Mężczyzna należał do grupy bardzo upartych osób. Jak już tylko się na coś nastawił, to dążył do samego końca, aż to dostanie. Dlatego nie dał się zbyć Lucille, gdy po raz enty w tym tygodniu usłyszał kategoryczne nie na wystosowaną prośbę. Musiał przyznać, że kobieta szła w zaparte i wcale nie zamierzała pozwolić, aby Minki zrobił z niej swoją własną modelkę do makijażu. Czy go to zraziło? Absolutnie. Można śmiało stwierdzić, że to działało w przeciwnym kierunku, niż oczekiwała jasnowłosa.
Kitsune spędził w swoim domu dobre kilka godzin, nim udał się do kobiety. Dlaczego? Musiał odnaleźć wszystkie kosmetyki, które schował po zmianie pracy. Śmiało mógł stwierdzić, że mu tego brakowało. Chciałby do tego wrócić, ale nie mógł na to sobie pozwolić z wielu względów, ale głównym była jego rasa. Wiele współpracowników miało sceptyczne podejście do lisa, który zgarniał najwięcej pochwał i zleceń. Na ważne wydarzenia, to on był wzywany, gdy przyszło przygotować gwiazdę do występu. Mógł mieć wolne, to jednak w tak ważnym dniu, to na niego zawsze padał wybór, aby przygotował kogoś na scenę. Z tego względu przestał być aż tak lubiany. W końcu kradł pracę swoim współpracownikom.
Mógłby śmiało otworzyć własną szkołę wizażu, aby szerzyć swoje umiejętności. Jednak nie chciało mu się znosić ludzi, którzy w większości nie mieli smykałki do tworzenia artystycznych makijaży. Lubił uczyć, ale na dłuższą metę było to dla niego męczące; musiał być miły, uśmiechnięty i gryźć się w pięść, gdy ktoś robił nie tak, jak powinien mimo porad Minkiego. Miał w sobie ogrom cierpliwości, ale jednak nawet on posiadał pewne limity.
Dzisiaj uważał, że to jest ten dzień, gdy Lucille zgodzi się na jego kolejną (tysięczną) prośbę. Był tego bardziej niż pewien. Dlaczego? Przeczucie. Codzienne jego nawiedzanie i drążenie wkoło tego samego tematu musiało być uwłaczające. Zapewne jasnowłosa miała powoli tego dość. Może tego nie okazywała wprost, ale Minki nie odpuszczał i dalej naciskał, więc w końcu kobieta ulegnie.
Jak już przyjechał do Lucille, to jego chytry plan z przywiezieniem kosmetyków do makijażu tylko sprawił, że znajoma w końcu uległa. Uśmiechnął się dumnie, rozstawiając wszystko, co przywiózł na stoliku do kawy. Nie było tego aż tak dużo, wziął zaledwie sześć paletek z cieniami, chyba z dziesięć podkładów, płyn do demakijażu, kredki do brwi, gąbeczki, patyczki higieniczne, pędzle, kilka bronzerów, bo musiał idealnie dobrać do cery Lucille, no i inne kosmetyki. No w każdym razie; mógł przywieźć tego znacznie więcej, a to zaledwie tylko część jego skromnej kolekcji.
Pierwsze co zrobił, to kazał pójść Lu do łazienki, aby umyła twarz delikatnym mydłem, który Min wcisnął jej na siłę w dłoń. Nie chciała tego zrobić, a jej wzrok mówił sam za siebie. Jednak nie zraziła tym mężczyzny. W międzyczasie Fox zastanawiał się, w jaką gamę kolorystyczną powinien pójść dla Baskerville. Z jednej strony ciekawiło go, jakby wyglądała w czerwieni, z innej zaś w błękitnym, a może jednak pomarańczowy? Kiedy tak rozmyślał, kobieta wróciła do salonu, opadła na kanapę, skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej i patrzyła w kierunku swojego męczyciela z widocznym niezadowoleniem.
Róż, zdecydowanie.
Założył znajomej opaskę z kocimi uszami, naciągając niesforne kosmyki, które nie chciały idealnie przylegać do jej głowy, a następnie kazał jej zamknąć oczy i nie miała ich otwierać.
— A jak będzie mnie coś swędzieć? — spytała, pozwalając, aby Minki ją poprawił na kanapie.
— To nie drap.
— Ale swędzenie.
— Powstrzymaj się. Dziecko jesteś? — westchnął, dając jasnowłosej delikatnego pstryczka w nos, na co ta się obruszyła, marszcząc niezadowolona brwi. — Już, już, bo ci zmarszczki zostaną.
Za te słowa został uderzony w łydkę, na co tylko prychnął rozbawiony, nakładając odrobinę podkładu na swoją dłoń, aby go rozklepać i sprawdzić, czy nie jest on za jasny. Chociaż Lu nie miała ciemnej karnacji, to jednak nie była trupioblada, więc musiał wybrać inny podkład. Dopiero po chwili zaczął powoli i delikatnie nakładać produkt na jej cerę, mówiąc jej, co robi, żeby przypadkiem sama nie zaczęła gadać. Wszystko starał się robić sprawnie, ale nie chciał się śpieszyć. Nie był niechlujny, a makijaż miał być ładny i estetyczny. Wszystko miało ze sobą współgrać i idealnie się dopełniać. Przez większość czasu Minki zagadywał Lucille, która mogła mu odpowiadać poprzez pokazanie: kciuka w górę lub w dół, opcjonalnie środkowego palca. Najczęściej jej odpowiedzi skłaniały się do tej ostatniej opcji, co go nawet nie dziwiło.
Cały makijaż zajął mu sporo czasu, bo prawie pięćdziesiąt minut, ale to dlatego, że dołożył wszelkich starań, aby podkreślić urodę Lu. W dodatku, pierwszy raz pracował z jej cerą, więc musiał mieć wszystko na uwadze. Nie chciał zrobić jej też tapety, którą będzie można ściągać szpachlą. Brwi kobiety nieco rozjaśnił, aby aż tak mocno nie rzucały, a oczy podkreślił jasnoróżowym cieniem. Pozwolił sobie na użycie eyelinera, aby zrobić lisi efekt. Nie mogło zabraknąć oczywiście wytuszowania rzęs, bo jak zaproponował, że doklei sztuczne, to obawiał się, że kobieta połamie mu piszczel, gdy zaczęła go kopać. Kochał makijaże artystyczne, ale nie chciał przytłaczać Lucille czasem, który on zajmuje oraz tym, że mogłaby czuć się w nim znacznie bardziej niekomfortowo. Dlatego zrobił jej makijaż bardziej na co dzień lub na ewentualnie wyjście na randkę czy ze znajomymi.
Kiedy już skończył cały makijaż, pozwolił otworzyć jasnowłosej oczy, a następnie podał jej lusterko, aby mogła się przejrzeć. Dokładnie obserwował jej mimikę, próbując odczytać, czy choć minimalnie jej się ten makijaż spodobał. W końcu tyle czasu poświęcił, dobrał taką gamę kolorystyczną, która jej nie przyćmi, tylko podkreśli urodę... liczył na zwykły uśmiech, co będzie dla niego ogromną ulgą.
Kobieta wzięła głęboki wdech, gdy skończyła się przeglądać w lusterku, odłożyła je na stolik, spojrzała na Minkiego i... uśmiechnęła się. Mężczyzna odetchnął z ulgą, gdy zrozumiał, że Lucille makijaż się minimalnie spodobał. Nie powiedziała, że jest brzydki, co innego pomyślała, ale... to szczegół, tak? Nie ma sensu rozmyślać nad wszystkim wkoło. Sam się wyszczerzył niczym głupi do sera.
— Jeśli chcesz to zmyć, to możesz iść — oznajmił, gdy zobaczył, że Lu ściągnęła opaskę i odłożyła ją na kanapę, a następnie udała się do łazienki.
— Później — odpowiedziała, gdy zamknęła drzwi od łazienki. Zaskoczyła tym Minkiego. Spodziewał się, że będzie chciała od razu pozbyć się makijażu, a jednak go zostawiła.
Czyli na pewno jej się spodobało.
*
Minki pozwolił sobie zrobić zdjęcie Lucille, gdy ta siedziała skupiona i szukała czegoś w książkach. Oczywiście oberwało mu się za to, ale nieszczególnie się tym przejął. Ba, nawet pozwolił sobie, że zrobi z nią selfie, bo trzeba mieć coś na pamiątkę. Kobieta pokręciła jedynie głową, stwierdzając, że nie ma na niego słów.
Prezent, który otrzymała w postaci bransoletki, wciąż znajdował się na jej nadgarstku, co nieco uspokoiło mężczyznę. Kiedy tak przyglądał się ozdobie, po dłuższej chwili zauważył delikatne pęknięcie. Jednak materiał był na tyle mocny, że nie powinno mieć żadnego uszkodzenia, nawet od uderzenia. Jedyne, co się mogło za tym kryć, to silna magia, która musiała naruszyć strukturę amuletu, czyli stał się bezużyteczny.
— Spotkałaś ostatnio kogoś dziwnego? — zapytał, opierając się o poduszki kanapy, nie opuszczając wzroku z małego pęknięcia.
— Nie, a co? — zbyła pytanie Minkiego, nawet nie uraczyła na niego spojrzeć.
— Bo twój amulet już nie ma sensu — na te słowa kobieta podniosła zdziwiona głowę i przechyliła ją na bok, wpatrując się w mężczyznę z widocznym zdziwieniem. Następnie podniosła rękę do góry, oglądając swoją ozdobę z każdej strony. — Jest pęknięty. Kilka dni temu tego nie było. Spotkałaś kogoś silnego. Nikt na twoim poziomie magii nie powinien zniszczyć amuletu... chociaż... nie, jednak nie. Mam nadzieję, że nie wpakowałaś się w żadne kłopoty.
— No to... musisz dać mi nowy, jeśli chcesz mieć pewność, że nie przyciągnę znowu niechcianego pecha.
Całkowicie zignorowała to, co powiedział na końcu Minki, co tylko wzbudziło w nim szereg wątpliwości. Jednak nie drążył tematu. Jeśli będzie chciała, to powie. Jeśli nie, trudno. Ciężko westchnął, przeglądając coś w swoim telefonie.
— Wyrzuć ten amulet do śmieci, nie noś go już, bo przyciąga nieszczęście po tym, jak zostanie uszkodzony. A tego nie potrzebujesz — oznajmił, a Lu dość szybko pozbyła się swojej ozdoby. — Chyba muszę znaleźć lepszy sposób, żeby jakoś odganiać od ciebie twoje własne nieszczęście. No nic, pomyślę o tym. Może coś przyniosę, może nie.
Lucille jedynie przewróciła oczami i wróciła do swojego poprzedniego zajęcia, ignorując obecność kitsune, który kończył pić swoją herbatę. Nadal męczyła go myśl, co się musiało wydarzyć, że amulet uległ zniszczeniu. Siedział przy niej praktycznie codziennie, nie widział, aby ktoś dziwny kręcił się przy jej domu. Nigdzie nie znikała, zawsze odpisywała... sam już nie wiedział. Nie chciał naciskać, dlatego wolał przemilczeć sprawę. Najwyżej sam znajdzie źródło tego uszkodzenia.
*
Mężczyzna na kilka dni wrócił do swojego rodzinnego domu, gdzie pierwsze co, to udał się do ojca, który doskonale znał się na wytwarzaniu amuletów. To on stworzył te dwa, o które poprosił go Minki. Wszelkie nieszczęście i zła magia nie dosięgnęła rodziny Fox, a amulety znajdowały się w każdym zakątku budynku. Sam Min w swoim domu miał kilka(naście), które ojciec mu rozłożył podczas jego przeprowadzki, a on zobaczył to dopiero po jakimś czasie.
Położył amulet na biurku, przed złączonymi dłońmi kitsune, który spojrzał na niego z widoczną pogardą. Nigdy nie mieli dobrych stosunków, ale kiedy trzeba było, to obaj mogli na sobie polegać.
— Wytłumacz mi, co to jest — oznajmił, wskazując na uszkodzenie.
Sungmin obejrzał amulet bardzo dokładnie, powąchał go, a następnie podniósł głowę do góry, patrząc w kierunku syna z widocznym zdziwieniem, ale nutą irytacji. W końcu jego amulet został zniszczony (w sumie to kolejny).
— Kto to zniszczył? — tym razem zdecydował się zapytać, widząc, że poprzednie zapytanie nie zadziałało.
— Stara, silna wiedźma, która jest znana z klątw.
— Skąd to wiesz?
— Bo zawsze niszczy wszystkie amulety, które tworzę — syknął, zaciskając dłoń na przedmiocie, który pod siłą nacisku uległo pęknięciu i rozkruszeniu. — Nic nie działa na nią, jest chodzącym nieszczęściem.
— Co o niej wiesz? Kim jest? Jest niebezpieczna? — Minki zalał ojca falą pytań, na co ten jedynie westchnął i rozluźnił dłoń, w której pozostała resztka amuletu.
— Żyję może i dość długo na tym świecie, ale ona na pewno jest ode mnie starsza. Od Soo pewie też. Zawsze przychodziła tutaj, żeby się pomodlić albo prosić o dary czy dobre zbiory. Przychodziła co roku, zawsze o tej samej porze. Była dobrą kobietą, a przynajmniej na taką się kreowała, dopóki nie okazało się, że jest wiedźmą z legend. Jest silna i niebezpieczna. Wydaje się niegroźna, ale to tylko pozory, żeby złapać ofiarę w swoje sidła. Zniszczyła wiele wiosek, w których niegdyś mieszkaliśmy, wszyscy spotykani byli przeklęci. Wygłaszała swoje własne chore poglądy, a jak ktoś jej nie słuchał, to kończył jako przeklęty w jakieś zwierzę. Wiele razy się pojawiła w naszym domu i próbowała przekonać nas do swoich racji, ale jakimś cudem udało nam się ją odgonić. Jednak z każdą jej wizytą jeden z amuletów był zniszczony. Tak naprawdę, to przez nią zacząłem je tworzyć wraz z innymi magami, którzy tłumaczyli mi cały proces — ojciec Minkiego wszystko opowiedział praktycznie na jednym tchu, ale w głosie wyczuwalna była irytacja, gdy o tym mówił. — Jeżeli zawrzesz z nią jakikolwiek pakt czy cokolwiek takiego... to tak naprawdę czeka cię śmierć.
Sam Min czuł frustrację, że prawdopodobnie Lucille miała ogromne kłopoty, jeżeli to, co mówił jego ojciec będzie prawdą... nie wróży to niczego dobrego. Nie do końca wiedział, czy to, co usłyszał, było prawdą, legendą czy jednak bujdą wymyśloną na poczekaniu. Chociaż nie wydawało mu się, żeby to wszystko mogło być kłamstwem. Czy jego ojciec miałby powód do skłamania? Ciężko było mu to stwierdzić. Nie dopuszczał takiej myśli, ale z tyłu głowy miał na uwadze, że to wszystko nie musi być prawdą.
— Zrób taki amulet, żeby wiedźma trzymała się z dala od Lucille. Nie wiem, ile tego zrobisz i jak, ale masz na to trzy dni. Chcę mieć pewność, że to zadziała. Nie próbuj mnie oszukać.
Po tych słowach wyszedł z gabinetu ojca i udał się do swojej sypialni, która mimo jej opuszczenia, wciąż pozostawała nieskazitelnie czysta i zadbana. Upłynęło sporo lat od jego wyprowadzki, a tutaj nic się nie zmieniło. Dzięki temu mógł odetchnąć z ulgą i zaznać chwilowego, złudnego spokoju.
Zdecydował się napisać do Lu, aby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.
M: Wszystko dobrze?
L: Mhm. Sprawdzam wiadomości od uczniów, trochę przeszkadzasz.
Minki przewrócił oczami na tę wiadomość. Jakby to był pierwszy raz, gdy kobieta stwierdza, że on jej przeszkadza.
M: A to nowość. Jeszcze tego nie słyszałem. Może coś ciekawszego?
L: Nie, daj mi spokój >_>
M: Nie.
Na to jednak już nie dostał odpowiedzi, pozostał na odczytanej wiadomości.
*
Po krótkim urlopie w rodzinnych stronach wrócił do Deiranu z nowymi amuletami. Oczywiście nie obyło się od ich sprawdzenia na każdy możliwy sposób. Musiał mieć pewność, że to zadziała i będzie chronić Lucille od wiedźmy. Nie wiedział, czy na pewno ona istniała, czy Lu ją spotkała. Jednak z jej szczęściem, niestety, było to możliwe. To wszystko tylko jego podejrzenia, nie miał na to dowodów. Tamten amulet mógł zostać zniszczony nawet przez samą Lucille, choć tak naprawdę magia właściciela nie niszczy ochrony. Dlatego w ten scenariusz powątpiewał.
Pierwsze co zrobił, po tym, jak się rozpakował, to pojechał do domu jasnowłosej, która otworzyła mu drzwi z ręcznikiem na głowie i akurat myła zęby. Dlatego też trzymała szczoteczkę do zębów w buzi. Gestem dłoni zaprosiła Minkiego do środka, a sama udała się do łazienki. Fox skorzystał z jej nieobecności chwilowej i poszedł rozwiesić amulety przygotowane przez jego ojca. Choć nie rzucały się w oczy, to biła z nich magia, która w pewien sposób uspokoiła mężczyznę. Dzięki temu miał pewność, że nic nie powinno się tutaj wydarzyć. Dla samej kobiety miał nową bransoletkę, którą jej założył, gdy ta tylko opuściła łazienkę. Dopadł ją tuż w rogu drzwi od salonu, zapinając nową ozdobę na nadgarstku jasnowłosej.
— Nowy amulet? — spytała, oglądając błyskotkę.
— Nawet kilka. Pozwoliłem sobie je rozstawić w twoim mieszkaniu. W każdym pomieszczeniu leży jeden — oznajmił, kierując się do kuchni, aby wstawić wodę na herbatę. Nawet nie pytał o pozwolenie, czuł się jak u siebie. — Coś ciekawego się działo? Jakieś nowości? Nowe tatuaże? — spytał, odwracając się, gdy do pomieszczenia weszła Lu, aby przygotować kubki na ciepłe napoje.
— Kilka. Nic szczególnie interesującego dla kitsune — odparła z delikatnym uśmiechem na ustach.
— Mhmmm — skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i zlustrował kobietę wzrokiem, doszukując się, czy jakiś tatuaż nie wyróżniał się, ale wszystkie były ukryte. — A jakiegoś lisa nowego spotkałaś?
— Nie, lisich mordek nie widuje — mruknęła, wybierając smak herbaty.
— Chcę tę z lewej!
— Nie, nie, to moja ostatnia. Wybierz inną.
— Chcę tamtą — Minki w ramach okazanego buntu, postanowił tupnąć nogą niczym pięciolatek, gdy rodzice nie chcą mu kupić nowej zabawki w sklepie.
— No dobra — Lucille podała się po kilku minutach, zdecydowała, że podzieli dla nich herbatę po równo i wzmocni jej smak miodem, ponieważ przy tak małej ilości ziół mogła nie mieć tak intensywnego smaku, jak zawsze.
— No, i to mi się podoba — podsumował Min z szerokim uśmiechem na ustach.
Lucille?
2424 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz