lipca 30, 2025

Od Yassina cd. Luthera

Wrócił do domu rozkojarzony i trochę spięty, sam dziwił się sobie, że tak reaguje. Nic szczególnego się przecież nie wydarzyło, po prostu... Był w nastroju na żarty, wrzucił wszystkie swoje drobne do fontanny Sabriny, pomyślał życzenie, a potem poszedł na r... spotkanie. I, na wszystkich bogów, co tam się tak właściwie wydarzyło? Ta cholerna Sabrina naprawdę wysłuchała jego absolutnie niedorzecznego życzenia i mu tego faceta wyczarowała? 
Yassin szczeniakiem już nie był, znał samego siebie bardzo dobrze, wiedział, że taki rodzaj dekoncentracji to zły znak. Gdyby Luther nie zapadł mu w pamięć i nie pozostawił po sobie odpowiedniego wrażenia, Yassin machnąłby na to wszystko ręką, nie przywiązał do obiadu żadnej uwagi, nie rozpamiętywałby, nie dociekał niuansów i szczegółów, a już na pewno nie przejmowałby się nim na tyle, by poświęcać mu czas i zawracać sobie głowę. Tymczasem w mieszkaniu kręcił się wte i wewte, prawie łaził po ścianach, w końcu włączył film, ale nie potrafił się na nim skoncentrować. Poszedł do łóżka, ale przewracał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć i nie potrafiąc się wyciszyć. Ale przecież on mi się NIE PODOBA, pomyślał, siadając gwałtownie, sfrustrowany i zły na samego siebie. 
Rano sprawdził telefon, zobaczył powiadomienie, kliknął w nie bez zastanowienia, zobaczył, że Luther dziękuje za spotkanie i pisze, że ma nadzieje, że Yassin dobrze je wspomina. Yassin uśmiechnął się pod nosem, ale skorygował się natychmiast, bo a) zwykła wiadomość nie powinna go tak cieszyć b) jest zbyt dumny, przystojny i rozchwytywany, żeby tak się emocjonować, że jakiś tam facet do niego napisał c) to był jego obowiązek, by podziękować za tę r.... SPOTKANIE, bo Yassin z byle kim się nie widuje i w sumie Luthera kopnął swego rodzaju zaszczyt. 
Odpisał, odczekawszy kilka minut, żeby nie wyjść na desperata. Podziękował grzecznie, dodał niezobowiązująco, że w sumie to nie było aż tak źle i myślał, że będzie gorzej. Czekał na odpowiedź cały dzień. I się nie doczekał. Pomyślał, że może powinien dodać jakąś emotikonę na końcu, albo chociaż „haha”, bo chyba niechcący zabrzmiał trochę... niegrzecznie. Albo przynajmniej, jakby mu było wszystko jedno. Yassin westchnął, schował telefon do kieszeni, uznał, że pora dać sobie spokój, że, jakby Luther chciał, to i odpisałby mu na „było chujowo, spierdalaj”. Do dupy z ciebie koleżanka, Sabrina, pomyślał przy drinku, opierając głowę na pięści, zastanawiając się, czy wyławianie swoich drobnych z fontanny siateczką na ryby to dobry pomysł. 
Yassin, bardzo zirytowany, dogłębnie rozczarowany samym sobą, że zniża się do tego poziomu, że już sam lata za kutasami i żebra o atencję, napisał do Luthera po paru dniach. Miał wrażenie, że musi, bo się udusi, że to silniejsze od niego i trudno, najwyżej już nigdy nie spojrzy w lustro, jeśli Luther znowu go zgohstuje, albo wprost da mu do zrozumienia, że nie jest zainteresowany. 

Y: Żyjesz tam? Nie odpisałeś na moją poprzednią wiadomość.

Zdumiał się, bo odpowiedź przyszła po chwili.

L: Wybacz, nie widziałem 

Gnojek, pomyślał Yassin z brzydkim uśmiechem, mrużąc nieładnie oczy, bo jego się tak nie traktuje. I co to w ogóle za tekst? Gdzie „przepraszam”? Poza tym, halo, jak to „nie widział”? Niby jakim cudem? Nie sprawdzał ich czatu, nie dostał powiadomienia? Na pewno kłamie, obstawił Yassin. A jak nie kłamie, to gorzej dla niego, bo to znaczy, że naprawdę był bardzo zajęty. Ciekawe, czym. A raczej: kim? No, bardzo mnie zastanawia, pomyślał Yassin gniewnie zatrzaskując telefon z klapką, ile dup już zdążyłeś zrobić w międzyczasie.
Odczekał chwilę, siedząc w pozie bardzo obrażonej, z nogą założoną na nogę i rękami skrzyżowanymi na piersi. Gdy trochę mu przeszło, odpisał, myśląc, że naprawdę bardzo się już upokarza. 

 Y: Co cię pochłonęło, panie tajemniczy? Czyżby jakieś nowe intersujące znajomości? 

W ostatniej chwili zreflektował się, usunął drugie pytanie. 

L: Praca

— JAK JA MAM Z TOBĄ RANDKOWAĆ, JAK ODPISUJESZ MI TAK ZDAWKOWO, ALBO NIE ODPISUJESZ W OGÓLE, PIEPRZONY DUPKU. —  Yassin poderwał się jak wystrzelony ze sprężyn, rzucił telefon na kanapę. Uświadomił sobie, że głośno palnął zakazane słowo na „r”, zjeżył się, zacisnął ręce w pięści, tupnął nogą, wydał z siebie podirytowane „grrrrrr”, przeszedł się w koło, oskarżycielsko wskazał telefon palcem, jakby ten telefon, to wcale nie był telefon, a Luther Firebane uosobiony. Syknął: — Jeszcze pożałujesz. 

L: Robisz coś jutro?

Yassin zacisnął zęby. Słuchaj-no-ty-mały-kurwiu.

Y: jeszcze nie wiem, a co tam

Upokorzenie, pomyślał Yassin. Absolutne upokorzenie.

L: Możemy się spotkać

L: Jeśli chcesz

Jakoś tak wyszło, że... Yassin się z nim umówił. Absolutna kompromitacja, westchnął, leżąc na szezlongu z ramieniem dramatycznie rzuconym na czoło. Ile punktów aury straciłem, dając się tak poniewierać? 

*

Na spotkanie miał przygotowany Sprytny Plan. Nawet Dwa Sprytne Plany. Plan Numer Jeden, dowiedzieć się, czy Luther naprawdę jest jego prezentem od Sabriny Ebeling. Jak Yassin zamierzał tego dokonać? Przypomniał sobie, o co prosił fontannę, wypisał w notatniku wszystkie cechy, które wymienił Sabrinie. Jeśli każda z nich będzie się zgadzać, to znaczy, że Luther, cóż, no. Jest jego. Czy tego chce, czy nie. W końcu Yassin za niego zapłacił, co go to obchodzi, że Luther może nie chcieć i mieć swoje zdanie?
Sprytny Plan Numer Dwa, zemścić się trochę za kiepskie odpisywanie, lapidarne wiadomości, częste ignorowanie i w ogóle za to, że śmie jeszcze nie szaleć na jego punkcie, co, naturalnie, każdy poprzedni facet, z którym Yassin rand... SPOTYKAŁ SIĘ, pokornie uskuteczniał, znając swoją rolę i swoje miejsce w szeregu. W tym celu: odpieprzył się bezwstydnie, założył Spodnie Zemsty, czarne z ładnym paskiem, leżące na nim nieprzyzwoicie dobrze. 
— Cześć — rzucił obojętnie, podchodząc do właściwego stolika krokiem leniwie spacerowym. 
— Cześć — odpowiedział Luther, podnosząc wzrok. Yassin miał nadzieję, że wszystko sobie ubzdurał, że Luther wcale nie jest taki znowu przystojny, po prostu wyobraźnia Yassina zdążyła go upiększyć w te wszystkie dni, kiedy się nie widzieli. Nieco się przeliczył, sylwetka Luthera, zamknięta w realistyczne, chłodne kontury rzeczywistości, wyglądała boleśnie dobrze. — Trochę kazałeś na siebie czekać, pisałem do ciebie.
Yassin usiadł naprzeciw, rozwalił się na krześle jak książę na tronie.
— Tak? — spojrzał na paznokcie niezobowiązująco i spod powiek. — Wybacz, nie widziałem — odbił, celowo odpowiadając tymi samymi słowami, których użył Luther, gdy Yassin zapytał go, czy żyje, bo nie odpisuje mu na wiadomości.
Luther uśmiechnął się pod nosem, westchnął, pokręcił głową. 
— Na co masz ochotę? — Podniósł kartę, podał ją Yassinowi. — Czekając, przejrzałem menu, szarlotka z lodami i beza z owocami wyglądają obiecująco. Pijesz kawę czy herbatę?
— Kawę z mlekiem. Może być beza. — Yassin sięgnął do kieszeni, wyjął z niej mały notes, chcąc wprowadzić w życie Sprytny Plan Numer Jeden. — Zaintrygowałeś mnie, chciałbym cię lepiej poznać. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zadam ci parę pytań?
Luther popatrzył na niego uważnie, trochę oceniająco, jakby podejrzliwie. Uśmiechał się nadal, ale nie wyglądał już tak przyjaźnie, jak na początku.
— Nie będę miał nic przeciwko  Ale nie obiecuję, że odpowiem.
— Jasne. — Yassin, zadowolony, rozsiadł się wygodniej, spojrzał na listę. Wynotował sobie wszystkie cechy faceta, o którego poprosił Sabrinę. Obok każdej z pozycji Yassin narysował sobie mały kwadracik do odhaczania. — Masz jakieś specjalne talenty? Może grasz na jakimś instrumencie?
Luther wyglądał, jakby trochę łajał samego siebie za to, że na ten pomysł przystał. Milczał długo, odpowiedział w końcu, tłumiąc westchnienie:
— Tak. Na pianinie.
— Świetnie. — Yassin postawił ptaszka przy życzeniu: gra na instrumencie. — Umiesz gotować?
— Może.
— Tak czy nie?
Luther uniósł kącik ust, ale tylko na chwilę. Siedział z trochę nieobecnym spojrzeniem, chyba bardziej uśmiechając się do wspomnień, niż do Yassina.
— Nie wiem, czy uwierzysz, ale w domu często zwracają się do mnie „panie kucharzu”.
Yassin postawił kolejnego ptaszka. 
— Zwierzęta?
— Przecież wiesz, że mam psa. Wysyłałem ci zdjęcia.
— Pamiętam — mruknął, odhaczając kolejny kwadracik. — Musiałem się oficjalnie upewnić. Gdzie pracujesz?
Przerwano im, kelnerka podeszła z tacą, podała im zamówione ciasta i napoje. Luther wstał, żeby jej pomóc, dziewczyna niosła kilka talerzy naraz, Yassin zgadywał, że z powodu dużego ruchu starała się obsłużyć kilka stolików za jednym zamachem. 
Skorzystał z okazji, bezczelnie obciął Luthera wzrokiem, hurtem odhaczył w notatniku punkty takie jak: dobra forma, niezły tyłek, przystojny, metr dziewięćdziesiąt minimum.
— Gdzie pracujesz? — powtórzył, gdy znów zostali sami.
Luther upił łyk kawy, popatrzył na niego znad filiżanki. 
— Jesteś bardzo ciekawski.
— Zainteresowany — poprawił go Yassin z niewinnym uśmieszkiem, cierpliwie czekając na odpowiedź z długopisem wiszącym tuż nad odpowiednim kwadracikiem. 
— Zaczynam czuć się jak na przesłuchaniu. 
— Och, bez przesady. Nie interesuje mnie adres i nazwa firmy, podaj chociaż branżę. Albo ogólny zakres działalności, cokolwiek.
— Tajemnica.
— Jeśli powiesz, ja też ci powiem, czym się zajmuję — podjudził Yassin, obracając palcem wskazującym w powietrzu. Łyżka w filiżance poruszyła się, naśladując jego ruch, sama zamieszała kawę. — Nie mów, że nie jesteś ciekawy.
Luther popatrzył na niego w taki sposób, że Yassinowi przeszedł dreszcz po kręgosłupie. Blondyn wyciągnął rękę w kierunku jego twarzy, jak wtedy, gdy ostatnim razem chciał mu wytrzeć usta.
— Podaj branżę. — Yassin się uśmiechnął, nie spuścił wzroku, lekko odsunął głowę poza zasięg jego rąk. — A potem rób, co chcesz.

Lu? ♥

1448 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz