chłopca za rękę by już jej nigdzie nie zwiał.
— Dobraa... — jęknął marudnie. — Ale mogę jeszcze raz kopnąć tego pana?
— Nie. — powiedzieliśmy niemal równocześnie, od razu spojrzałem w stronę swojego piszczela. Przy drugim kopnięciu już bym nie wytrzymał. Caleb zrobił nadąsaną minę, ale bez słowa poszedł do mieszkania.
— To, co... Zanim wróci z miotaczem ognia, może przeniesiemy się do mojego mieszkania? — zapytałem podchodząc do niej bliżej.
— Chętnie, potrzebuję pięciu minut dla siebie. — odparła. — Poza tym, Denisse. — uśmiechnęła się wyciągając dłoń w moją stronę, bez wahania uścisnąłem ją.
— Luca. — przedstawiłem się i ruszyłem razem z nią w stronę swojego mieszkania. Wpuściłem ją jako pierwszą do środka i zamknąłem za nami drzwi. Denisse oparła się plecami o framugę. Na początku rozglądnęła się dookoła. Jej wzrok przebiegł po salonie, kuchni, aż w końcu wrócił do mnie. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę.
— Więc... — zacząłem cicho. — Pięć minut dla siebie?
— Mhm... — mruknęła nie odrywając ode mnie oczu. Zbliżyłem się tak, że czułem jej oddech na swojej skórze. Źrenice kobiety rozszerzyły się natychmiast. Przesunąłem dłonią po framudze, zaraz obok jej twarzy. Zablokowałem ją między sobą a drzwiami. Nawet nie drgnęła, wręcz przeciwnie, przygryzła lekko wargę. W końcu nie wytrzymałem i chwyciłem ją za biodra i lekko przycisnąłem do drzwi. Odrobinę ją to zaskoczyło.
— Wiesz, że pakujesz się w kłopoty? — powiedziałem szeptem tuż przy jej uchu, rude włosy kobiety pachniały cudownie.
— Wiem. — mruknęła tylko, ująłem jej podbródek palcami i zmusiłem by spojrzała mi w oczy.
— Ostatnia szansa, żeby powiedzieć stop.
— Nie chcę stop. — odparła unosząc zadziornie głowę. Bez wahania zamknąłem między nami dystans i przywarłem do jej ust. Pocałunek nie był delikatny. Jej dłonie od razu powędrowały w górę i zacisnęły się na moich włosach. Z zadowoleniem oddawała każdy mój pocałunek. Złapałem ją za włosy odchylając jej głowę mocno do tyłu, zsunąłem się ustami na jej szyję. Jęknęła cicho, gdy przygryzłem jej miękką skórę.
— Koniec tej zabawy. — sapnąłem cicho, wsunąłem dłonie pod jej koszulkę. Jej skóra była miękka, gorąca. Przebiegłem palcami po jej plecach, ściągając szybko koszulkę przez jej głowę. Sprawnie odpiąłem palcami jej stanik, od razu wziąłem w usta jeden z jej sutków. Zagryzłem go lekko a potem polizałem doprowadzając kobietę do drżenia. Przysunęła się bliżej mnie, jej dłonie powędrowały w dół odrzucając mój ręcznik na bok. Sapnąłem cicho przy jej cyckach, gdy złapała za moje pośladki bez żadnych zahamowań. Zjechałem ustami w dół, aż do pępka i do blizny. Zmarszczyłem lekko brwi na chwilę się zatrzymując. Czułem jak Denisse się spięła. Przejechałem opuszkami palców po bliźnie po cesarskim cięciu.
— Nie zwracaj na to uwagi. —sapnęła cicho zawstydzona a jej dłonie przesunęły się po moich ramionach próbując mnie odciągnąć lekko od blizny.
— Podoba mi się. — mruknąłem pod nosem, ale nie chcąc jej bardziej stresować złapałem za jej spodnie zsuwając je razem z bielizną z tyłka kobiety. Wyprostowałem się łapiąc ją za uda i podnosząc do góry. Denisse pisnęła owijając szybko nogi wokół moich bioder, przeszedłem kawałek i ułożyłem ją sobie na stole.
— Nogi. — upomniałem od razu, ruda od razu zabrała je z mojego ciała i rozchyliła je szeroko, odsłaniając się.
Uśmiechnąłem się pod nosem i przesunąłem palcami po jej cipce już ociekającej wilgocią. Złapałem w dłoń swojego penisa poruszając na nim dłonią przez chwilę. Nachyliłem się znowu wpijając się w jej usta i wszedłem w nią jednym, sprawnym ruchem. Denisse sapnęła głośno, wbiła mocno paznokcie w moje ramiona i plecy. Odchyliła głowę do tyłu a kącik jej ust drgnął w uśmiechu. Jęknęła, gdy zacząłem poruszać mocno biodrami. Oderwałem się od jej ust a w dłoń złapałem jej pierś. Moje pchnięcia były szybkie i mocne. Zagryzłem usta sapiąc cicho tuż przy jej szyi. Moje jądra odbijały się od jej pośladków. Raz za razem trafiałem w jej czuły punkt, co sprawiło, że Denisse nie kontrolowała się z jękami. Złapałem dłonią jej twarz i szybko zasłoniłem jej usta, by chociaż odrobinę ją uciszyć.
— Kurwa... — warknąłem cicho czując jak już się na mnie zaciskała, spojrzałem w dół widząc jak mój kutas wychodził i wbijał się w nią za każdym razem. Nachyliłem się nad jej twarzą zmuszając ją dłonią do utrzymania ze mną kontaktu wzrokowego. Przesunąłem palce wzdłuż jej ciała, aż do jej cipki. Zacząłem ją szybko gładzić po łechtaczce dodając kolejną dawkę stymulacji.
— Dojdź dla mnie ładnie. — wymruczałem cicho do jej ucha zabierając dłoń z jej ust by mogła coś powiedzieć. Jej jęki odbijały się od ścian mojego mieszkania idealnie komponując się z moimi cichymi sapnięciami.
— Och kurwa. — wysapała z trudem zaciskając mocniej dłonie na moje ramiona, zacisnęła się wokół mojego penisa a jej oczy przewróciły się białkami do góry. Uda Denisse zadrżały a ona sama doszła z krzykiem. Warknąłem cicho i szybko z niej wyszedłem. W idealnym momencie doszedłem wprost na jej łydkę. Wyprostowałem się spoglądając w jej stronę. Leżała na stole próbując złapać oddech.
— W porządku ruda? — zapytałem nachylając się by móc popatrzeć w jej lekko zamglone oczy.
— Chyba bardziej niż w porządku. — sapnęła cicho spoglądając w dół, dostrzegła moją spermę na swojej nodze i zaśmiała się cicho. — Dzięki bogu. — odetchnęła z ulgą.
— Nie chcesz Caleba numer dwa? — prychnąłem cicho a kobieta spojrzała na mnie jakbym miał co najmniej dwie głowy. Złapałem za ręcznik papierowy i wyczyściłem jej nogę.
— Obejdzie się. — prychnęła unosząc się ze stołu i zaczęła się ubierać. Sam złapałem za ręcznik i owinąłem go z powrotem wokół bioder.
— Jakby sprawiał problemy to go do mnie wyślij, trochę go nastraszę.
— Będę pamiętać. — odparła z uśmiechem na twarzy.
***
Mój strój na Halloween był prosty, ale skuteczny. Składał się tylko ze skórzanej kurtki i maski Ghost Face’a. Maska nie zdradzała mojej twarzy a tym bardziej moich zamiarów. Mogłem być kimkolwiek, i to właśnie dawało mi najwięcej frajdy. Najpierw chciałem nastraszyć swojego szefa. Stary pryk co roku wychodził z córkami na miasto. Musiał więc gdzieś tutaj się kręcić. W zeszłym roku był przebrany za wielkiego minionka. Widok nie do zapomnienia, ta wielka żółta bania śniła mi się potem po nocach. Ale dzisiaj chciałem zrobić coś, o czym ludzie będą rozmawiać przez jeszcze długi czas. Zanim wyszedłem z klatki, poprawiłem maskę i poczułem znajome chłodne powietrze. W oddali dzieciaki piszczały, ktoś odpalił petardę a ja wtopiłem się w tłum nastolatków. Przeszedłem kawałek rozglądając się dookoła w poszukiwaniu szefa. Ulica tętniła życiem, światła lamp odbijały się na mokrym asfalcie. Z każdej strony słyszałem śmiech, krzyki i echo muzyki. Dzieciaki biegały wokół na tych swoich krótkich nóżkach, strasząc kogo popadnie. Rodzice z kubkami kawy i telefonami biegali za swoimi pociechami. Nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, Ghost Face był wszędzie.
— Ej, Max! — usłyszałem jakiś piskliwy głos z drugiej strony ulicy. Zatrzymałem się, głos był młody i trochę zbyt pewny siebie. Odwróciłem się a kobieta podbiegła do mnie. Mogła mieć z siedemnaście lat, w czarnym płaszczu i z diabelskimi rogami na głowie.
— Max! — krzyknęła jeszcze raz tym razem znacznie bliżej mnie. Miałem tę nastolatkę niemalże na wyciągnięcie dłoni. W sumie jakby tak pomyśleć te rogi mogłoby się przydać na coś innego.
— Max przestań, to przestaje się robić zabawne. — gówniara uniosła dłoń, jakby zaraz miała mnie uderzyć w ramię lub ściągnąć maskę z twarzy.
— Nie mam zielonego pojęcia kim do cholery jest Max. — powiedziałem spokojnie a nastolatka zamarła, w jej oczach zagościła niepewność. A pewność siebie natychmiast wyparowała z jej ciała, cofnęła się o krok niepewna czy brać mnie na poważnie, czy nie.
— Przepraszam, myślałam, że ty to... — cofnęła się o krok a jej głos delikatnie zadrżał. Nie zdążyłem nic powiedzieć, nastolatka odwróciła się na pięcie i pognała przed siebie. Całkiem urocze. Bez zastanowienia poszedłem za nią. Jej śmieszne rogi pobłyskiwały w świetle latarni, gdy szybkim krokiem przemierzała ulice. Rozglądała się dookoła zapewne w poszukiwaniach tego swojego Maxa. Kimkolwiek on był. Dziewczyna szła przed siebie, w jednej dłoni trzymała koszyczek ze słodyczami a w drugiej telefon i zawzięcie do kogoś pisała. Może do tego Maxa? Prychnąłem pod nosem, gdy schowałem się w bocznej uliczce, akurat w momencie, gdy spojrzała za siebie. Minąłem grupkę dzieciaków przebranych za zombie i już miałem złapać rogatą dziewczynę za ramię, gdy coś przykuło mój wzrok. Zatrzymałem się odwracając głowę, myślałem, że mózg płata mi figle. Ale zapach wskazywał tylko na jedną osobę. Mój szef, właściciel nielegalnego klubu, organizator nielegalnych walk był przebrany za jebaną Elsę z Krainy Lodu. Miał perukę z blond warkoczem, który zwisał mu do łokcia i niebieską tiarę lekko przechyloną na jego głowie. Niebieska sukienka z trudem opinała jego ciało. Miałem wrażenie, że jakby się schylił to materiał pękłby przy szwach. Obok niego kręciły się jego dwie córki, jedna przebrana za Annę a druga podobnie jak jej tatuś, za Elsę. Uśmiechnięte trzymały ojca za ręce a on wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem lub zakopać się pod ziemię ze wstydu.
— No nie wierzę! — zawołałem radośnie klaszcząc w dłonie. — Elsa w wersji XXL. — podszedłem bliżej nich, szef zatrzymał się przy straganie z watą cukrową. Mała Anna i Elsa podskakiwały wesoło wskazując palcami na różową, błyszczącą chmurę. On próbował zapłacić, ale miał z tym niemały problem. Prychnąłem pod nosem, gdy banknoty powypadały mu z rąk i schylił się, by je pozbierać. Zrobiłem kilka kroków naprzód, aż znalazłem się tuż za mężczyzną. Nachyliłem się nieco.
— Ładna sukienka, tylko czemu niebieska? Myślałem, że bardziej lubisz żółty. — mruknąłem z zadowoleniem a mój szef zamarł. Zrobił powoli półobrót. Oczy mu się rozszerzyły, gdy zobaczył czarną sylwetkę Ghost Face’a wpatrującą się w niego z bliska.
— Kurwa Luca, zawału prawie dostałem. — odparł mężczyzna teatralnie łapiąc się za miejsce w którym powinien mieć serce.
— Co to znaczy kurwa? — zapytała jedna z jego córek wpatrując się w ojca z szeroko rozchylonymi oczami. Druga z nich miała podobną minę. Marco odrobinę się zmieszał i nie wiedział za bardzo co ma odpowiedzieć.
— Eee to takie bardzo silne ,,ojej’’ dla dorosłych. — odparł niepewnie Marco spoglądając w moją stronę z błagalną miną bym coś zrobił.
— Tak, bardzo dorosłe ,,ojej’’. Zwłaszcza kiedy ktoś rozleje kawę, stłucze kubek, albo kiedy tata zobaczy rachunek za prąd.
— To wtedy się mówi kurwa ojej? — zapytała chyba ta młodsza, obie wyglądały na bardzo poważne. Nawet mnie to śmieszyło.
— Nie! — ryknął mój szef, zdenerwowany zaczesał swoje blond kudły peruki i wyglądał jakby już wyobrażał sobie opierdol od żony.
— Za późno stary. — zaśmiałem się głośno. — Za tydzień przyniosą z przedszkola laurkę z napisem kurwa kocham cię, tato. — powiedziałem a Marco aż usiadł na pobliskiej ławeczce.
— Luca! Nie dobijaj mnie bardziej... — warknął cicho Marco, wyciągnął z torebki chusteczkę i zestresowany otarł swoje czoło z potu. Ktoś tu chyba boi się własnej żonki...
— Ale ja tylko tłumaczę kontekst kulturowy. — odparłem z kamienną twarzą, czego i tak nie widział przez maskę. — To ważne, żeby dzieci wiedziały, że język jest żywy. Zwłaszcza jak tata prawie umiera na zawał na tej uroczej ławeczce.
— To znaczy, że kurwa to słowo medyczne? — starsza córka Marco zapytała poważnie zaciskając dłonie na swojej torebce gdzie miała sporo słodyczy.
— W pewnych przypadkach, tak. Głównie używane w terapii stresowej. Twój tata w myślach ma pewnie cały czas to słowo.
— Luca! — Marco syknął przewracając oczami. — Błagam cię, zanim one pójdą do szkoły i nauczycielka zadzwoni do mojej żony.
— Spokojnie. — mruknąłem machając lekceważąco dłonią, uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. — Co może się stać? — zapytałem w momencie, gdy jedna z dziewczynek, przebrana za Annę wskazała na jakiegoś jamnika przebranego za misia.
— Patrz tato! — krzyknęła mała wersja Elsy wskazując na uroczego jamnika. Anna od razu podłapała i pisnęła zadowolona. — Kurwa misio! — Marco poczerwieniał tak, że wyglądał, jak pomidor. Widziałem, jaki był zrozpaczony, przed oczami miał już chyba widok swojej żony, która stoi w drzwiach z założonymi rękami. Cała wkurwiona i chętna do przywalenia mu.
— Tatusiu, a jak się pisze kurwa? — zapytała mała Anna, Marco na chwilę zamarł a ja tylko uśmiechnąłem się szerzej.
— Drukowanymi literami, żeby mama lepiej widziała. — powiedziałem z zadowoleniem.
— Luca!!! — Marco uniósł się z ławeczki i wyglądał jakby chciał mi przyjebać. Jedyne co go powstrzymywało to córki. Biedny, widziałem jak dłonie już go świerzbiły by to zrobić, mała Anna spojrzała w stronę ojca pytająco.
— Kurwa tato.
— Luca!!! — Marco uniósł się z ławeczki i wyglądał jakby chciał mi przyjebać. Jedyne co go powstrzymywało to córki. Biedny, widziałem jak dłonie już go świerzbiły by to zrobić, mała Anna spojrzała w stronę ojca pytająco.
— Kurwa tato.
***
Po zostawieniu Marco z jego dzieciakami ruszyłem dalej przed siebie. Mała Anna nawet nie zauważyła, że zwinąłem jej paczkę żelków z koszyka. Otworzyłem opakowanie i wrzuciłem parę do ust. Pychota. Jedzenie żelków jest lepsze niż orgazm. Nie muszę po nich udawać zadowolenia. Nuciłem sobie jakąś melodię pod nosem, przechodząc przez pasy, gdy do moich uszu dotarły ciche dźwięki muzyki. Przechyliłem głowę nasłuchując, muzyka dolatywały z lasu nieopodal. Bez zastanowienia ruszyłem w tamtą stronę zaciekawiony. Na skraju lasu przemieniłem się w wilka i pognałem w stronę hałasu. Na miejscu ukazała mi się spora grupka pijanych nastolatków tańczących wokół opuszczonej kaplicy do jakiegoś tandetnego popu. Kilka osób całowało się gdzieś z boku, a kątem oka dostrzegłem jak ktoś przewrócił się w krzakach i już z nich nie wyszedł. Westchnąłem ciężko, gdy wokół było pełno porozrzucanych śmieci. Byłem pewien, że tego nie wysprzątają. Jebane dzieciaki...
Uśmiechnąłem się pod nosem i schowałem się by nikt z nich nie dał rady mnie zauważyć. Wydałem z siebie długie, przeciągłe wycie. Muzyka od razu ucichła a spanikowani nastolatkowie zaczęli rozglądać się dookoła siebie. Usłyszałem nawet jak ktoś zapytał ,,co to było?''. Niedaleko stąd był stary cmentarz, śmiesznie by było obserwować jak ta grupka spierdala między nagrobkami przede mną. Urocza wizja. Jeden z chłopaków próbował rozluźnić atmosferę, ale jego głos bardzo zadrżał. Powoli zrobiłem kilka kroków naprzód, przechyliłem łeb na bok na widok jednej osoby, która już w strachu biegła w stronę drogi. Mądry wybór.
Miałem wykonać kolejny krok, gdy ktoś złapał za latarkę i skierował strumień światła w moją stronę. Wokół mnie rozniosły się krzyki paniki. Nastolatki rozbiegły się dookoła. Niektórzy pijani potykali się o własne nogi. Jedzenie mi spierdala. Pognałem za dwójką pijanych nastolatków, pobiegli w stronę cmentarza. Jeden z nich schował się za dużym nagrobkiem myśląc, chyba że go nie zauważę. Drugi z nich wyciągnął ze swojego plecaka racę i ją odpalił. Zamachnął się i rzucił ją w moją stronę. Szybko się uchyliłem a raca spadła obok starego grobu. Wokół nas uniósł się czerwony, śmierdzący dym. Zatrzymałem się w miejscu, gdy raca upadła na ziemię, wokół było pełno suchych liści i gałęzi. Nie było zaskoczeniem dla mnie, gdy to wszystko zajęło się ogniem. Kurwa mać... Chłopców też na chwilę zamurowało, stanęli w miejscu spoglądając na ogień.
— Spierdalamy. — usłyszałem tylko jak ruszyli biegiem przed siebie. Zmieniłem się szybko spoglądając na rozprzestrzeniający się ogień. Bez wahania wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na straż pożarną. Oczywiście zgłosiłem całe zdarzenie anonimowo udając jednego z uczestnika imprezy w lesie. Gdy tylko się rozłączyłem, uciekłem szybko z tego cholernego lasu. Przechodząc między ulicami miasta dostrzegłem jak dwie straże już kierowały się na miejsce zdarzenia. Musiałem teraz znaleźć tych dwóch kretynów. Jeśli myśleli, że się przede mną ukryją to byli w błędzie. Od razu znalazłem trop i szedłem za ich zapachem. Chyba ich rozpierdolę jak tylko ich znajdę. Przesunąłem się w mrok, gdy dwójka spanikowanych nastolatków żywo o czymś rozmawiała z jakąś laskę. No proszę, od razu ją rozpoznałem. Ta mała rogata diablica od Maxa. Najwidoczniej jeden z chłopaków musiał nim być, był jednak bez maski. Musiał ją pewnie zgubić gdzieś w lesie na imprezie.
— Dobry wieczór rogata diablico.— powiedziałem głośno zwracając uwagę nastolatków, podszedłem do nich pewnym krokiem. — Piękna noc, co? — mruknąłem i z zadowoleniem objąłem zaskoczoną diablicę ramieniem.
— Szkoda tylko, że niektórzy mylą las z kominkiem. — skomentowałem oschle widząc jak dwójka chłopaków spogląda na siebie nerwowo.
— My nie wiemy o co chodzi. — odparła mała diablica wyszarpując się spod mojego dotyku, szybko odsunęła się na bezpieczną odległość. Uroczo zmarszczyła nos wkurzona.
— Och oczywiście.— prychnąłem pod nosem nonszalancko opierając się o ścianę budynku. Bawiły mnie te dzieciaki, gdybym zmienił się przed nimi, na sto jebanych procent ich gacie byłyby pełne. — Szkoda tylko, że wasze kłamstwo czuć z daleka.— mruknąłem spoglądając na nich. — Na waszym miejscu radziłbym się zgłosić do służb i ładnie przyznać. W innym przypadku...
— W innym przypadku, co? Pobijesz nas?
— Zjem, odrobinę zgłodniałem. Doskwiera mi wilczy głód.— odparłem tajemniczo. Ich głupawe uśmieszki szybko wyparowały. Przez chwilę chyba zastanawiali się, czy żartuję. Zaśmiałem się cicho, gdy cała trójka odwróciła się na pięcie i uciekła.
— Banda dzieciaków...— mruknąłem pod nosem odchodząc w przeciwnym kierunku. Pierdole już to Halloween. Znajdę sobie gdzieś jakąś laskę i się zabawię.
3921 słów

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz