Tw.: +18
Gdy Elias odłączył się od drakonida, przystąpił do realizacji swojej części planu, kierując się prosto w stronę portalu, jednocześnie wypatrując osoby odpowiedzialnej za to całe zamieszanie. Po drodze mijał wiele dziwnych istot, które ani trochę nie przypominały ludzi czy zmiennokształtnych, a bardziej zlepek kilku mutantów, jakby efekt kilku nieudanych eksperymentów. Leciał na tyle nisko, że bez problemu mógł tworzyć smoliste bagna, które żywcem je pochłaniały, czerpiąc z tego trochę energii. Gdy nagle dostrzegł swój cel, szybko zmienił kierunek lotu w jego stronę, niemalże zahaczając czubkiem skrzydła o grunt. Nadal miewał tego typu sytuacje w tej postaci, gdyż jeszcze nie zdążył się z tym oswoić, głównie przez fakt, że za rzadko tego używa. Ostatecznie dotarł do mężczyzny, lądując za nim z takim hukiem, że biedak aż podskoczył w strachu i szybko odwrócił się w stronę Cortesa, od razu blednąc na twarzy. Zaśmiał się w duchu i podszedł do niego bliżej, wracając do ludzkiej postaci, by przemówić mu do rozsądku.
— W.. Wiem, po co przyszedłeś.. — zaczął, powoli się cofając. Brunet przyspieszył kroku, przykładając dłoń do kabury z desertem, lecz ostatecznie go nie wyjął, chcąc się trochę zabawić. — Ja.. Ja zostałem do tego zmuszony. — dodał, gdy zdał sobie sprawę, że jego przeciwnik nie ma zamiaru zwolnić.
— Nie tłumacz mi się, bo to i tak nic nie zmieni. — odparł, wnet oplatając biedaka mackami. — Zamykaj ten portal. — dodał, wypowiadając każde słowo na tyle dosadnie, że nie trzeba było długo czekać na działanie z jego strony. Jednak nadal pamiętał ten trik z perswazją.. Cóż, chciał się pobawić, a wyszło jak zwykle.
Cortes zerknął krótko w stronę portalu, który powoli zaczął się zamykać, uniemożliwiając wyjście większym istotom, których i tak było u nich już za dużo. Wrócił wzrokiem na mężczyznę, który nadal był pod wpływem jego mocy. Musiał dopilnować, żeby szczelina całkowicie zniknęła...
Gdy było już po wszystkim, a zdezorientowany chuderlak zaczął jeszcze bardziej panikować i straszyć bruneta swoim prawnikiem, wnet przypomniał sobie o Violet, która ponoć gdzieś tam miała walczyć z tymi istotami. Rozejrzał się po okolicy, a gdy dostrzegł leżącego drakonida, przeniósł się z mężczyzną w jej okolicę, a widząc jej poranione ciało, trochę się zaniepokoił, oczywiście bardzo dobrze to przed nią ukrywając. Po jakże wyczerpującej rozmowie z kobietą został sam na sam z biedakiem, który na jej widok tak się trząsł, że ciężko było trzymać go jedną dłonią za wcześniej związane ręce. Cicho odetchnął i nie mając za wiele czasu, musiał działać bardzo szybko. Ponownie użył vantaru, przyjmując gadzią formę, mężczyznę oplótł mackami i przyczepił do swojej klatki piersiowej, Vi natomiast chwycił czterema łapami i wzbił się w powietrze, biorąc pod uwagę kilogramy, które właśnie ma pod sobą. Nie było to łatwe zadanie, lecz zdecydowanie wykonalne.
Sam lot nie trwał długo, lecz wystarczyło, żeby zaraz nad jej ogrodem, zabrakło brunetowi siły, przez co z wysokości kilku metrów ciało wypadło mu z łap, lądując idealnie przed tarasem. Syknął cicho niezadowolony, po czym wylądował obok niej, od razu nawiązując kontakt wzrokowy z Liamem, który akurat teraz znajdował się w jej domu, jakby przeczuwał, że będzie potrzebny.
— Sprowadź tutaj Azurę. — powiedział telepatycznie, nie bawiąc się w żadne tłumaczenia czy wyjaśnienia, po czym ponownie wzbił się w powietrze, kierując się w stronę auta.
W siedzibie Vipers był może w pół godziny, oddając od razu klucze od pojazdu służbowego, natomiast samego "maga" dostarczył służbom, którzy od razu zabrali go na przesłuchanie.
— A co z Violet? — usłyszał nagle pytanie przełożonego.
— Żyje. — odpowiedział krótko i skierował się w stronę wyjścia. — Zadanie wykonane. — rzucił, nie spoglądając w jego stronę, po czym opuścił budynek.
Całe to zlecenie było dla niego zaskakująco łatwe, przez co momentami zastanawiał się, czy to aby na pewno wszystko. Samo schwytanie mężczyzny oraz dostarczenie go do Vipers było banalne, szkoda tylko, że Violet ucierpiała w tym wszystkim najbardziej...
***
Siedzenie samemu w domu nigdy mu nie służyło, szczególnie gdy jego ruchy ograniczały się do zmian pozycji na kanapie, oglądając jakieś durne programy w telewizji. Nie miał żadnego pomysłu na siebie, czarny rynek świecił pustkami, oczywiście, jeśli chodzi o normalne zlecenia, a nie mordowanie niewinnych ludzi, Vipers również milczał, nie miał siły na trening czy spacer, jakoś akurat dzisiaj nie miał ochoty na jakąkolwiek aktywność. Jednak wszystko się zmieniło, gdy przypomniał sobie o Vi, którą widział ostatni raz w tak tragicznym stanie, że znowu się tym zmartwił. Chwycił odruchowo za telefon, ale szybko zrezygnował z pisania wiadomości czy dzwonienia, bo jednak ich relacja nie jest w najlepszym stanie. Cicho odetchnął, przymykając na chwilę oczy, a gdy poczuł nagły przypływ chęci na wyjścia z domu, wziął prysznic, użył swój ulubiony perfum i ubrał się w ciuchy w swoim stylu, włosy natomiast odruchowo przeczesał dłonią, po czym wyszedł do garażu, wsiadając do swojej audi.
Gdy zajechał pod dom ciemnowłosej, nie był pewny, czy aby na pewno dobrze robi, czy jego wizyta u niej niewpływanie na nią negatywnie, przez co jej stan zdrowia się pogorszy. Przecież nie chciał dla niej źle, równie dobrze mógł ją tam zostawić na placu i wrócić do Vipers, stwierdzić jej zgon i zabrać całą zapłatę dla siebie, a jednak tego nie zrobił. Irytowała go momentami, często nie rozumiał, lecz nadal było w niej coś, co go przyciągało i nie, to nie zgrabne ciało czy ładne oczy, chociaż to też... ale nadal było coś, czego jeszcze o niej nie wiedział, co go przy niej trzyma. Ostatecznie cicho odetchnął i po zaparkowaniu auta na podjeździe, podszedł do głównych drzwi. Zadzwonił dzwonkiem - cisza - zapukał delikatnie - nadal cisza - w końcu sam otworzył sobie drzwi, wchodząc do środka domku. Oczywiście na samym wejściu przywitała go jak zwykle radosna Violet, która na jego widok niemalże się zagotowała, pchnęła go kilka razy i krzyczała, ale on jakby się wyłączył. Zignorował wszystkie jej słowa oraz czyny, ostatecznie zamykając jej usta głębokim pocałunkiem. Czuł, jak temperatura jej ciała wzrasta, ale nie na tyle, żeby go poparzyć czy skrzywdzić, momentami delikatnie drżała pod jego dotykiem. Rozpalił ją na tyle, że nie protestowała, a chyba nawet sama domagała się większych pieszczot, delikatnie ocierając się o jego krocze. Dłońmi zjechał z talii na jej pośladki, zsuwając z niej jedyną bieliznę, jaką miała na sobie, od razu pieszcząc jej ciało, przez co z jej ust wydobyły się ciche jęki oraz śmiech. Byli spragnieni siebie nawzajem i to bardzo, szczególnie że w kilka sekund oby dwoje byli już nadzy. Cortes standardowo przeniósł ich do jej sypialni, pchając ją na łóżko, by móc złożyć pocałunki na jej brzuchu, piersiach, kończąc na szyi, delikatnie zagryzając jej skórę.
— Nienawidzę Cię.. — wyszeptała między jękami.
— Spokojnie, ja Ciebie też. — odpowiedział również szeptem, na co oby dwoje zareagowali cichym śmiechem.
Dobrze, że Violet nie ma sąsiadów w okolicy, bo mogliby mieć problemy ze snem przez jej głośne jęki, które swoją drogą jeszcze bardziej go nakręcały, ale dzika zwierzyna zdecydowanie mogła już dawno uciec. Elias był świadomy tego, że kobieta może mieć mniejszą wytrzymałość przez ostatnią misję Vipers, więc dawał jej więcej okazji na złapanie oddechu i choć starał się być ostrożny, prawie pozbawił ją przytomności. Ostatecznie zabawiali się blisko godzinę, skorzystali wspólnie z prysznica, po czym ubrani w swoje ciuchy usiedli na krawędzi pomostu, trzymając w dłoni drinki przygotowane przez Eliasa. Pogoda sprzyjała - bezchmurne niebo, pół pełnia, cisza i spokój.
— Zauważyłaś pewną zmianę? — zapytał po chwili ciszy, spoglądając w jej stronę. Zerknęła na niego, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Jej spojrzenie było już zdecydowanie spokojniejsze.
— Hm... Twój chaos w głowie. — zauważyła, uśmiechając się. — Już go nie ma. — dodała.
— Mhm. — przytaknął, obejmując ją w talii. — Gdy zamknie się pewne rozdziały w życiu, człowiek staje się spokojniejszy. Żona odeszła, dzieci żyją, Thom płonie w piekle. — westchnął. — Czas na nowy rozdział i jeśli nie będziesz miała nic przeciwko, chcę, żebyś w nim była. — dodał, wsuwając dłoń pod jej bluzę, delikatnie przesuwając opuszki palców po jej plecach.
Violet?
1274 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz