lipca 16, 2025

Od Lydii cd. Eliasa

Jego słowa zadziałały na mnie tak, jakby ktoś uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Ciężko było przyznać, ale miał rację. Jeśli wrócę, mogę pożegnać się z życiem. Pan Simon zostawił mnie tam na pewną śmierć, bo z mojej winy przegrał pieniądze.

Wychowałam się w zasadzie “jeśli nie krzyczy i nie bije, znaczy się, że chwali”. Wygrywając miałam spokój. Nie dostawałam żadnych nagród, ale miałam cień pewności, że nie spotka mnie żadna kara.

- Pójdę się umyć - powiedziałam, wygaszając papierosa w popielniczce. Dopiero kiedy się podniosłam i koc, którym byłam okryta, spadł na ziemię, zauważyłam, że siedzę w samej bieliźnie. Spiorunowałam nieznajomego wzrokiem.
- Ciężko byłoby cię opatrzyć w ubraniach - wzruszył ramionami, jakby to było nic wielkiego. Owinęłam się kocem, chcąc zasłonić to, co i tak już widział i skierowałam się do wcześniej wyznaczonego miejsca.
Przy prysznicu wisiał czysty ręcznik, natomiast na umywalce ubrania. Zdjęłam resztę moich ubrań, którą miałam na sobie i bandaży okrywające moje ciało. Wślizgnęłam się do niewielkiej kabiny. Gorąca woda zaczęła spływać po moim ciele. Tego było mi trzeba.
Umyłam się dokładnie, zmywając z siebie brud tamtego wieczoru. Poczułam się lepiej fizycznie i psychicznie. Jakby jakaś część mnie odpłynęła do odpływu razem z brudem. Kiedy skończyłam, owinęłam się ręcznikiem i stanęłam naprzeciwko lustra przy umywalce. Mogłam dokładnie się obejrzeć. Wyglądałam jak trup. Cera blada, zapewne od ilości krwi, którą straciłam. Siniaki dosłownie w każdym możliwym miejscu, o zadrapaniach nie wspominając. Westchnęłam głośno, opierając się o zlew. Czułam się jak chodząca śmierć. Kiedy zrzuciłam ręcznik na ziemię dokładniej przyjrzałam się ranie na brzuchu. To był cud, że miecz nie uszkodził żadnego organu wewnętrznego. Skąd miałam tyle szczęścia i czym sobie na to zasłużyłam? Nie wiem, niczym. Powinnam była tam skonać. Jeden problem z głowy mniej.
Kiedy skończyłam się oglądać, ubrałam przygotowane dla mnie rzeczy. Czarna koszulka i bokserki, które były kilka rozmiarów za duże i ledwo trzymały się na moim tyłku. Wyglądałam jak lump, ale to żadna nowość. Mokre włosy owinęłam ręcznikiem i wróciłam do części “salonowej” tego przybytku nędzy i rozpaczy. Chociaż w sumie ten opis bardziej pasuje do burdelu pana Simona.
Mężczyzna siedział dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej. Usiadłam na sofie naprzeciwko niego.
- Skąd mam wiedzieć, że nie chcesz mnie oszukać? - zapytałam podejrzliwie. W odpowiedzi głośno wypuścił powietrze nosem i złapał się za skronie. Zareagował, jakby miał do czynienia z dzieckiem (bo w sumie trochę ma?).
- Może dlatego, że uratowałem ci życie? - odchylił głowę na siedzenie fotela i wbił spojrzenie w betonowy sufit.
- To… dobry argument - odpowiedziałam. Dawno nie czułam się tak zaopiekowana. Lily często mi pomagała, ale nigdy wcześniej nie wyniosła mnie konającej z areny. On to zrobił. Nawet jeśli byłam mu potrzebna tylko do wykonania misji, czułam się w jakimś stopniu potrzebna.
Na dłuższą chwilę między nami zapanowała cisza. Słychać było tylko tykanie zegara, buczenie lodówki i wentylator.
- Masz już jakiś plan? - zapytałam, przerywając ciszę. Sama byłam w szoku, że odezwałam się jako pierwsza. Zazwyczaj to ode mnie wyciągało się informacje. Najczęściej siłą.
- Jeszcze nie. Będę potrzebował informacji o tym, co Harris robi, gdzie przebywa, jaki jest jego plan dnia. Muszę wiedzieć wszystko, żeby móc go namierzyć - spojrzał na mnie skupiając wzrok na ranach. - Ale najpierw musisz się ogarnąć, bo w takim stanie do niczego mi się nie przydasz - zmarszczyłam brwi na jego uwagę.
- Walczyłam kiedyś ze złamaną ręką i wygrałam. Leżąc na ziemi i konając z bólu, wtedy mogę być bezużyteczna - skwitowałam, przypominając sobie o tej pamiętnej walce.
Złamali mi rękę podczas treningu. Nie byłam w stanie nią ruszyć, dosłownie nic zrobić. Pan Simon powiedział, że jeśli nie stanę do walki, to będę dla niego nikim i się mnie pozbędzie. Nie mogłam do tego dopuścić. Stanęłam do walki, modląc się o zwycięstwo. Okazało się, że ktoś, lub coś, nade mną czuwa. Po długim i wyczerpującym pojedynku przeciwnik leżał na ziemi i klepał o ziemię, prosząc o przerwanie pojedynku.
- Wystarczy, że szwy ci pękną i znowu zaczniesz się wykrwawiać - jego słowa miały sens. Przejął rolę tego “dorosłego” w naszej rozmowie. - Najpierw musisz mi powiedzieć wszystko, co wiesz.
- Biuro pana Simona znajduje się na najwyższym piętrze jego burdelu. To kompletnie niewyróżniający się budynek. Wygląda jak blok mieszkalny. Pokażę ci, gdzie dokładnie się znajduje, jak wyjdziemy z tego klaustrofobicznego pomieszczenia - powiedziałam, patrząc na betonowe ściany. - Nie znam całego planu jego dnia. Widywaliśmy się tylko na treningach, walkach lub gdy czegoś ode mnie chciał. Później zapadał się pod ziemię. Nie mam pojęcia czy jest człowiekiem, czy posiada jakieś zdolności. Zawsze był dla mnie tajemnicą. Nigdy nic o sobie nie mówił, ponieważ pewnie bał się, że dojdzie do takiej sytuacji jak teraz - mężczyzna słuchał mnie uważnie notując w myślach każde moje słowo. Skupiał się nad czymś.
Byłam zszokowana sama sobą i tym, co właśnie zrobiłam. Zdradziłam pana Simona. Byłam szkolona do kłamstwa i trzymania języka za zębami, a teraz? Bez tortur wypuściłam parę z ust. Jeśli nieznajomy mężczyzna mnie oszukuje, nie będę miała już dokąd wrócić. Zabije jego, a później mnie. Może tak będzie lepiej?
Nie byłam pewna, co czuć. Czy to przywiązanie? Fakt, że mi pomógł i zaopiekował się mną? Dał coś, czego nigdy wcześniej nie miałam? Nawet jeśli nie zależało mu na mnie tylko na informacjach czułam, że w końcu jestem dla kogoś ważna.
- Byłabyś gotowa zostać wabikiem? - zapytał po dłuższej chwili namysłu. W odpowiedzi tylko niepewnie skinęłam głową. 


Elias?
873 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz