Nie byłam do końca pewna, czy wizyta w domu Minkiego to dobry pomysł, a jednak mimo to zebrałam się w sobie tego dnia, upiekłam ciasto, o którym mężczyzna mi wspominał, że chciałby je spróbować w moim wykonaniu, po czym zebrałam się w sobie i pojechałam pod adres, który zostawił mi Minhyuk. Trochę zastanawiałam się, czy zrobił to z sympatii do mnie, czy bardziej, żeby zrobić na złość bratu. Jakiego by jednak powodu nie miał — dzięki niemu zdobyłam okazję, żeby przeprosić bez przyznawania się do tego, że po raz kolejny odwaliłam. Aczkolwiek serio, kto normalny by dał radę odmówić temu wariatowi, który pierwsze, co robi, jak wpada do czyjegoś domu, to robi rekonesans zawartości szafek z alkoholami? Próbowałam, serio. A Minki stał tam i tylko patrzył na rozwój wydarzeń, zamiast powiedzieć mu, że zachowuje się niekulturalnie.
Gdy Minki zaczął jeść przygotowany dla niego kawałek, mimowolnie spojrzałam na niego kątem oka, przerywając klikanie na pilocie. Telewizor zatrzymał się na programie z jakimś reportażem sensacyjnym. Nic, co mogłoby mnie zainteresować. W ogóle nie lubiłam za bardzo oglądać telewizji. Było tyle ciekawszych rzeczy do roboty w wolnym czasie...
— Czo? — zapytał nagle Minki z pełną buzią, wbijając we mnie podejrzliwe spojrzenie. Natychmiast odwróciłam wzrok, jakbym mogła teraz zupełnie zwyczajnie udawać, że wcale się na niego nie gapiłam. Słyszałam, jak przełyka. — Zatrułaś je czy coś? Czemu nie jesz swojego?
— Zaraz zjem — odłożyłam pilota na stolik między nami. — Nie lubię za bardzo czekoladowych ciast. Są zbyt ciężkie dla mnie.
— To czemu takie upiekłaś? — zmarszczył brwi w konsternacji, przyglądając mi się uważnie.
— Bo chciałeś spróbować — wzruszyłam ramionami, sięgając w końcu po swój talerzyk. Przyjrzałam się krytycznie równemu prostokątowi czekoladwego ciasta. Było idealnie, lekko miękkie w środku, pod chrupiącą skorupką lekko skarmelizowanych składników, takie, jakie powinno być. — Byłoby bardziej zjadliwe z owocami... — mruknęłam cicho pod nosem, nabierając kawałek na widelczyk i pakując do ust. Ciężka słodycz gorzkiej czekolady natychmiast uderzyła moje kubki smakowe. Westchnęłam ciężko. Jak ludzie mogą jeść to ciasto i mówić, że im smakuje...
Mężczyzna wstał nagle, odkładając swój talerzyk ze zjedzonym w połowie kawałkiem, po czym, nie patrząc na mnie, poszedł w kierunku kuchni. Zerknęłam za nim z zaciekawieniem. Wrócił po chwili, trzymając w dłoni miseczkę pełną malin. Podstawił mi ją pod nos. Zamrugałam zaskoczona, ale przyjęłam naczynie.
— Ja... dziękuję? — mruknęłam, patrząc na Minkiego ze szczerym szokiem wymalowanym na twarzy. Prychnął. Szybko zgarnął kilka owoców z wierzchu i wrzucił na swój talerzyk, po czym ponownie usiadł tam, gdzie wcześniej. Wziął na widelec najpierw malinę, potem kawałek ciasta, i bezpardonowo władował do ust. Zrobił minę, jakby zastanawiał się nad smakiem, w końcu przełknął i znowu nabrał taki sam zestaw. Mimowolnie uśmiechnęłam się ciepło na ten widok.
— W sumie faktycznie, ciekawy smak — powiedział w końcu.
— Dzięki kwaskowatości owoców nabiera głębi, nie jest tak płaski, jak sama czekolada — uśmiech nie znikał z mojej twarzy, gdy nabijałam na widelczyk brownie i malinę na raz. Miseczkę owoców postawiłam na stoliku, żeby Minki też mógł sobie dobrać, gdyby miał ochotę. — Staje się też po prostu przyjemniejszy. Nie zasłodzisz się tym tak szybko — spojrzałam na mężczyznę, który wgapiał się w ekran telewizora, ale po oczach widziałam, że niekoniecznie zwraca uwagę na to, na co w zasadzie patrzy. Cała wesołość spowodowana miłym gestem mężczyzny uleciała ze mnie jak powietrze z przebitej piłki. — Czemu w zasadzie Minhyuk nie przyszedł? — zdążyłam się już przekonać, że to raczej do niego niepodobne. Mina i zachowanie Minkiego też wskazywało raczej, że jest myślami gdzie indziej, niż przy mojej wizycie. Nie, żeby mnie to jakkolwiek ubodło czy cokolwiek. W końcu się wprosiłam. Tylko... przykro się na niego takiego patrzyło.
— Nie ma pewnie ochoty — kitsune przybrał taki ton, jakby nie robiło mu to żadnego znaczenia. A jednak czułam, że coś było nie tak.
— Pokłóciliście się? — spytałam ostrożnie, nie chcąc go irytować. Cóż, nie wyszło.
— W zasadzie nie twój interes.
— No tak — westchnęłam ciężko i odłożyłam pusty już talerzyk na stolik. Wstałam z kanapy. — Pójdę już, i tak za długo się narzucam — mijając mężczyznę, zerknęłam jeszcze na niego. Zanim mój zdrowy rozsądek zdążył zareagować, wyciągnęłam rękę i poklepałam go po głowie. Popatrzył na mnie zaskoczony, a ja natychmiast zabrałam rękę i odwróciłam wzrok. — Zjedzcie z bratem resztę ciasta, kiedyś oddasz mi blaszkę. Tę i tak rzadko używam.
Bez słowa opuściłam dom Minkiego i ruszyłam w stronę auta, którym przyjechałam. Czarny jeep mojej mamy stał zaparkowany przy chodniku. Pojechali z ojcem na tydzień na jakąś wycieczkę, cud nad cudami, że ten mól książkowy dał się wyciągnąć ze swojej biblioteki, chyba jedynego miejsca, gdzie czuł się komfortowo. Natomiast dzięki temu zyskałam na jakiś czas auto, mogłam więc dalej skutecznie unikać taksówek. Wsiadłam do pojazdu i pojechałam do domu rodziców, podlać kwiaty i trochę poszperać w poszukiwaniu rozwiązania problemu zawartej ze starą wiedźmą umowy.
***
Trochę już czasu minęło od feralnego spotkania z wiedźmą odpowiedzialną za klątwę, którą cudem tylko zdjęłam. Siedziałam w bibliotece w domu rodziców, oparta o jeden z regałów, otoczona przez pootwierane woluminy, z których wciąż niewiele wyciągnęłam. Zdejmowanie klątw nigdy nie było czymś, co lubiłam robić. Natomiast rzucać je? Jeszcze nikt mnie nigdy o to nie prosił. Jeśli by to ode mnie zależało, chciałabym, żeby taki stan rzeczy pozostał niezmieniony. Jednak oczywiście mojego pecha nawet pierdyliard amuletów od kitsune nie zdoła przegonić.
Mimowolnie przesunęłam palcami po tym, który nosiłam na nadgarstku. Szczerze, nie pamiętałam, kiedy ostatnio ktoś zrobił dla mnie tyle, co Minki... Czy ktokolwiek kiedykolwiek, poza moją matką, tak dbał o to, żebym nie sczezła w jakimś ciemnym zaułku, gdy kolejna umowa nie pójdzie po mojej myśli.
Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że źle się dla niego to skakanie nade mną skończy.
Usłyszałam nagle dźwięk przychodzącej wiadomości. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się dookoła. Mojej komórki nigdzie nie było widać. Rzuciłam ją gdzieś w cholerę jak tylko się tu rozsiadłam, tym razem pamiętając chociaż, żeby nie zostawiać jej w przedsionku, w razie gdyby Minki znowu uznał, że coś mi się musiało stać, skoro ignoruję jego smsy. Zaczęłam podnosić po kolei wszystkie rozłożone książki, szukając zaginionego urządzenia. Po dłuższej chwili w końcu na niego trafiłam. Uśmiechnęłam się triumfalnie, odblokowując ekran.
Gdy okazało się, że powiadomienie ogłosiło nie wiadomość od kitsune, a maila od studenta z prośbą o możliwość odrobienia moich zajęć z inną grupą, na chwilę poczułam rozczarowanie. Szybko jednak skarciłam się za to. Nie ma powodu do bycia rozczarowaną. Co za różnica, czy napisze, czy nie.
Odpisałam szybko Spoko i wysłałam. Telefon automatycznie dodał notkę "wysłane z iphone'a", jak zawsze, gdy odpisywałam na wiadomości na szybko, zamiast z komputera.
Jeszcze dłuższy czas szukałam informacji, które mogłyby mi się przydać, robiąc przy pomocy magii notatki na kawałkach papieru rozrzuconych wszędzie dookoła. Tak się tym zaaferowałam, że w pewnym momencie po prostu zasnęłam, wciąż opierając się plecami o regał z książkami. Obudziłam się dopiero następnego dnia rano z tak zesztywniałym karkiem, że dłuższą chwilę nie mogłam się wyprostować. Westchnęłam ciężko. To już nie te lata, żeby nocować na podłodze...
***
Koło południa byłam z powrotem w apartamentowcu, w którym miałam mieszkanie, a pod drzwiami czekał na mnie poirytowany lis. Tym razem sam. Uniosłam brew, zaskoczona tą wizytą, ale bez słowa wyminęłam go, otworzyłam drzwi i weszłam do środka pozwalając, by podążył za mną bez słowa. Natychmiast ruszył do miejsc, gdzie wcześniej porozkładał amulety. Pozwoliłam mu na to z ciężkim westchnieniem, kierując się z zakupami do kuchni, żeby rozpakować wszystko.
— Chcesz herbaty? — spytałam w końcu. — Może powinnam też ci dorobić komplet kluczy, tak często tu wpadasz? — mój głos ociekał sarkazmem. Natomiast głos Minkiego, który przyglądał się uważnie jednemu z amuletów w pobliżu balkonu, brzmiał nieskończenie poważnie.
— Pewnie byłoby to spore ułatwienie — mruknął, biorąc amulet do ręki i chowając go do kieszeni. Natychmiast podszedł do kolejnego. Wyglądał na poirytowanego. — Gdzie byłaś?
— W domu rodziców. Znowu zaczynasz przesłuchania?
— I nikogo tutaj nie było podczas twojej nieobecności? — kolejny amulet wylądował w jego kieszeni. Zmarszczyłam brwi. Wyszłam zza wyspy i podeszłam do niego, by spojrzeć mu przez ramię, gdy sprawdzał kolejny amulet. Dostrzegłam na jego powierzchni pęknięcie. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach. Znowu...
— Nic mi o tym nie wiadomo... — mruknęłam, odsuwając się od niego, gdy odwrócił się twarzą do mnie.
— Przyniosę nowe — burknął. Nie odpowiedziałam. Nie podobało mi się to.
Ona tu była. Może jednak ten amulet od kitsune działał lepiej, niż mogłabym się spodziewać... W końcu w zasadzie totalnym przypadkiem było, że zamiast wrócić wczoraj do domu, zasnęłam podczas poszukiwań na podłodze biblioteki. Potarłam mimowolnie wciąż spięte mięśnie karku. Ruch ten nie umknął mężczyźnie.
— Co jest? — spytał, robiąc krok w moją stronę. Odruchowo cofnęłam się o kolejny krok. Dostrzegłam w wyrazie twarzy Minkiego irytację. Odwróciłam wzrok.
— Po prostu... — nagle uderzyły mnie słowa czarownicy. O tym, że wie o Minkim i gotowa jest wziąć go na zakładnika, byle bym spełniła jej życzenie. Może... może powinien wiedzieć, ale... — Nic. Zasnęłam na podłodze w bibliotece i wszystko mnie boli, to tyle.
Minki?
1450 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz