26 września 2025

Od Nyxariena cd. Violet

wielkie przygody

Non omne quod nitet aurum est - "Nie wszystko, co błyszczy, jest złotem".

Smoki to najdziwniejszy krąg spośród wszystkich ras.

Niewiele czasu minęło odkąd w skarbcu pojawił się intruz, a zrobiło się całkiem spore zamieszanie. 

Nyxraien czuł już wcześniej ze sporej odległości niestabilną aurę Violet, ale dopiero po dotknięciu ramienia dziewczęcia drakonid poczuł wzbierające w niej fale ognia, napędzane silnymi oraz negatywnymi emocjami. Przez resztę ich krótkiej rozmowy mężczyzna był skupiony na słowach, jakie do niej wypowiadał, aczkolwiek smak żałości zagościł mu w ustach już na dobre... Była smoczycą, która nigdy wcześniej nie zaznała opieki stada, troski mentorskiej, a przede wszystkim ciepła prawdziwego, wielopokoleniowego leża... Nic więc dziwnego, że latała pośród gór na podobieństwo wolnego elektronu i z frustracją rozbijała się w losowych miejscach. Wiele opuszczonych drakonidów kończy tak albo i gorzej; tylko wybitnie niezależne jednostki znoszą ciężar samotności, aby potem pojąć działanie swej mocy poprzez skupienie, dyscyplinę, a co najważniejsze: nieustanną wiarę w siebie.

 Zanim Nyx zdążył jakkolwiek zareagować na to, jak Violet zsunęła się po ścianie – z krótkofalówki u pasa niewidzialnej Yule dobiegł ich wszystkich dźwięk automatycznie odebranego połączenia.

- Naruszenie zabezpieczeń w kom… Zero… Jeden… Jeden… Uważajcie na! - Dalej był już tylko szum zakłóceń zamiast głosu Viviena.

  Jarzeniówki kaszlnęły światłem po raz ostatni, żeby zgasnąć na dobre.

- Smoku, twój podgatunek dobrze widzi w ciemnościach? - Upewniła się starożytna, demoniczna Wiedźma, serwując porcje wszechogarniającego zimna, które poniekąd już zdążyło zdradzić skromną obecność.

- Zabezpiecz ją. - Zamiast jej odpowiedzieć, Nyx zamrugał kilkukrotnie i skupił się na podświetlonych krawędziach korytarzy, jakie mieniły się neonowymi odznaczeniami. Cienkie linie mocy pobierały od nich ułamki rezerwy w miejscach, gdzie stali, aby odznaczyć się bardzo jasną żółcią. - I wyjdź, Cridlock, dobrze wiesz, że cały czas czułem cię tam, gdzie nie powinieneś być. Na litość magiczną…!

- Spodziewałem się, że przynajmniej jedna pieczęć pójdzie w cholerę, jak tylko Yule tak przeciążyła cały system! - Porcelanowy, przeklęty elf dosłownie truchtem wychylił się tym razem z innego zakrętu, jakby chciał zaklinać rzeczywistość oraz smocze zmysły Nyxariena.

Nadal niewidzialna kobieta syknęła. Widoczne natomiast całkiem dobrze było znamię runiczne w kształcie białego okręgu na czole Violet, aczkolwiek lewitowało w niewielkiej odległości, zamiast się na nim wypalić. Pojawienie się tego zaklęcia odrobinę wstrząsnęło ciałem drakonidki. Dziewczyna drgnęła, sapnęła, szybko otworzyła oczy, które zaświeciły się na biało, a potem natychmiastowo zapadła w miarowy, dziwnie spokojny sen. Jeszcze przed chwilą falująca energicznie aura spłaszczyła się do jednowarstwowej tafli jeziora, po której mogłyby pływać kwiaty lotosu. Ogień, jaki lada moment groził zagładą: całkowicie wygasł, jakby Yule w pełni go z niej wyssała.

- Co ty jej zrobiłaś? - Zapytał Nyxarien pełen podziwu dotyczącego szybkości i precyzji tych działań.

- Zapominasz, Smoku, kim tak naprawdę jestem. Traktujesz mnie bowiem tylko jako Wiedźmę, jaką nauczyłam się udawać za pomocą zapisu wspomnień duszy, którą pożarłam... Yule już tak naprawdę nie ma. - Zaczęła swój wywód, aby po westchnięciu go kontynuować: - Straciłam dzisiaj ponad połowę rezerwy, aby dostać się do jakiegoś małego procenta zabezpieczeń artefaktu, o którym jest mowa w naszej umowie. Myślałeś, że nie wykorzystam tej okazji, aby się posilić, skoro grozi nam już nowe niebezpieczeństwo? 

- Ten akt znacząco opóźni twoje odkupienie. - Zauważył Cridlock, a pięknie zdobiona maska, pochłonięta w większości przez ciemność, wykrzywiła się w grymasie smutku oraz troski, co wyglądało dość makabrycznie. Bez światła przypominał bardziej potwora zaklętego w wiecznie sklejającym się materiale niż młodzieńca, którym tak naprawdę był. Miejsca na oczy, które zawsze zdradzały kolor czyichś tęczówek, w jego przypadku były matowo czarne... Niczym dwie bezdenne otchłanie.

- Wydaje mi się, że to w tej chwili nie ma większego znaczenia, mój drogi. - Odparła mu miękko, tak jak to tylko ona potrafiła akcentować samogłoski wedle pradawnej mody, jeszcze sprzed czasów młodości Nyxariena. - Jeśli zajdzie konieczność, to będę używać moich demonicznych zdolności. Wspominałam ci o tym.

- W każdym razie… - Nyx przerwał im sielankowy moment zdecydowanym chrząknięciem. - ...musimy się rozdzielić. Yule, weźmiesz Violet do Wiszących Ogrodów. Zanim ją wypuścimy, ona musi podpisać pakt utajnienia. Ja i Cridlock zajmiemy się tym, co się chwilowo wydostało na wolność.

- Trzeci poziom zabezpieczeń anomalnego uroczyska brzmi jak prawdziwa poczekalnia.

- Byłem praktycznie pewien, że rzucisz coś w stylu: jesteś za młody, żeby machać tą twoją wykałaczką przed jakąś inną przeklętą mordą. - Sparował narzekania Wiedźmy Cridlock z łobuzerskim uśmieszkiem, który z powrotem odmłodził go o kilkaset lat do tej dwudziestki piątki, podczas której sam został anomalią. - A nie będziesz się stawiać przed Wiszącymi Ogrodami.

- Nawet Smok dokładnie nie wie, jak działają te rośliny, a ja nie pamiętam, żebym zgłaszała się na opiekunkę do nieprzytomnych smoczyc pośród tego całego zbiorowiska wyjątków od znanych mi praw natury i magii.

- Widzimy się za kwadrans. - Podsumował dyskusję Nyxarien, w międzyczasie wykorzystując ich nieuwagę do sprawdzenia ile mu zostało kul w magazynku. Trzy będą musiały wystarczyć.

***

Nie wystarczyły.

 Yule natomiast jeszcze przez (bardzo) długą chwilę nie miała prawa o tym wiedzieć, gdy przechadzała się nieopodal drewnianej, pomalowanej na błękitno ławeczki. Rozłożona na niej w blasku słońca drzemała sobie spokojnie Violet, jakby właśnie w ten sposób miała docelowo spędzić ten dzień. Tymczasem istota, która ukrywała się pod postacią niskiej, drobnej dziewczynki o białych włosach zdobionych czerwonym kwieciem, migotała regularnie czernią i bielą na podobieństwo zakłóceń w starych telewizorach. Niby ludzkie palce co rusz zamieniały się w białe, pół przezroczyste szpony poprzecinane niczym marmur złotymi żyłkami. Znajdowały się przed finezyjnie zdobioną bramą z metalu, która wiodła do Wiszących Ogrodów, cieszących się cechą wspólną z lustrami.

Pokazywały prawdę.

Dziewczynka przechadzająca się po płaskim murku za ławką zmieniała swoją wysokość do postaci osoby dorosłej, aby z powrotem mieć wysokość dziecka. Poniżej nich płynęła rzeka otaczająca całą wysepkę Wiszących Ogrodów o rozmaitych zdobieniach swoich ogrodzeń, wystających co rusz palmach oraz dziwnych kształtach drzew czy też krzewów w niemal każdym możliwym kolorze. Cała ta paleta barw oraz mozaika fenomenalnych wykończeń teoretycznie zdradzały lata pracy świadomych dłoni, ale tych nigdy nie było, a przynajmniej nadal ich nie poznano. Wiszące Ogrody po prostu zostały nagle odnalezione, zaznaczone na mapie, ale potem znowu o nich cyklicznie zapominano też z tego względu, że ci, jacy śmieli przejść przez tą właśnie bramę, nigdy stamtąd nie wrócili. Nie chciano więc tutaj początkowo wracać, by sprawdzić: dlaczego. Co zastanawiające, Wiszące Ogrody potrafiły pojawiać się w snach tych, którzy je widzieli, jakby nęcąc do siebie ciekawością, możliwością spełnienia obietnic, które w codziennym życiu były niemal niemożliwe. Chodź. Odpocznij. Było w tym coś z intrygi demonicznej. Przypominało to dzieło niektórych bytów, jakie Yule zdążyła niechętnie poznać na swojej drodze, ale ten brak pewności co do autorstwa – niezwykle ją frapował.

Czasami lepsza bywa niewiedza. 

 Jak na wymiar kieszonkowy ukryty w skarbcu Nyxariena, świat bardzo dobrze się trzymał pomimo upływu lat, a także nieustannie nakładanych osłabień. Godziny były takie same, jak w świecie zewnętrznym... Cholernie misterna robota.

- Gdzie ja znowu jestem? - Spokojniejszy, choć nie mniej zdezorientowany ton głosu Violet przywrócił Yule z powrotem do teraźniejszości. - I kim ty jesteś?

 Nowo poznana nieznajoma brzmiała tak, jakby próbowała sięgnąć po całą siłę swoich negatywnych emocji, ale ten otumaniający spokój tępił jej zmysły, więc zamiast tego głos drakonidki się urywał, nieco też piszczał.

- Wydaje mi się, o ile oczywiście się nie mylę, że to żartobliwa interpretacja raju. - Odpowiedziała jej Yule, wskazując na Wiszące Ogrody. - Według niego ma to w sobie pewnie tyle samo patosu, co ironii. Najbardziej pasuje mi do autora tej kreacji Lediago. Musisz jednak wiedzieć, że to prawdziwie skostniały dupek… Na mnie natomiast możesz mówić Yule. Już się do tego przyzwyczaiłam. - Na pół dziewczynka, na pół kobieta spojrzała na jej zszokowaną minę, po czym dodała: - A, wybacz też proszę zakłócenia. Moja ludzka powłoka średnio wytrzymuje nawał tej obcej magii demaskującej. Lediago tak jak Nyxarien nienawidzi kłamstw, co akurat pasuje do Smoka, ale średnio do demona na tak wysokim szczeblu. Mam mimo wszystko nadzieję, że się mylę i nigdy więcej go nie spotkam, nawet jeśli zobaczyłam to obrzydlistwo na własne oczy. Nie powinnyśmy tutaj w ogóle schodzić…

- To co my tu robimy?

- Czekamy na ich powrót. Nyxarien nie może cię wypuścić bez twojej parafki, a właśnie przez nasze badania pojawiły się zakłócenia, potem ty i coś jeszcze.

- Coś jeszcze?

- Akurat tego nie umiem w pełni wytłumaczyć, bo nie mam pojęcia, z czym oni się aktualnie mierzą. Jest tam teraz niebezpiecznie albo i skrajnie-tragicznie-niebezpiecznie. Nie wszystkie anomalie mają tak niski poziom zabezpieczeń jak Cridlock albo te właśnie Wiszące Ogrody.

- Czyli to naprawdę jest nielegalny ośrodek badawczy? - Violet usiadła, rozprostowując rozluźnione, acz obite mięśnie. Spojrzała też przez murek w dół na pieniącą się rzekę, by ocenić odległość jako wystarczającą, żeby nie próbować niczego głupiego.

- Moja droga, wątpię, żeby Nyx robił cokolwiek bez wiedzy caratu. Nie znam jego dokładnej relacji z władzą, ale to bardzo stary gad jak na swój podgatunek, który nie ryzykowałby igrania z ogniem prawnym dla mrzonek... Bardziej bym określiła wszelkie jego działania jako napędzające prawo niż je łamiące.

Po tych słowach pojawili się po drugiej stronie krętej, krótkiej dróżki, wiodącej do ławeczki: porcelanowy elf z rodu von Darlette i jego czarny Smok. Zakrwawieni. Trochę też połamani (Cridlock niósł beztrosko część prawej ręki od przedramienia aż po dłoń, z jakiej ulatywały resztki smoliście czarnej krwi), a u pasa błyszczał mu przytwierdzony miecz mieniący się tęczowymi runami – ostateczny dowód na to, że Wiszące Ogrody były tworem iście diabelskim. Nyxarien nie miał na sobie już koszuli, a na to narzuconego garnituru, tylko zabrudzone intensywnie posoką bandaże pokrywające większą część jego ciała od pasa w górę, w tym również z jakiegoś powodu skrzydła. Skwaszona mina Nyxa wskazywała na to, że niewiele poszło zgodnie z jego planem, co kompletnie nie przeszkadzało z kolei jego giermkowi w tej przygodzie, który cieszył się tą akcją z głupkowatym wyszczerzem porcelanowej maski.

- Musimy przejść do części prawnej. - Zaczął w ramach powitania po przerwie Nyxarien wprost do Violet, ignorując ciekawsko pytające spojrzenie Yule pełne niewypowiedzianych słów. - Zapewne było ci już wspominane, że tak łatwo nie możemy dać ci odejść bez pewnego rodzaju zabezpieczenia nie tylko naszej strony, ale również twojej.

Widać było po drakonidce, że definitywnie się tego spodziewała. Kiwnęła głową, lekko przygryzła wargę. Zapewne miała teraz pustkę w głowie dotyczącą tego, czego może się spodziewać. Czy ktoś w ogóle jej uwierzy w tak szaloną historię?

Plik dokumentów, jaki pojawił się za pomocą zaklęcia w dłoniach Nyxariena: miał na oko dziesięć stron, które mężczyzna sumiennie podał Violet do przejrzenia. Letni (aczkolwiek magicznie sztuczny) powiew dmuchnął dziewczęciu w twarz, rozpraszając fioletowe włosy wokół skroni, gdy czytała w skupieniu kolejne akapity... Potem widać już było, że Violet z typową dla swojego wieku niecierpliwością katuje nieprzystępny język urzędowy, za którym absolutnie nikt spoza światka prawnego: nie przepada. Nastąpiło u niej szybkie upewnienie się w tym, iż trzymała dwie kopie po pięć stron. Dla obojga. Wiążąca pamiątka niechcianej wycieczki. 

- Co dokładnie się stanie, kiedy już to podpiszę?

- Zaklęcie automatycznie przekieruje cię do twojej ulubionej restauracji w Deiranie albo Alteiranie, w zależności od tego, gdzie dokładnie masz oficjalny dostęp. - Odpowiedział Cridlock zamiast Nyxariena, rozsiadając się u boku Violet na ławeczce, jakby tak naprawdę wcale nie był jednym z ostatnich widoków, na które dziewczyna pragnęła zawiesić spojrzenie. Anomalia pachniał zakurzoną porcelaną, farbami olejnymi i zakonserwowanym drewnem, a nadal krwawiąca ręka: tuszem.

- Toalety? - Dopytała Yule, unosząc brew raz jako dziecko, a po kilku sekundach jako kobieta.

- Tak sądzę. - Nyxarien wzruszył ramionami. - To zależy od godziny oraz ilości klientów, zaklęcie ma na celu wmieszanie cię w tłum tak, jakbyś tam właśnie była od początku w jak najmniej inwazyjny sposób.

- Zanim cokolwiek podejmiecie w związku z zaistniałą sytuacją, powinieneś też jej coś więcej powiedzieć o was. - Wtrąciła Yule niby lekceważącym tonem. - Ta wasza śmiechu warta rada nie będzie aprobować samopas drakonida o tak silnej mocy.

Violet zamrugała, łącząc kolejne fakty, o których kompletnie nie była świadoma. Wlepiła zdezorientowany wzrok prosto na Smoka.

- Nasza rasa jako całość została podzielona na frakcje w zależności od podgatunków oraz zawartych sojuszy między prastarymi rodami… - Nyxarien niechętnie zaczął tłumaczyć zawiłości politycznych gierek pomiędzy nimi wszystkimi. - Trochę tak jak wilkołaki mają watahy, wiedźmy sabaty, demony kręgi, a anioły chóry.

- Tak, ale u was to jest strasznie chaotyczne. Czytałem księgi w twojej bibliotece, w których kilku śmiałych kronikarzy sprzed ponad sześciuset lat próbowało wspólnie ogarnąć same drzewa genealogiczne i niewiele większych frakcji... Średnio im to wyszło. - Przyznał Cridlock, podziwiający widok na Wiszące Ogrody, jakby wcale nie były śmiertelnie niebezpieczną pułapką, tylko fascynującą odmianą kurortu wakacyjnego. 

- Wiele, zdecydowanie zbyt wiele kronik zostało zniszczonych, ponieważ nasi przodkowie za wszelką cenę chcieli zetrzeć ślady różnych zbrodni oraz prawowitość krwi do ziem czy też skarbów. Jesteśmy skazani na mnóstwo domysłów oraz wygodne interpretacje ostatnich zapisków, jeśli komuś cokolwiek się uchowało. - Wyjaśnił mentorskim tonem Nyxarien, jakby właśnie wykładał na AUMie, a nie zabezpieczał się prawnie przed niepożądanymi konsekwencjami równie niechcianej wizyty w samym sercu badań nad nadal nieskontrolowaną magią. - Mój ród podlega pod zgrupowanie, które stara się maskować drakonidów o tak niestabilnej mocy, jak twoja. Niektórzy starsi zostają ich mentorami. Istnieją jednak tacy spoza mojej frakcji, co jeśli dowiedzą się, że istniejesz, to spróbują cię zlikwidować. Po prostu. Bez ostrzeżenia... Dlatego najlepsze, co mogę zrobić, to przyjąć cię jako swoją uczennicę i ustabilizować po tym, jak już zamkniemy ten temat za sobą.

Nyxarien podał jej czarny długopis ze złotymi zdobieniami. To chciwość zawiodła ich rasę prosto w mgły nieporozumień i zimnych wojenek. Natomiast tylko prawda dotycząca tego, co zamierzają z tym zrobić, jaki porządek ustanowić na nowo, prawdopodobnie wyprowadzi wszystkich z powrotem do lepszej ery. 

Violet?

2161 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz