“Inter lucem et umbras, hospitium aeternum.” - Między światłem a cieniami, wieczny zajazd.
Hotel Hexadrien jest jak kielich postawiony na styku dwóch światów – połowa wypełniona blaskiem kryształowych wież, druga połowa ciężarem złoconych sklepieni. Każdy, kto przekroczy próg, odnajduje w nim odrobinę własnego domu. Playlista - klik.
Mgła przyszła nagle, gęsta i lepka, rozlewając się wzdłuż alei, dusząc świat w mlecznym uścisku. Latarnie Alteiranu tonęły w niej jak w dymie, a kontury budynków rozmywały się w szarość. Krople deszczu rozbijały się na kamiennych łbach, czarodziejskim kapeluszu, a ponadto skraplały wysokie do kolan kozaki z czarnej skóry wystukujące staccato. Pod światłem latarni białe kłęby zmieniały się w złote aureole wystające z pomroki, a każdy krok wydawać by się mogło, że prowadził w sen coraz głębszy niż jawę. Mephista zmierzała właśnie z centrum prosto do Mostu Tysiącleci, dzierżąc dzielnie szczelnie zakryty obraz pod lewą pachą, a w drugiej dłoni taszcząc walizkę obijającą się o jej biodro.
„Czy pełnia istnieje bez oczu, które ją podziwiają?”
W dawnych czasach kobieta niezmiernie przejmowałaby się tym, że niesione przez nią płótno przedstawiało prawdziwy Cierń jej duszy, który wdarł się przed laty w jej świadomość i od tamtej pory już nie odstąpił jej myśli. Stał się błyskawicznie antybohaterem; właścicielem głosu wewnętrznego krytyka oraz prawdziwą inspiracją do samodoskonalenia się. Gdyby jednak On dowiedział się, jak wiele czarownica dzięki niemu zawdzięcza, to perorowałby już w kółko o jednym i tym samym, popadając jednocześnie w skrajny samozachwyt. Szczęśliwie na razie był głęboko nieświadomy istnienia tych aspektów, przede wszystkim samego dzieła. Przynajmniej tak wydawało się pannie Aviali.
Dziwny był to wieczór, gdy wiatr nie był już zwykłym podmuchem, tylko żywiołem obdarzonym czymś na kształt gniewu oraz melancholii. Powietrze cuchnęło nudą... Jego nudą. Staranność w kwestii powstrzymywania się od czarnowidztwa nie było dokładnie tym samym, co intuicyjne odczuwanie czegoś, co miało wkrótce nadejść. Mephista nie otrzymała aktualnie żadnych podpowiedzi od Alter Ego z sąsiednich wersji, ale nie potrzebowała ich do takich rzeczy. Dravena dawało się wyczuć w kościach po tylu latach wiecznej gonitwy. Tańca na skraju zmysłów. Niedokończonego śledztwa.
„Dlaczego go nie zabiłaś wtedy, kiedy miałaś ku temu aż tyle okazji?”
Pytanie „V” było jak najbardziej adekwatne i nadal wisiało w nicości, powtarzane później nie głosem przywódczyni sabatu, ale jej własnym. Wzrok Mallorysa wymalowany farbami olejnymi powielał je niewerbalnie, oskarżając o niepopełnioną nigdy zbrodnie, jaka mogłaby zostać później ułaskawiona jako forma samoobrony. Wielka Gra zostałaby zakończona na dobre, wspaniały byłby to zapewne finał wieńczący rozpaczliwie kontrowersyjną relację, hołdowany potem w nagłówkach gazet. Bohaterka. Czy ostatecznie nie wszyscy prywatni śledczy tego właśnie pragną? Mephiście wydawało się naiwnie, iż jeśli rzuci dawny zawód na rzecz profesury, to cienie przeszłości znikną z jej życia na dobre. Naprawdę polubiła jasne, uniwersyteckie mury, w których była dla większości z nich nieosiągalna. Oczywiście poza tym jednym, jedynym wyjątkiem, który postanowił uczynić Hotel Hexadrien swoją planszą po raz kolejny.
„Sabat musi poznać jego oblicze, więc jeśli masz jakiekolwiek wspomnienie, które go ilustruje, to twoim zadaniem jest go nam przedstawić. Czy to zrozumiałe, Lunaris Venefica?”
Mephista malowała go zatem w skupieniu, starając się odtworzyć raz za razem ten sam moment, klatkę w filmie, zapętloną na zawsze kasetę... Na początku myślała, że to zadanie ją przerasta. Czarownica długo miotała się z wątpliwościami, aż w końcu dotarło do niej, iż nie chce mieć tego wspomnienia tak bestialsko utrwalonego, ale rozkaz był rozkazem. Gdy tylko przestała się przed tym wzbraniać, odpowiednie tonacje niby same się wymieszały na palecie, aby potem oddać odpowiednie kształty nie tylko otoczenia z tamtego balu, ale Niego samego. Draven niemal dosłownie oddychał pod tą powłoką stanowiącą cienką barierę między postępującą burzą na zewnątrz w prawdziwym świecie oraz wewnątrz jej duszy.
***
Przejście do Hotelu Hexadrien znajdowało się idealnie pośrodku Mostu Tysiącleci – portal pod postacią dwuskrzydłowych drzwi ze szkła, za których klamkę trzeba było złapać w sposób pewny oraz wypowiadając odpowiednią inkantację otrzymaną mailem, bądź listownie od obsługi recepcji. Pojawiały się wtedy znikąd, aby przepuścić klienta do środka i taktownie zniknąć.
Mephista miała w zwyczaju brać sobie najdroższy apartament z minibarem, ulubionym ekspresem do kawy i wydzieloną strefą gabinetową. W ofercie tej zostały również uwzględnione potrzeby rozmaitych ras, stąd też dla czarownic przewidziano dodatkowe pokoje takie jak: pracownia do eliksirów, salka medytacyjna czy rozsławiona sala treningowa do zaklęć bojowych ze wbudowanymi zabezpieczeniami najwyższego, piątego stopnia antymagii... Które za młodu sama opisała w magisterce jako najnowsze rozwiązanie magiczno technologiczne. Nigdy więc numer 1013 z dedykacją od linii Hexadrien dla panny Aviali się nie zmienił, wręcz pani dyrektor na terminy spotkań sabatów nie pozwalała nikomu innemu złożyć na takowy rezerwacji... W ramach dozgonnej wdzięczności za półdarmowe ulepszenie od bardzo dawnej studentki AUMu, jakie podniosło Hexadrienowi prestiż o całą gwiazdkę.
Zapewne sama „V” również maczała w tym palce (a raczej ciężkie pieniądze), ale tego Mephista się jedynie domyślała, nigdy bowiem nie przyłapała przywódczyni na niczym nielegalnym... Po prostu (dziwnie) wszystko (idealnie) się składało w całość w te same dni, rok za rokiem, epoka za epoką – jakby wszelkie wydarzenia, jakiekolwiek by one nie były, nie dotyczyły żadnej z nich. Kobieta wiedziała też, że inne z czarownic również już od dawna coś podejrzewały, choć tak jak ona; pozostawiały to w sferze domysłów szeptanych między sobą nawzajem. „V” najprawdopodobniej wiedziała, że wspólnie coś węszą, ale nigdy nie dała po sobie poznać, iż ma to dla niej jakiekolwiek znaczenie.
***
Wnętrze korytarza do lobby otumaniło ją nieco ciepłym powiewem o delikatnej nucie wanilii, która wcale nie tak mocno kontrastowała z jej wodą perfumowaną (wanilia była jednym ze składników). Wysokie lustra od podłogi do wyżej umieszczonego sufitu odbijały ciemną postać, ubraną w niedopasowaną kolorystykę do wszechobecnych; złoconych wykończeń, bieli marmuru i ciepłego odcienia drewna. W ten sposób Mephista przypominała przemokniętego, atramentowego kleksa na białej kartce, jaki wkrótce wysechł – oto zadziałało zaklęcie przed głównym wejściem, co wysuszało takich delikwentów jak ona.
Po przekroczeniu progu kolejnych wysokich drzwi ze szkła, które tym razem automatycznie się przed nią rozstąpiły, panna Aviali stała się świadkiem niemałego zamieszania. Z szeptów oraz chaotycznych urywków rozmów jasno wynikało, że ktoś zniknął w barze hotelowym, a potem nie wrócił. Podejrzewano uprowadzenie bądź też morderstwo, choć co poniektórzy byli już teraz pewni obu kwestii. Mephista zaczęła automatycznie się zastanawiać, co ze spotkaniem sabatu i jej dość kosztowną, coroczną rezerwacją. Gdy zbliżała się do lady, przygryzła wargę w zastanowieniu.
- To tylko chwilowa niedogodność. Pani apartament jest nadal aktualny oraz opłacony. - Powiedziała na jej widok pracownica, rozpoznając ją po całej manierze prezencji.
Aviali była tutaj rozpoznawana nie tylko przez personel, ale całą gamę gwiazd oraz osobistości niższych szczebli, z którymi niedługo czarownica będzie musiała wejść w niezobowiązujące pogawędki, o wydawałoby się, że kompletnie niczym istotnym, wręcz zbędnym. Tego typu wymiany zdań miały zazwyczaj na celu wyłapywanie od nich nowych plotek, świeżych wieści zza granicy czy tak jak teraz: wszelkich informacji dotyczących zaistniałej, niecodziennej sytuacji. Nie była tylko pewna, czy to na pewno był dobry pomysł, aby pchać się znowu w sam środek wydarzeń, zwłaszcza, iż wiele z tych znajomych kojarzy ją z jej przeszłego zawodu. Mephista rozwiązywała wiele zagadek dotyczących ich życia czy też zagmatwanej przeszłości ich przodków po to, aby rzucić nowe światło na teraźniejszość.
Nim Mephista zdążyła się zorientować, obejrzeć, głębiej przemyśleć zaistniałą sprawę – za nią znalazł się cień jeszcze ciemniejszy od niej.
- Mistearie. - Był tylko jeden mężczyzna będący jej absolwentem, który nadal nazywał ją w ten sposób, co po kolejnym oddechu dodał: - Mam do ciebie prośbę.
1161 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz