Nie zatrzymał jasnowłosej. Pozwolił jej wyjść z mieszkania, zostawiając go samego z ciastem, malinami i mętlikiem w głowie. Doskonale wiedział, że Lucille wplątała się w kolejne tarapaty, ale nie chciał wyciągać z niej tych informacji siłą. Chociaż ciągle wtykał nos w nieswoje sprawy, to dzięki temu był w stanie zyskać nowe, cenne informacje. Taka była już jego natura, ale nie zmieniało to faktu, że chciał jej pomóc sam z siebie, bez odwdzięczania się za przysługę. Dlaczego? Diabeł tkwi w szczegółach, o których Minki cały czas stara się zapomnieć.
Po tej sytuacji udał się kolejnego dnia do mieszkania kobiety, ale nie zastał jej tam od razu, napisał do niej kilka wiadomości, jednak bez odpowiedzi. W korytarzu unosiła się dziwna, nieprzyjemna i kłująca aura silnego maga. Nie znał sąsiadów Lu, ale nie kojarzył, żeby wcześniej czuł w tym miejscu tak specyficzny zapach. Jednak nie miał czasu nad tym rozmyślać, bo jasnowłosa pojawiła się w korytarzu z zakupami. Kiedy został wpuszczony do środka, pierwsze co zrobił, to zaczął sprawdzać wszystkie amulety po kolei. Były pęknięte.
Prychnął niezadowolony pod nosem, wsadzając amulet do kieszeni, a następnie udał się do kolejnego. Aura z korytarza w bloku również roznosiła się po mieszkaniu. Jednak nie była tak silna, jak poza nim. Możliwe, że osoba, która się tutaj pojawiła, nie zdołała wejść do środka. Może ktoś tę osobę przyłapał? Zwykłym złodziejem na pewno nie była. Minki dalej nie wiedział, czy Lu zawarła pakt z wiedźmą, o której rozmawiał ze swoim ojcem. Miał podejrzenia, ale dowodów nie miał. Nie chciał też zarzucać swoich podejrzeń, bo zwiastowało to kolejną burzę między przyjaciółmi. O ile można ich tak nazywać.
— Sprawdź, czy nic ci nie zniknęło z mieszkania — oznajmił, chowając kolejny uszkodzony amulet do kieszeni.
Zdecydowanie mu się ta sytuacja nie podobała. Niektóre amulety miały tylko lekkie pęknięcie w jednym miejscu, inne zaś, bliżej wejścia mieszkania, miały na sobie wręcz stworzoną pajęczynę pęknięć. Magia tej osoby była zdecydowanie na wyższym poziomie. Nie zwiastowało to niczego dobrego.
Udał się do sypialni jasnowłosej, sprawdzając, czy amulet w tym pokoju również uległ zniszczeniu. Jako jedyny był nienaruszony. Czyli tutaj nie dotarła. Chociaż tyle. W duchu odetchnął z ulgą, ale irytacja wciąż była wymalowana na jego twarzy. Chciał wiedzieć, na czym stoi i co się dzieje, ale Lu nic mu nie mówiła. To jedynie powodowało, że był jeszcze bardziej zdenerwowany.
— Wszystko jest — głos Lucille dotarł do uszu Minkiego, gdy ten skupiony był na amulecie, który trzymał w dłoni. Wzdrygnął się i spojrzał przez ramię na kobietę.
— Nie możesz tu nocować — mruknął, odkładając amulet na miejsce. — Musisz wrócić albo do rodziców, albo zatrzymać się u znajomych. Twoje mieszkanie nie jest teraz bezpieczne.
— Minki, ale... ja nie mogę uciekać. Nic mi się nie stanie, może już ta osoba tu nie wróci.
Jednak czarnowłosy nieszczególnie słuchał swojej towarzyszki. Podszedł do jej szafy, aby wyjąć torbę, do której zaczął wrzucać losowe ubrania z półki. Kiedy już miał sięgać do bielizny, został skarcony przez Lu.
— Nie nauczyli cię w domu kultury, że się cudzej bielizny nie dotyka?
— Co za różnica, kto ją dotyka? — spytał, unosząc pytająco brew do góry. — To tylko majtki i skarpetki, nie przesadzaj. Nie sprawdzam, czy masz jakąś bieliznę erotyczną.
— Minki!
Lucille uderzyła mężczyznę w plecy, który rzucił jej pytające spojrzenie. Jednak nie chcąc się kłócić, podniósł ręce w geście kapitulacji i pozwolił, aby kobieta sama się spakowała. Nie była usatysfakcjonowana z faktu, że Minki kazał jej zniknąć z mieszkania na kilka dni. Zabrała swoje zakupy, których nawet nie zdążyła rozpakować i wyszła ze swoich czterech ścian, klucząc za sobą drzwi. Oddała Minkiemu klucze z widocznym niezadowoleniem.
Delikatnie pchnął jej ramię opuszkami palców, wymuszając, aby się ruszyła do windy. Wróci tu za kilka dni z nowymi amuletami. Nie może zostawić tego mieszkania pustego. Jeżeli to ktoś, kto będzie mu zagrażać, to już było za późno na wycofanie. Same amulety były tego dowodem, że brał w tym udział; czynny bądź nie, to już mało istotne.
— Wrócę do domu rodziców — oznajmiła, kierując się do samochodu, który zaparkowała niedaleko klatki. — Tam też będziesz mnie nachodzić?
— Pomyślę — wzruszył cierpko ramionami, a następnie położył dłoń na głowie Lucille. — Bądź ostrożna, jasne?
— Mhm — mruknęła, spoglądając na Minkiego z widoczną irytacją.
Fox poczochrał jej jasne kosmyki, a następnie odwrócił się do kobiety, podniósł rękę ze środkowym palcem na pożegnanie i udał się w kierunku miasta. Zdołał jeszcze usłyszeć, że Lucille nazwała go dupkiem, na co się zaśmiał, kręcąc głową na te słowa.
*
Od wyjazdu Lucille minęły trzy dni. W tym czasie Minki z Minhyukiem sprawdzali amulety w jej mieszkaniu, które przywieźli nowe. Żaden z nich nie uległ uszkodzeniu, a nieprzyjemna, kłująca aura zniknęła z korytarza budynku. Oczywiście, Fox i tak odwiedził Lu w jej rodzinnych stronach, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Na uczelni też się pojawił w towarzystwie swojego brata.
— Miałeś nie przychodzić, jak jestem na uczelni — mruknęła, spoglądając na Minkiego, który usiadł na jednej z ławek ze skrzyżowanymi rękoma. — I ty, Minhyuk, przeciwko mnie?
— Przyszedłem z ciekawości — odparł, wzruszając ramionami z delikatnym uśmiechem.
— Mam nadzieję, że kwiaty podlaliście...
— Tak, wszystkie podlane, nie martw się. Coś się wydarzyło dziwnego? — spytał Minki, patrząc na jasnowłosą, która pokręciła głową na jego pytanie.
— Wszystko dobrze.
Kobieta ciężko westchnęła, widząc, że bliźniaki nie miały zamiaru ruszyć się z jej sali. Uśmiechnęła się delikatnie, ale ten uśmiech miał w sobie coś niepokojącego.
— A może któryś z was zostanie pokazowym kitsune, hm? — podniosła się z krzesła i oparła o biurko, nachylając w kierunku braci. — Zawsze to dob...
Jednak nie było dane jej skończyć, bo bracia Fox zniknęli z sali w mgnieniu oka. To nie dla nich, aby być obiektem testowym dla studentów, którzy wciąż nie okiełznali swojej magii. Nie potrzebowali uszczerbku na zdrowiu i wyglądzie.
*
Minki ponownie odwiedził Lucille w jej domu rodzinnym. Nie wyglądała na zdziwioną ani zdenerwowaną. Zrobiła miejsce w drzwiach, aby przepuścić swojego gościa, ale ten pokręcił jedynie głową.
— Jedziesz dzisiaj ze mną — oznajmił, opierając się o framugę drzwi. — Ubierz się i jedziemy. Nie ma czasu do stracenia.
— Nie chcę nigdzie jechać.
— Nie dyskutuj, Lu, tylko się ubieraj — rzucił, spoglądając na kobietę z widocznym zirytowaniem.
Mruknęła pod nosem kilka przekleństw, ale przebrała się i wyszła z domu, udając się z Minkim do jego samochodu. Otworzył jej drzwi od auta, na co ta przewróciła oczami, ale wsiadła do środka i sama zamknęła drzwi. Fox zajął miejsce kierowcy, po czym odpalił silnik, spoglądając na swoją towarzyszkę.
— Nie spytasz, gdzie jedziemy? — spytał, na co ta wzruszyła ramionami. — Nie to nie.
Nie chcąc tracić czasu, wyjechał z posesji Baskerville i ruszył w kierunku swojego rodzinnego domu, który znajdował się godzinę drogi stąd.
Większość czasu w samochodzie przemilczeli, a ciszę wypełniała muzyka puszczona z playlisty Minkiego. Czasami przewinął jakąś piosenkę, bo mu się nie podobała. Lucille sprawdzała coś na swoim telefonie, nieszczególnie zwracała uwagę na muzykę w tle.
Kiedy dojechali na miejsce, Minki otworzył bramę na podjazd pilotem, po czym podjechał pod sam garaż. Dopiero wtedy Lu podniosła głowę znad telefonu. Wysiadła z auta i rozejrzała się po okolicy. Nie wyglądała, jakby wiedziała, gdzie się znalazła. Nie miała jednak czasu na rozmyślanie, bo Minki zgasił silnik i zaprosił kobietę do domu, co uczyniła dość niepewnie i z widoczną ostrożnością. Nie zdołała nawet zdjąć narzuconej bluzy, a w przedpokoju pojawiły się młodsze siostry Minkiego w swojej lisiej formie. Spoglądały na nieznajomą z widoczną fascynacją. Lisa niemalże od razu podskoczyła na tyle wysoko, że Lu zmuszona została do jej złapania, aby nie upadła na podłogę. Spojrzała zdezorientowana na Minkiego, który na rękach trzymał drugą siostrę Minsoo.
— Wiecie, że wypada się przywitać, jak ludzie? — spytał, spoglądając na siostry, które jedynie pomerdały swoimi ogonami. — Tą, którą trzymasz, to Lisa, ja mam Minsoo. To jest Lucille. Moja znajoma.
— Chyba dziewczyna — stwierdziła Lisa, przymilając się do szyi kobiety, która delikatnie głaskała ją po plecach.
— Znajoma. Nie dopowiadaj sobie.
Minki odłożył Minsoo na podłogę, a następnie podszedł do Lucille, aby zabrać od niej drugą siostrę. Musiał chwilę się z nią siłować, bo Lisa zaparła się i nie chciała, żeby Minki ją zabrał od nowo poznanej osoby. Jednak w końcu się udało, więc mógł zabrać swojego gościa w głąb domu. Z kuchni niósł się zapach parzonej herbaty wymieszanej ze świeżo upieczoną szarlotką. Matka mężczyzny właśnie kroiła ciasto i nakładała na talerzyki, gdy zauważyła, że do kuchni weszła dwójka, uśmiechnęła się szeroko, a jej wachlarz ośmiu ogonów niemalże zaczął się poruszać na lewo i prawo. W domu Minkiego wszyscy przebywali w swoich naturalnych formach lub ujawniali swoje lisie aspekty jak ogony czy uszy.
— Ty jesteś Lucille, prawda? — spytała, odkładając ostatni kawałek na talerz, po czym jednym z ogonów uderzyła w głowę Lisy, która próbowała ukraść słodkość. — Jestem Jungsoo, mama Minkiego — stanęła przed jasnowłosą z wyciągniętą dłonią i szerokim uśmiechem. Lucille uścisnęła delikatnie dłoń kobiety. — Lubisz szarlotkę?
— No... lubię — mruknęła, spoglądając na Minkiego, jakby poszukiwała w nim oparcia. Ten jedynie się uśmiechnął i odwrócił się na pięcie, aby udać się do gabinetu swojego ojca.
— Chyba jesteś na mnie skazana — stwierdziła Jungsoo, podchodząc do szafki, aby wyjąć kolejny kubek.
Fox wszedł do gabinetu ojca, gdzie zastał mężczyznę, jak kończył ostatni amulet. Spojrzał na niego i ciężko westchnął. Miał nadzieję, że te amulety będą silniejsze od wcześniejszych i przyniosą faktyczny rezultat w postaci ochrony.
— Szybko przyjechaliście — stwierdził ojciec Minkiego, odwracając się do syna. — Wszystkie już skończyłem, ten jest ostatni — oznajmił, chowając amulet do materiałowego woreczka. — Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej.
— Ja też. Dziękuję — mruknął, podchodząc do biurka, aby zabrać woreczek, ale ojciec złapał go za dłoń.
— Minki. Jeżeli to naprawdę jest ta wiedźma, to musisz ją z tego wyciągnąć — powiedział, a spojrzenie Sungmina wyrażało zmartwienie.
— Przecież wiem... staram się, ale ona nie współpracuje — przyznał Min, spuszczając głowę na dół. — Nie chce mi nic powiedzieć. To tylko podejrzenia, że to może być pakt z tą wiedźmą, ale wszystko na to wskazuje. Tamten jej amulet i te rozstawione w domu...
— Naprawdę ci zależy, co? — spytał mężczyzna, delikatnie się uśmiechając. — Zawsze lgnąłeś do słabszych, żeby im pomóc stać się znacznie silniejszymi. Musisz dać jej czas. Nie wszyscy chcą pomocy. Może boi się, że coś tobie się przez to stanie. Pomyślałeś?
— Ja sobie dam radę. Nie mam już pięciu lat — burknął młodszy, nerwowo poruszając ogonami, które samoistnie się pojawiły. — No nieważne. Chodź, poznasz ją.
Nie musiał długo ojca namawiać, ale jak już przyszli do kuchni, to Lucille otoczona była całą rodziną Fox. Mama Minkiego szeroko się uśmiechała do jasnowłosej, Lisa i Minsoo siedziały naprzeciw w swojej ludzkiej formie i wpatrywały się w Lu niczym w obrazek, zadając jej pytania na temat jej pracy. Minhyuk siedział rozbawiony na blacie, a Jungwoo siedział obok i również pozwolił sobie na zadawanie pytań.
Zdecydowanie została już zaakceptowana przez całą rodzinę Fox, więc nie będzie problemu, gdy wpadnie w tarapaty i będzie potrzebowała pomocy. Ojciec Minkiego podszedł do Lucille, przedstawił się i uścisnął jej dłoń.
— Właśnie, mam coś jeszcze dla ciebie — oznajmiła głowa rodziny, wyciągając z kieszeni amulet, który Minki zniszczył podczas kłótni z Lucille. Jednak ten amulet pozwalał na przywołanie kogoś z rodziny Fox. — Pozwolisz, że ci założę ten naszyjnik? — spytał, spoglądając na jasnowłosą, która była zaskoczona zaistniałą sytuacją, ale zgodziła się. Odgarnęła swoje włosy, aby ułatwić założenie naszyjnika, który miał zawieszkę z lisimi ogonami ułożonymi w literkę „F”. — Dzięki niemu możesz przywołać kogoś z naszej rodziny, gdy będziesz w niebezpieczeństwie, wystarczy, że przytrzymasz zawieszkę i wypowiesz nasze imiona.
— Nie pytaj, dlaczego to robimy. Minki o ciebie dba i nas o to poprosił. Skoro on chce ciebie chronić, to my też — oznajmiła mama Mina, gładząc jasne kosmyki Lucille. — Można powiedzieć, że jesteś trochę na nas skazana — zaśmiała się. Śmiech Jungsoo był ciepły i pełen życzliwości, przyjemny dla ucha. Minki uwielbiał śmiech swojej mamy. Delikatnie uśmiechnął się pod nosem, oglądając całą scenę od boku.
— Chcąc czy nie, jesteś już na nas skazana — podsumował Minhyuk, który zeskoczył z blatu, aby podejść do stołu, przy którym wszyscy siedzieli. — Więc teraz nie możesz nas ignorować. A szczególnie jego — palcem wskazał na Minkiego, który stał w drzwiach. — I masz mówić o wszystkim. Twoje problemy są też teraz naszymi. A jak będziesz trzymać je w sobie, to Minki łazi po ścianach i się denerwuje, że nie wie, jak ci pomóc. My wtedy też nie mamy, jak pomóc. Musisz się nauczyć, że trzeba powiedzieć o problemie, nawet jeśli ktoś ci bliski będzie zagrożony. Nami się nie przejmuj, nie jesteśmy tacy mali, żeby sobie nie poradzić. To ty potrzebujesz ochrony i to widać gołym okiem, Lu.
— Oj nie straszcie jej już — mama stanęła za Lucille, aby ją przytulić i oprzeć swoją głowę o tę jej. — Jeszcze się otworzy i o wszystkim będzie mówić. Nie możecie oczekiwać tego od razu. Ona się po prostu martwi, że komuś może stać się krzywda przez zaklęcie jej ojca. W końcu jest z rodu Baskerville. John na pewno przekazał jej wszystkie ważne informacje o mocy.
— Ah, to ona — zaśmiał się ojciec rodziny, opierając łokcie o stół, a na dłoniach ułożył głowę. — John się dobrze miewa, odkąd nie ma nowych zleceń?
— Moglibyście jej powiedzieć, że znacie jej rodzinę bardzo dobrze, a nie wprawiacie ją w zakłopotanie — prychnął Minki, który przyglądał się całej tej scenerii. — Sam nawet nie wiem, o czym dokładnie mówicie.
— To dłuuuuuga historia, ale znamy rodziców Lucille bardzo dobrze. Ją też pamiętamy, jak była dzieckiem, dlatego była nam znajoma, jak tu przyszła — przyznała Jungsoo, gładząc włosy Lu. — Zawsze lubiła się bawić moimi ogonami, jak była dzieckiem. A wy ją poznaliście, ale macie pamięć złotej rybki i pewnie już dawno zdążyliście zapomnieć. Najchętniej zawsze bawiła się z Minkim i Minhyukiem, bo zawsze byliście w swojej lisiej formie. No ale, najwyraźniej nasze rodziny są na siebie skazane.
Lucille spoglądała w kierunku Minkiego, a jej spojrzenie wskazywało, że chciała na chwilę odetchnąć od natłoku informacji. Gestem głowy skinął prawo, na co Lu zareagowała od razu. Przeprosiła, że musi iść do łazienki, po czym podeszła do czarnowłosego, który zaprowadził ją do toalety. Siedziała tam zamknięta przez dobre kilka minut, a Minki stał przed drzwiami, oparty o ścianę ze skrzyżowanymi rękami. Ciężko westchnął, zastanawiając się nad tym, co powiedziała jego rodzicielka. Nigdy wcześniej nie słyszał o tym, żeby znali się z rodziną Lu... albo nie słuchał. Nie pamiętał tego czasu, choć to wcale aż tak odległe nie było. Jednak nic z tego czasu nie pamiętał.
Jasnowłosa wyszła z toalety i spojrzała na Minkiego. Zapewne sama miała mętlik w głowie, co powinna o tym wszystkim myśleć. Nie dziwił jej się, bo sam miał podobnie. Jednak nie zmienia to faktu, że całe ich pierwsze spotkanie było przypadkowe. Zrządzenie losu.
Złapał ją za rękę i zaprowadził w głąb domu, kierując się do swojego pokoju, który znajdował się na wyższym piętrze. Zapalił światło, a następnie wpuścił Lu do środka, gestem głowy wskazując na łóżko.
— Nie wiedziałem o tym — mruknął, siadając na skraju materaca. — Nie wiedziałem, że nasi rodzice się znają. Nie pamiętam nawet tego, co wspominała. Nie zarzucaj mi, że jestem kłamcą.
— Nie chciałam nawet — odparła, siadając obok Minkiego, ale zachowując między nimi dystans.
— Ściemnia się. Trzeba wracać.
Podniósł się z łóżka i podszedł do okna, aby spojrzeć na okolicę. Aura na dworze przybrała dziwnej barwy, a w powietrzu unosił się znowu ten sam, nieprzyjemny, kłujący zapach magii. Jednak nigdzie nie widział źródła, które mogło emanować. Dzwonki na tarasie wydały z siebie charakterystyczny dźwięk, który znała cała rodzina. Nie oznaczało to niczego dobrego.
— Zostań tu, pójdę coś sprawdzić. Nie wychodź z pokoju. Za żadne skarby. Nawet jak będę cię wołać. Nie wychodź.
— Ale...
— Lucille. Nie wychodź, rozumiesz? — powtórzył, układając dłonie na ramionach kobiety. — Musisz tutaj zostać. Proszę. Posłuchaj się i nic nie rób.
Lucille?
2552 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz