21 września 2025

Od Lucille cd. Minkiego

Na szczęście do zrozumienia sytuacji nie była mu potrzebna wiedza na temat mojego rodzinnego zaklęcia. Nie miałam ni hu hu ochoty tłumaczyć mu niczego, szczególnie po tym, jak mnie potraktował. Jak bardzo nie pragnąłby dowiedzieć się, co robi zaklęcie, to na boga, nie tędy droga... Naprawdę nikt mnie tak nie wkurwiał jak ten lis.
Natomiast co nieco wiedzieć faktycznie powinien... A może, skoro i tak przyjdzie mi zginąć, powinnam po prostu powiedzieć mu o wszystkim bez ogródek? W zasadzie dobrym pytaniem było, co się działo z zaklęciem, jeśli jego użytkownik nie przekazał go ani nie posiadał żadnego żyjącego potomka... Cóż, prawdopodobnie już się nigdy tego nie dowiem.
Ale może Minki będzie miał okazję. Wciąż biłam się z myślami, nie wiedziałam, czy na pewno powinnam mówić cokolwiek, jednocześnie coraz więcej myśli poświęcałam pomysłowi, żeby po prostu się przed bliźniakami otworzyć, tylko że... Chyba nie potrafiłam. Jeszcze nie.
I już się nie zdążysz przekonać do tego, żeby to zrobić.
— Tak, zawarłam z wiedźmą umowę — westchnęłam ciężko, biorąc do ręki świstek papieru, na którym zrobiłam notatki dzięki zdjęciu od Minkiego. — Nie, nie zrobiłam tego świadomie, zostałam do tego zmuszona w ramach jakiejś jej urojonej kary za to, że wcześniej zdjęłam klątwę z osoby, którą ona przeklęła. Taka tam... seria niefortunnych zdarzeń.
— Ktoś cię może zmusić? — mina Minhyuka wyrażała niedowierzanie. Wzruszyłam ramionami.
— Ona mogła. Czy kto inny może? Kto to wie? Nie zdarzyło mi się wcześniej takie coś, ale też generalnie uważam, żeby nie ściskać rąk z kim popadnie...
Minki skrzywił się lekko, jakby przypomniał sobie wszystkie te rzewne powitania w jego rodzinnym domu. Minhyuk pomyślał chyba o tym samym wydarzeniu, bo wyszczerzył zęby w uśmiechu szczerego rozbawienia.
— Czyli co... po co ten uścisk dłoni? Przypieczętowuje pakt? — Minki oparł się dłońmi o stół i pochylił w moją stronę. Odchyliłam się na krześle tak, że opierało się o podłogę na dwóch tylnych nogach, dwie przednie mając w powietrzu, żeby natychmiast znowu zwiększyć dzielącą nas odległość. Przytrzymałam się jedną dłonią krawędzi stołu, żeby nie polecieć wraz z meblem na podłogę.
— To nie pakty. To umowy. Nie zabieram w zamian dusz — prychnęłam. Minki natychmiast podchwycił temat:
— To co dostajesz w zamian?
Posłałam mu spojrzenie pełne tak wielkiej wściekłości, że powinien był paść trupem na miejscu, gdyby tylko wzrok miał taką moc. Niestety jedyne, co osiągnęłam, to chichot Minhyuka.
— To akurat nie jest w żaden sposób powiązane z całą tą sytuacją — zadarłam podbródek do góry i spojrzałam Minkiemu twardo w oczy. No to jednak nie zmienię zdania. Niech sam pokombinuje, skoro tak chce wiedzieć. To, co dostawałam w zamian, nie miało nigdy tak naprawdę większego znaczenia. — Umowa z wiedźmą zakłada, że przeklnę tego gościa z powrotem w srokę. Tego, któremu pomogłam, do czego szukałam srok po lesie. A poza nim jeszcze jego rodzinkę, tak jakby chciała się upewnić, że na pewno się przy tym wypalę i po prostu wykituję.
— Ale coś w zamian dostaniesz? — naciskał Minki, ignorując zupełnie promieniującą ode mnie irytację na to jego drążenie ciągle jednego, najmniej istotnego w całej tej sytuacji, tematu. Uparty egzemplarz, wyjątkowo uparty... Kurwa, będzie mi brakować tych przekomarzanek... O ile po śmierci wciąż będę zdolna do odczuwania czegokolwiek.
— Nie jest to nic, co byłoby warte takiego zachodu — w końcu nawet nie wiedziałam, co ta stara prukwa miała na myśli mówiąc, że będę mogła spojrzeć na świat jej oczami. Zwykle to ja definiowałam, czego chcę w zamian. Ona jednak była w stanie poruszyć zaklęcie w taki sposób, że zadziałało zupełnie bez mojej woli. Jakby dokładnie wiedziała, jak ono działa i już się z nim spotkała. Natomiast to, co mi obiecała... brzmiała tak kpiąco w tamtej chwili, jakby nie wierzyła w to, że dożyję otrzymania swojej nagrody. Odruchowo kolejny raz podrapałam piekący znak na obojczyku. — Główny problem w tym wszystkim jest taki, o czym już wspominałam, że ostatecznie i tak nie przeżyję, żeby to dostać. Tak jak mi to ciągle powtarzasz, jestem słaba. Nie jestem w stanie rzucić tak potężnej klątwy, jakiej ona sobie życzy, na tak wielu ludzi na raz. Może teoretycznie potrafię, ale nie mam w sobie tyle mocy, by to przeżyć. Wiedźma o tym wie.
Minki skinął powoli głową, a i Minhyuk nagle spoważniał. Usiadł na krześle przy stole naprzeciwko mnie i odchylił się na nim, tak jak ja, tylko że nie przytrzymując się stołu. Niezłe ma poczucie równowagi, to trzeba mu przyznać.
— Jeśli z kolei nie wywiążę się ze swojej części umowy, zaklęcie po prostu mnie zabije — gwałtownie postawiłam krzesło na wszystkie cztery nogi i wstałam, omal nie zderzając się czołem z Minkim, który w ostatniej chwili się uchylił. — W sumie możecie już planować mój pogrzeb. Nie chcę przeszkadzać rodzicom w wyjeździe, ojciec prawie nie opuszcza domu, to cud, że dał się namówić... Jakbyście im przekazali...
Nagle poczułam zaciskającą się na moim łokciu dłoń. Odruchowo zerknęłam na nią, a Minki wykorzystał moją konsternację i przyciągnął mnie do siebie tak, że nasze twarze znalazły się stanowczo za blisko siebie. Oczy omal nie wypadły mi z orbit w wyrazie szoku.
— Przestań — warknął, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Widziałam, że był wściekły. Nagle dla odmiany cała wściekłość ze mnie uleciała. Nie próbowałam się wyszarpnąć. Stałam tam i patrzyłam twardo, acz z dostrzegalnym smutkiem, prosto w oczy mężczyzny. To paradoksalnie sprawiło, że zaskoczony puścił mnie i sam się odsunął. Potrząsnął gwałtownie głową. — Przestań mówić, że tego nie przeżyjesz. Pomożemy, jak będziemy potrafili. Nie jesteś w tym sama, Lu. Już nie jesteś.
W moim uśmiechu nie było ni grama wesołości. Ponownie przypomniała mi się sugestia mojego ojca, którą dał mi dawno temu, gdy było we mnie jeszcze mniej mocy. Sugestia, żeby zamiast korzystać ze swojej mocy, w niektórych sytuacjach spróbować zaczerpnąć z przewodu, innej, żywej, posiadającej dostęp do magii istoty. W ten sposób dałoby się ominąć ograniczenia własnego ciała. Przekroczyć limity. Sięgnąć na wyżyny swych własnych zdolności.
Tylko że nigdy się na to nie zgodzę. Poświęcić inne życie, żeby ratować swoje?
Już wolę umrzeć, niż żyć ze świadomością, że ktoś przeze mnie zginął.
— Nic nie możecie zrobić — złożyłam kartkę z notatkami na cztery i schowałam do tylnej kieszeni jeansów, które miałam na sobie. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam w sufit, szukając w głowie, co jeszcze mogłabym zrobić. Powiedzieć... Zanim niechybnie zewakuuję się z tego łez padołu.
— Nie wierzę, że nie ma innej opcji. Czytałem trochę tę książkę — Minki wskazał palcem na wolumin, który dał mi chwilę temu. — Jest tam zapis, że jeśli klątwa jest potężna, można przekierować moc potrzebną do jej rzucenia przez kogoś innego. Czy coś takiego. Przecież to czytałaś, dlaczego tego nie zrobisz?
— Rzucasz słowami, jakby nic nie znaczyły — powiedziałam cicho, ale czułe uszy obydwóch kitsune wyłapały moje słowa. Widziałam, jak Minhyuk zerka na mnie zaciekawiony. Też trochę zmartwiony. No i proszę. Chciałam nigdy nikogo nie martwić, a właśnie użalały się nade mną dwa wiekowe lisy. Porażka na całej linii. — Wykorzystywanie magii nie jest darmowe. Szczególnie, gdy tylko czerpie się z jej źródła, co robię ja. Sama nie jestem źródłem, nie tak do końca. Potrafię po nią sięgać i ją kumulować, ale w ograniczonym zakresie... To, co mówisz... Takie istoty określa się przewodami. Niestety — spojrzałam Minkiemu w oczy, upewniając się, że dotrze do niego waga moich słów — przewody również się przepalają.
Dostrzegłam błysk zrozumienia w jego oczach. Wiedział doskonale, że nie godzę się na krzywdzenie innych istot. Żadnych. Niezależnie od gatunku. Myślę też, że w tej chwili mogło zacząć docierać do niego, że nigdy nie przedłożę swojego życia ponad jakiekolwiek inne, które już przyszło na świat. Że nie zamierzam zmieniać zdania w tej sprawie. Nigdy.
— Kto może być tym przewodem? — zapytał w końcu Minhyuk, patrząc na brata, jakby wpadł na jakiś pomysł. Nie podobało mi się to. Przeniosłam wzrok na niego i zmarszczyłam brwi, widząc zacięcie na jego twarzy. Nie pasowało do jego zawsze zadziornej i rozpromienionej twarzy.
— Każda istota posiadająca dostęp do magii świata — wytłumaczyłam jednak. Bądź co bądź... zasługiwali na prawdę. — Tylko, że chyba nie rozumiesz — powiedziałam, patrząc na niego twardo. — Jeśli zaklęcie okaże się zbyt potężne dla takiej istoty, ona się przepali. Jak przewód. Zginie. Była i, puf, nie ma — zobrazowałam to ruchem rąk. Jednak kitsune wciąż wbijał wzrok w brata. Minki natomiast wyglądał, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
— Wy jesteście niepoważni — prychnęłam, podążając wzrokiem między braćmi, jakbym oglądała mecz tenisa. Oni po prostu się w siebie wpatrywali. W końcu Minki skinął powoli głową i odwrócił się do mnie, spojrzenie miał zacięte. Coś postanowił. Aż mnie ciarki przeszły.
— Wykorzystaj mnie jako ten przewód — powiedział śmiertelnie poważnie.
Nie wierzyłam w to, co słyszę.
— Przecież mówiłam...
— Mówiłaś, mówiłaś — prychnął. — A ja mówiłem, że nie jestem bezbronny. Trochę już żyję na tym świecie. Przepływa przeze mnie znacznie więcej magii, niż przez ciebie — pochylił się nade mną. Zgarbiłam ramiona pod intensywnością jego spojrzenia. — Użyjesz mnie jako przewodu i, kurwa, nie umrzesz, rozumiesz?
Nie dał mi czasu na zastanowienie się, o odpowiedzi nie wspominając. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Słyszałam, jak krzesło za nami szura, a zaraz później dogoniły nas pospieszne kroki Minhyuka. Obejrzałam się przez ramię na niego. Na jego twarzy malowało się zacięcie podobne do tego, które widziałam u Minkiego.
Poczułam w sercu ciepło, którego chyba nigdy jeszcze tak naprawdę nie doświadczyłam. Świadomość, że byli u mojego boku, że mogłam liczyć na ich pomoc... Obiecałam sobie, że jak ta cała sytuacja się skończy, powiem w końcu Minkiemu o wszystkim, co chce wiedzieć, prosto z mostu. Bez owijania w bawełnę.
Nikt nie zasłużył na to bardziej, niż on.
***

Wszyscy spodziewaliśmy się problemów ze strony starej wiedźmy. Mimo, że zyskałam strzępki nadziei, że może jednak uda mi się wyjść cało z samego procesu rzucania klątwy, wciąż istniało ryzyko, że wściekła baba postanowi rozprawić się ze mną własnoręcznie. Minhyuk stał więc na czatach, na rogu znajomego zaułka, oparty plecami o ceglaną ścianę, z rękami założonymi na piersi, jedną stopę opierając o mur za sobą. Spod zmrużonych powiek przyglądał się widocznej przestrzeni przed sobą, jakby chciał w ten sposób przejrzeć ciemność nieoświetlonych lampami bocznych uliczek Deiranu.
Staliśmy z Minkim przy jakiś skrzyniach, nieopodal tylnego wyjścia z lokalu, w którym tej nocy urządzana była impreza, na której pojawić się miała cała rodzina mężczyzny. Idealna okazja, można by rzec. Obracałam w palcach srocze pióro, które dostałam dawno temu od Minkiego. Żal mi było go wykorzystywać, jednak nie miałam czasu na poszukiwania innego.
Miękki ogon otarł się o moją gołą kostkę. Wzdrygnęłam się zaskoczona, zaraz przenosząc wzrok oraz całą swoją uwagę w dół, na stojącego przy mnie Minkiego w lisiej formie i uśmiechnęłam się niemrawo. Wciąż bałam się, że coś pójdzie nie tak, że zabiorę od niego zbyt wiele magii... Myśli znowu zaczęły plątać się bez sensu w mojej głowie. Znowu miałam cholernie złe przeczucia.
Po chwili wzięłam głęboki wdech, zmuszając się, by uspokoić oddech. Nie było już odwrotu. Zrobiłam dosłownie dwa kroki do przodu, żeby mieć lepszy widok zza skrzyni, po czym przykucnęłam, zsuwając materiałową torbę z ramienia. Minki usiadł przy mnie, przyglądając się z zaciekawieniem przedmiotom, które zaczęłam z niej wyciągać. Byłam w szoku, że dalej się nie odezwał. Widziałam jednak, jak czujnie strzyże uszami, jakby starając się wyłapać każdy najmniejszy szmer w ciemności.
Przesunęłam dłońmi po kartce z rozpisaną klątwą, żeby rozprostować pognieciony papier. Nie, żeby to coś zmieniło w tym, czy byłam w stanie się rozczytać, po prostu potrzebowałam się jakoś uspokoić, a zbędne ruchy zwykle dobrze się do tego celu nadawały. Niestety nie mogłam przeciągać tej chwili w nieskończoność. Zerknęłam kątem oka na lisa, który przekrzywił pytająco głowę.
— Zaczynamy? — zapytał, wpychając się nosem pod moje ramię. Spojrzałam na niego z grymasem niezadowolenia wymalowanym na twarzy. — No co? Jak będę bliżej, to będzie ci łatwiej, co?
— Jesteś nieznośny — fuknęłam. Ale miał rację, dlatego nie zabrałam ręki, wręcz przeciwnie, położyłam swoją dłoń między jego uszami, z trudem powstrzymując się, by nie przesunąć palcami przez miękką sierść. Ciekawe, czy jego włosy też są tak miękkie...
Odgoniłam od siebie natrętne myśli, skupiając się ponownie na słowach zapisanych ciemnym atramentem na kawałku papieru. Sięgnęłam po swoją magię, chcąc ograniczyć czerpanie z przyjaciela tak długo, jak się da. Powietrze wokół nas zaskwierczało tysiącami mikro wyładowań. Ruch ogona Minkiego wzbudził kolejne, w powietrzu dało się wyczuć zapach ozonu. Wzięłam w dłoń srocze pióro, po czym zamknęłam oczy, rozpoczynając inkantację klątwy w dawno zapomnianym języku. Skupiałam myśli na znanym sobie człowieku. Pomagało to, że naprawdę ostatnio mnie wkurwił. Silne emocje zwykle skutecznie pomagały w rzucaniu tego typu zaklęć. Elektryczność trzaskała w powietrzu wokół nas, drobne, niebieskie nitki pojawiały mi się raz po raz w polu widzenia. Obraz na krawędziach zaczynał tracić ostrość. 
— Lucille, miałaś... — głos kitsune dobiegł mnie jakby spod wody, dokładnie w momencie, gdy zakłócenia w widzeniu stały się na tyle dotkliwe, że nie byłam w stanie dalej czytać zaklęcia z kartki. Czułam, jak jakaś ciecz wypływa mi z nosa, z obydwóch dziurek na raz, spływając ku ustom. Odruchowo zlizałam ciepłą krew. Zaszczypała w język, jakbym polizała baterię. — Lucille!
Sięgnęłam po lisią magię z odruchową zachłannością, jak topielec po wyciągnięciu na brzeg, nie mogąc się nią nasycić. Usłyszałam ciche syknięcie Minkiego, zamrugałam zaskoczona, natychmiast opanowując się, zdejmując rękę z kitsune. Za szybko, zbyt dużo zabrałam. Zerknęłam na niego zaniepokojona, ale nie wyglądał, jakby coś mu dolegało.
— Nie przejmuj się, kończ to — powiedział spokojnie, opierając się o mnie, owijając ogony wokół mojej talii. Kolejne wyładowania elektrostatyczne przeskoczyły między nami. Przełknęłam ciężko ślinę, przenosząc ponownie wzrok na pióro w mojej dłoni. Jaśniało delikatną, niebieskawą poświatą. Traciłam czucie w końcówkach palców, z kącika oka wypłynęła kolejna strużka krwi. Dobrze, że Minki siedzi po drugiej stronie, nie zauważy... Zostały mi dwie linijki tekstu, magia pochodząca z kitsune przepływała spokojnym, jednolitym strumieniem między nami, mieszając się z moją własną. Czułam, jak wzmacnia mnie nieco, zaczęłam na chwilę trochę lepiej widzieć, choć wciąż obraz przypominał przepaloną fotografię. Gdy wypowiedziałam ostatnie słowa, pióro w moich palcach zapłonęło błękitnym płomieniem, w sekundę zamieniając się w popiół, rozwiewając się na wietrze, wpadł przez uchylone okno do budynku. Nie sprawdzałam, czy zadziałało. Wzrok znowu przestał ze mną współpracować, wbijałam wzrok w poparzone palce lewej dłoni. Poczułam znowu ciecz spływającą mi po policzku, tym razem od strony, po której wciąż siedział przy mnie Minki. Zdawało mi się, że oddycha ciężko.
Sięgnęłam dłońmi do policzków, przesunęłam po nich, trochę ścierając, a trochę rozmazując krew wypływającą niczym łzy z oczu. Zachłysnęłam się, kaszlnęłam, poczułam w gardle metaliczny posmak krwi. Nie rozumiałam już docierających do mnie słów, Minki coś krzyczał, zdawało mi się, że słyszę też Minhyuka, ale nie mogłam się ruszyć. Kucając, opierałam ręce na zimnych, chodnikowych płytach, wbijałam wzrok w jeden punkt na nich, walczyłam o każdy oddech. Znowu zakaszlałam. Splunęłam. Krew.
Czułam, jak znak na obojczyku przestaje piec, czarna linia znowu zaczyna wędrować, by zatrzymać się tuż nad pępkiem, układając się w znak.
— Udało się... — wydusiłam, jednak słowa wywołały kolejny napad kaszlu. Objęły mnie czyjeś ramiona, ciasno tuląc. Widziałam intensywnie czerwone plamy krwi na białym materiale w miejscach, gdzie moja twarz dotknęła białej koszulki Minkiego. Chciałam go przeprosić za to, obiecać, że wypiorę mu ją... Nie byłam w stanie. Wraz ze znikającym napięciem w powietrzu znikała też moja świadomość.
Powinniśmy uciekać. Zaraz w budynku rozpęta się istne piekło, gdy kilku gości ni z tego ni z owego przemieni się w sroki. Będą szukali winnego, a byliśmy tu wystawieni jak na dłoni...
Ostatni raz spróbowałam sama sobie ze sobą poradzić, wstać, zrobić coś, cokolwiek, żeby nie dodawać bliźniakom kitsune zmartwień. Jednak gdy tylko podniosłam głowę, zdążyłam jeszcze tylko spojrzeć Minkiemu w wystraszone oczy, zanim całkowicie straciłam przytomność.

Minki?
2540 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz