Minęło tyle czasu, a wciąż nie mogłam zrozumieć powodu, dla którego Minki tak dbał o to, by zaradzić jakoś na mojego pecha. Nic z tego nie miał, a jednak od samego początku uczepił się mnie jak rzep psiego ogona i skakał wokół mnie z większym zapałem, niż moja matka. Mimo to... Coraz częściej naprawdę się cieszyłam z jego obecności. I z każdym dniem bardziej nie chciałam, żeby przeze mnie wpakował się kiedykolwiek w kłopoty.
— To co, jutro pomaluję cię jeszcze raz? Do pracy? — głos mężczyzny wybił mnie z rozmyślań. Natychmiast zgromiłam go wzrokiem, na co tylko się uśmiechnął. Promiennie, jak to on miał w zwyczaju. — Muszę przetestować, jak będziesz się prezentować w innych kolorach!
— Jak się zabierzesz do malowania mnie przed pracą, to nigdy do niej nie wyjdę — prychnęłam, wspominając, jak długo zajęło mu to ostatnio. Miałam swoją poranną rutynę, której się trzymałam, jakikolwiek pośpiech spowodowany dodatkowym punktem w planie poranka tylko by mnie rozdrażnił.
— Pospieszę się! — obiecał, znowu robiąc tę swoją popisową, proszącą minę. Niczym szczeniaczek, który chce wyprosić, choć kawałek tego, co właśnie jesz, mimo usilnych prób przekonania go, że nie może, bo się zatruje...
— Nie-e — syknęłam, wstając z kanapy i podnosząc puste kubki po herbacie ze stolika, żeby wynieść je do kuchni i wstawić zmywarkę.
— A nie do pracy? — dlaczego, do cholery, on też wstał i za mną lazł? Westchnęłam ciężko.
— Wiesz, co znaczy, że ktoś nie lubi być dotykany? — zapytałam, odwracając się do niego, patrząc na niego z rządzą mordu, wymalowaną na twarzy. — Raz się zgodziłam, nie wystarczy?
— Nie — jego szczerość w połączeniu z szerokim uśmiechem totalnie mnie powaliła. Ręce mi, kurwa, opadły. Przecież ten lis jest niereformowalny.
Coś czułam, że czeka mnie powtórka z rozrywki przez kolejne dni...
***
Przy okazji, jeśli chodzi o tę pierdoloną umowę, do której zmusiła mnie ta stara jędza — byłam w totalnej dupie.
Odwiedziłam naszą bibliotekę i ojca, któremu mniej więcej streściłam całą historię. Jak podejrzewałam, nie obeszło go zbytnio, że znowu władowałam się na minę. Powiedział tylko, że powinnam więcej ćwiczyć, skoro tak proste zadanie stanowi dla mnie taki problem. Bo nigdy nie byłam dla niego wystarczająco dobra. Po raz kolejny do głowy przyszło mi, po co w zasadzie przekazał mi to zaklęcie. Przypomniałam sobie również jego i mamy kłótnię, gdy przyszłam tu po tym, jak zostałam napadnięta. W duchu zgadzałam się z kobietą, zaklęcie powinno było trafić w ręce wujka. Był potężnym magiem, na pewno rzuciłby tę klątwę z palcem w nosie i zbytnio by się przy tym nawet nie spocił. Tymczasem ja czułam w kościach, że mnie może to zadanie zabić. Nie tylko w sensie dosłownym pozbawić życia. Przede wszystkim wyrwać jakąś część mojej duszy.
Im dłużej miałam ten problem na głowie, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że tak naprawdę to był powód wiedźmy do tego, żeby zmusić mnie do tej umowy. Ukaranie mnie w najgorszy sposób oraz postawienie w zastaw istotę, na której mi zależało. Albo to, albo twój pech dosięgnie też Minkiego. Widziałam w oczach kobiety, że doskonale wiedziała, w jak czułą strunę uderza, grożąc mi.
Jednocześnie chyba nie wiedziała, że nawet i bez tego musiałam dopełnić swojej części umowy, jeśli nie chciałam przedwcześnie pożegnać się z życiem. Może to dobrze zwiastowało i wcale nie wiedziała aż tak dokładnie, na czym zaklęcie polega, choć próbowała udawać, iż jest inaczej.
Siedziałam u rodziców do późnego wieczoru. Żeby nie musieć wracać taksówką, wzięłam auto ojca, którego i tak nie używał, żeby wrócić do domu. Zabrałam też kilka książek, które wrzuciłam do plecaka i płóciennej torby. Były ciężkie jak cholera, dodatkowo w drodze powrotnej wpadłam do marketu po cokolwiek do jedzenia, bo moja lodówka znowu świeciła pustkami. Dlatego po dotarciu pod budynek, w którym miałam mieszkanie, pomogłam sobie z przeniesieniem tego wszystkiego magią. Gdy wyszłam z windy, wszystkie moje toboły podążyły za mną. Nie musiałam na nie patrzeć, żeby to osiągnąć, patrzyłam, idąc, w telefon, bo w czasie, gdy byłam u rodziców, Minki zaspamował mi pocztę. Z przyzwyczajenia rzuciłam tam swoją komórkę do koszyka z kluczami w przedpokoju. Nigdy wcześniej nie miałam potrzeby trzymać jej ciągle przy sobie, i tak nikt do mnie nigdy nie pisał, porzucałam ją zwykle gdzieś zaraz po przekroczeniu progu rezydencji. Potem zajęłam się prowadzeniem samochodu, zakupami... Dopiero w windzie spojrzałam na ekran, a moim oczom ukazało się powiadomienie o 50!!! nieodczytanych wiadomościach. Chciałam szybko przeczytać je, idąc korytarzem w stronę drzwi do swojego mieszkania.
Ponieważ nie patrzyłam, gdzie idę, nie zauważyłam, gdy ktoś pojawił się przede mną. Odbiłabym się od czyjejś klatki piersiowej i poleciała w tył, gdyby nie to, że silne dłonie spoczęły na moich ramionach. Wytrąciło mnie to jednak z równowagi i skupienia na zaklęciu, które podtrzymywałam, więc wszystkie torby, które za mną leciały, upadły z hukiem na ziemię. Skrzywiłam się i podniosłam wzrok na osobę, na którą wpadłam.
Minki miał minę wyrażającą czystą, nieposkromioną wściekłość.
— Przepraszam — bąknęłam, próbując się odsunąć, ale mi nie pozwolił. Zamiast tego nachylił się ku mnie, patrząc mi głęboko w oczy.
— Znowu. Nie. Odpisywałaś — wycedził przez zaciśnięte zęby. Skuliłam ramiona, próbując się odsunąć, ale trzymał mnie zbyt pewnie. Nie chciałam razić go prądem, choć przez chwilę przeszło mi to przez myśl, byle tylko mnie puścił.
— Byłam u rodziców, nic mi nie jest — kolejne próby wycofania się, oddalenia od przytłaczającej bliskości mężczyzny, nic nie dały. — Nie mam przy sobie telefonu, jak siedzę z ojcem w bibliotece, NAPRAWDĘ PRZEPRASZAM.
Mruknął coś, dalej niezadowolony, pod nosem, ale w końcu mnie puścił. Szybko odsunęłam się i strzepnęłam z ramion niewidzialne pyłki w miejscach, w których jeszcze przed chwilą zaciskały się dłonie kitsune. Widziałam, jak mruży oczy, a irytacja na nowo w nim rośnie, zignorowałam to jednak, odwracając się częściowo do rozsypanych po podłodze rzeczach.
— Pomóc? — usłyszałam nagle kolejny znajomy głos i zamarłam. Odwróciłam się z powrotem w stronę mężczyzny i zdałam sobie sprawę, że nie był sam...
Minhyuk stał oparty plecami o ścianę przy drzwiach do mojego mieszkania, z rękoma założonymi na piersi.
— A ten, co tu robi? — spytałam Minkiego, marszcząc brwi. Machnięciem ręki przywołałam magię i z jej pomocą podniosłam wszystkie rzeczy na raz z podłogi. Powysypywane z reklamówek przedmioty na powrót wróciły na swoje miejsce.
— A może grzeczniej? — brat Minkiego uśmiechał się przebiegle, patrząc na mnie z rozbawieniem. — Przybyliśmy niczym jacyś pieprzeni rycerze ratować ci dupę... znowu.
— A ktoś prosił? — syknęłam, wymijając Minkiego, szukając w torebce kluczy, żeby otworzyć mieszkanie. Usunął mi się z drogi, jednak nie przestając śledzić mnie wkurwionym wzrokiem.
— Weź może zacznij odpisywać, jak mój brat do ciebie pisze, bo się chłopak zachowuje irracjonalnie. Wszystkim zrobisz przysługę — Minhyuk wepchnął się pierwszy do mieszkania, natychmiast kierując się do kuchni. Jakby był u siebie. Wbiłam w jego plecy spojrzenie zdolne z miejsca zbić z pantałyku każdego swoją intensywnością, jednak kitsune nawet nie mógł go dostrzec, więc się nim nie przejął. W ogóle. Niemal natychmiast usłyszałam stukot otwieranych i zamykanych szafek.
— Przecież mu, kurwa, odpisuję... — mruknęłam pod nosem, ruszając za nim, zerkając tylko przez ramię na Minkiego, który również wszedł do mieszkania. Zamknął za sobą drzwi. — Dzisiaj po prostu zapomniałam...
Byli w zasadzie identyczni. Przyznam, trochę było mi wtedy głupio, tak minimalnie, jak już ochłonęłam z emocji, że ich pomyliłam. Dopiero gdy stali koło siebie, mogłam stwierdzić, że nie są tak do końca identyczni. Mimo to niesamowicie podobni przynajmniej z wyglądu. Z charakteru... trochę też, aczkolwiek wychodzi na to, że Minki w porównaniu do brata jest naprawdę niewkurwiającym typem.
— Czy ty robisz, kurwa, to, o czym myślę? — stanęłam w wejściu do kuchni w lekkim rozkroku, z rękami położonymi na biodrach, wbijając wściekłe spojrzenie w mężczyznę kucającego przy wysokiej szufladzie, w której między innymi stały alkohole, które wykorzystywałam do wypieków i gotowania. Przeglądał je z niebezpiecznym błyskiem rozradowania w oczach, trzymając się za podbródek w pozie myśliciela. Miałam ochotę mu nakopać, tu i teraz.
— Nie umiem czytać w myślach! — rzucił, sięgając po butelkę. Wyciągnął jakieś wino, które wykorzystywałam do risotto. Zmarszczyłam brwi, gdy postawił butelkę na blacie, wyciągając zaraz za nią kolejną, z koniakiem, w którym jakiś czas temu marynowałam wiśnie.
— To jest do gotowania — syknęłam, ruszając w jego stronę, chcąc opanować rozhasanego kitsune. Minki poszedł usiąść na kanapie i patrzył na całą tę sytuację z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Mógłby, kurwa, pomóc. — Nie do picia.
— Ej, no co ty — szybciej, niż się spodziewałam, stanął między mną a butelkami, broniąc je własnym ciałem. Ja mu naprawdę zaraz nakopię. — Alkohol jest do picia, co nie?
— Nie ten — próbowałam sięgnąć za nim, ale złapał trunki i podniósł je wysoko nad swoją głowę tak, że nie miałam, jak do nich sięgnąć. Mimo to spróbowałam, wspinając się na palce i opierając jedną ręką na jego klatce piersiowej dla złapania równowagi. Nic z tego. Nie sięgałam. — ZOSTAW TO.
— Ze mną się nie napijesz? — spytał, pochylając się i patrząc na mnie przebiegle. Prychnęłam. — No weź, jeden kieliszek! Dla świętego spokoju, co?
Już dawno nikt mnie tak nie rozsierdził... Mimo to się zgodziłam.
Z nimi się, kurwa, nie da inaczej, niż po ichniemu.
***
Generalnie łatwo można było stwierdzić, że nie piłam za często alkoholu. Nie bez powodu. Niestety życie nie było dla mnie w tym zakresie łaskawe i, cóż...
Miałam strasznie słabą głowę.
— Nie potrzebuję nianieeeeeeeeeeeek — jęknęłam, patrząc na Minhyuka, siedzącego na podłodze przy kanapie, opartego o stolik kawowy, do góry nogami. Sama leżałam na meblu, z głową zwieszoną w dół i nogami na oparciu. Minki siedział obok i patrzył na mnie jak na rzadkie zjawisko przyrodnicze. Oberwał za to chwilę temu, kapciem wymierzonym prosto w tę jego śliczną buźkę, niestety był szybszy ode mnie i pocisk nie trafił celu. Szkoda. — Radzę sobieeeeeeeeee nooooooooooooo...
— Tak tak, widzimy — brat mojego... hm, przyjaciela? patrzył na mnie z nieskrywanym rozbawieniem, kręcąc winem w swoim kieliszku. Mi na dzień dobry nalał tego zasranego koniaku... Dobrych kilka minut miałam wrażenie, że nic mi ze szklanki nie ubywa, wciąż z resztą stała przy mężczyźnie, czekając, aż przybiorę pozycję bardziej odpowiednią do picia. Dopiero teraz, gdy zerknęłam na butelkę, zobaczyłam, że z niej zdecydowanie ubyło więcej trunku niż ilość, jaka powinna jednokrotnie napełnić szklankę. — To co, jeszcze szklaneczka? — wziął do ręki wspomniane naczynie i podstawił mi pod nos.
Przerzuciłam nogi z oparcia kanapy, chcąc faktycznie usiąść, jednak manewr ten wywołał zawroty głowy na tyle silne, że straciłam równowagę i, nie wiem jak, ale rąbnęłam twarzą prosto w uda mężczyzny siedzącego przy mnie na kanapie. Bełkocząc niewyraźnie przeprosiny, próbowałam się odepchnąć, jednak niechcący wycelowałam jedną ręką prosto w krocze mężczyzny. Poczułam, jak się cały spina, ale jakoś nie zaprzątało mi to szczególnie głowy. Za drugim podejściem udało mi się podnieść, co skwitowałam zwycięskim okrzykiem. Minhyuk patrzył ponad mną z wyraźnym rozbawieniem, chyba na twarz swojego brata, po czym podał mi szklankę. Już miałam przystawić ją do ust i opróżnić jednym haustem, jednak ktoś wyjął mi ją z ręki.
Spojrzałam wzrokiem pełnym wyrzutu na Minkiego.
— To moje — chyba nie mówiłam zbyt wyraźnie. Na pewno mi to nie przeszkadzało.
— Tobie już wystarczy — kitsune spiorunował mnie wzrokiem.
— Oj nie bądź taki! — drugi mężczyzna wyciągnął do mnie rękę, którą, nie wiem dlaczego, przyjęłam. W sekundę wymanewrował mną tak, że siedziałam na podłodze koło niego, z jego kieliszkiem w dłoni. Gestem nakazywał mi dopić wino, które w nim jeszcze zostało. — Widzisz, że dziewczyna się dobrze bawi!
— Chyba TY się dobrze bawisz, chciałeś powiedzieć...
Nie słuchałam dalej ich rodzinnej kłótni, zamiast tego w końcu dopiłam zawartość kieliszka. Od razu sięgnęłam po butelkę i dolałam alkoholu do szkła, niemal od razu wypijając całą zawartość. Nagle poczułam obejmujące mnie ramię i czyjąś twarz przysuwającą się do mojej. Oderwałam wzrok od alkoholu i spojrzałam prosto w niesamowicie wciąż rozbawione oczy Minhyuka, które znalazły się bardzo blisko moich.
— Kurde, no, nie sądziłem, że jesteś taka zabawna — wyszczerzył się do mnie, zaczynając bujać się w rytm lecącej w tle muzyki, którą ktoś już jakiś czas temu włączył z telewizora. Znałam ten kawałek, więc niemal od razu zaczęłam nucić znane słowa, a kitsune do mnie dołączył.
Minki patrzył na nas natomiast z kanapy z miną, której nie potrafiłam odszyfrować... Nie, nawet nie próbowałam. Za dobrze się bawiłam, żeby zastanawiać się tym, co inni o mnie myślą.
Minki? :>
1979 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz