lipca 29, 2025

Od Violet cd. Eliasa +18

Tw: +18
— Rozmawiałam — odparłam, zamykając lodówkę. — Ale, jak to on, zamiast rzeczowo odpowiedzieć mi na jasno sformułowane pytania, na które wystarczyłoby krótkie "tak" lub "nie", ledwo usłyszał, co się stało, wypalił, że "zajebie" i się rozłączył — odwróciłam się do mężczyzny i oparłam o sprzęt za mną z rękami skrzyżowanymi na piersiach. — Potem już nie odbierał telefonów. Więc tak, podejrzewam, że pomysł, iż to wszystko przez niego, był trafiony.
— Nie wydajesz się zmartwiona tym faktem — zauważył brunet, przyglądając mi się uważnie.
— A bo to pierwszy raz mam przez niego problemy? — prychnęłam. — Idzie się przyzwyczaić — odepchnęłam się od lodówki i usiadłam na krześle koło mężczyzny. Buruu przydreptał do mnie i szturchnął nosem w nogę, żeby zwrócić na siebie uwagę. Pogłaskałam go między uszami. — Poza tym on nie rzuca słów na wiatr, więc pewnie rozwiąże problem, a my być może nie musimy się tym dalej przejmować.
Elias nie wyglądał na przekonanego. Chyba nie mogłam mieć do niego pretensji — gdyby nie to, że nie jest to pierwsza taka sytuacja, sama byłabym teraz pewnie przerażona. Jednak przy prowadzeniu takiego życia, jakie wiodłam, próby przyspieszenia mojego odejścia z tego świata nie były niczym dziwnym.
— I niby ma możliwości wyśledzenia, kto wysłał zlecenie? — brunet próbował chyba mnie podejść, sądząc po docierających do mnie z jego głowy myślach.
— Wątpię. Natomiast może nie musi. Być może po prostu wie, skoro to jego kłopoty, nie moje — położyłam policzek na blacie wyspy i zamknęłam oczy. Nie bałam się, byłam za to wkurwiona na brata, że znowu odstawia jakieś cyrki. A po wszystkim zachowuje się jak jebany książę na białym rumaku, nawet nie dając mi przestrzeni do tego, bym sama mogła wiedzieć, co się dzieje i przed kim muszę się w zasadzie bronić. Z tej irytacji źle spałam tej nocy. Nawet wyjście z psami do lasu na przebieżkę nie pomogło, z kolei latanie w obecnej sytuacji było mocno kiepskim pomysłem.
— Kiepska noc? — usłyszałam po chwili ciszy głos mężczyzny.
— Po prostu Kayę bolał brzuch i trzeba było z nią wychodzić co chwilę na dwór — łypnęłam na niego jednym okiem, zastanawiając się, czy łyknie kłamstwo, czy od razu zauważy. Zauważył. I się poirytował, sądząc po napinających się mięśniach szczęki mężczyzny. Uśmiechnęłam się więc dla zaznaczenia, że to był żart, nawet jak kiepski, po czym wyprostowałam się na krześle. — Po prostu brat mnie wkurzył. Jak to rodzeństwo wkurza siebie nawzajem. Trochę za dużo się działo w ostatnich dniach i nie mogłam zasnąć — zlustrowałam Eliasa wzrokiem. Miał podkrążone oczy, mogłam więc spokojnie założyć, że również nie spał. Gdy wpuściłam do swojej świadomości wylewające się z jego głowy myśli, moje założenie tylko się potwierdziło. Westchnęłam i wstałam z powrotem, znowu otwierając lodówkę. — Zjesz ze mną obiad?
Nie czekając na odpowiedź, wyciągnęłam z lodówki opakowanie piersi kurczaka i kilka innych potrzebnych składników, po czym położyłam na blacie w kuchni i zaczęłam przygotowywać szybkie danie, które i tak miałam na dzisiaj zaplanowane. Nie przewidywałam gościa, ale resztki z dzisiaj miały mi zostać do zabrania jutro do pracy, więc wystarczy na porcję dla drugiej osoby.
— Co dzisiaj w menu? — zapytał, zerkając na mnie ponad ekranem komputera, na którym dalej czegoś szukał.
— Kurczak. Mam nadzieję, że lubisz. W słodkim sosie chili, z ryżem i brokułem — postawiłam patelnię na płycie indukcyjnej.
— Chyba nigdy nie jadłem — przyznał.
— To będziesz miał okazję — zaczęłam kroić kurczaka w kostkę. — To całkiem szybkie danie obiadowe.
Milczał przez chwilę, przyglądając się uważnie, jak po kolei przygotowuję składniki i mieszam sos.
— Smoki jedzą takie cuda? — wypalił w końcu. Zerknęłam na niego. Usta wykrzywione miał w zadziornym uśmiechu, który odwzajemniłam, wrzucając obtoczonego w mące, słodkiej papryce i granulowanym czosnku kurczaka na rozgrzaną patelnię.
— Drakonidy... I tak, mogą. Tak samo jak mogą skonsumować owcę w całości — wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. — Zależy od preferencji. Ja lubię ludzką kuchnię.
Podczas gdy przygotowywałam obiad, Elias kontynuował swoje poszukiwania na laptopie, chociaż przypomniałam mu, że Liam ma się tym zająć i naprawdę nie musi sobie zawracać głowy. Nie zamierzał mnie jednak słuchać, a mi nie chciało się dyskutować. Pół godziny później, korzystając z ładnej pogody, podałam obiad przy stole na tarasie.
— I jak, smakuje? — zapytałam po chwili, nabijając na widelec kolejny kawałek kurczaka.
— Przepyszne — uśmiechnął się do mnie. Już prawie skończył swoją porcję, jakby od dwóch dni nic nie jadł. W sumie, może i tak było. Dawno nie spotkałam osoby tak skupionej na swoim zadaniu, jak on. Nie zdziwiłabym się, gdyby w ferworze całej tej sytuacji zapomniał o swoich podstawowych potrzebach. W zasadzie było to trochę... imponujące.
Po skończonym posiłku mężczyzna pochował naczynia do zmywarki i umył patelnię, a ja zabrałam psy na szybkie wyjście na ogród. Kaya, gdy tylko pozwoliłam jej i hasiakowi zejść z tarasu, poleciała w stronę jeziora. Szybciej, niż zdążyłam zareagować, moich uszu dobiegło głośne pluśnięcie. Buruu patrzył tylko za siostrą. Jedyny normalny w rodzinie...
Chcąc nie chcąc zeszłam na dół, na pomost na jeziorze. Kaya wyleciała z powrotem z wody i podleciała do Buruu, łapiąc po drodze w zęby leżącą na brzegu porzuconą piłkę ze sznurkiem. Musiałam nie zwrócić kiedyś wcześniej uwagi, że ją wyciągnęli ze swojego kosza z zabawkami i tu przynieśli. No ale trudno, niech się bawią.
Otworzyłam drzwi (a w zasadzie kilka zbitych desek zakrytych moskitierą, która tworzyła również wszystkie ściany) wiatki, podeszłam do mini lodówki i wyciągnęłam z niej karton gotowej kawy mrożonej o smaku karmelowym. Zabrałam z baru szklankę izolującą przed ciepłem lub zimnem nalanego do środka napoju i napełniłam ją kawą, po czym usiadłam na podobnej kanapie, jaka stała na tarasie. Bose nogi skrzyżowane w kostkach położyłam na stoliku przede mną.
Po kilkunastu minutach dołączył do mnie Elias. Usiadł obok mnie i gestem wskazał szklankę, którą trzymałam w dłoni. Podałam mu ją bez słowa i patrzyłam, jak upija łyk, po czym mi ją oddaje. Spodziewałam się, że skrzywi się, gdy poczuje, jak słodki napój piłam, ale nic takiego się nie wydarzyło.
— Ten pomost też jest twój? — zapytał mężczyzna, rozglądając się dookoła. Wzrok zawiesił na barku z alkoholami. Nie piłam sama, wszystko, co znajdowało się w jego wyposażeniu, było pozostałościami po imprezach, które zdarzało mi się tu urządzać samej lub z bratem. Sporo butelek było ledwo naruszonych.
— A owszem — odpowiedziałam, dopijając resztę kawy.
— Ładne miejsce — przyznał mężczyzna, jednak spojrzenie, który we mnie wbił, kazało mi przypuszczać, że nie tylko urok miejsca chodzi mu po głowie. Uśmiechnęłam się promiennie.
— Dlatego je wybrałam. Kocham wodę, lubię mieć ją blisko — oparłam głowę na ramieniu mężczyzny. Objął mnie delikatnie ręką w talii i przysunął do siebie. Siedzieliśmy tak chwilę, przyglądając się spokojnej tafli wody przed nami, aż w pewnym momencie Elias wstał i, kierując się do wyjścia z wiatki, rzucił do mnie przez ramię:
— Idziemy popływać?
— Jak chcesz, to śmiało — wstałam, ruszając za mężczyzną, który już zdejmował koszulkę. Zawiesiłam wzrok na poruszających się pod skórą, idealnie wyrzeźbionych mięśniach. Zagryzłam wargę, a pod skórą zaczął budzić się ogień.
— Nie dołączysz? — spytał zaczepnie, jednak pokręciłam głową. — Na pewno?
— Musiałabym się wrócić po strój kąpielowy — wzruszyłam ramionami, patrząc, jak pozbywa się spodni, rzucając je obok koszulki na jeden ze stojących nieopodal leżaków, i zostaje w samych bokserkach.
— Po co? Przecież nikogo tu nie ma — uśmiechnął się, po czym, nie zatrzymując się, bym przetrawiła jego słowa, wskoczył z pomostu na główkę do wody. Skrzywiłam się. Ale żeby na główkę... do jeziora... w miejscu z nieznanym ukształtowaniem dna... Czy on w ogóle szanował swoje życie?
Nie wskoczyłam od razu zanim w sumie tylko dlatego, że mimo, iż on dna nie znał, ja i owszem. W tym miejscu było ono płaskie, było też dość głęboko, więc odpowiednio wykonany skok z wysokości pomostu nie powinien wyrządzić mu krzywdy. Podeszłam jednak do krawędzi i przykucnęłam, zerkając w wodę, żeby upewnić się, że wypłynie. Mijało jednak coraz więcej sekund, a on się nie wynurzał. Zaczynałam się denerwować, że jednak nie skoczył tak poprawnie, jak mi się wydawało, i sobie coś zrobił. Policzyłam jeszcze kolejne dwadzieścia sekund. Dalej był pod wodą. Zerwałam się na równe nogi, w sekundę pozbyłam się swojej koszulki i bez zastanowienia skoczyłam za nim, tylko że na nogi, bo w przeciwieństwie do mężczyzny miałam jeszcze resztki instynktu samozachowawczego.
Ledwo wylądowałam w wodzie, w pasie otoczyły mnie silne ramiona. Otworzyłam oczy i wbiłam wściekłe spojrzenie w Eliasa, na którego twarzy błąkał się zadziorny uśmieszek. Walnęłam go pięścią w tę jego umięśnioną klatę, przyciągającą moje spojrzenie jak magnes. Woda spowolniła impet, więc pewnie nawet nie poczuł. Wypłynęliśmy na powierzchnię, a Elias się zaśmiał. Zarobił za to kolejny, pozbawiony siły cios.
— To nie było śmieszne, kretynie — burknęłam, próbując uwolnić się z jego uścisku, jednak mi nie pozwolił. Jedną ręką trzymał mnie przy sobie, drugą złapał się pomostu, żeby nie musieć ciągle machać nogami, by nasze głowy pozostały ponad powierzchnią. — Puść mnie — zażądałam, podejmując jeszcze jedną, mało przekonującą próbę wyswobodzenia się. — Mogłeś się zabić!
— Skoczyłaś, żeby mnie uratować? — zapytał z uśmiechem, zbliżając twarz do mojej. Odruchowo wstrzymałam oddech.
— A po co innego? — obruszyłam się i już miałam ponownie próbować się wyrwać, tym razem dosadnie, gdy nagle złożył na moich ustach pocałunek. Okej, zmieniłam zdanie, ma wybaczone. Bez zastanowienia odpowiedziałam na pieszczotę, rozchylając nieco wargi, na co mężczyzna od razu odpowiedział. Z mojego gardła wyrwał się cichy jęk, gdy pogłębił pocałunek. Zarzuciłam mu ręce na szyję i objęłam nogami w biodrach, przyciskając się cała do niego. Mruknął zadowolony, gdy otarłam się o jego krocze. Rękę, którą trzymał na moim biodrze, przeniósł na pośladek i lekko ścisnął. Przywarłam do niego jeszcze bardziej.
Wtem naszych uszu dobiegły szybkie kroki i stukanie pazurów o deski. Psy. Zbliżały się. Sekundę później koło nas z pomostu zeskoczył jeden z nich, rozchlapując wodę wszędzie dookoła, zmuszając nas do odklejenia się od siebie, bo woda na chwilę przykryła nam nosy. Popatrzyłam w bok, żeby sprawdzić, który to geniusz — Buruu. No, chłopie, nie spodziewałam się tego po tobie... Zaraz za nim do wody wskoczyła Kaya. Elias obrócił nas tak, że przyjął kolejną falę na swoje plecy. Zaśmiał się cicho, opierając swoje czoło o moje. Psy, kłapiąc na siebie co jakiś czas zębami, popłynęły w kierunku brzegu.
— Nie rób tak więcej — bąknęłam, odwracając głowę. — Wystraszyłeś mnie.
— Nie taki był mój zamiar — patrzył, jak odpycham się w końcu od niego i podpływam do przymocowanej do pomostu drabinki, żeby wyjść z wody. Podążył za mną.
Woda kapała z moich spodenek i zaplecionych w warkocz włosów. Złapałam się za okryte przemoczonym biustonoszem piersi i ścisnęłam, wyciskając w ten sposób wodę z materiału. Kątem oka zobaczyłam, jak mężczyzna, który właśnie dołączył do mnie na pomoście, zamiera na ten widok, a jego oczy ciemnieją pożądaniem. Przeszedł mnie dreszcz, bynajmniej nie z zimna. Odwróciłam wzrok i ruszyłam w kierunku domu, jednak nie zrobiłam kilku kroków, gdy Elias znalazł się przy mnie.
— A ty gdzie uciekasz? — mruknął zmysłowo prosto do mojego ucha, muskając ustami jego krawędź.
— Hmm... przebrać się — stojąc za mną, objął mnie, jedną rękę kładąc bezpardonowo na mojej piersi, ściskając ją, tak jak zrobiłam to chwilę wcześniej. Czułam narastający w podbrzuszu przyjemny ucisk, temperatura mojej skóry rosła mimowolnie. Próbowałam nad tym zapanować, jednak gdy do pierwszej dłoni mężczyzny dołączyła druga, przestałam już myśleć na tyle trzeźwo, żeby panować nad sobą. Miałam tylko nadzieję, że go nie poparzę.
— Pozwól, że pomogę — mruknął, przykładając usta do mojej szyi. Jednocześnie przeniósł nas, tak jak ostatnio, do łazienki na parterze. Z mojego gardła wyrwał się cichy jęk, gdy ścisnął dłonie mocniej, przyciskając się do moich pleców. Jednocześnie jego usta wędrowały po mojej szyi, schodząc na ramię. Złapałam go za nadgarstki, gdy spróbował zabrać ręce.
— Tak jest przyjemnie — mruknęłam, przymykając oczy i odchylając głowę, dając mu lepszy dostęp. Elias zaśmiał się cicho, zmysłowo, tuż przy mojej skórze, a pode mną prawie ugięły się nogi. Przerwał wędrówkę ust po mojej skórze, zbliżając je do mojego ucha.
— Pozwól, że sprawię, że będzie jeszcze przyjemniej — szepnął, a mnie przeszedł dreszcz. Puściłam jego ręce. Gwałtownym ruchem odwrócił mnie twarzą do siebie i przycisnął całym ciałem do ściany. Poczułam przez jego przemoczone bokserki, jak napiera na mnie, jednocześnie pochylając się do kolejnego pocałunku. Nasze usta i języki połączyły się w pełnym pasji tańcu. Zahaczyłam kciuki na krawędzi bielizny bruneta i pociągnęłam w dół, a on po chwili pozbył się także reszty moich ubrań.
Gdy podniósł mnie za pośladki, żeby przenieść nas na kanapę w salonie, objęłam go nogami i zanurzyłam dłonie w jego aksamitnych włosach. Całowałam raz po raz jego gładką twarz, muskając palcami drobne rany, gdy on kładł mnie na kanapie, pochylając się nade mną. Nigdy jeszcze tak bardzo nie pragnęłam się z kimś zbliżyć, jak z nim. Przy Eliasie traciłam rozum.
Dotrzymał swojej obietnicy. Po wszystkim, gdy leżeliśmy w swoich objęciach na kanapie, dopadła nas w końcu upragniona senność. Czując przy sobie uzależniającą woń mężczyzny, momentalnie zaczęłam odpływać. Wtuliłam twarz w jego klatę, na co Elias oplótł mnie ciaśniej ramionami. Po chwili nasze oddechy się wyrównały. Obydwoje zasnęliśmy.

***

— Serio, Vi? — otworzyłam gwałtownie oczy. Spróbowałam się podnieść, ale obejmujące mnie, ciężkie ramiona nie pozwoliły mi na to. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że Elias też już nie śpi, nie poruszył się jednak, patrząc na coś ponad moim ramieniem. — Czy naprawdę musiałem to widzieć?
— Trzeba było, kurwa, pukać — warknęłam, każąc wzrokiem Eliasowi mnie puścić. zrobił to niechętnie, a gdy się podniosłam, sam wstał. — Przypominam, że to MÓJ dom.
Liam stał plecami do nas na wysokości stołu w jadalni. Widziałam po całym jego napiętym ciele, że jest wkurwiony. Złapałam za koc z brzegu kanapy i się nim owinęłam, drugi dając Eliasowi.
Gdy przejmował go ode mnie, w oczach bruneta dostrzegłam rządzę mordu. Posłałam mu groźne spojrzenie. Nawet nie próbuj.
— Wyjdź stąd. Idź po psy, nie wiem — popchnęłam brata w kierunku kuchni i, dalej, przez tamtejsze drzwi na zewnątrz. — Zajmij się czymś na chwilę.
Zaczął coś do mnie sapać, ale zignorowałam go, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
— Przepraszam za niego, to nadopiekuńczy cymbał — prychnęłam, odwracając się do bruneta, który już szedł do łazienki.
— Spoko — zmarszczył brwi, patrząc ponad moim ramieniem. Jego oczy ciskały gromy w kierunku mojego brata.
— Zaraz Ci przyniosę jakieś ubrania, bo twoje... zostały na zewnątrz — westchnęłam.
— Dziękuję — w końcu Elias zmusił się do uśmiechu. Podszedł do mnie, złapał palcami pod brodą i uniósł lekko, żeby móc złożyć na moich ustach lekki pocałunek. Uśmiechnęłam się ciepło.
Zaniosłam mężczyźnie jakieś ubrania Liama, które znalazłam w pralni. Miałam nadzieję, że brat mnie, albo co gorsza, Eliasa, za to nie zamorduje. Sama poszłam na górę się ubrać. Oby się pod moją chwilową nieobecność nie pozabijali. Westchnęłam. Chociaż w razie czego po prostu ich przypiekę, to może się ogarną...

Elias? :>
2368 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz