14 listopada 2025

Od Lucille cd. Minkiego

Obecność kogoś, na kim można zawsze polegać w życiu, kto zostanie z tobą bez względu na wszystko, było niezwykle pokrzepiające. Przyjemne. Wygodne. Zbyt łatwo szło się do tego przyzwyczaić, zapomnieć, że życie nie zawsze tak wyglądało i powinno się być może czerpać z tego, co dane, ile wlezie, bo kto wie, kiedy się skończy.
Jak tak nad tym myślałam doszłam do wniosku, że Minki musi mieć naprawdę silną psychikę. Ciekawe, ile rozstań z osobami sobie bliskimi musiał przeżyć w swoim życiu. Jakim cudem jeszcze się tym nie załamał i potrafił tak pozytywnie iść przez życie mimo wszystko.
Może wyjaśniało to tę jego paranoiczną wręcz potrzebę pilnowania, żebym z własnej głupoty nie wykitowała. Albo po prostu zawsze troszczył się o innych.
— Nie słuchasz — nagle na mojej twarzy wylądowała poduszka z kanapy. Wzdrygnęłam się zaskoczona, przejęłam pocisk i odrzuciłam go do adresata. Lisie atrybuty Minkiego były doskonale widoczne, lisie uszy położył po sobie, co wraz z jego spojrzeniem nasuwało mi konkluzję, że go zirytowałam. Prychnęłam tylko i założyłam ręce na piersi.
— Bo beznadziejnie tłumaczysz, zasnąć idzie.
Tym razem za uszczypliwość potargał mi włosy, na co odpowiedziałam wystawieniem języka. Spróbowałam wykorzystać chwilę jego nieuwagi i podprowadzić pada, którego trzymał w ręce, ale szybko zabrał go poza zasięg moich ramion. Zrobiłam zawiedzioną minę.
— Uczenie przez praktykę najlepiej się sprawdza, wiesz? — rzuciłam, dając za wygraną i opadając w poduszki. — Sucha teoria nic mi nie mówi.
— Dobra teoria to podstawa do wspaniałej praktyki! — głos kitsune był aż nazbyt przepełniony rozbawieniem. Kopnęłam go w kostkę, ale się tym nie przejął. Postawione ponownie już uszy skierował w stronę telewizora i jakiejś ściganki, którą odpalił, żeby nauczyć mnie, jak obsługiwać moją konsolę.
— Czy ty przyłazisz na moje zajęcia podsłuchiwać? — rzucony przez przyjaciela tekst zbyt przypominał to, co czasem zdarzało mi się powtarzać studentom, gdy ci narzekali, że za dużo mieli na uczelni zajęć teoretycznych.
— Skąd — uśmiechnął się w taki sposób, że mu nie uwierzyłam. Jednak zamiast mu to wypomnieć, po prostu wzniosłam oczy do nieba i od niechcenia złapałam za jeden z jego ogonów i położyłam go sobie na kolanach, jednocześnie podciągając nogi, by siedzieć na kanapie po turecku. — Mogę wiedzieć, co ty robisz?
— Zimno mi.
— Tam masz koc.
— Dawaj tego pada albo zrobię sobie z tego futro na zimę — uśmiechnęłam się promiennie. Spróbował zabrać ogon, ale skutecznie go przytrzymałam, pochylając się do przodu i w zasadzie na nim kładąc. Spojrzałam na kitsune z przebiegłym uśmieszkiem. — Moje!
— Jezu, aleś ty dziecinna...
— Się dorosły odezwał — wyciągnęłam rękę, spodem do góry, gestem mówiącym "oddawaj to". Przewrócił oczami i w końcu dał mi to, czego żądałam. Wyrwał mi się okrzyk zwycięstwa, na co Minki westchnął.
— No dziecko...
Nie zabrał ogona z moich kolan.

***

Prawdę mówiąc, gry nie zostaną tym, czym będę się z własnej woli zajmować w wolnym czasie.
— SZLAG BY TOOOOOOOOOO!!
— Za bardzo się emocjonujesz — śmiech mężczyzny działał mi na nerwy. Kolejny raz zginęłam, ledwo zdążywszy wejść do komnaty bossa. Miałam ochotę rzucić tym padem w cholerę i więcej nie odpalać tej przeklętej maszyny. — Daj, ja go pokonam...
— NIE!!!
— Co robisz biednej Lu, że się tak drze, Minki?! — z przedpokoju dobiegł nas głos Minhyuka. Usłyszeliśmy, jak zamyka za sobą drzwi.
— Jakiej biednej? Sama się katuje, bo nie potrafi... — szybciej, niż się sama po sobie spodziewałam, moja dłoń znalazła się na ustach Minkiego, uciszając go. Widziałam, jak podnosi brew do góry i było to jedyne ostrzeżenie przed tym, co zrobił zaraz potem.
Polizał moją dłoń.
— Jezu, fuj! — cofnęłam rękę jak oparzona, czym wywołałam u Minkiego tylko kolejną salwę śmiechu, do której dołączyło prychnięcie Minhyuka, który akurat wszedł do salonu. Wykorzystując, że całą swoją uwagę poświęciłam wycieraniu ręki w ogon przyjaciela, ten podprowadził mi pada. Gdy rzuciłam się szczupakiem, żeby go odzyskać, brunet rzucił nim przez pokój, celując w swojego brata.
— Orientuj się! — krzyknął, cały czas się przy tym śmiejąc. Pad został uratowany przed upadkiem dzięki refleksowi drugiego z braci, który w ostatniej chwili złapał go ogonem. Ten siedzący ze mną na kanapie uśmiechnął się promiennie, a że przy tej całej kotłowaninie wylądowałam w zasadzie na nim, wyjątkowo łatwo było mu mnie zatrzymać, gdy próbowałam się pozbierać i ruszyć w pogoń za utraconym skarbem. Po prostu złapał mnie za nadgarstki i nie pozwolił się podnieść. — Wygrałem!
— W sumie to ja wygrałem — Minhyuk spojrzał na nas z wyższością i pomachał kontrolerem. Mina Minkiego zrzedła. — Dobrze się składa, bo przyniosłem zakupy, teraz ktoś musi zrobić z nich kolację.
— Lu to ogarnie, niech ochłonie po tej godzinnej próbie zabicia jednego bossa — Minki w końcu mnie puścił, a gdy się pozbierałam, rozparł się wygodnie na mojej kanapie, a stopy bezpardonowo zarzucił na mój stolik kawowy. Zgromiłam go wzrokiem, to chociaż nogi dał z porotem na podłogę.
Przysięgam, że kiedyś jednego z drugim zamorduję, a z ogonów zrobię sobie płaszcz.
Złorzecząc na czym świat stoi być może wymsknęło mi się przy tym to o robieniu sobie płaszcza z ich ogonów na głos poszłam, ostatecznie pokonana, do kuchni. Zanim skończyłam rozpakowywać zakupy, w wejściu do pomieszczenia pojawił się Minki.
— Czego? — warknęłam, zamierzając się już zmiętą reklamówką w głowę przyjaciela. Podniósł ręce w geście kapitulacji.
— Przyszedłem pomóc.
— Teraz to po ptokach — prychnęłam, rozwijając gotowe ciasto francuskie.
— Przecież jeszcze nie zaczęłaś — zauważył trafnie mężczyzna, ignorując moje mordercze spojrzenie i mimo niego zbliżając się do mnie. Porzuciłam jednak plan rzucania w niego, pewnie i tak by to odbił. Nogą nacisnęłam specjalną wajchę otwierającą zabudowany kosz i tam ostatecznie wrzuciłam reklamówkę. Kolanem zatrzasnęłam szafkę. — Co mam zrobić?
— Wrzuć szpinak na patelnię — burknęłam pod nosem, wyciągając z szuflady ze sztućcami radełko. Zaczęłam dzielić gotowe ciasto na mniej więcej równe kwadraty. — Potrzebuję zwiędnięty.
Posłusznie wykonał wszystkie moje polecenia, w międzyczasie wyręczając mnie też z przygotowaniem nie tylko szpinaku, ale i całego farszu do kieszonek z ciasta francuskiego. Dzięki temu mogłam zająć się szykowaniem pesto do pinsy. Jakieś pół godziny później, gdy wszystko było gotowe, ustawiłam jedzenie na tacy, którą Minki zaniósł do salonu. Szłam tuż za nim, niosąc talerze i dzbanek herbaty, trzy kubki lewitowały, posłusznie podążając za mną.
— Mogłaś wszystko tak zabrać — Minki spojrzał na mnie ponad ramieniem z wyrzutem, za co dostał kopniaka w tyłek.
— Nieużywane organy odpadają. Chciałbyś żyć bez rąk?
Postawił tacę na stoliku przed bratem, specjalnie stając przy tym tak, żeby zasłonić mu prawie cały telewizor. Widziałam, jak celowo rozłożył ogony w szeroki wachlarz, gdy Minhyuk pochylił się w bok, żeby jednak zobaczyć zza niego obraz na telewizorze. Biedny kitsune nie zrobił przez to w grze uniku i jakiś przestrasznie wyglądający potwór trafił postać, którą sterował, zabierając jej resztę HP. Ekran zrobił się czarny, a zaraz potem na jego środku pojawił się wielki, czerwony napis "Koniec gry" i rozbrzmiała niepokojąca muzyczka, która gdy sama grałam nie raz doprowadzała mnie już do szewskiej pasji. Odstawiłam to, co niosłam, na stolik obok tacy i poklepałam Minhyuka po kolanie, siadając na ziemi przy kanapie.
— Spoko, mi się to zdarzyło jakieś tysiąc razy zanim przyszedłeś.
— O, teraz przyznajesz, że ci nie szło? — Minki usiadł na kanapie koło brata i od razu zabrał dla siebie talerz i pierwszy kawałek pinsy z pesto, burattą i pomidorkami koktajlowymi. Władował pół kawałka na raz do ust. — Mmmmmmmm, dobłe — wymamrotał z pełnymi ustami.
— Nie. Mówi. Się. Z. Pełną. Buzią — chciałam trafić go z łokcia w łydkę, ale zauważył mój zamiar i zdążył zabrać nogę, zanim wymierzyłam cios.
— Nie bije się ludzi — zripostował z wyrzutem, gdy już przełknął. Minhyuk zupełnie nas zignorował, po prostu odłożył sobie pada na kolana i sięgnął po kieszonki ze szpinakiem.
— To dobrze, że nie jesteś człowiekiem — uśmiechnęłam się promiennie, rozlewając herbatę do wszystkich kubków po kolei.
— Zwierząt tym bardziej się nie bije!
— O, sprowadzasz się do roli mojego pupilka?
— Jeszcze czego!
Minhyuk wpakował kieszonkę do ust, żeby mieć wolne ręce i odpalił restart gry, dalej nas ignorując. Zerknęłam na niego kątem oka. Wydawał się jakiś taki nieswój. Nie był tak cięty jak zawsze, w zasadzie odkąd przyszedł z zakupami po tym, jak Minki po niego zadzwonił, prawie nic nie powiedział. W klawisze pada też uderzał jakby ze zbyt dużą siłą, chociaż nie wydawał się zirytowany samą grą, bo w niej szło mu naprawdę dobrze, gdy teraz patrzyłam. Bez problemu unikał postacią na ekranie większości ataków i gdy teraz brat mu nie przeszkadzał pokonał bossa naprawdę szybko, od razu przechodząc do kolejnej lokacji. Bez wyrazu przeglądał listę questów, sięgając jednocześnie po kolejną kieszonkę.
Spojrzałam na Minkiego, szukając w nim pomocy. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały, przestał na moment przeżuwać. Oszczędnym ruchem głowy wskazałam siedzącego przy nim brata. Wzruszył ramionami, biorąc kolejny kęs pinsy. Jednak widząc moje nieustępliwie proszące spojrzenie westchnął w końcu ciężko. Wbił wzrok w talerz, resztką pinsy zbierając z niego pesto, które na niego skapło.
— Lucille pyta, co ci się stało — powiedział to nie patrząc na brata, całą uwagę poświęcając swojemu jedzeniu. Nie widział więc też, jak gromię go wzrokiem.
Idealne wsparcie, nie ma co.

Minki?
1451 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz