lipca 15, 2025

Od Eliasa cd. Lydii

   Kilka tygodni wcześniej zostało wystawione zlecenie na pewnego człowieka, szefa bezimiennej grupy przestępczej, jednocześnie właściciela burdelu, który, choć powinien być łatwy do zlokalizowania i usunięcia, to bardzo dobrze się ukrywał i znikał wtedy, gdy pojawiali się mundurowi. Nie dziwne, że zlecenie wylądowało na czarnych rynku, a pieniądze za jego głowę osiągnęły setki tysięcy, dziwniejsze było to, że nikt z najemników nie chciał się tego podjąć. Czyżby było to szukanie igły w stogu siana? Możliwe, lecz dla Eliasa nie był to żaden problem. Każdego dnia obserwował, śledził, analizował i notował wszystko, co mogłoby nakierować go szefa grupy, a dokładnie na Simona Harrisa, co wywnioskował po dokładnym przeanalizowaniu zebranych dowodów i informacji. Przeszukał prawie każde miejsce, w którym odbywały się nielegalne walki, wchodził do budynków pełnych przestępców, stoczył nie jedną bitkę na noże, nie odnosząc przy tym prawie żadnych obrażeń, uwiódł nie jedną kobietę w celu uzyskania informacji, lecz nadal czegoś lub kogoś mu brakowało..
Tym brakującym elementem była pewna czarnowłosa kobieta, która brała udział w nielegalnych walkach, lecz nie czyniła tego z własnej woli, a raczej musiała to robić, żeby przeżyć i prawdopodobnie mieć gdzie żyć. Na jej temat nie miał za wiele informacji, oprócz tego, że kontroluje żywioł ziemi i bardzo dobrze walczy. Elias miał okazję obejrzeć jej ostatnią walkę, gdzie skutecznie pozbawiła życia swojej przeciwniczki, a gdy tłum zaczął wiwatować, młoda kobieta ulotniła się z areny, mężczyzna natomiast rozejrzał się po ludziach w poszukiwaniu Harrisa, lecz bezskutecznie. Cicho westchnął i przeniósł się na zewnątrz, rozglądając się za ciemnowłosą, a gdy ją dostrzegł, stanął kilka kroków od niej, od razu podając jej ogień w celu odpalenia papierosa. Między nimi wywiązała się krótka wymiana zdań, w międzyczasie mężczyzna uformował kilka smolistych macek, które zaczęły oplatać nogi kobiety, lecz gdy ten wyczuł, że i on ma "nóż przy gardle", delikatnie się uśmiechnął, ukazując rząd białych zębów.
— Nie musimy od razu przechodzić do rękoczynów. — mruknął, nawiązując kontakt wzrokowy z czarnowłosą. — Przyszedłem tylko porozmawiać na temat Harrisa, a nie wyrządzać Ci krzywdę. Wystarczy, że ten człowiek Ci to robi. — mówił spokojnie, uważnie się jej przyglądając.
— I tak nic Tobie nie powiem. — wycedziła, jeszcze bardziej naciskając kolcem na szyję mężczyzny.
— W sumie, to nie musisz... Ale ja coś Ci powiem. — powiedział, spokojnie rozglądając się wzrokiem po okolicy, czy aby na pewno są tutaj sami. — Za jego głowę jest spora suma, a nikt oprócz mnie, nie przyjął zlecenia. Poza tym ten człowiek jest toksyczny dla tego miasta. Jeśli mi pomożesz, podzielę się nagrodą..
— I myślisz, że Ci uwierzę? — przerwała mu, jeszcze bardziej wbijając kolec w niego ciało, przez co poczuł, jak stróżka bordowej brwi powoli spływa po jego szyi. Znowu się uśmiechnął, gdy poczuł ten delikatny ból.
— Nie musisz, ale możesz to przemyśleć. Jego nie będzie, Ty będziesz miała forsę, ułożysz sobie życie. Wilk syty.. — oparł dłoń na swojej klatce piersiowej — I owca cała. — tą samą dłonią wskazał na kobietę, która nie spuszczała z niego złowrogiego spojrzenia. — Tylko sama go nie zabijaj, bo zostaniesz na lodzie.. Przemyśl to i daj znać. — dodał, w międzyczasie wsuwając macką karteczkę z wydrukowanym numerem telefonu, do kieszeni jej spodnim, co od razu wyczuła, lecz nie zareagowała. — Numer jest bezpieczny, nikt Cię nie namierzy. — powiedział, po czym po prostu zniknął, przenosząc się na dach budynku, kilkadziesiąt metrów od miejsca spotkania.
Usiadł na krawędzi dachu, zwisając nogami w dół, odpalił papierosa i chłonął tę ciszę, która go otaczała. Zdecydowanie za długo rozmawiał z kobietą, czuł się lekko przytłoczony, choć konwersował tylko z jedną osobą. Powoli dochodził do siebie, układał zamotane myśli w swej głowie, oczyszczał umysł z niepotrzebnych informacji, tylko po to, żeby skupić się na swoim celu. W międzyczasie starł krew z szyi, która zdążyła po części zaschnąć, na co tylko wzruszył ramionami.
***
Minęło kilka dni, być może nawet tydzień, a Elias nadal nie mógł zlokalizować dokładnego miejsca przebywania Harrisa, co troszkę zaczęło go irytować. Telefon również milczał, wiec kobieta mogła tę kartkę zgubić lub po prostu lubi żyć pod skrzydłami mordercy i psychopaty.
Dla oczyszczania swojego umysłu postanowił udać się na nocną przejażdżkę motocyklem, wcześniej ubierając pełną zbroję, ostatecznie wyjeżdżając jednośladem spod bramy swojego domu. Była ciepła lipcowa noc, na niebie świecił księżyc w półpełni, natomiast samo niebo było czyste od chmur - pogoda idealna. Przemierzając główne drogi miasta, czuł delikatny powiew wiatru, od czasu do czasu łamiąc przepisy ruchu drogowego, głównie pod kątem przekroczenia prędkości czy przejechaniu na późnym pomarańczowym. Nie przejmował się tym, bo jeszcze ani razu nie udało się policji go złapać, co nie jest dziwne, w każdej chwili mógł się po prostu przenieść gdziekolwiek.
Nagle zauważył dziwne poruszenie wśród ludzi na przystanku, natomiast kilka metrów dalej dostrzegł biegnącą osobę, która zaraz skręciła w boczną uliczkę. Wnet rozległ się okrzyk "złodziej!", a że Eliasowi trochę brakowało adrenaliny, pogonił za ów złodziejem, nie mając większego problemu z jego zlokalizowaniem. Przeniósł się wraz z maszyną kilka metrów przed złodziejem, wymuszając na nim nagłe zatrzymanie się, lecz gdy wyczuł, że grud pod jego kołami zaczyna drżeć, zdał sobie sprawę, z kim może mieć do czynienia. Szczególnie że sylwetka oraz kolor włosów się zgadzały. Nie czekając, aż ziemia się pod nim rozstąpi, splątał kobietę smolistymi mackami i przeniósł ich na dach budynku obok. Od razu poczuł lekkie zawirowanie w głowie, lecz nie przeszkodziło mu to w dalszym działaniu. Sprawnie zszedł z maszyny, uniósł ciemną blendę na kasku i podszedł do ciemnowłosej, która z całych sił próbowała się uwolnić, jednocześnie ciskając w mężczyznę licznymi kolcami z gruntu.
— Uspokój się kobieto. — warknął, nawiązując z nią kontakt wzrokowy. — Chcę Ci tylko przypomnieć, że moja oferta jest nadal aktualna. Jeden telefon i nie będziesz musiała okradać ludzi, żeby przeżyć. — dodał już spokojniejszym tonem, zabrał jej skradziony portfel, a że akurat teraz obudziło się w nim współczucie, wcisnął jej kilka banknotów w dłoń, które wcześniej trzymał w małej kieszonce kombinezonu, po czym uwolnił ją, wsiadł na motocykl i po prostu zniknął, zostawiając kobietę na dachu. Przynajmniej nikt nie będzie jej tutaj szukał, natomiast obok ma schody pożarowe...
Podjechał na przystanek, na którym nadal siedziało kilku ludzi, w tym zrozpaczona kobieta, która z kimś rozmawiała przez telefon odnośnie rabunku. Elias tylko delikatnie przekręcił manetkę motocykla, a gdy kobieta uniosła wzrok, ten podrzucił jej własność i odjechał, gdy upewnił się, że dobrze złapała. Oczywiście ta chciała podziękować, lecz brunet nie przepada za takimi sytuacjami, więc po prostu oddaliła się w głąb miasta.
Cały następny dzień spędził głównie na uganianiu się za niewielkimi bestiami, które demolowały granice miasta. Zwykłe schwytaj lub zabij, nic trudnego. Dopiero pod wieczór wrócił do domu, wykąpał się i legł na kanapę, w celu chwilowego odpoczynku oraz zjedzeniu czegoś normalnego, gdyż w sumie od rana nic nie jadł. Po niespełna godzinie, gdy już miał sjestę i rozmyślał nad położeniem się spać, usłyszał sygnał bezpiecznego telefonu, a gdy zerknął na wyświetlacz, zauważył obcy numer. Wpierw cicho westchnął, ale gdy zdał sobie sprawę, kto może dzwonić, od razu zdecydował się odebrać.
— Słucham.
— Przemyślałam Twoją propozycję...
— Bardzo mnie to cieszy. — wtrącił się w wypowiedź kobiety. — Za godzinę spotkajmy się w tej samej alejce, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy, naprzeciwko metra. Przyjadę po Ciebie. Pasuje? — dodał spokojnie.
— Tak.
Gdy usłyszał jej odpowiedź, od razu się rozłączył i ruszył swoje cztery litery, żeby przygotować się do wyjścia. Postawił na wygodę, ubierając czarne spodnie dresowe oraz czarną przylegającą koszulkę, z butów wybrał oczywiście czarne buty typu adidas, na lewy nadgarstek zegarek, natomiast na kciuki czarne sygnety. Te dwa ostatnie elementy jego garderoby są obowiązkiem i nie potrafi wyjść bez nich z domu, inaczej czuje się "łyso". Na koniec łyk wody, dwa psiknięcia perfum i wyjazd audi z garażu.
Na miejscu był jakieś dziesięć minut przed planowaną godziną spotkania. Rozejrzał się ostrożnie za kobietą, ostatecznie zatrzymując się w zatoczce parkingowej naprzeciwko miejsca, gdzie wcześniej ją spotkał. Wysiadł z auta, wszedł na chodnik i odpalił papierosa, wyczekując czarnowłosej.

Lydia?
1284 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz