lipca 26, 2025

Od Eliasa cd. Violet

On znowu tam był. Ciemność, która go otaczała, była mu bardzo dobrze znana, lecz tym razem nie odczuwał strachu. Wiedział, że prędzej czy później ta ciemność zniknie i wróci do ludzkiego świata, szkoda tylko, że czas w tym miejscu płynął tak wolno. Czuł ciężar na klatce piersiowej, jego oddech był płytki, ciało nie reagowało na sygnały z mózgu, był prawie martwy, lecz jednak ktoś bardzo chciał, żeby żył. Oczywiście nie była to osoba, przez którą został znaleziony pod płotem, bo przecież nikt go nie zna i raczej nikt normalny nie udzielałby pomocy mężczyźnie z pistoletem oraz nożem przy pasie, do tego w złotej masce, która nagle znika. Olivia - jego żona, mentorka, szalone medium, kobieta wielu talentów, która została bestialsko zamordowana we własnym domu i choć zginęła, nie opuściła świata żywych, a pewnie krąży w postaci sarny mijanej w lesie lub wróbla przelatującego nad głową...
Wyrwany nagle z letargu poczuł, jak przez jego ciało przechodzi silny ból, który niemalże znowu pozbawił go przytomności. Jego zmysły powoli zaczęły się pobudzać, od razu wyczuwając pod sobą zimne kafelki oraz ciepły koc, którym było okryte jego niemalże nagie ciało. Gdy wyrównał oddech, nie czuł już zapachu krwi, deszczu czy błota, więc prawdopodobnie znalazł się w bezpiecznym miejscu. Jego słuch zaczął rejestrować dźwięki, lecz nie słyszał niczego niepokojącego, żeby przechodzić od razu w tryb bojowy czy ucieczki. Dopiero na końcu jego powieki postanowiły się powoli podnieść, ukazując mężczyźnie jasną łazienkę, po której niepewnie się rozejrzał. Zacisnął mocno szczękę i choć nadal odczuwał ból, postanowił podnieść się z wilgotnych kafelek, jednocześnie zrzucając z siebie biały koc. Dopiero teraz zauważył, że w miejscach postrzałów znajdują się dobrze wykonane opatrunki, lecz w prawym udzie nadal odczuwał dyskomfort. Nie miał czasu na regenerację, musiał przenieść się, chociażby do kryjówki, żeby dokładnie opatrzyć swoje rany, a przede wszystkim je zszyć, gdyż Vantar może je tylko "zaślepić", ale nie uleczyć. Opierając się o ścianę łazienki, udało mu się dojść do drzwi, w których napotkał przeszkodę w postaci ciemnowłosej kobiety, która nie wyglądała na zadowoloną z jego obecności.
— Właśnie miałam dzwonić po karetkę, ale skoro się obudziłeś, to sam możesz to zrobić. — powiedziała, wsadzając Cortesowi telefon w dłoń, po czym odwróciła się na pięcie, znikając z pola widzenia.
Zerknął na wyświetlacz telefonu, nacisnął boczny guzik, a gdy ukazała się godzina bliska północy, cicho odetchnął, po czym odłożył urządzenie na szafce obok. Nadal opierając się o framugę, rozejrzał się wzrokiem dookoła siebie, a gdy chciał się ruszyć, przed pojawiła się ta sama kobieta, co przed chwilą, lecz tym razem trzymała w dłoni mop, który najwyraźniej chciała wręczyć brunetowi.
— Wyjmowałaś kule z nogi? — zapytał, nim ona zdążyła wziąć, chociażby wdech.
— A czy ja wyglądam Tobie na lekarza? — odparła, mrużąc oczy z niezadowolenia. — Nie, nie wyciągałam. Zadzwoniłeś sobie na pogotowie? — zapytała, uważnie obserwując twarz mężczyzny.
— Nie ma takiej potrzeby. Daj mi tylko apteczkę i alkohol. — powiedział lekko ochrypłym głosem, a gdy chciał wrócić do łazienki, poczuł, jak ciemnowłosa zatrzymuje go, wciskając kij od mopa w jego klatkę piersiową.
— Teraz to posprzątaj po sobie. — warknęła, nadal nie spuszczając z niego wzroku.
— Od postrzału minęło około trzydziestu minut. — zaczął, powoli odzyskując świadome myślenie. — Jeśli zaraz nie wyjmę kuli, wda się zakażenie i nawet karetka nie zdąży dojechać na takie zadupie. — mówił, trzymając z kobietą kontakt wzrokowy. — Daj mi apteczkę i alkohol, najlepiej wódka. Proszę. — dodał, próbując zadziałać psychologicznie, co chyba zadziałało.
— Wracaj tam i czekaj. — mruknęła jeszcze bardziej zirytowana i choć w jego otoczeniu temperatura była typowo pokojowa, to czuł od niej bijące ciepło, niczym wulkan gotowy do eksplozji.
Posłuchał się jej, siadł w kącie łazienki, opierając się o chłodną ścianę, jednocześnie przykrywając zdrową nogę oraz pas kocem, zostawiając na wierzchu tylko ranę postrzałową. Na szczęście nie musiał długo czekać na swoją zbawicielkę, która zaraz wróciła z apteczką oraz czystym alkoholem, a gdy odebrał od niej ów rzeczy, od razu przeszedł do działania. Otworzył butelkę wódki, z której upił kilka większych łyków, po czym odstawił ją na bok, chwycił za opatrunek na nodze, który ostrożnie ściągnął, a gdy ujrzał niewielki strumień krwi, wiedział, że ów opatrunek tylko opóźniał nieuniknione.
— Ty w ogóle wiesz, co robisz? — zapytała, kucając obok bruneta. Nie odpowiedział.
Dłońmi delikatnie poruszył udem i choć znowu czuł ten nieprzyjemny ból, musiał zlokalizować pocisk, który nadal tam tkwił. Gdy nagle poczuł drobny dyskomfort, który ledwo przebił się przez fale bólu, od razu wytworzył kilka małych smolistych nici, które wniknęły w dziurę, chwyciły ciało obce i szybkim ruchem wyjęły je z mięśnia. Eliasa zamroczyło, lecz nie mógł pozwolić na chwilę słabości, szybko sięgnął po świeżą gazę, nałożył na ranę i szczelnie owinął bandażem, związując jego dwa końce wokół uda. Odetchnął z ulgą, opierając głowę o ścianę oraz zamykając oczy. Wiedział, że teraz będzie tylko lepiej.
— Tylko znowu nie odpływaj. Podłoga na Ciebie czeka. — powiedziała, zabierając alkohol oraz apteczkę, po czym wyszła z łazienki.
Cortes nieznacznie uniósł kącik ust, cicho westchnął, a gdy ponownie otworzył oczy, raz jeszcze rozejrzał się po łazience. Wyglądała na bardzo zadbaną i dobrze wyposażoną, pomijając krwawe i błotniste ślady, które zostawił on sam, gdy kobieta musiała taszczyć jego niemalże martwe ciało. Pomogła mu, w sumie to uratowała jego życie i choć w głębi serca chciał się jej odwdzięczyć, sprzątając po sobie, to po prostu nie miał do tego siły. Ledwo mógł utrzymać się w pionie, a co dopiero myć podłogi. Z drugiej strony, mógł po prostu się przenieść poza jej posiadłość, uciekając od wykonania jej polecenia, lecz czy czułby się z tym dobrze? Przez kilka dni pewnie tak, ale z czasem zaczęłoby gryźć go sumienie. Postanowił więc jej pomóc, wnet wstając z chłodnej podłogi, następnie kierując się w stronę drzwi łazienki. Gdy je otworzył, ujrzał ciemnowłosą z mopem, która chyba wyklinała Eliasa za to, jakiego syfu narobił, a przynajmniej tak to rozumiał, gdy słyszał słowa typu "co za dupek". Miał mieszane uczucia, dobro kłóciło się ze złem, na jednym barku anioł, na drugim diabeł, totalny pierdolnik w głowie.
— Przyszedłeś popatrzeć czy pomóc? — mruknęła, gdy zorientowała się, że jest przez niego obserwowana.
— Dziękuję za pomoc. — zaczął spokojnie, lecz zdecydowanie. — I tak, jeśli siły mi na to pozwolą, to chociaż tak chciałbym się odwdzięczyć. — dodał, zachowując pewny wyraz twarzy. Nie byłaby to ujma, gdyby musiałby posprzątać, przecież dokładnie to samo robi w swoim domu.
— Poradzę sobie z tym.. — odparła wzdychając, po czym oparła kij o ścianę i cofnęła się do salonu. Z kanapy zabrała jakieś ubrania, które zaraz wręczyła Eliasowi. — Powinny na Ciebie pasować. Jak się ubierzesz, wróć tutaj. — dodała, wracając do sprzątania błota, krwi oraz resztek smoły z kafelek.
Cortes bez słowa cofnął się do łazienki, zerknął na ubrania, które zaraz ubrał i choć spodnie dresowe były dobre, tak koszulka trochę opinała jego klatkę piersiową. Wyglądałby normalnie, gdyby nie jego blada cera, która zmieniła swój kolor, przez znaczy ubytek krwi, a gdy spojrzał na siebie w lustrze, słabo westchnął, widząc, jak bardzo jest z nim źle. Nie zwlekając, wrócił do kobiety, która zdążyła wyczyścić już prawie połowę przejścia.
— Zaprowadzę Cię teraz do pokoju gościnnego i pozwolę odpocząć do rana, ale pod jednym warunkiem. — zaczęła, stając naprzeciw bruneta. — Nie może zostawić po sobie, chociażby kropki tej dziwnej.. smoły. — dodała, wskazując na czarną maź, która tylko mieszała się z brudną podłogą.
— Nawet jak zostawię, ona zniknie sama. Czy to z podłogi, czy z koca. — powiedział, po czym zerknął na swoje ślady. Cicho odetchnął i choć nie powinien używać swoich zdolności, cofnął cały Vantar poniżej gruntu. Wnet poczuł, jak zaczyna się przechylać na bok, co kobieta również zauważyła i od razu zareagowała, chwytając go za zdrowe ramie oraz koszulkę. Na szczęście nie upadł, a tylko się lekko przechylił. — Teraz powinno łatwiej to posprzątać. — powiedział, nawiązując spokojny już kontakt wzrokowy.
— Czym i kim Ty właściwie jesteś? — zapytała, prowadząc bruneta do pokoju gościnnego, który znajdował się na piętrze.
— Że mi pomogłaś, nie mam zamiaru owijać w bawełnę. — mruknął, co spotkało się z podejrzanym spojrzeniem kobiety. — Jestem Nyxem, nazywam się Graves. — odpowiedział, podążając za nią. Przestawił się pseudonimem, lecz zrobił to odruchowo, gdyż tak naprawdę mało kto zna jego prawdziwe imię. — I jeszcze raz dziękuję za to, co robisz dla obcej osoby. — dodał, gdy stanęli w drzwiach pokoju.

Violet?
1338 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz