Niewielki pokój oświetlony jedynie przez delikatną smugę księżyca wpadającą przez okno. Szare ściany. A pośrodku tego pusta kołyska. I ona. Różowowłosa dziewczyna siedząca skulona przy niej. Z jej ust wydobywało się żałosne łkanie. Wręcz dusiła się przez płacz. Nie umiała uwierzyć w to, co się stało. To nie mogła być prawda...
— Madeleine! Mad! — do jej uszu dochodził czyiś głos, ale miała wrażenie, jakby słyszała go gdzieś z oddali.
— Maddy! Córeczko! — robił się coraz głośniejszy, jakby zbliżał się do niej.
— Obudź się! Proszę!
Nagle jakby wszystko wokół się zmieniło, a dziewczyna w szoku, szybko oddychając, odkryła, że nie było jej tam. Że to nie była prawda. Była z powrotem w ich nowym domu. Spojrzała niepewnie w bok.
— Tato? — cichy głos wydobył się z jej ust.
— Spokojnie kochanie. To był tylko zły sen. Wszystko jest w porządku — przytulił ją, na co od razu wtuliła się w ciało ojca.
— Dziękuję... — wymamrotała tylko, powoli uspakajając się... starając się znowu zapomnieć o koszmarze, który przypomniał jej o jednej z najgorszych chwil jej życia...
168 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz