Rany bestii sklejały się w odległy wiedzy Axela sposób. Nie była to zwykła wilkołacza regeneracja, lecz dzikie rozrastanie się chorej tkanki na ciele. Zaintrygowało to Axela, lecz przez ciągnącą się walkę, odrzucił to przemyślenie na później. Pomimo kontaktu ze srebrem i zwęglaniem otwartych ran, które były głównymi sposobami w jaki łowcy krwi walczyli z regenerującymi się bestiami, to nie wystarczało. Falsenheim postanowił wzmocnić moc płomieni na swym ostrzu. Przelał kolejne uncje krwi na swój miecz, a ogień który dotykał ciała bestii przy cięciach łowcy zostawał teraz na jej skórze, sprawiając, że wilk płonął teraz częściowo niczym oblany benzyną.
Ułatwiło to sporawo walkę, co pozwoliło Axelowi na obserwowanie swojego nowego towarzysza w boju. Widział jak to on przemyka się wokół ciała bestii zostawiając za sobą zielone smugi. Widział jak napełnia swoje sztylety energią tego samego koloru oraz jaką szkodę robią one bestii. Nie był to kiepski naśladowca, który zainspirowany ostatnio obejrzanym serialem postanowił zbawiać świat bijąc się z kimkolwiek się trafi. Widać było po nim doświadczenie, co nie odzwierciedlał jego charakter, zostawiając Axelowi kolejny temat do przemyśleń. Kim do cholery jest ten człowiek?
Bestia wycieńczona walką, padła od pchnięcia wycelowanego między jej oczy. Od masywnego ciała, kupa piachu odbiła się lekko w powietrze burząc wizję szermierza. Z wilka uleciał ostatni oddech, zlecenie zostało wykonane. Axel jak na staromodny sposób przystało, przymierzył się do kolejnego cięcia, gotów odrąbać głowę. Przed opadnięciem miecza zauważył jedynie po swojej lewej kolejną sylwetkę przypominającą Anaxę, która rozprysnęła się po chwili, gdy struga krwi wyleciała w jej stronę.
— Aha, tak po prostu? — Spytał Anaxa, krzyżując dłonie na piersi — Głowę sobie bierzesz? No dobra. Nie oceniam, ale... — dodając po chwili parę kolejnych zdań, które miały na swój sposób uspokoić atmosferę po zakończonej walce. Zdania, które Axel ledwo usłyszał, gdyż zastanawiał się bardziej nad tym co drugi łowca nadal tu robi.
— Skończyłeś? Mam tu nadal parę rzeczy do zrobienia, a twoje zlecenie na warczącego burka w okolicy pewnie nadal wisi, gdzieś na pobliskim drzewie — odpowiedział Axel z irytacją w głosie.
— Przepraszam bardzo, ale jeśli dziadulek nie potrafi akceptować zleceń na naszym ulubionym forum, polecałbym kurs z obsługi komputera dla seniorów — odchrząknął, po czym uśmiechnął się przechylając głowę w bok.
Głowa odpadając od ciała poturlała się po piasku, a krew wydobywająca się z karku zaczęła zasklepiać się dziurę w sposób w jaki ciało regenerowało się jeszcze za życia. Zaskoczony Falsenheim podniósł brew spoglądając na leżące przed nim zwłoki, po czym postanowił, że głowę bestii będzie musiał jeszcze zbadać u siebie w warsztacie, zanim odda je w ręce zleceniodawcy. Stojący obok Anaxa wciąż spoglądał na klęczącego nad potworem Axela oczami, które najwyraźniej oczekiwały odpowiedzi.
— Ile jeszcze będziesz się tak gapił? — powiedział poddenerwowany, że ciąży na nim wzrok Anaxy.
— Aż wyjaśnisz od kiedy miło tak wpieprzać się komuś w robotę, FALSENHEIM. — podkreślając jego imię, jakby druga strona również wiedziała o ich trwającej rywalizacji w internetowym rankingu.
Axel podwinął rękawy, spoglądając jednocześnie na drugą buteleczkę przypiętą do jego pasa, która powinna starczyć na kolejne starcie z kimś. Nie chciał rozpoczynać bójki, lecz na wzór zasady, że zawahanie prowadzi do porażki, gotów był obrócić się z zamachem na przeciwnika.
— Przykro mi, że wchodzę ci w drogę, ale następnym razem polecam załatwić sobie pośrednika. Ukróci to irytację dla ciebie jak i zleceniodawcy — odpowiedział po chwili chłodno — Oraz twoim bardziej doświadczonym kolegom z branży.
"Czy on właśnie nazwał mnie amatorem?" pomyślał Anaxa ściskając rękę w kieszeni. Zauważył, że na żywo potrafi być jeszcze bardziej zgryźliwy, niż sobie go wyobrażał podczas przeglądania jego bezawatarowego profilu. Myśl, że przelew za zlecenie dostanie taki wypierdek zamiast niego sprawiała go o wyskakującą żyłkę pomiędzy tęczowymi włosami. Wpadł jednak na pomysł. Jeśli nasz staromodny łowca nie zdobędzie trofeum dla swojego pośrednika, może kasa wpadnie na konto drugiego łowcy. Usatysfakcjonowany swoim natchnieniem, chwycił w dłoń jeden ze sztyletów po czym rzucił w głowę potwora, którą Falsenheim miał zamiar podnieść. Za sztyletem ruszyła zielonkawa smuga, a po kontakcie ze skórą bestii, ostrze wbiło się głęboko po czym zaczęło pulsować. Axel odskoczył zauważając broń Anaxy, po czym spojrzał na niego, który uśmiechał się już w jego stronę. Zzieleniała twarz bestii rozpadła się na części, nie zostawiając za sobą wielu znaków do kogo ta kupa kości należała.
— Ups, wymsknęło mi się — odpowiedział zadowolony ze swojego celnego rzutu. Z palców, którymi rzucał sztylet nadal ulatywała zielona aura.
— Wiesz, jak wkurwić człowieka. Myślałeś może nad zmianą zawodu? — powiedział, sięgając dłońmi po swój miecz, który zostawił przy bestii.
Anaxa, wiedząc, że nie obejdzie się bez potyczki przykucnął i po chwilowym skupieniu swojej mocy, przywołał sztylet do swojej ręki, która teraz emanowała neonową zielenią.
— Bo jeśli twoją specjalnością jest sabotowanie roboty innych, to wróżę ci karierę w dziale HR — dokończył, stając w pozycji gotowej do walki.
Stali przeciwko sobie w odległości paru metrów, gotów skoczyć sobie do gardeł. Wzrok Anaxy zawieszony był na mieczu oponenta, a oczy Axela spoglądały na głupi uśmieszek Anaxy, którego chętnie by pozbawił. Po chwili Falsenheim wyskoczył wprzód wykonując pierwsze cięcie. Wiedział, że znajduje się o około pół kroku za daleko od przeciwnika, lecz wykonał je z intencją na reakcję Anaxy. Anaxa widząc nieudane cięcie skrócił dystans próbując przeskoczyć przez jego prawy bok. Axel znając już triki, jakie widział podczas walki z wilkołakiem, odskoczył wykonując kolejny atak. Nagłe ruchy walczących podburzyły piasek pod ich stopami. Zauważając to, Anaxa postanowił kopnąć piachem w stronę Falsenheima, który zasłonił prędko oczy przedramieniem.
— Walcz jak mężczyzna — powiedział Axel, po czym sparował atak Anaxy.
Walka pomiędzy panami na stopniu wyposażenia miała wiadomego zwycięzcę. Po paru kolejnych wymianach widać było, że zasięg sztyletów Anaxy, był za krótki, by dosięgnąć Falsenheim'a. Postanowił zatem użyć jeden ze swoich trików. Odskakując od Axela w szybkim kroku zostawił za sobą sylwetkę będącą nie do odróżnienia od niego samego. Zdezorientowany łowca z początku zaatakował fałszywe ciało, które po chwili rozprysnęło się wskutek kontaktu. Anaxa, wykorzystując moment zaskoczył Axela podcięciem nóg, lecz jak szybko ten padł na ziemię, tak szybko przewrotem wrócił na własne nogi.
Widząc skuteczność nowej taktyki, klony Anaxy zaczęły otaczać Axela. W odróżnieniu sobowtórów nie pomagała również pora dnia, w której oprócz odbijającego się blasku księżyca nie było innego źródła światła. Łowca obrócił się parę razy, próbując zobaczyć różnice pomiędzy stojącymi sylwetkami, lecz nic mu to nie dało. Klony po kolei zaczęły podbiegać jeden za drugim w stronę Axela, który odparł najpierw dwa pierwsze ataki, po czym został dźgnięty przez prawdziwego Anaxę w swój lewy bok. Krzycząc z bólu Axel spróbował jeszcze zamachnąć się w stronę, z której został trafiony, z marnym skutkiem. Złapał się za swój bok, po czym spojrzał na zakrwawioną rękę. Dotarła do niego myśl. Walka jeszcze nie jest przegrana.
Axel ponownie został osaczony przez grupę przeciwników, lecz tym razem oczy miał zamknięte. Wziął parę głębszych wdechów nosem, następnie wybiegając w stronę jednego z Anaxów, który postanowił cofnąć się, unikając natarć Falsenheima.
— Ale jak ty... — próbował zapytać Anaxa, lecz odskakując od ognistego pocisku Axela musiał zakończyć wypowiedź.
— Zapomniałeś, że jako jedyny z tych klonów potrafisz krwawić, skurwysynu! — odpowiedział na niedokończone pytanie Axel, po czym podbiegając do Anaxy ułożył ręce w kolejny znak, próbując rzucić jedną z klątw krwi. — Ceann Go'deff a Carraigh! — wykrzyczał łapiąc oponenta za głowę.
Anaxa padł na ziemię, a z jego ust wydobywał się niezrozumiany skrzek. Nie mógł zrozumieć co aktualnie dzieje się z jego umysłem, a próba rozejrzenia się dookoła kończyła się bólem. Gdy nawet nakierował oczami na Falsenheima, widział go potrójnie, co wydaje się dość ironiczne spoglądając na umiejętności Anaxy.
Stan Axela również nie był idealny. Tuż po nakierowaniu klątwy na Anaxę, sam padł na ziemię. Walka zarówno z bestią, jak i z Anaxą wyczerpała go pod względem zasobów krwi, przez co osłabł. Częste wykorzystywanie klątw i wzmacnianie ich sprawiało, że ten tym bardziej podupadał na siłach. Żadna przecież moc w tym świecie nie przychodzi bez własnej ceny. Skóra na rękach Axela była teraz zszarzała, pozbawiona życia jakby ich właściciel dawno wyzionął ducha. W złapaniu sił nie pomagała również nadal otwarta rana na boku łowcy, która pulsowała od zielonej energii z sztyletu Anaxy.
Oboje bohaterów konało jeszcze z bólu przez następne kilkanaście minut na dnie piaskowni. Po czasie, gdy oboje wrócili lekko do sił, spojrzeli jedynie krawędzią oka na siebie nawzajem, po czym bezsłownie spostrzegli, że dalsza walka nie ma sensu.
— Wiesz co, może zabiorę po prostu jakąś rękę z tego stwora dla tego debila i podzielimy się tą kasą? — wyjąkał z siebie Axel wzdychając mocno.
— Chyba na to pójdę w sumie — odpowiedział Anaxa, który odzyskując częściowo czucie, poruszał lekko rękoma i nogami jakby próbował robić aniołka na piasku.
— Ehh, chcesz się czegoś napić? — zapytał, łapiąc się za twarz.
— Znam w sumie taki jeden bar — wzdychnął odpowiadając — Tylko nie wiem czy tacy jak ty tam chodzą.
— Dopóki mają tam taką samą gorzałę jak wszędzie — powiedział, po czym nabrał powietrza — To mam wyjebane.
Anaxa?
1450 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz