2 września 2025

Od Lucille cd. Minkiego

Ciągłe odwiedziny Minkiego były dla mnie czymś dziwnym. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś mi towarzyszył w mojej codzienności po pracy. Odkąd pamiętam nie miałam za bardzo nikogo, kogo mogłabym zaprosić do siebie w ramach spędzania z nim wolnego czasu. Za bardzo w ogóle nie można powiedzieć, żebym miała jakiś wolny czas w ilościach nadmiernych. Wiecznie zajmowałam się nauką, odkąd tylko nauczyłam się czytać, a nawet wcześniej — uczyłam się wszystkiego, co mogłam, od ojca i z książek, które nasza rodzina zebrała na przestrzeni lat. Znajdowanie czasu na interakcje towarzyskie było w zasadzie ostatnim, o czym myślałam jako dziecko. Takie podejście zostało ze mną do teraz.
A jednak przestałam oponować na ciągłe pojawianie się mężczyzny w moim życiu. Jeszcze tylko nie do końca znosiłam nachodzenie mojej przestrzeni osobistej, co kitsune, miałam wrażenie, uwielbiał robić. Albo nie zdawał sobie sprawy, że komuś to może przeszkadzać. Tak czy inaczej zaczynałam powoli przyzwyczajać się do tego, że był obok. Zgodnie z jego rozkazem prośbą nosiłam przy sobie tym razem podarowany przez niego amulet, obwiązany rzemykiem na nadgarstku. On też zaczynał być dla mnie czymś naturalnym, chociaż do tej pory na co dzień nie nosiłam biżuterii. Zmieniałam się.
Wszystko za sprawą istoty, której nigdy nie podejrzewałabym o to, że wywrze na mnie jakikolwiek wpływ.
— Daj zrobić sobie makijaż — wypowiedziane przez mężczyznę słowa wraz z nagłym pojawieniem się jego podbródka na moim ramieniu, zaskoczyły mnie. Powstrzymałam się jednak od wzdrygnięcia i kontynuowałam nakładanie ciasta dyniowego na talerzyki, bez zastanowienia odpowiadając na żądanie bruneta.
— Nie.
Mina, którą zapodał wraz z kolejnymi słowami mającymi przekonać mnie do tego, bym się zgodziła, była iście rozbrajająca, ale pozostałam nieugięta. Nie ze mną te numery. Nie malowałam się na co dzień, prawdę mówiąc nie lubiłam malować się nawet od święta. Nie przepadałam też za tym, jak ktoś to robił. Nawet, jeśli od razu bym zmyła to, cokolwiek wymaluje na mojej twarzy, wciąż naprawdę nie miałam na to ochoty. Wymagało to stanowczo za dużo dotykania.
Nie lubiłam, jak ktoś znajdował się zbyt blisko mnie niezależnie od sytuacji.
— Mogę się odwdzięczyć piekąc ci jakieś twoje ulubione ciasto, ale nie zgodzę się, żebyś mnie pomalował — prychnęłam, wciskając mu do ręki talerzyk z wypiekiem. — Już i tak zrobiłeś mi zdjęcie bez mojej zgody.
Zrobił minę, jakiej mógłby mu pozazdrościć niejeden pies błagający przy stole o jedzenie. Ponownie prychnęłam, odwracając wzrok.
— W sumie mógłbym cię pomalować, a potem zrobić zdjęcia...
Oberwał za to w ramię, czym wywołałam u niego tylko wybuch śmiechu.
— Nie masz nic ciekawszego do roboty? Na pewno znasz dużo osób, które możesz pomalować i zgodzą się z niezdrowym entuzjazmem.
— Ale chcę ciebie — wydął wargi w wyrazie niezadowolenia. Uniosłam brew i z trudem powstrzymałam się od niezbyt wesołego śmiechu. Jak z dzieckiem. Jak się uprze, to nie przegadasz. Obydwoje siebie warci.
Na jego nieszczęście trafił na mnie i żadne błagalne scenki odgrywane przez niego do końca jego wizyty na mnie nie zadziałały.

***

Minął tydzień, podczas którego nie związałam się żadną nową umową, a na moim ciele pozostał jeden wijący się znak mówiący, że zostało mi ostatnie niespełnione życzenie do odhaczenia, co wcale nie było aż tak pozytywną rzeczą, jak mogłoby się wydawać. Leżałam na kanapie po niedawnym wyjściu Minkiego, wpatrzona w sufit, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Podarowany przez lisa amulet do tej pory można powiedzieć, że się sprawdzał. Ostatnie dni były aż dziwnie spokojne, jednak nie prowokowałam też opatrzności, gdyż nie robiłam przez ten czas nic potencjalnie ryzykownego. Jednak, gdy z mojego ciała znikną wszystkie znaki zawartych, niespełnionych jeszcze umów... Ojciec powiedział, że choćby nie wiem, co się działo, nie mogłam do tego dopuścić.
Musiałam więc w końcu pokazać się na mieście. Sama.
Wstałam w końcu, narzuciłam na siebie czarną bluzę z kapturem i związałam rzucające się w oczy, różowe włosy w niski kok, żeby schować je pod kapturem. Wyszłam z domu.
Choć ludzie, którzy potrzebowali mojej pomocy nie mieli pojęcia, kim jestem, jakoś zawsze mnie odnajdowali. Zastanawiałam się, czy nie jest to jakiś nieznany mojej rodzinie element zaklęcia. Może sprawiało, że coś przyciągało do nas ludzi w potrzebie, tkwiących w beznadziei, bez szansy na pomoc z innego źródła. Zwykle nie potrzeba było zbyt wiele czasu od mojego zapuszczenia się w biedniejsze dzielnice Deiranu, by ktoś wpadł na mnie, albo słysząc od znajomych, że czasami pojawia się w okolicy ktoś, kto może pomóc im w potrzebie, albo tak jawnie potrzebujący pomocy, że sama ją proponowałam. Choć w tym drugim przypadku za każdym razem byłam w głębi serca wściekła na siebie, że nie mogę pomóc im bezinteresownie.
Kosmyk włosów wywinął się z podtrzymującej je gumki i opadł mi na oczy. Dmuchnęłam w niego, by pozbyć się go z mojego pola widzenia, ale na niewiele to pomogło, bo zaraz wrócił na swoje miejsce. Już miałam odsunąć go po prostu ręką, ale usłyszałam za sobą kroki. Chwilę wcześniej skręciłam w boczną uliczkę między budynkami, żeby skrótem przejść na interesującą mnie ulicę blisko centrum. Poza mną i tym kimś z tyłu nie było tu nikogo, jednak kroki szybko ucichły. Za to mój telefon zawibrował w kieszeni bluzy. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz.
"Co robisz?"
Westchnęłam. Minki musiał dojechać do domu i rozpocząć swój spam do mnie. Jedną ręką odsunęłam w końcu włosy z twarzy, drugą odpisałam na wiadomość: "Wyszłam na spacer". Odpowiedź przyszła od razu, nie zdążyłam nawet zablokować telefonu. "Masz amulet?"
Odpisałam, że mam, zgodnie z prawdą. Byłam ciekawa, czy faktycznie działa i jak dobrze. Zwykle średnio ufałam tego typu wynalazkom. Bywały kapryśne. Sama nigdy nie zdecydowałabym się skorzystać z pomocy czegoś takiego, ale po ostatnim wciąż nie zamierzałam prowokować mężczyzny do tego, by się wkurzył.
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i mimowolnie musnęłam kamień na nadgarstku palcem drugiej ręki.
Nagle usłyszałam kolejne kroki, tuż za mną, jakby pojawiły się znikąd. Odwróciłam się na pięcie, by...
— Słyszałam o pani — starsza, o głowę niższa ode mnie kobieta, patrzyła w górę na moją twarz pod kapturem. Gdy nie zareagowałam, uśmiechnęła się i kontynuowała. — Ponoć jesteś całkiem zdolna. Potrafisz rozwiązywać problemy, z którymi nikt inny nie może sobie poradzić lub są zbyt wstydliwe, by ktoś oficjalnie przyznał się do ich posiadania.
Wciąż milczałam. Na szczęście zdesperowani ludzie sami mówili, czego chcą, ja tylko wyciągałam do nich pomocną dłoń. Nie musiałam nikogo do niczego przekonywać. Mieli szczęście, że mój ojciec już się tym nie zajmował. Może on sam również na tym korzystał. Nikt już nie wpadał do jego domu z próbą zabicia go w nadziei, że odzyska utracone zdolności, które położył na szali w zamian za pomoc... Zawsze w momencie zawierania umowy każda cena wydaje się dla nich odpowiednią. Dopiero po czasie zdają sobie sprawę, że być może była zbyt wielka, a wtedy pojawia się w nich gniew, poczucie bycia oszukanym. Chcą zemsty.
A to przecież ich własna lekkomyślność postawiła ich w takiej sytuacji.
— Podobno zdjęłaś jakiś czas temu klątwę z pewnego człowieka — kontynuowała staruszka. Patrzyła mi w oczy, a w jej spojrzeniu było coś, co mnie zaniepokoiło. Choć cała kobieta wydawała się poczciwa i bezbronna, jej oczy w kolorze lodowego błękitu były zimne. Skupione. Widziałam wyzierającą z nich irytację. — Co noc musiał przeżywać przemianę w srokę i utratę swej ludzkiej świadomości...
Zamarłam. Pamiętałam. Wciąż nie wykorzystałam tego, co dostałam w zamian, o czym świadczył mały znak sroki na moim ciele. Może to odpowiedni moment — zamienię się w srokę i jej ucieknę. Bo z tego spotkania nie mogło wyjść nic dobrego.
— Ludzie są przeklinani nie zawsze dla kaprysu, młoda damo — uśmiech na twarzy kobiety stał się przebiegły. Spojrzenie, miałam wrażenie, sięgało mojej duszy. Czułam się tak niekomfortowo, jak to tylko możliwe, szczególnie, gdy zbliżyła się o kolejny krok. Choć była ode mnie niższa, miałam wrażenie, jakby patrzyła na mnie z góry. — Niektórzy zasługują na naukę płynącą z wymierzonej im kary.
— Zdaję sobie z tego sprawę — powiedziałam w końcu, starając się, by w moim głosie nie dało się wyczytać obawy. — Jednak moja praca jest prosta. Pomagam tym, którzy tego pragną, nie zadając zbyt wielu pytań.
W oczach kobiety dostrzegłam wściekłość. Zaczynałam podejrzewać, że mogła być autorką klątwy, którą ledwo udało mi się zdjąć wiele tygodni temu. Widziałam falujące wokół niej pokłady magii. Zdecydowanie nie była zwyczajną, poczciwą starszą panią.
— Widzę, że tobie również przyda się nauka... — cofnęłam się o krok mimowolnie. Kobieta nie podążyła za mną, a na jej twarz powrócił szeroki uśmiech. — Chcę zawrzeć z tobą umowę — zadeklarowała. Miałam cholernie złe przeczucia. — Naprawisz klątwę, którą rzuciłam. Ale nie ograniczysz się do tego jednego mężczyzny. Przeklniesz również jego całą rodzinę — nim zdążyłam zareagować, złapała mnie za dłoń. Poczułam, jak mimowolnie przepływa przeze mnie moja magia. — Ma być tak samo złożona, jak moja, odwzorowana tak, by była uciążliwa. Więcej nie zgodzisz się im pomóc.
— Moje umowy nie są jednostronne — syknęłam, próbując wyrwać rękę z uścisku staruszki, jednak trzymała mnie zdecydowanie, z siłą, której bym się po niej nie spodziewała.
— Och, ależ wiem — jej uśmiech był przebiegły. Zawieranie z nią umowy to skrajna głupota. Nie chciałam tego, chciałam kategorycznie odmówić, tak jak innemu człowiekowi, któremu nie pomogłam, a on w ramach rewanżu dźgnął mnie nożem. Nie mogłam jednak wyrwać ręki, a moja magia działała bez udziału mojej świadomości. Zaczynała ogarniać mnie panika. — W zamian będziesz mogła spojrzeć na świat moimi oczami w dowolnym wybranym momencie, jednak tylko raz.
Zaklęłam, gdy przez nasze złączone palce przeskoczyły szkarłatne nitki magii. Ich zapach jak zawsze załaskotał mnie w nosie. W ułamku sekundy czarna smuga powędrowała od naszych dłoni w górę, szybko znikając pod długim rękawem bluzy. Czułam wyraźnie piekący ślad, który po sobie zostawiała, gdy wędrowała, by osiąść na wysokości mojego prawego obojczyka.
Gdy w tamtym momencie ponownie szarpnęłam się, by wyrwać rękę, kobieta w końcu mnie puściła. Wyglądała na nieskończenie zadowoloną z siebie.
— A tak między nami... W ramach rewanżu zostawię również w spokoju tego twojego pięknego przyjaciela — jak na zawołanie, telefon ponownie zawibrował w mojej kieszeni. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu byłam pewna, że była to wiadomość od kitsune. — Chyba nie chcesz, żeby dopadła go jakaś paskudna klątwa, której nie będziesz potrafiła zdjąć?
Miałam ochotę ją w tamtym momencie potraktować błyskawicą, jednak zacisnęłam tylko wściekła pięści po bokach ciała i patrzyłam za nią, jak odchodzi. Nie mogłam skrzywdzić osoby, z którą łączyła mnie umowa. Kobieta odeszła więc po prostu nieśpiesznie, a ja odprowadziłam ją wzrokiem.

***

Powiedzieć, że byłam wściekła, to mało. Zanim wróciłam do domu, trafiłam na jeszcze kilku ludzi, którzy poprosili mnie o pomoc. Zastanawiałam się, czy ten amulet kitsune w końcu działa, czy nie. Bo z jednej strony owszem, nikt mnie dzisiaj nie pobił ani nie próbował zamordować, wszystkie znaki umów osiadły też w takich miejscach, że nie będę miała problemu z ich ukryciem. Z drugiej spotkanie starej czarownicy odpowiedzialnej za klątwę, o którą poproszono mnie, bym ją zdjęła... To zdecydowanie mieściło się w ramach mojego cholernego pecha.
Nie zabrałam się za to zadanie. Nie miałam na nie określonego czasu. Miałam po prostu to zrobić, a, szczerze mówiąc, nie potrafiłam. Nigdy w życiu nie musiałam rzucać na nikogo klątw, a skonstruowanie tak silnej, jak ta, po której zdjęciu straciłam przytomność?
Ta baba chciała mnie zabić.
W międzyczasie moich pełnych irytacji poszukiwań informacji na temat klątw oraz rozwiązywania mniej skomplikowanych problemów wynikających z pozostałych próśb ludzi, Minki wciąż się u mnie pojawiał. Nie porzucił też swojego pomysłu zrobienia mi makijażu. W pewnym momencie poirytowałam się na kolejne i kolejne błagania mężczyzny, że wypaliłam:
— Po moim trupie, Minki, rozumiesz? — syknęłam, zatrzaskując książkę, którą próbowałam czytać, ale mężczyzna uniemożliwiał mi to swoim trajkotaniem. Mój ton zbił go nieco z tropu, widziałam, jak marszczy brwi.
— Czemu nie chcesz? — znowu to samo pytanie. Dzień w dzień to samo. Miałam dość.
— Bo nie! Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie dotykał — fuknęłam, odrzucając książkę na bok i wstając z kanapy, zostawiając na niej mężczyznę i idąc w kierunku swojej sypialni. — Będziesz mógł zrobić sobie na mojej twarzy arcydzieło makijażu pośmiertnego jak już umrę — zatrzasnęłam za sobą drzwi ze zdecydowanie większą siłą, niż było to potrzebne. Rzuciłam się na łózko i zanurzyłam twarz w poduszce, powstrzymując się, żeby nie wrzasnąć. — Będziesz miał ku temu okazję szybciej, niż później — mruknęłam sama do siebie, bo mój gość nie mógł tego słyszeć.

***

Nawet mój wybuch irytacji dzień wcześniej nie zniechęcił mężczyzny.
— Jesteś, kurwa, niemożliwy — pokręciłam głową z niedowierzaniem. — Nie znam nikogo bardziej upartego, niż ty.
— A mi przychodzi taka jedna do głowy — Minki uśmiechnął się promiennie, rozpoczynając wyciąganie swojego sprzętu z torby, którą przyniósł. Patrzyłam na to ze zdumieniem.
— Ej, po co to wyciągasz? Nie zgodziłam się.
— Nie masz mnie już dość? Nie chcesz się zgodzić, żebym dał ci spokój? No weeeeeeź, raz cię pomaluję i będzie z głowy! Potem odpuszczę! Tylko raz!
Westchnęłam ciężko, przewracając oczami. Zdecydowanie jego insynuacja, że to ja jestem bardziej uparta była nietrafiona.
Bo w końcu to nie ja odpuściłam.
— Serio nie lubię, jak mnie ktoś dotyka... — mruknęłam pod nosem, patrząc, jak rozstawia sobie wszystko na stoliku kawowym. Było tego od cholery i jeszcze trochę. — Ale dobrze — zgromiłam go wzrokiem, jednocześnie związując włosy w wysoką kitkę gumką, którą miałam na nadgarstku. — Ale tylko ten jeden raz i nie będziesz mnie więcej o to prosił, tak?

Minki?
2150 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz