Zadrżałam pod subtelnym dotykiem mężczyzny, ale zmarszczyłam brwi i obróciłam lekko tułów tak, żeby móc na niego spojrzeć. Nie spodziewałabym się od niego takich słów, przez myśl przeszło mi, że może ktoś się pod niego podszywa i pojawił się tutaj, by sprawdzić moją czujność... Jednak o ile wzrok często mógł płatać figle, o tyle zapach niemal nigdy nie kłamał. Zdecydowanie mężczyzna koło mnie był Eliasem i zdecydowanie wypowiedział właśnie te słowa. Teraz natomiast patrzył na mnie wzrokiem mówiącym, że naprawdę czeka na moją odpowiedź. Tylko co, przepraszam bardzo, mogłam niby powiedzieć, kiedy od dłuższego czasu miałam zwyczajnie wrażenie, że jestem w tym wszystkim tylko na doczepkę, taką zapchajdziurą, która zaczęła się nadmiernie przejmować tym, co dzieje się z facetem, który sam ma ją w głębokim poważaniu...
— Przecież ja nawet nie jestem tak naprawdę w twoim typie — wyrzuciłam z siebie w końcu, odwracając wzrok od mężczyzny na rozciągającą się przed nami wodę. Jak zawsze niosła ze sobą spokój dla moich szalejących emocji. Tak, chciałam być kimś więcej, niż tymczasową zabawką dla niego. Tylko czy realnie mogłam na to liczyć...? — Wiem, jak wyglądała twoja żona. Jaki byłeś z nią i z dziećmi szczęśliwy. Nigdy nie widziałam cię tak zadowolonego ze mną. Nie umywam się do jej filigranowego piękna, nie potrzebuję ochrony, opieki, radzę sobie sama. Możesz mieć każdą, więc powinieneś po prostu dać sobie spokój z kimś takim jak ja...
Poczułam nagle obejmujące mnie w talii silne ramię, pociągające mnie lekko ku Eliasowi, który tym razem sam zmarszczył brwi w konsternacji. Drugą ręką poczochrał mi jednak włosy, na co syknęłam w wyrazie protestu, z którego jednak nic sobie nie zrobił. Gdy próbowałam się wyrwać, złorzecząc na bruneta, ten uśmiechnął się szeroko i nagle, ruchem tak szybkim, że nie zdążyłam zareagować, popchnął mnie tak, że poleciałam na plecy na deski pomostu. Przytrzymał moją głowę, żeby nie rąbnęła o drewno, a mój okrzyk zaskoczenia natychmiast zdusiły usta mężczyzny, które nagle znalazły się na moich. Spróbowałam go od siebie odepchnąć, jednak bez przekonania, czym zasłużyłam sobie na cichy śmiech, tuż przy moich wargach. Poczułam, jak w sekundę robi mi się gorąco. Oparł ręce po obydwóch stronach mojej głowy, odsuwając się na tyle tylko, by mnie widzieć i, patrząc mi głęboko w oczy, powiedział, przybierając na powrót poważny wyraz twarzy.
— Zamilcz, bo pierdolisz głupoty — mruknął poważnie. Nagle zrobiło mi się sucho w gardle, przełknęłam ślinę. Nie mogłam oderwać wzroku od tych nieskończenie bursztynowych oczu... — Chcę ciebie, Viol. Ciebie, w całej twojej pięknej okazałości — pocałował mnie jeszcze raz, aż zaparło mi dech w piersi. Było to powolne, głębokie, tak bardzo słodkie... — Kto inny będzie się na mnie tak pięknie wściekał, jak ty? — mruknął zmysłowo, pochylając się tuż przy moim uchu, przygryzając po tym płatek mojego ucha.
Był stanowczo zbyt daleko. Chciałam poczuć go wszędzie. Mieć go dla siebie, na wyłączność. Pragnęłam go, jak nikogo wcześniej.
Gdy ponownie odsunął się nieco, by na mnie spojrzeć, zarzuciłam mu ręce na szyję i siłą ściągnęłam z powrotem na dół, ponownie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Jedną nogę zarzuciłam mu na biodra, żeby znaleźć się jeszcze bliżej niego. Bliżej, bliżej, bliżej...
— Nigdy więcej nie znikaj na tak długo — wyszeptałam po chwili w jego usta. — Mów mi, gdy coś złego dzieje się w twoim życiu — czułam, jak cały spina się na moment, ale szybko odzyskał rezon. Wsunął rękę pod bluzę, którą miałam na sobie, sunąc powoli acz nieubłaganie w kierunku moich piersi. Zaraz sprawił, że jakoś wypadło mi z głowy, iż nie obiecał tego, o co prosiłam, a wraz z ubraniami pozbyłam się wszystkich rozsądnych myśli, jakie jeszcze mi w głowie pozostały.
Chyba powinnam zacząć się lepiej przy tym mężczyźnie kontrolować.
***
— Jaja sobie robicie? — stałam z założonymi na piersi ramionami, stojąc w lekkim rozkroku przed biurkiem Clode'a. Mężczyzna zgarbił się na krześle, uciekając wzrokiem z mojej twarzy na tę należącą do bruneta, stojącego częściowo za mną w taki sposób, że lekko ramieniem i częścią klatki piersiowej dotykał moich pleców. Jakby chciał mi powiedzieć Ej, jestem tu, oddychaj, nie jesteś sama.
— Sprawa się skomplikowała... — dowódca patrzył błagającym wzrokiem na Eliasa, ten chyba jednak pozostawał niewzruszony, sądząc po tym, że nawet nie drgnął, a mina Clode'a wyrażała jednoznaczną kapitulację. — Niektóre z potworów z portalu wymknęły się. Rozbiegły się nie wiadomo gdzie. Trzeba je wytropić i wybić, mogą być niebezpieczne...
— Kurwa mać, DOSKONALE WIEM, ŻE SĄ NIEBEZPIECZNE — mimo zdecydowanie przyjemnej nocy i jakże satysfakcjonującego poranka, w momencie, gdy zostaliśmy znowu wezwani do siedziby Vipers, towarzysząca mi wcześniej wściekłość wróciła ze zdwojoną siłą. — Poharatały mnie jak nic dawno nie było w stanie — Elias za moimi plecami drgnął. Byłam pewna, że właśnie przypomniał sobie, jak znalazł mnie na podłodze mojego własnego domu tak sponiewieraną, że nie byłam w stanie ruszyć choćby palcem. Zdecydowanie byłam po tym spotkaniu w gorszym stanie, jednak Vipersi nie mieli pojęcia o tym, że moje powiązania z mafią dalej istnieją i tak miało pozostać. — Szczerze? Nie chce mi się znowu tym zajmować. Wyślijcie kogo innego.
— Nie ma nikogo innego — mężczyzna za biurkiem, nie znalazłszy wsparcia w Eliasie, przeniósł wzrok na papiery przed sobą. — Poza wyłapaniem niedobitków trzeba też znaleźć tego, kto koordynował całą akcją. Przesłuchanie tego mężczyzny, którego tu dostarczyłeś — skinął głową na Eliasa — przyniosło rezultaty lepsze, niż się spodziewaliśmy. Wiemy, kto to był i gdzie prawdopodobnie przebywa.
— Możemy w tym miejscu podziękować Violet, która najwidoczniej tak biedaka nastraszyła, że srał w gacie na samą myśl, że możemy ją tu specjalnie dla niego sprowadzić — zza nas, od strony drzwi do gabinetu, doszedł kolejny głos. Zerknęłam ponad ramieniem na blondyna, który pojawił się jakby znikąd. Zupełnie nie było słychać, że nadchodzi. Stał oparty o futrynę.
— O, dołączasz do nas? — prychnęłam, piorunując wzrokiem nowoprzybyłego. Elias położył mi dłoń na ramieniu i lekko ścisnął. Zrzuciłam jego rękę. Nie pozwalaj sobie, syknęłam w myślach.
Wczoraj ci się podobało... do słów szybko dołączyły wspomnienia bruneta z wczorajszej nocy, a mi momentalnie zrobiło się gorąco. Miałam ochotę mu nakopać. Tu i teraz.
Poczekaj, aż wrócimy, to... zaczęłam, zerkając na niego, ale gdy zobaczyłam, jak jego usta wyginają się w leniwym uśmiechu, przerwałam w pół zdania. Co za...
Nie mogę się doczekać, uśmiech było słychać nawet w jego myślach. Naprawdę, Elias...
— Nie, wpadłem, jak usłyszałem twój słodki głosik — blondyn zmierzył wzrokiem stojącego przy mnie mężczyznę. Trudno było odgadnąć, co siedziało mu w głowie. Loid był w końcu profesjonalistą. Natomiast znałam go na tyle dobrze, by zwrócić uwagę, że nieco dłużej zawiesił wzrok na ramieniu, którym brunet mnie dotykał. — Nie mogłem się oprzeć, by przyjść cię zobaczyć — uśmiechnął się do mnie promiennie, mrugając porozumiewawczo.
Miałam ochotę podpalić mu te jego jak zawsze idealnie ułożone włoski.
— To zobaczyłeś, a teraz spierdalaj — warknęłam, odwracając się z powrotem do Clode'a. — Dawaj te wytyczne i idziemy.
Coś szybko zmieniłaś zdanie... Kto to jest? usłyszałam w swojej głowie myśli Eliasa. Zignorowałam go.
Nagle poczułam, jak ktoś łapie mnie za warkocz i go podnosi. I nie był to Elias. Odwróciłam się jednym, płynnym ruchem, i wyprowadziłam prawy sierpowy prosto w miejsce, gdzie spodziewałam się znaleźć twarz mojej byłej zabawki. Niestety znał mnie trochę, bez problemu usunął się z drogi mojej pięści. Uśmiechnął się przebiegle, patrząc mi prosto w oczy, gdy się zachwiałam, bo cios nie trafił w cel.
— Jak zawsze pełna pasji — zaśmiał się cicho, kłaniając mi się w pas. Poczułam, jak drugi z mężczyzn tężeje, jakby w gotowości do wyprowadzenia ciosu. Przesunęłam się nieznacznie tak, żeby znaleźć się między nimi. Na oślep złapałam dokumenty z brzegu biurka, po czym chwyciłam Eliasa za nadgarstek i pociągnęłam w stronę wyjścia. Próbował się opierać, ale natychmiast zacisnęłam swój chwyt.
Idziemy, kurwa. Zostaw tego debila.
Powiesz mi, kto to jest?
Później.
Byłam naprawdę pełna podziwu, że dał się zaciągnąć na zewnątrz. Szczerze? Byłam pewna, że dojdzie tam do bójki. I będziemy mieli, kurwa, problem. Wszyscy. Cała trójka.
***
— Nie zostawię cię teraz samej — powiedział Elias, gdy jechaliśmy służbowym autem na miejsce, od którego mieliśmy zacząć poszukiwania, wskazane w dokumentach.
— Nie chciałam tego nawet proponować — wzruszyłam ramionami. — Wręcz przeciwnie, chciałam zasugerować, żebyś sobie ogarnął wszystko sam, a ja będę stała z tyłu i patrzyła. Od czasu do czasu mogę któregoś rozszarpać zębami, ale podziękuję za stawianie się znowu na pierwszej linii ognia. Wytropię ci te potwory, a ty się z nimi rozprawisz. Git?
— Dalej nie powiedziałaś, kto to był.
Westchnęłam ciężko, odwracając się od niego i opierając brodę na dłoni, łokieć lokując na drzwiach, wyglądając na leśny krajobraz za oknem. Po chwili milczenia zmieniłam jednak pozycję, zdjęłam buty i przerzuciłam nogi na kolana mężczyzny, który prowadził samochód, plecami opierając się o drzwi po mojej stronie. Spojrzał na mnie kątem oka, ale zaraz wrócił spojrzeniem na drogę.
— Loid, całkiem niezły szpieg Vipersów. Pracowaliśmy kiedyś razem — powiedziałam w końcu, przesuwając gołą stopą po jego udzie.
— Mhm... pracowaliście.
— Sypiałam z nim też, jeśli musisz wiedzieć — wzruszyłam ramionami. — Ale nie lubię, jak się mnie wykorzystuje, więc któregoś pięknego dnia, gdy znalazłam go w moim łóżku z jakąś obcą laską, dostał po dupie i kazałam mu spierdalać — uśmiechnęłam się promiennie, wciskając piętę w krocze mężczyzny, patrząc na niego porozumiewawczo. — Co nieco sobie przy tym biedak poparzył, chyba dalej ma mi to za złe.
Elias?
1500 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz