Tw.: +18
Po pożegnaniu się z kobietą ruszył dalej w trasę, delektując się niemalże pustymi drogami. W pewnym momencie, mając przed sobą prosty odcinek, puścił kierownicę motocykla, wyprostował się, kładąc dłonie na udach i pracując głównie biodrami, korygował każdy niepotrzebny skręt maszyny, trzymając się linii prostej. Przez intercom słuchał muzyki rockowej przeplatanej metalem oraz popem, co jeszcze bardziej go relaksowało. Był spokojny, pozwolił oczyścić się swojemu umysłowi, choć na chwilę zapominając o przeszłości, która dręczy go już tyle lat. W momencie, gdy długa prosta kończyła się dużym skrzyżowaniem, chwycił za kierownicę, zwolnił, a następnie zawrócił na krzyżówce, pozostawiając po sobie czarny pasek na jasnym asfalcie.
Gdy ledwo wrócił do domu, usłyszał wibracje bezpiecznego telefonu, lecz zamiast przychodzącego połączenia, była to wiadomość tekstowa: "W okolicy Deiranu grasują gady, lecz klienta interesuje tylko ten jeden [zdjęcie w załączniku]. Ostatnia lokalizacja [+66.5656° -179.9999°]. Przeważnie lata pod osłoną nocy. Dostarcz głowę tego gada pod wskazane koordynaty [-97.8453° 241.9927°]. Nie śpiesz się, zlecenie ma czas nieograniczony.". I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że wiadomość przyszła z nieistniejącego już numeru, co wskazuje na anonimowe zlecenie. Nie przepadał za tego typu wiadomościami, gdyż zawsze wolał znać swojego zleceniodawcę, którego zawsze mógł dopaść, gdyby zapłata się nie zgadzała. Ciężko westchnął, przyjrzał się dokładnie zdjęciu oraz współrzędnym, po czym odłożył urządzenie i udał się do łazienki, gdzie wskoczył pod ciepły prysznic. Ściągnął z siebie lekko spocone ubranie termo, które od razu wrzucił do pralki, nastawiając ją na odpowiedni program, po czym wszedł pod prysznic spadowy, zamykając za sobą mleczne szklane drzwi. Ustawił odpowiednią temperaturę wody, od razu ją puszczając z deszczownicy, oparł dłonie o jasne kafelki, opuścił lekko głowę, zamknął oczy i pozwolił wodzie spływać powoli po jego karku, plecach oraz torsie, przez co zaczął odczuwać przyjemne dreszcze. Mimowolnie uniósł kącik ust, wziął głęboki wdech przez nos, by po chwili powoli wypuścić powietrze przez usta, odprężając się. Podniósł głowę, kierując twarz na strumień ciepłej wody, dłońmi przemył twarz oraz włosy, dokończył mycie swojego ciała, lecz przez ciepło wody nie śpieszyło mu się z opuszczeniem kabiny. Uczynił to dopiero po kilku minutach, od razu wycierając się dużym ręcznikiem. Ubrał na siebie świeżą bieliznę, okrywając się czarnym szlafrokiem, po czym poszedł do kuchni, od razy przygotowując sobie jakiś syty posiłek. Dzisiejszy wieczór zapowiadał się na intensywny, przez co musiał dużo odpoczywać oraz spożywać bardzo bogate posiłki, szczególnie gdy będzie miał zamiar używać vantaru. Gdy tylko zjadł, zmuliło go i zasnął na kanapie, wcześniej ustawiając sobie budziki na godziny wieczorne.
Ostatecznie przespał cały dzień, budząc się przed pierwszym budzikiem. Czuł się wypoczęty, a poziom energii chyba wybił poza skalę, gdyż nawet nie odczuwał chęci na kawę. Pomimo tego, puścił w ekspresie macchiato, podstawiając wysoką jasną szklankę, w międzyczasie zaczął pakować swoją czarną torbę, wkładając do niej ciuchy na zmianę, niewielką torbę medyczną oraz zapasowy pistolet w postaci colta. Nie mogło także zabraknąć kilku dawek adrenaliny, paczki papierosów oraz dwie setki wódki, tak, gdyby coś poszło nie tak i musiał się odprężyć. Gdy ekspres poinformował o przygotowanym napoju, wyjął szklankę spod dozownika, upił kilka mniejszych łyków i odstawił na blacie, wracając do szykowania się do wyjścia.
Po godzinie był już gotowy, dopił resztę kawy, zapakował torbę do audi i samemu będąc ubranym w typowo militarny strój (taki sam, jak ostatnio), ruszył w stronę współrzędnych, które były zawarte w wiadomości od anonimowego zleceniodawcy. Jak się okazało, nie było to daleko od jego domu, gdyż przejazd przez część miasta oraz wjechanie do lasu, zajęło mu może niecałą godzinę. Gdy był raptem kilkadziesiąt metrów od miejsca docelowego, pozostawił auto na dzikim parkingu, gdzie za dnia niektórzy zostawiają tutaj swoje pojazdy i udają się na spacer do lasu, po czym sprawdził swoją broń przypiętą do pasa, dopiął kamizelkę na klatce piersiowej, by na końcu ubrać swoją złotą maskę na twarz oraz założyć kaptur na głowę. Przeszedł w tryb bojowy, jego umysł był skupiony tylko na celu, nie zwracał uwagi na naturalne dźwięki z otoczenia czy ruchy dzikich zwierząt, które czując zapach człowieka, zaczęły przebiegać przez leśną ścieżkę. Opuścił pojazd, zamykając je pilotem, i skierował się w stronę dużej polany, skrywając się wysoko w koronach drzew. Samo wspinanie się było dla niego łatwizną, szczególnie gdy jego nastawienie jest typowo bojowe, czuł się jak ryba w wodzie, pokonując gałąź za gałęzią. Przyczajony, niczym dziki kot na gazelę, obserwował teren zieleni, wyczekując odpowiedniego momentu na zastawienie pułapki.
Po dłuższym czasie, do jego uszu doszedł dźwięk trzepoczących skrzydeł, które zdecydowanie nie należały do nietoperza czy sowy. Gdy dostrzegł czerwonego gada, który szykuje się do lądowania, wypuścił smołę z gruntu, tworząc idealną lepką pułapkę. Nie czekał długo, aż gad w nią wpadnie i choć próbował znowu poderwać się do lotu, smoliste macki owinęły się wokół jego łap, powoli sięgając jego skrzydeł, ogona oraz szyi. Cortes sprawnie zeskoczył na ziemię i będąc w transie, zbliżył się do skrzydlatego stworzenia, coraz bardziej splątując jego ciało. W dłoni wytworzył topór, który od razu przybrał realny wygląd, odbijając światło księżyca w pełni, a im był bliżej, tym więcej głosów pojawiało się w jego głowie.
— Co ty, kurwa, robisz, Graves? — usłyszał głos w swojej głowie, który był bardzo wyraźny, a sama jego tonacja była mu dziwnie znajoma. Zignorował to, zwalają winę na wieloletnie omamy słuchowe.
Nie tracąc czasu oraz okazji do zarobku, owinął szyję gada zaraz przy samej głowie i przydusił do ziemi, uniemożliwiając mu na jakikolwiek ruch ciałem. W momencie, gdy jego topór miał wylądować na jego szyi, smok wypuścił niewielki strumień ognia, podpalając wszystko, co było pokryte smołą, w tym samego siebie oraz Eliasa. Vantar od razu okrył ciało mężczyzny smołą, izolując nadmierne ciepło od ludzkiego ciała, tworząc z niego żywą pochodnię. Zdematerializował topór, nawiązując kontakt wzrokowy z gadem, w którego oczach odbijała się płonące ciało mężczyzny, szczególnie złota maska na twarzy, która imitowała ludzką czaszkę. Cicho się zaśmiał i ignorując kolejne słowa w jego głowie, postawił stopę na szyi gada, tworząc cienką nić, którą owinął zaraz przy jego głowie, a gdy już miał ją pociągnąć, zawahał się...
— Tak się kurwa odwdzięczasz za uratowanie Ci życia?! — choć słyszał to w swojej głowie, nie brzmiało to tak normalnie, jak wcześniej, teraz to był dosłowny krzyk, który przebił się przez wszystkie bariery w jego umyśle. — Graves, wiem, że mnie nie poznajesz.. ja.. ja Ci wszystko wytłumaczę. — mówił, a gdy spojrzał w oczy gada, dostrzegł w nich strach oraz chwilową rozpacz, jakby zaraz z jego oczu miały wylać się litry łez.
W tym samym czasie deszcz przybrał na sile, gasząc powoli podpaloną smołę, natomiast vantar sam pochłonął płomienie z ciała Cortesa, pozostawiają jego ciuchy w nienaruszonym stanie. Mężczyzna tkwił w chwilowej niepewności, znowu się zawahał, ale słysząc znajomy głos, odpuścił.
— Jeśli tylko spróbujesz uciec lub stosujesz na mnie jakieś sztuczki, nie zawaham się Ciebie zabić. — pomyślał, będąc świadomy mocy, jaką posługuje się gad. Zdematerializował całą smołę, uważnie obserwując gada, który powoli podniósł się z ziemi, otrzepał się i spojrzał w kierunku drzew.
— Chodź tam... Tam są moje ciuchy. — powiedział, idąc powoli we wskazanym kierunku. Brunet trzymał się bardziej z tyłu, nadal będąc czujnym i gotowym do zaatakowania.
Gdy gad się zatrzymał przy pierwszym rzędzie drzew, mężczyzna oparł się o jedno z nich, zakładając ręce na piersi i czekając na wyjaśnienia ze strony gada. Po chwili zaczęły dziać się rzeczy, których Elias nie widział od dziesiątek lat. Duże czerwone cielsko nagle zaczęło przybierać ludzki wygląd, a gdy ukazała mu się niemalże naga kobieta, odruchowo odwrócił wzrok, dając jej chwilę prywatności. Szybko wyjęła coś z dziupli drzewa i ubrała na siebie, pokazując brunetowi całą prawdę.
Jej fioletowe włosy szybko zmoczyły się od intensywnego deszczu, natomiast biała sukienka powoli zaczęła przyklejać się do jej ciała, ukazując tym jej kobiece krągłości. Cortesowi od razu zrobiło się gorąco, oddech znacznie przyspieszył, a nogi dosłownie ugięły mu się w kolanach, przez co upadł na mokrą trawę, chwilowo podpierając się rękoma. Zaraz usiadł na swoich nogach, ponownie nawiązując kontakt wzrokowy z kobietą.
— Kurwa.. przepraszam. — zaczął, zdejmując kaptur z głowy. — Ja.. Ja nie wiedziałem. — zająkał się, opuszczając wzrok na ziemie.
— Miałeś prawo nie wiedzieć. — podeszła do niego, klęcząc zaraz przed nim. Dłonią dotknęła jego podbródka i delikatnie uniosła, żeby ponownie spojrzeć sobie w oczy. — Wiesz, nie mówię każdemu, kogo spotkam, czym jestem. To byłoby bardzo niebezpieczne. — dodała, obserwując jego reakcję.
— I jak widać, niepoinformowanie o tym też mogło pozbawić Cię życia. — wyszeptał, powoli zdejmując z twarzy złotą maskę, którą od razu zdematerializował. — Przepraszam, tak bardzo jest mi z tym źle..
— Już, już.. Przecież nic się złego nie stało. — delikatnie się uśmiechnęła, gładząc dłonią jego policzek, kciukiem zdejmując samotną kroplę deszczu. — Choć w sumie wystarczyło, żebyś mnie na początku posłuchał. — dodała, na co oby dwoje lekko się zaśmiali.
— Gdy człowiek codziennie słyszy głosy w swojej głowie, ignoruje je.. — mruknął spokojnie, powoli wstając z mokrej trawy, podając kobiecie pomocną dłoń, z której skorzystała.
Oby dwoje byli już przemoczeni od deszczu, a szczególnie Violet, której sukienka w sumie już niczego nie zakrywała. Ich spojrzenia znowu się spotkały, ciała ich były bardzo blisko siebie, zdecydowanie za blisko, lecz im to nie przeszkadzało, czuli się swobodnie, jakby znali się kilka lat. Nie trzeba było długo czekać na reakcję Cortesa, który po prostu nie mógł się już powstrzymać. Prawą dłonią dotknął jej policzka, delikatnie kierując ją w stronę jej włosów, drugą dłonią chwycił ją w talii i przysunął jeszcze bardziej do siebie, od razu składając na jej ustach delikatny pocałunek. Nie czując żadnego oporu z jej strony, zaczął być bardziej odważny i namiętny, co kobieta od razu odwzajemniała.
Stali tak w deszczu kilka sekund, ostatecznie delikatnie przerywając pocałunek, by ich spojrzenia znowu się spotkały. Widział w jej oczach istny płomień, była nakręcona na niego bardziej, niż wcześniejsze jego kobiety, ale jednocześnie nieśmiało się uśmiechała, co brunet skwitował szerokim uśmiechem. Dłońmi zjechał poniżej jej talii i podniósł ją, trzymając dłonie na udach, zaś jej ręce oplotły się wokół jego szyi. Nie wiedział, jak daleko są od jej domu, ale postanowił zaryzykować i przeniósł ich dwójkę prosto do łazienki na parterze. To miejsce znał najbardziej, a że oby dwoje byli cali mokrzy, to przynajmniej nie zmoczą łóżka czy kanapy. Cortes od razu przystąpił do ściągnięcia z siebie ubrań i choć trochę ich miał na sobie, poszło mu to bardzo sprawnie, a gdy oby dwoje byli nadzy, zaczęła dziać się magia. Po jakimś czasie zmienili miejsce na sypialnie kobiety, gdzie brunet się nie hamował, chcąc jak najbardziej zadowolić ciemnowłosą, wynosząc ją na wyżyny przyjemności i choć ona próbowała przejąć inicjatywę, on na to nie pozwalał, posyłając jej zadziorny uśmiech i kompletnie nie zwalniając tempa. Pod tym względem miał duże doświadczenie, przez co mógł też długo wytrzymać. Ostatecznie ich zabawa trwała ponad godzinę i choć to Elias najbardziej się napracował, to Vi nawet nie mogła wstać z łóżka, wtulając się w jego rozgrzany tors. Mógł ją nieświadomie zabić, ale że tego nie uczynił, to świadomie ją przeleciał.
Kilka minut zajęło im dojście do siebie, w sumie to głównie Vi potrzebowała więcej, więc gdy ona leżała jeszcze w łóżku, brunet pozwolił sobie na skorzystanie z prysznicu. Czuł, jak bardzo jego plecy oraz ręce są podrapane, niemalże do krwi, lecz w ogóle mu to nie przeszkadzało. Gdy wrócił do sypialni, minął się z kobietą w progu, która posłała mu zadziorne spojrzenie, na co on szeroko się uśmiechnął. Sama udała się do łazienki, ogarnęła się i zaraz przyniosła mu zapasowe męskie ubrania, które ubrał na siebie.
— Masz może jakiś alkohol? — zapytał, gładząc ją delikatnie w talii.
— Powinien być tam w barku, choć dawno tam nie zaglądałam. — odpowiedziała, wskazując wcześniej wspomniany mebel.
Cortes jak to Cortes, lepiej szło mu przygotowywanie drinków, niż zdrowych posiłków, więc i tym razem nie było inaczej. Zmieszał tequile, limonkę i likier pomarańczowy, tworząc dwa drinki margarity, który jeden wręczył ciemnowłosej, uważnie przyglądającej się poczynaniom bruneta.
— Proszę, spróbuj. — postawił szklankę z drinkiem na blat wyspy. — I może zasiądziemy na tarasie, świeże powietrze może się nam przydać. — dodał, wskazując na drzwi w stronę tarasu.
Zabawa zabawą, zaspokojenie potrzeb swoją drogą, lecz teraz przed nimi będzie ciężki temat, który muszą poruszyć jak najszybciej - kto zlecił zabicie Vi i dlaczego? Elias nie wiedział, ile osób dostało tą samą wiadomość, więc musiał działać jak najszybciej.
Violet? :>
1999 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz