10 września 2025

Od Axela cd. Anaxy

Axel minął wpatrzonego w stronę drzwi klubowych Anaxę, po czym podszedł powoli do czarnej skały. Patrzył tak ze zdumieniem na obsydianowy głaz, następnie wyciągając swą dłoń w jego stronę. Nim zdołał dotknąć jej opuszkami palców, ten zareagował i kopnął go ładunkiem o niskim napięciu.
— Cholera — powiedział, zabierając rękę do siebie. Skała była za wielka, by ktoś ot tak wstawił ją w przejściu bez zwracania uwagi. Nie było też widać, by ktoś oprócz Axela i Anaxy robił z tego większy problem. — Przypominasz sobie, by ktoś nas śledził po drodze? Rzucił ci się ktoś w oko o raz za dużo? — zwrócił swój pytający wzrok na Anaxę.
— Poza tymi, którzy oglądali się za tobą, gdy wyglądałeś jak szczur wyciągnięty z kanału, raczej nikogo nie zobaczyłem. Ale po co ktoś, by nas miał tutaj zamykać? Pójdę się zapytać kogoś zza baru, o co chodzi z tą całą sytuacją i zaraz porozmawiamy z tym ostatnim kelnerem — wzruszył ramiona, odwracając się od Falsenheima.
— Chyba nie zdajesz sobie powagi z sytuacji, co? — odparł, zaciskając porażoną dłoń w pięść — To pułapka. Nikt nieobeznany w magii zaawansowanej nie uwarzyłby bezwonnego trunku z zawartym urokiem. 
Anaxa nastroszył lekko uszy, słysząc kompana, lecz dalej kierował się w stronę baru. Coś jednak zaniepokoiło go po drodze. Widział ten klub już setki razy, bywał tu o różnych porach, nie raz z większością odwiedzających przelewał tutaj drinki, ale żaden z obecnych dzisiaj nie był częstym bywalcem. Zdumiewające. Czyżby każdy dzisiaj przyszedł z powodu nowej tabliczki z godzinami happy hours? A może stali bywalce posądzili barmana o niepozostawianie pianki w piwie? Pomimo pomieszczenia wyglądającego tak samo jak zawsze, Anaxa czuł się jakby stał tutaj po raz pierwszy w życiu.
Kolorowowłosy podszedł przerażony do jednego z gości i spróbował przyjrzeć się dynamice panującej przy stoliku. Choć z daleka wyglądali jak zgraja opijusów, często przebywających w takich miejscach, z bliska ich słowa nie zdawały mieć już sensu. Wyglądali ludzko, jednak przy przysłuchiwaniu się ich rozmowie Anaxa nie zrozumiał nic poza bełkotem. Po chwili Axel dołączył do wspólnej obserwacji sali i bezsłownie uzgodnili, że chyba nie znajdują się już w tym samym klubie co przed chwilą.
— Kurwa, co to za magia? — zapytał z grymasem na twarzy, po czym złapał się za włosy, poprawiając je nerwowo do tyłu.
— Wpadliśmy jak śliwka w kompot — odpowiedział łowca, wymachując swą dłonią przed oczyma niereagujących gości klubu. Ich ruchy zdawały być zapętlone niczym hologram, który miał odciągnąć ich uwagę na wystarczająco długo, by zadziałał urok zawarty w następnej kolejce drinków.
Łowca rozejrzał się jeszcze raz dookoła, wyostrzając swój wzrok, lecz nic nie zauważył. Oprócz nieludzkich towarzyszy do picia, nic nie odbiegało od normy. W tym samym czasie Anaxa wskoczył już za barek tuż obok iluzji pracowników rozmawiających ze sobą i zaczął przebierać w leżących tam przedmiotach. Coś musiało w końcu zakończyć tą błazenadę.
— Może mają tutaj jakiś guzik... albo pilot do przesuwania wielkich głazów z bramek do klubu — pytał, przerzucając za plecy wszelkie zawartości szafki schowanej za ladą — ...A może to jak w tym filmie! I jesteśmy duchami, które przeżywają swoją przyszłość, przeszłość czy o cokolwiek im tam chodziło.
— W sensie opowieść wigilij... ? Dobra, pójdę sprawdzić tyły. Może ktoś kryje się w pomieszczeniu dla personelu. Ty sprawdź czy w kuchni lub w toalecie znajduje się jeszcze ktoś żywy — mruknął z zażenowaniem, oddalając się w kierunku drzwi za barem.
— W toalecie? A kto powiedział, że ty rządzisz w naszym zgranym duecie, Panie Falsenheim? Może ja sprawdzę personel, a ty... Nie odchodź jak do ciebie mówię! — podniósł głos, gdy zauważył, że oddalający się łowca w poważaniu ma jego słowa.
Oboje panów przeszli przez drzwi. Na pierwszy rzut oka, kuchnia również nie wydawała się wyróżniać w żaden sposób. Nie było jednak żadnego personelu wewnątrz, lecz wszystko stało w środku nienaruszone. Prawie wszystko. Axel zauważył odrobinę rozsypanego pyłu prowadzącego do drzwi po drugiej stronie kuchni. Pył w wyglądzie przypominał brokat, taki sam jadalny brokat jaki użyto do drinka Anaxy. Czy możliwe, że sprawca nadal może być w pobliżu? Anaxagoras przejrzał jeszcze szafki w pomieszczeniu, po czym dołączył do Axela, który próbował tym razem zidentyfikować skład znalezionego brokatu. Przecierając go w dłoniach, tatuaże łowcy co chwilę błyskały reagując na mikroskopijną zawartość magii. Falsenheim otrzepał dłonie, następnie chwytając za klamkę od drzwi, otworzył je lekko, zerknął okiem do środka i wszedł do pomieszczenia. Anaxa wszedł tuż za nim, po czym rozszerzył lekko oczy widząc ilość alkoholu znajdującego się na magazynie klubu. Kartonów z wszelakim winem, wódką, bourbonem czy whisky było tam pełno, ale trop z błyszczącego brokatu tam się jednak kończył.
— Przynajmniej o suchym pysku tutaj nie zginiemy — powiedział Axel z niezadowoloną miną.
— Na pewno musi być gdzieś jakieś tylne wejście dla pracowników. Nikt nam też raczej nie zabrania wędrowania po kuchni i magazynie, więc wyjść ewakuacyjnych też raczej nie strzegą — odparł Anaxa, któremu humor przeszedł chyba na drugi plan.
— Pytanie czy przy wejściu ewakuacyjnym też nie będzie stać głaz blokujący przejście... i nie tylko. Nie wiem czy zauważyłeś, ale pierwsze na co rzucił się ładunek z tego kamyka to moje dłonie. Nie wiadomo czy cholerstwa nie reaguje na samą magię i nie usmaży mnie, kiedy spróbuję skruszyć je za pomocą klątwy — odpowiedział zmieszanie Axel
— Klątwy? Chyba nie chcesz skazać głazu na siedem lat nieszczęścia?
— To nie tak działa.
— Hmm. No dobrze, miałem też w głowie wizję, że przetniesz ten kamień w pół jak jakiś samuraj.
— Hę?
— Widziałem coś takiego kiedyś na internecie, ale gostek miał 6 palców u dłoni... pewnie potrzebujesz mocniejszego chwytu do czegoś takiego
— Jak wyjdziemy z tego cało, mogę cię zaprosić do siebie do klubu. Pokażę ci jak naprawdę wygląda fechtunek — powiedział, szukając we wnętrzu kurtki jednej z wizytówek, lecz żadna z nich nie była wystarczająco niepognieciona, by wręczyć ją komuś do ręki. Pomimo tego, wyciągnął jedną i wsunął ją Anaxie do jednej z kieszeni — Pierwsza lekcja za darmo.
— Chyba wiem jak machać mieczykiem, Gerardzie Wayu. Trzymajmy się swoich dziedzin, okej? Ty nie wytykasz mi braków, a ja ci nie wchodzę w twoje chemiczne związki? — odpowiedział Axelowi z małym, głupim uśmieszkiem na ustach, lecz widząc minę łowcy, ten chyba nie zrozumiał nawiązania. Mimo to, atmosfera pomiędzy nimi lekko zawrzała, niczym przy ich pierwszym spotkaniu. To jednak szybko minęło, gdy oboje z nich usłyszeli dźwięk z poprzedniego pokoju. Wrócili do kuchni, a tam oprócz porozrzucanych garnków zauważyli również list przybity do deski do krojenia. Cokolwiek przeszło przez tą kuchnię zrobiło to błyskawicznie, co tym bardziej wzbudziło strach w parze łowców. Anaxa podszedł do przybitej koperty i wyciągnął noż, odrzucając go na bok. Przyjrzał mu się dokładnie i zauważył na niej inicjały adresata oraz pieczęć z czerwonego wosku.
— "A.F.". To chyba do ciebie, Axel — powiedział podając list.
Axel zwrócił większą uwagę, spoglądając na pieczęć. Rozpoznał ją. Miecz na tle księżyca. Jak wskazywać mógł kolor wosku, szkarłatnego księżyca. To znak rozpoznawczy łowców krwi. Pytanie tylko, którego klanu dokładnie? Axel z tego co zapamiętał z rozmów z wujem, zrozumiał że jego klan miał aktualnie mniej członków niż mógł policzyć na palcach, a żaden z nich raczej nie pokazywał się publicznie, a tym bardziej nie korespondował z resztą. Łowca zerwał pieczęć, chroniącą list w środku i wyciągnął go przed siebie.

Jak widać, Howard kłamał.
Jednak nie był ostatnim z Falsenheimów.
A ty młody, przygotuj się przelać krew za grzechy wuja.
                                                                                                 J.W.

— O co chodzi do cholery? — zapytał nerwowo Axel, odkładając list. Spojrzał przez chwilę na Anaxę, po czym żarówka w pokoju zaczęła migać niepokojąco. Po chwili światło całkiem zniknęło, pozostawiając po sobie smród spalonej żarówki oraz ciemność dookoła.
— Axel, to ty? — powiedział głos Anaxy.

...Anaxa?
1234 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz