lipca 13, 2025

Od Axela cd. Anaxy

    Axel wyciągnął swój miecz przed siebie, celując sztychem na wysokości krtani. Poprawił chwyt przypominający raczej swobodne trzymanie pistoletu w dłoniach, niż nerwowe zaciskanie palców wokół młotka, jak to zdarza się amatorom. Przyciągnął ręce ku głowie, nie zmieniając wysokości na której znajdował się koniec jego ostrza oraz wziął wdech. W tej pozycji wyglądał niczym głowa woła z mieczem zamiast rogów, gotów, by wbić się w przeciwnika. Delikatnie uniósł piętę tylnej nogi, obracając ją przy tym lekko w bok, po czym napiął mięśnie nóg, a następnie wystrzeliwując w przód niczym biegacz z bloków startowych pchnął słomiane tatami. Szermierz nie zaniechał jednak kolejnej akcji po przebiciu oponenta i mimowolnie odskoczył, przygotowując się do cięcia od dołu, prowadząc je od swojego lewego uda, aż po lewe ucho przeciwnika. Gdyby twarz w którą celował nie byłaby jedynie okładką magazynu z losowym celebrytą, rywal straciłby już umiejętność szerokiego uśmiechu.
    — Powinno starczyć na dziś — powiedział, przechodząc do środka swojego warsztatu, szukając wzrokiem jednej ze szmat pozostawionych na stanowisku. Wziął ją w dłonie, pstryknął raz czy dwa pewnym preparatem z puszki, po czym zaczął konserwować miecz. Nie mógł przecież pozwolić na ani krztę rdzy. Nie w czasach, gdy za porządną stal do wykonania miecza płaci się dwa razy więcej niż jeszcze parę lat temu. Nie w czasach, gdy jego zarobek zależny jest od liczby przyjmowanych, średnio legalnych zleceń.
    Schował miecz do pochwy na pasie, a tę zawiesił obok kilku innych sztuk broni, które zdobiły jego ścianę, tuż obok dawno wyschniętej głowy potwora za którą nagrody nie zdołał odebrać, ponieważ zleceniodawca zginął przed dokonaniem płatności. Nie mógł z początku zdzierżyć widoku bestii spoglądającej na niego, za każdym razem, gdy wraca do domu, lecz później zapamiętał ten widok jako nauczkę, by zlecenia przyjmować przez pośredników. Tym bardziej, jeśli w nazwie zlecenia jest tag ASAP.
    Dopiero po skończonym treningu Axel zaczął odczuwać dźwięki wydobywające się z jego brzucha. Przydałoby się coś zjeść. Włączył zatem butlę z gazem prowizorycznie podłączoną do kuchenki zamontowanej w warsztacie, szukając przy tym patelni, aby przygotować sobie posiłek na dzisiejszy wieczór. Plany o zaspokojeniu głodu przeszkodziły mu jednak wibracje z lewej kieszeni spodni. Sięgnął po telefon z niechęcią, jakby już wiedział, że ciepły posiłek znów musi poczekać. Na ekranie migotały współrzędne, świeżo przesłane przez jedną z tych aplikacji, które szyfrują wiadomości w sposób, której Cesarskiej służbie się nie śniło. Nowe zlecenie. Oczywiście.

        Od: POSR_3717

            “52°12′23″N 21°01′36″E
            Wilkołak, Marrow Park — 13.5 tokenów.
            Wiesz co robić.”

    Axel skupił swój wzrok na chwilę jakby nie mógł zrozumieć, kto o zdrowym umyśle wystawiłby zlecenie na nafuranego wilkołaka za taką cenę. Może Marrow Park to serio najbardziej zapomniana dzielnica, skoro zbierają tyle pieniędzy, by zapanował tam spokój na parę dni, zanim kolejny szaleniec zacznie terroryzować przechodniów wieczorami. Zdziwiony, lecz nie zaskoczony odłożył swoje plany kulinarne na później i sięgnął po inny tym razem miecz ze ściany, posrebrzany, który w użyciu był jeszcze za czasów, gdy wuj Axela operował w oddziale Vipers. Schował go do torby, która wyglądem przypominała futerał na gitarę, by nie straszyć przechodniów przejeżdżając z nią na plecach przez miasto i udał się w stronę kluczyków do swojego motocyklu. Przed wyjściem zabrał jeszcze ze sobą parę wspomagaczy, których zapas jego skromnym zdaniem przydałoby się powiększyć, lecz tym zajmie się już po uzyskaniu zapłaty.

        Od: F4L53|\|H31|\/|
        Do: POSR_3717

            “W drodze.”

***

    Nie oszukując, Axel dobrze znał tę dzielnicę, jak i każdą inną, która stanem była podobna do Marrow Park. Była to ciemniejsza, zapomniana strona Deiranu (jakby całość Deiranu nie można byłoby opisać jako stojącą w mrokach), o której wiadomości do służb dawno nie docierały. Mieszkańcy nie mogą spoglądać z pomocą do takich elitarnych grup jak Vipers, więc zmuszeni są do samotnego zbierania środków i zatrudniania łowców jak Falsenheim. Z tego również był znany, oprócz łapania dużych zleceń za które brały się grube ryby łowieckiego półświatku, starał się również pomagać tym, o którym miasto już dawno zapomniało.
    Młody łowca dotarł na miejsce zlecenia, którego koordynaty dostał w wiadomości. Rozejrzał się dookoła zauważając jedynie niczym opustoszałe, zrujnowane czasem domy oraz mieszkańców miernie ukrywających się w nich, po tym jak usłyszeli nadjeżdżający motor. Axel odszedł od pojazdu, poprowadził parę kroków w przód i poczuł zapach krwi. Spoglądając dalej zauważył miejsce tragedii. Podszedł wolnym krokiem do otwartego garażu, w którym znajdowało się ciało młodej kobiety, z jelitem wyciągniętym na zewnątrz. Ukląkł przed nią, po czym usłyszał krzyk z piętra wyżej. Axelowi zadrżały dłonie. Spojrzał na swoje ręce. W liniach cierniowego tatuażu zamigotał ledwo widocznie krótki blask. Sprawca nadal był w pobliżu. Łowca wstał po cichu na nogi i sięgnął po jedną z fiolek przypiętych do pasa. Ustami wyciągnął korek, podążając w stronę drzwi łączących dom z garażem i wypił duszkiem gorzką substancję. Skrzywił lekko minę od smaku, które sprawiał go o wymioty, lecz ze skupionym wzrokiem w górę schodów, podążał na pierwsze piętro. Bezdźwięcznie wyciągnął dwuręczny miecz zza pasa, gotów będąc do wykonania karmazynowego rytuału przed rozpoczęciem walki, jednak zmienił zdanie po wyobrażeniu sobie rodzinnego domu stojącego w ogniu.
    Oddech bestii zdawał się dobiegać z pokoju po lewej stronie schodów. Był on ciężki, chrapliwy, przepełniony bólem i dzikością. Z uchylonych szeroko drzwi widać było masywne, futrzaste cielsko. Ociężałe, jakby jego rozum dawno nie miał już nic wspólnego z rzeczywistością. Choć wilkołaki, zgodnie z prawem Vannidorskim, wciąż uznawano za istoty przeklęte, lecz rozumne to to, co czaiło się w środku, nie przypominało już niczego, co można by porównać z myślącym człowiekiem. Szaleństwo buzujące w jego żyłach, zapewne wzmocnione przez nieznane przyjmującemu substancje, przekształciło je w napędzaną furią maszynę do zabijania. Zapewne dlatego przez ostatnie dni grasowało po okolicy, zostawiając za sobą krwawe ślady i milknące ciała przechodniów.
    Pomimo bezdźwięcznych kroków, bestia wyczuła obecność Falsenheima obracając się gotowa na atak w jego w stronę. Axel, pomimo nisko postawionego sufitu w budynku podniósł wysoko miecz na wysokość głowy spoglądając na ruchy oponenta. Cicha obserwacja trwała jeszcze przez parę sekund do momentu, gdy młody łowca postanowił rzucić jedną z klątw.
    — Trom, Bèist Deinyg Esseath! — wypowiedział wskazując na przeciwnika lewą dłonią. Wilkołak w tej samej chwili padł na ziemię, podtrzymując się łapami. Trwał tak przez chwilę, ale to nie wystarczyło, by Falsenheim wykonał skuteczny atak. Bestia wstała i odtrącając blokującego mieczem swe ciało łowcę wyrzuciła go na zewnątrz, tworząc dziurę w ścianie. Ciało Axela opadło plecami na chodnik, lecz zanim zareagował jeszcze na ból od upadku wykonał obrót na ziemi unikając wyskakującej z pierwszego piętra bestii, która następnie zaryczała w stronę szermierza.
    — To nie jest dobre miejsce na walkę. — burknął Falsenheim kierując się w kierunku swojego pojazdu. Włochaty stwór, nie rozróżniając czy walczy aktualnie z nadesłanym na niego łowcą czy stojącym obok śmietnikiem zaczął demolować wszystko dookoła. Zmienił jednak cel zainteresowania, gdy usłyszał dźwięk uruchamianego silnika i Axela gwiżdżącego w jego stronę.
    — Dajesz. Do nogi! — wypowiedział w stronę bestii, ponownie gwiżdżąc.
Siła i prędkość wilkołaka prawie pozwoliła mu dosięgnąć odjeżdżającego łowcę, lecz wcisnął nogę w gaz i trzymając prędkość, by przeciwnik miał go na oku prowadził go w stronę krańca miasta.
    Po pewnym czasie dotarli do miejsca, w którym kończył się Marrow Park. Mała piaskownia na pograniczu miasta, która świeciła pustkami o tej godzinie. Zauważając ją, Axel zjechał w dół, docierając na jej dno i zeskoczył z motocyklu. Różnica wysokości pomiędzy walczącymi dała chwilę Falsenheimowi, by ten zdjął jedną z rękawic i pociągnął mieczem po środkowej części dłoni. Karmazynowa krew ściekała po ostrzu długiego miecza, którą łowca po chwili strącił ruchem ręki. Broń stanęła w ogniu, a bestia zstąpiła na równe podłoże.
    — Zatem zatańczmy. — przemówił Axel, po czym przyjął postawę szermierską.
Różne taktyki przeskakiwały aktualnie młodemu wojownikowi przed oczami, lecz ten zanim zdążył wykonać natarcie na przeciwnika został zatrzymany przez nagły, zirytowany głos.
    — Co ty tu robisz?! To moje zlecenie! — wypowiedział ze złością w głosie drugi łowca znajdujący się w okolicy podmiejskiej piaskowni.
    — Kim ty do cholery jesteś? — krzyknął zdziwiony, że ktoś chce wepchnąć mu się w wykonywaną w trakcie robotę. Trzymając miecz, wzrok nadal miał jednak na bestii — Znikaj, zanim nabijesz sobie guza!
Anaxa zmarszczył brwi słysząc odpowiedź, lecz wiedział, że lepiej najpierw zająć się kupą futra, zanim zajmą się tym kto pierwszy przyjął zlecenie.

Anaxa?
1339 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz