Tw: Homofobia, przemoc domowa, przekleństwa
Dziewczyna w kwiecistej sukience zawirowała na parkiecie. Kasztanowe włosy rozsypały się wokół jej głowy na nadmorskiej bryzie, a dźwięczny śmiech przebił się przez wesołe rytmy piosenki. Lokalny zespół przygrywał przy plażowym barze, ale dopiero wtedy ich oczy rozjaśniły się, gdy ta para wyszła na środek. Wyszła, a raczej - została częściowo wyciągnięta, gdyż Kwiaciarka błagalnym wzrokiem i zapewnieniami, że wszystko będzie w porządku, wyprosiła u partnerki ten jeden taniec. Druga, w dżinsowych szortach, wpierw przewróciła oczami, jednak szybko weszła w rytm, wirując wokół Kwiaciarki z szerokim uśmiechem na opalonej twarzy. Przy sobie wyglądały jak dwa barwne ptaki, zgrane w jedność, skupione tylko na sobie nawzajem.
Nic się nie zmieniło od kiedy był ostatnio w tym lesie. Drzewa były tak samo gładkie, smukłe. Odwrócone, z korzeniami wbitymi w atramentową czerń nieba, a przynajmniej tego, co służyło za nie. Za to ostre, cierniste liście kaleczyły mu kostki, gdy parł dalej w ciemność. Za źródło światła miał kulę migoczącej energii, która rzucała na powykręcane gałęzie niebieskawą łunę. Drżała przy każdym ostrożnym, cichym kroku mężczyzny jak płomień zmuszony do przybrania takiej formy wbrew własnej woli.
Aleister rozejrzał się wokół z lekko przymrużonymi oczami. Czuł na karku znajome mrowienie, spowodowane przez obce oczy w mroku. W tym miejscu nigdy nie było się samotnym. Nawet jeśli wszystko wokół mówiło, że było inaczej. Nie w momencie, gdy wdarło się tutaj siłą, po trupach, przez grube warstwy rzeczywistości, które chciały wypchnąć go z każdym kolejnym krokiem. Zacisnął usta w wąską kreskę, brnąc dalej w nienaturalny chłód.
Anaxa jeszcze chwilę poruszał się na piasku, czekając, aż niebo nad głową przestanie tańczyć walca, zanim uznał, że chyba będzie w stanie się podnieść. Ze zbolałymi pomrukami najpierw obrócił się na brzuch, tam robiąc krótką przerwę, zanim podniósł się na kolana. Z tej pozycji zerknął w kierunku Axela, któremu wstawanie szło nieco lepiej.
— Co to było, w ogóle? — wydyszał do drugiego łowcy z czołem opartym o piach — Jakiś magiczny kac?
— Coś bardziej wyrafinowanego — odparł na to Falsenheim, a pod wpływem intensywnego spojrzenia Anaxy, postanowił dopełnić swoich tłumaczeń — Prosta magia, żeby nie wchodzić w technikalia.



Czy on właśnie zasugerował, że to Anaxa powinien się stąd wynosić? Z miejsca jego zlecenia? Chyba w jego snach, pomyślał z irytacją. Zmarszczył brwi, jednak nim mu odpowie i powie dokładnie, co myśli o jego złodziejskiej mordzie, najpierw trzeba było zająć się tym przerośniętym kundlem. Kundlem o morderczych intencjach, którego raczej byle kość nie zainteresuje. Ale każde stworzenie miało swoje mocne i słabe strony, tak. Wilkołaki nie były wyjątkiem od tej reguły.
Ich instynkt kazał im podążać po najmniejszej linii oporu, jeśli szło o polowania, więc gdy ofiara zaczynała być nazbyt irytująca, a i jeszcze walczyła, przechodziły w tryb obrony. Co za tym szło? Nie ruszały się ze swojego miejsca jeśli nie musiały. Zawsze było łatwiej bronić jednego metra kwadratowego (lub chyba czterech, patrząc na ten włochaty zad) niż całego terenu. Zwłaszcza będąc w mniejszości. A może dzięki temu ten emo idiota trafi w nieruchomy cel.
Jego słowa zadziałały na mnie tak, jakby ktoś uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Ciężko było przyznać, ale miał rację. Jeśli wrócę, mogę pożegnać się z życiem. Pan Simon zostawił mnie tam na pewną śmierć, bo z mojej winy przegrał pieniądze.
Wychowałam się w zasadzie “jeśli nie krzyczy i nie bije, znaczy się, że chwali”. Wygrywając miałam spokój. Nie dostawałam żadnych nagród, ale miałam cień pewności, że nie spotka mnie żadna kara.
Inspirowane tym obrazkiem i obiecane
Bliżej nieokreślona przyszłość, Deiran
Nocne zmiany były najgorszymi dniami w detektywistycznej karierze Akiry. Nie dość, że większość z nich spędzał na przebywaniu w swoim biurze, pomagając dopiąć dokumenty i raporty zespołu na koniec miesiąca, to jeszcze wracał do mieszkania wyczerpany.
Przynajmniej tym razem czekała na niego przyjemna niespodzianka.