lipca 28, 2025

Od Eliasa cd. Violet

Tw.: Przemoc, przekleństwa.
Uważnie słuchał wszystkiego, co kobieta miała do powiedzenia i choć brzmiała wiarygodnie, do końca jej nie wierzył, ba, do końca jej nie ufał, choć ta bariera została bardzo szybko przebita. Słowa związane z jej bratem brzmiały naprawdę.. dziwnie. "Pomaga czasami takiej jednej lokalnej organizacji" oraz "Handluje magicznymi przedmiotami", to wystarczyło Eliasowi, żeby mieć podejrzenia nie tylko do członka jej rodziny, ale też do samej Violet. Psychicznie trochę się do niej zdystansował, fizycznie jeszcze bardziej jej pożądał, natomiast ogólnie postanowił mieć na nią oko i jeszcze bardziej analizować każde jej słowo. Spodobała mu się, nie tylko pod kątem wyglądu - bujne włosy, długie nogi czy niemalże idealne kobiecie krągłości - ale też pod kątem spokojnego charakteru, zdecydowanie spokojniejszego, niż Cortes. Z drugiej strony, nie zna jej za dobrze, widzą się może dopiero czwarty raz, a jednorazowe wskoczenie do łóżka o niczym poważnym nie świadczy, przynajmniej dla niego.
W momencie, gdy oby dwoje uznali, że są w martwym punkcie, brunet postanowił wrócić się po auto, które stało kilkadziesiąt metrów od jej domku. W środku pojazdu miał torbę, w której miał swoje ubrania, broń, alkohol oraz, dla niego, najważniejsze - paczkę papierosów. Czuł, że musi się jak najszybciej dotlenić i poukładać myśli, żeby zaraz nie trafić do psychiatryka, choć pewnie i stamtąd by zwiał. Gdy pojawił się obok audi, otworzył ją pilotem, który wcześniej wyjął z wilgotnych spodni, otworzył torbę, wyjął paczkę, następnie papierosa oraz zapalniczkę, po czym sprawnie odpalił i głęboko się zaciągnął, zamykając tylne drzwi pojazdu. Oparł się tyłem o jego bok, wkładając lewą dłoń do kieszeni spodni, wbił wzrok w przestrzeń między drzewami, obserwując spokojnie, gwieździste niebo. Powoli, nigdzie się nie śpiesząc, delektował się smakiem papierosa (to w ogóle nie smakuje, nie polecam, hatfu), zaciągając się coraz płyciej, czując, jak jego głód nikotynowy zanika. Gdy jego chwila dobiegła końca, zgasił niedopałek w piachu pod stopami, a że szanuje leśny krajobraz, schował go do małego, metalowego pojemnika znajdującego się w drzwiach kierowcy. Wsiadł do auta, odpalił i wrócił w drogę powrotną. Jechał trochę na czuja, mając w głowie słowa Violet, które stopniowo układał i łączył, o ile było z czym to połączyć. Wersja, że jej brat wpadł w gówno po uszy, przez co teraz chcą zabić jego siostrę, brzmi najsensowniej i najprawdopodobniej, lecz nadal coś mu nie pasowało, tylko nie dokładnie co. Po kilku minutach leśnej przejażdżki zajechał pod domek ciemnowłosej, zatrzymując pojazd na żwirowym podjeździe. Chwycił za torbę z tylnej kanapy, wysiadł i zamknął auto, po czym skierował się w stronę głównych drzwi. W samym progu spotkał Violet, która na dzień dobry wręczyła mu jego nieśmiertelnik, wypowiadając także jego prawdziwe imię. Zmarszczył lekko brwi, kierując swoje spojrzenie w oczy kobiety, wtem przypominając sobie, że przed ich zabawą musiał go ściągnąć w sypialni, żeby im nie przeszkadzał. Przeklął w duchu, odebrał swoją zgubę, którą od razu założył na szyję i wszedł do środka, odkładając torbę obok schodów do góry.
— Miło, że go znalazłaś. — powiedział, wyjmując z torby jedną setkę oraz paczkę papierosów.
— W sumie to Kaya go znalazła. — odpowiedziała, a gdy tylko wypowiedziała jej imię, suczka zbiegła w dół po schodach. — No.. o psie mowa. — dodała, przyglądając się czworonogowi, który potruchtał za brunetem na taras.
Cortes bez żadnych skrupułów, usiadł na tarasowej kanapie, otworzył setkę i wypił ją na raz, ani trochę się nie krzywiąc, a gdy odstawił pustą buteleczkę na stoliku, na jego udach od razu znalazł się pysk suczki, która ewidentnie domagała się pieszczot. Mężczyzna głęboko odetchnął, wbijając spojrzenie w spokojną taflę jeziora, jednocześnie głaszcząc psa między uszami. Siedział w totalnej ciszy i choć był obserwowany przez Violet, która stała oparta o drzwi tarasowe, nie przeszkadzało mu to w analizowaniu i myśleniu, co robić dalej.
— Możesz usiąść obok, miejsca starczy. — powiedział po dłuższej chwili, spoglądając w stronę kobiety.
— Próbuje coś zrozumieć.. — zaczęła, korzystając z jego oferty, siadając obok, ustawiając się bardziej przodem do niego. — Czemu to robisz? — spytała, kierując swoje spojrzenie na pustą butelkę alkoholu oraz paczkę papierosów, które stały na stoliku obok.
— Przecież możesz to wyczytać z mojej głowy. — odpowiedział, lekko się uśmiechając. — Już to robiłaś..
— Tak, ale.. ale masz tam taki chaos, że nic z tego nie rozumiem. — spojrzała prosto w jego bursztynowe oczy, które obecnie wyglądały na puste, bez emocji, on natomiast cicho się zaśmiał na jej słowa.
— Najwidoczniej tak musi być. — odwrócił głowę w jej stronę. — Każdy ma jakieś tajemnice, Violet. I ja wiem, że Ty też je masz. — dodał półszeptem, wracając spojrzeniem na jezioro. — Jednak możesz być pewna tego, że Cię nie skrzywdzę.
Na jego słowa zapadła spokojna cisza, kobieta posłała w jego stronę delikatny uśmiech, po czym położyła głowę na jego udzie, wystawiając swoje zgrabne nogi poza ławkę, jego dłoń natomiast zsunęła się z psa na jej włosy, które delikatnie gładził. Siedzieli tak z kilka, może kilkanaście minut, a gdy Cortes zauważył, że kobieta zasnęła, wstał ostrożnie, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, gdzie położył ją na łóżku, nakrył kołdrą, a gdy chciał się wyprostować, żeby wyjść, poczuł, jak jej dłoń chwyta go za koszulkę i ciągnie do siebie. Nie mając większego wyboru, położył się obok niej, pozwalając jej wtulić się w swój tors. Ostatecznie sam zasnął, pozostawiając swój umysł w nieco mniejszym chaosie.
Obudził się po ledwo kilku godzinach, na dworze było już trochę jaśniej, co świadczyło o tym, że spał może trzy godziny, nie pamiętał dokładnie, o której się położyli. Wiedząc, że już nie zaśnie, wstał z łóżka, uwalniając się z uścisku ciemnowłosej, opuścił sypialnie i pozwolił sobie na poranny, chłodny prysznic. Z torby wyjął swoje świeże ubrania, które później na siebie założył, odkładając ubrania Vi do pralni, z której zabrał swoje poprzednie ciuchy, które zdecydowanie zdążyły już wyschnąć. Wszystko spakował do torby, kaburę z bronią założył na pas, a przypominając sobie, że ma kilka spraw do załatwienia, postanowił wrócić do swojego domu. Na blacie kuchennym zostawił kobiecie kartkę "Dziękuję za gościnę, ale obowiązki wzywają. Odezwij się później [numer telefonu].", po czym wyszedł, żegnając się z Kayą, która odprowadziła go do drzwi wyjściowych.
W domu był po niecałej godzinie, a gdyby nie fakt, że musiał jechać przez las dookoła, żeby dojechać na główną drogę, zajęłoby mu to zdecydowanie mniej czasu. Jak się okazało, przez las miałby do niej bliżej, niż jadąc główną trasą. Pierwsze co zrobił, to rozpakował się, wkładając ubrania do pralki, nastawił kawę w ekspresie i chwycił za laptop, który odstawił na blat kuchenny. Od razu po jego uruchomieniu zauważył, że na jego bezpieczną pocztę przyszła wiadomość od jego informatora, który już po raz trzeci dał dupy, albo znudziło mu się szukanie informacji odnośnie jego dzieci. Westchnął ciężko i tymczasowo ignorując ten fakt, zaczął przeglądać czarny rynek pod kątem egzotycznych, nawet mitycznych, zwierząt oraz istot. W międzyczasie popijał świeżo zaparzoną kawę, spoglądając co jakiś czas w stronę bezpiecznego telefonu, bo przecież jego numer podał ciemnowłosej, a to ze względu na fakt, że swojego telefonu prawie w ogóle nie używa, no bo kto miałby do niego dzwonić, skoro w jego życiu nikogo nie ma.
Nie mając za wiele informacji odnośnie zleceniodawcy lub kliencie, zamknął laptop i odłożył go na miejsce, a gdy przypomniał sobie o swoim informatorze, już wiedział, gdzie teraz pojedzie. Zbliżała się godzina ósma rano, więc ten nierób pewnie jeszcze spał w swoim domku z bali albo leczył kaca po całodniowym chlaniu.
Gdy zajechał pod adres mężczyzny, upewnił się tylko co do sprawności deserta oraz pojemności magazynka, a gdy wszystko się zgadzało, opuścił pojazd i skierował się do głównych drzwi drewnianej posiadłości. Nie bawił się w żadne zwroty grzecznościowe czy sztuczne uprzejmości - był wściekły, a i to było mało powiedziane. Przestrzelił zamek w głównych drzwiach, po czym wyważył je jednym, solidnym kopnięciem, wchodząc od razu do środka posiadłości. Ostrożnie rozejrzał się po jego wnętrzu, a gdy dostrzegł uchylone drzwi sypialni, wparował tam z takim impetem, że okna pomieszczenia dosłownie się zamknęły. Cortes nie pierdolił się w tańcu, po prostu chwycił go za koszulkę i rzucił nim o ścianę naprzeciwko, zrzucając wiszący obok obraz.
— Wstawaj Buzz.. — powiedział ironicznie, podchodząc do blondyna.
— Co jest kurwa... — jęknął zaspany, próbując podnieść się do siadu. — Graves? Co jest? — mruknął, mrużąc oczy, nie wierząc, kogo właśnie przed nim stoi.
— Jak to co? Chujów sto. — odpowiedział, sprzedając mu solidnego kopa w brzuch. — Gdzie są informację, które miałeś dla mnie zebrać? — spytał, nadal trzymając pistolet w dłoni.
— Graves, ja.. chwila.. — mruknął, jąkając się.
— Nie ma chwili! — warknął, ponawiając kopnięcie. — Płace Tobie grube pieniądze i już trzeci raz nic dla mnie nie masz. Miałeś kurwa miesiące na to! — mówił, nie spuszczając blondyna z oczu.
— Daj mi wyjaśnić.. — jęczał, zwijając się z bólu.
Cortes chwycił go za koszulkę, uniósł do góry i przyparł do ściany, pokazują mu swoje wściekłe spojrzenie, przez co Buzz jeszcze bardziej zbladł. Nerwowo przełknął ślinę, znacznie przyspieszając swój spanikowany oddech, który tylko uświadomił nyxa, że ten nie ma dla niego żadnego wytłumaczenia. Gdy miał już oddać strzał w jego przeponę, blondyn nagle chwycił stojący obok wazon i uderzył nim w bok głowy Cortesa, co tylko jeszcze bardziej go wkurwiło. Nie miał jednak w zwyczaju zabijać od razu, więc przestrzelił mu obie nogi i cisnął nim o ścianę, zostawiając po drodze krwawe ślady.
— Lepiej, żebym Cię już więcej nie zobaczył. — mruknął brunet, obserwując, jak Buzz zwija się z bólu. Nie było mu go szkoda, nawet przez sekundę nie przeszło mu to przez myśl.
Na odchodne zabrał co swoje, głównie pliki banknotów oraz drogi laptop do hakowania, który kupił z pieniędzy Eliasa, jemu już się to raczej nie przyda. Opuścił jego dom i choć korciło go, żeby puścić wszystko z dymem, powstrzymał się, wsiadając od razu do auta i kierując się do swojego domu.
Wrócił wkurwiony, bez informacji o swojej rodzinie, nadal będąc czarnej dupie. Do tego dochodziła sprawa związana z Violet... "Spokojnie Elias, już nie raz to przechodziłeś" myślał, biorąc kilka głębszych wdechów. Dopiero teraz poczuł, jak na jego lewej skroni oraz w lewym kąciku ust, znajduje się zaschnięta już krew, a gdy spojrzał na siebie w lustrze, dostrzegł lekko rozerwany łuk brwiowy oraz ranę na kości policzkowej, ewidentnie pozostałości po porcelanowym wazonie. Szybko opatrzył obie rany, dezynfekując je oraz zakładając małe, prostokątne plastry, żeby nie bawić się w szycie tak niewielkich ran. Wnet usłyszał wibracje telefonu, a gdy wrócił do salonu, dostrzegł na wyświetlaczu obcy numer, spod którego została wysłana wiadomość "Myślałam, że zjemy razem śniadanie.", na co lekko się uśmiechnął i odpisał "Myślę, że jeszcze nie raz będziemy mieć do tego okazję.", po czym odłożył urządzenie i wrócił do pracy. Czy coś jadł przez ten czas? Nie, nawet zapomniał o odpowiednim nawadnianiu się, całkowicie oddając się szukaniu informacji. Oczywiście w międzyczasie odpisując ciemnowłosej, co nawet mu nie przeszkadzało.
Następnego dnia, jakoś po południu, już coś miał - przybliżoną lokalizację, skąd została wysłana wiadomość odnośnie zlecenia na Vi, lecz bez dokładnego adresu czy nadawcy, lecz mieli już jakiś punkt zaczepienia. Od razu napisał do kobiety, czy może do niej przyjechać, na co się zgodziła, bo akurat wraca z zakupów z miasta, więc nie zwlekając, wziął szybki prysznic, ubrał świeże ciuchy na siebie, nie zmieniając swojego stylu, użył delikatnych męskich perfum, gdyż był świadomy wyczulonych zmysłów kobiety, standardowo zegarek na rękę, dwa sygnety na palce, w torbę spakował najpotrzebniejsze rzeczy oraz sam laptop, na którym miał wszystko zapisane, po czym ruszył w drogę.
Gdy dojechał na miejsce, Violet akurat wchodziła z zakupami do domu, a gdy dostrzegła jego pojazd, posłała mu delikatny uśmiech i weszła w głąb posiadłości, zostawiając uchylone drzwi. Cortes wysiadł z auta, zamknął go i dołączył do znajomej, zamykając za sobą główne drzwi. Oczywiście nie mogło zabraknąć mruczenia Kayi, która wraz z Buruu, siedzieli jak na komendę przy schodach, czekając na jakiekolwiek słowo ciemnowłosej.
— No idź się przywitaj, bo zaraz w kota się zamienisz. — powiedziała, na co suczka ruszyła pędem w stronę bruneta, niemalże na niego wskakując.
— Nie spodziewałem się, że ktoś może aż tak cieszyć się na mój widok. — odparł spokojnie, tarmosząc jej sierść na szyi.
— Najwidoczniej Cię lubi. — odpowiedziała, podchodząc do mężczyzny, żeby również się przywitać. Jej spojrzenie z bliska wystarczyło, by na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Objęli się w szczelnym uścisku, pozwalając sobie na chwilę właśnie takiej czułości. — Co Ci się stało? — spytała, gdy ponownie spojrzała na jego twarz. Najwidoczniej dostrzegła dwie, niewielkie rany, które rano ponownie opatrywał.
— Mało istotne. — odpowiedział, lekko chrząkając. — Ważniejsze jest to, że coś mam i myślę, że też powinnaś to wiedzieć. — dodał i pozwolił sobie się rozgościć, udając się w stronę wyspy kuchennej.
W międzyczasie, gdy kobieta rozpakowywała zakupy, Elias mówił jej wszystko, co udało mu się znaleźć i choć było to niewiele, to znalezienie czegoś takiego w jeden dzień było wyczynem. W końcu nie przespał prawie całej nocy, gdyż to właśnie wtedy sieć jest najmniej obciążona i najłatwiej jest coś zhakować.
— Swoją drogą, rozmawiałaś ze swoim bratem? — zapytał, siedząc na wysokim krześle przy wyspie kuchennej, uważnie obserwując jej reakcję.

Violet?
2109  słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz