Sam pokój gościnny był odpowiedniej wielkości, dobrze umeblowany i zdecydowanie zadbany, przez co całość wyglądała bardzo przytulnie. Mimo że był w obcym miejscu z obcą kobietą, zasnął bez żadnego problemu, nie mając przy tym żadnego koszmaru czy złego wspomnienia. Rano obudziła go czyjaś obecność w jego łóżku, a gdy pierwszy raz tej nocy się obrócił na bok, poczuł coś włochatego i ciepłego, co od razu zareagowało na niego cichy mruczeniem. Szybko zdał sobie sprawę, że jest to pies kobiety, który najwidoczniej domagał się pieszczot i uwagi, co Elias mógł bez problemu dostarczyć. Uwielbia zwierzęta i sam zawsze chciał mieć czworonożnego przyjaciela, lecz przez pracę musiał zrezygnować z tego pomysłu. Mimowolnie się uśmiechnął, gdy poczuł merdający ogon włochatego towarzysza, po czym przystąpił do pieszczot, drapiąc go po szyi oraz brzuchu. Jak się po chwili okazało, była to młoda suczka, która nie widziała niczego złego w przebywaniu z obcym mężczyzną. Innego zdania był drugi pies kobiety, który po kilku minutach wbiegł do pokoju gościnnego, przyjmując od razu pozycję "bojową", cicho przy tym warcząc. Cortes nie odczuwał strachu względem psa, ale podobała mu się jego reakcja obronna swojego terenu oraz swojej pani. Chwilę mierzyli się wzrokiem, jednak po chwili zjawiła się ciemnowłosa, która zwróciła uwagę przyjacielowi i wyprowadziła z pokoju. Od razu przeprosiła za jego zachowanie i zaproponowała śniadanie, które czekało na nich na dole. Brunet był lekko zaskoczony taką gościnnością ze strony kobiety, która, jak się rano okazało, wyglądała bardzo zgrabnie. Dopiero w porannym świetle mógł dostrzec jej figurę, długie fioletowe włosy oraz naturalny wyraz twarzy. Zlustrował ją wzrokiem, wcześniej podnosząc się do siadu, a że przed snem zdjął z siebie koszulkę, obecnie sam świecił nagim torsem, co przykuło uwagę ciemnowłosej.
— Z chęcią skorzystam, choć samo uratowanie mi życia było sporym wyczynem. — powiedział, przerywając ciszę, która nagle nastała między dwójką.
Kobieta lekko się uśmiechnęła, zawołała drugiego psa i zeszła na dół, dając brunetowi chwilę na wstanie oraz ubranie koszulki. Dłonią sprawnie zaczesał włosy do tyłu, przetarł zmęczoną twarz dłońmi i cicho odetchnął, po czym wstał i zszedł na śniadanie. Dopiero teraz dostrzegł wielkość jej posiadłości i jak bardzo wszystko wyglądało na nowe i zadbane. Osobiście lubił taki styl, lecz ze względu na fakt, że więcej go w domu nie ma, niż jest, nie odświeżał swoich pokoi od kilku lat. Dzisiejsze przebywanie tutaj chyba zmieni jego zdanie i znowu przeprowadzi u siebie remont. Gdy zajął miejsce siedzące przy stole, dostrzegł same dobroci w postaci szynki oraz pomidorów, do tego pesto oraz świeże pity. Zajadał się ze smakiem, co kobieta siedząca naprzeciw niego zdecydowanie to dostrzegła.
— Cieszy mnie to, że smakuje. — mruknęła spokojnie, również spożywając swoją porcję śniadanie.
— Gdy człowiek jest w rozjazdach, to rzadko kiedy może zjeść domowy posiłek. — zerknął w jej stronę z delikatnym uśmiechem. — Swoją drogą, bardzo zainteresowałaś mnie swoją osobą i byłoby miło, gdybyś zdradziła mi swoje imię. — dodał, ostatecznie kończąc śniadanie. Miał tendencję do szybkiego, lecz kulturalnego, jedzenia.
— Przez to zamieszanie nawet się nie przedstawiłam, ale mów mi Violet. — odpowiedziała z uśmiechem.
— Imię warte zapamiętania. Osoba, która uratowała życie obcemu człowiekowi. — mruknął, opierając się o oparcie krzesła, zakładając ręce na piersi.
— Oj przestań noo.. — zarumieniła się lekko, co wywołało cichy śmiech ze strony bruneta. Patrzył na nią i coraz bardziej mu się podobała. Ewidentnie czuł się lepiej, a jego mroczna strona poszła gdzieś w kąt, dając mu okazję do posiadania dobrego humoru.
— Dobrze, postaram się już nie dziękować, ale.. za tak dobre śniadanie dziękuje. — powiedział, na co Vi kiwnęła głową, gdy świeżo co wzięła gryz swojego posiłku. — Czy mógłbym skorzystać z łazienki oraz apteczki, żeby zmienić opatrunki? — zapytał, kładąc dłonie na stole.
— Możesz. W tej łazience jest apteczka, zrób co musisz, ja za chwilę przyniosę Twoje ubrania z pralni. — odpowiedziała, na co brunet przytaknął. — W szafce powinien być jeszcze jeden ręcznik dla gości, możesz z niego skorzystać. — dodała zaraz.
Wstał od stołu i skierował się do łazienki, która jeszcze wczoraj przypominała pole bitwy, tak teraz wyglądała na czystą i schludną. Od razu ściągnął z siebie ubrania i pozwolił sobie na szybki prysznic, zmiękczając jednocześnie opatrunki, żeby tak łatwo nie oderwać skrzepu z ran postrzałowych. Wytarł się wcześniej wspomnianym ręcznikiem, założył bokserki, wyjął apteczkę z szafki i zajął się bandażami. Zaczął od ramienia i choć rana wyglądała na dobrze zabezpieczoną, odkaził ją i nakleił duży plaster. To samo uczynił z raną na boku, na udzie natomiast musiał na nowo użyć gazy oraz bandażu. Stare opatrunki zebrał w jedno miejsce, apteczkę odłożył na miejsce, po czym stanął przed umywalką i raz jeszcze przemył twarz wodą, zaraz wycierając ją ręcznikiem, który później odwiesił na kaloryferze drabinkowym. Wnet kobieta zapukała do drzwi łazienki.
— Możesz wejść. — powiedział Cortes, poprawiając w lustrze swoje włosy.
— Mam Twoje rzeczy, ale nie sprawdziłam kieszeni i kilka suchych już kartek wyleciało ze spodni. — powiedziała, trzymając w jednej dłoni ubrania, w drugiej natomiast zniszczone dowody na zabójstwo szefa kartelu. — Wybacz za to. Mam nadzieje, że nie było to nic ważnego. — dodała z nieśmiałym uśmiechem.
— O kurw... — syknął, a jego wyraz twarzy od razu spoważniał, opuszczając brwi w lekkiej irytacji. Szybko jednak ochłonął, łagodniejąc. — Nie szkodzi. Ważne, że udało się sprać błoto oraz krew. — posłał delikatny uśmiech. — Dziękuję. Pozwól, że się już ubiorę. — dodał, gdy zauważył, że jej spojrzenie powoli wędruje po jego torsie.
— Jasne! — otrząsnęła się i opuściła łazienkę, zamykając za sobą drzwi.
Ubrał na siebie swoje ciuchy, pozwalając sobie na "zacerowanie" dziur smolistymi nićmi, które od razy przybrały wygląd czarnego materiału. Poprawił koszulkę, dopiął pasek od spodni, lekko się przeciągnął, schował dowody do kieszeni, rękawiczki włożył do kieszonki bluzy, po czym nagle dostrzegł pod ścianą swoją broń, nóż oraz kamizelkę, które zdecydowanie zostały pominięte podczas czyszczenia. Zrozumiały zabieg, nie miał jej za złe, że tego nie zrobiła. Żeby nie nadużywać dobroci Vi i robić coś bez jej wiedzy, otworzył drzwi łazienki i poinformował ją o swoim obecnym zamiarze, na co przytaknęła. Pierw chwycił za kaburę z pistoletem, który po prostu włożył pod strumień wody, zmywając krew oraz błoto, następny był nóż z pochwą, a na końcu kamizelka, którą włożył pod deszczownicę i po prostu zlał wodą. Wszystko wytarł szmatą, którą po chwili przyniosła Violet, po czym kamizelkę ubrał na siebie, zakrywając ją bluzą, natomiast do pasa przypiął kaburę z desertem oraz nóż. Na końcu włożył buty, które na szczęście były opłukane z brudu i wysuszone. To chyba jakiś cud, że akurat pod jej płot go przeniosło, bo gdyby trafił gdzieś w środek lasu, pewnie znowu pływałby w smole, gdzieś kilka metrów pod ziemią.
— Zaraz jadę do pracy. Mogę Cię gdzieś podrzucić po drodze, jeśli chcesz. — powiedziała, poprawiając krzesła przy stole.
— Nie trzeba. Wrócę sam. I tak dużo dla mnie zrobiłaś. — odparł spokojnie, zakładając dłonie na przedni uchwyt kamizelki. Wtem ciemnowłosa spojrzała w jego stronę i chyba dostała chwilowego erroru na widok Cortesa w prawie pełnym umundurowaniu. Cóż, za mundurem panny sznurem. — Właściwie... mogłabyś na chwilę włączyć wiadomości? Chciałbym tylko coś sprawdzić. — dodał, żeby trochę ją ocknąć z zamyślenia.
— Jasne, choć jak wcześniej sprawdzałam, to nic się nie działo. — odpowiedziała, w międzyczasie włączając telewizję i ustawiając na odpowiedni program.
— "(...) W nocy doszło do nietypowej sytuacji. Opuszczony biurowiec, na północno wschodniej granicy Deiranu, spłonął doszczętnie, po czym zawalił się, uszkadzając sąsiadujący wieżowiec. Pod zgliszczami znaleziono kilka spalonych ludzkich ciał. Ze wstępnych ustaleń wynika, że było to zaprószenie ognia przez bezdomnych. Policja sprawdza okoliczności zdarzenia (...)" — na te słowa, Elias cicho westchnął, wypuszczając powietrze przez usta. Cóż, takie wypadki przy pracy się zdarzają.
— Czyli faktycznie nic się nie dzieje. — powiedział, gdy kobieta skończyła wypowiedź związaną z biurowcem. — W takim razie na mnie pora. Raz jeszcze dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze będę mógł Ci się jakoś odwdzięczyć. — dodał, wyciągając do kobiety otwartą dłoń.
— Naprawdę nie ma za co.. — zaczęła, jednocześnie ściskając jego dłoń, lecz gdy Cortes nagle ją do siebie przysunął, kładąc wolną dłoń w jej talii, do której zaraz dołączyła druga dłoń, zamilkła, lekko sztywniejąc.
Szybko jednak się rozluźniła, zaś brunet musiał kontrolować swoje ruchy, żeby nie zjechać poniżej jej talii, bo przecież to nie byłoby w jego stylu, skądże. Nie trwali długo w uścisku, a gdy ponownie na siebie spojrzeli, zauważył na jej policzkach lekkie rumieńce, na co szeroko się uśmiechnął. Wnet podbiegła do nich suczka, która trąciła mężczyznę w nogę. Pogłaskał ją między uszami, pochwalił, a nim zniknął, spojrzał raz jeszcze na Vi, puścił jej oczko i ulotnił się w swoim stylu - teleportując się. Czuł się bardzo dobrze, choć nadal odczuwał ból ran postrzałowych, a pomimo tego, udało mu się trafić do swojej kryjówki.
Stanął pośrodku ciemnego bunkra, wziął głęboki wdech, po czym zapalił światło i siadł do stolika, wyjmując z kieszeni uszkodzone dowody. Ostrożnie otwierał kartkę po kartce, wyjmując ze środka, zawinięty w strunówkę, sygnet szefa kartelu. Strony papieru zawierały tylko informację o innych kartelach i miejscach spotkań, zaś pierścień był tym prawdziwym dowodem. Mimowolnie uniósł kącik ust, schował dowód do kieszeni, wstał z fotela i podszedł do małej lodówki, z której wyjął setkę wódki, otworzył ją i wyzerował zawartość butelki. Z hukiem odłożył ją na blat, lekko się wzdrygnął i ponownie się przeniósł, tym razem na parking zleceniodawcy. Tam zlokalizował swoje auto, wsiadł do środka, chwycił bezpieczny telefon i się z nim skontaktował. Po kilku minutach przyszedł jeden z jego ochroniarzy i zaprowadził go do biura, gdzie doszło do zakończenia transakcji, przyjmując sporą zapłatę za zlecenie.
***
Minęło kilka tygodni od akcji w biurowcu, jego rany zdecydowanie zdążyły się zagoić, pozostawiając po sobie niewielkie blizny, natomiast jego sposób patrzenia na świat nadal nie uległ zmianie. Dużo rozpamiętywał, oglądał nagrania z czasów, gdy wszystko było dobrze, przeglądał rodzinne albumy, do tego dużo pił oraz palił, powoli się staczając. Z tego złego fatum wyrwała go jakaś siła, która wywróciła jego stolik w salonie, na którym stało kilka butelek piwa oraz whisky, on zaś siedział na kanapie, patrząc się w zgaszony telewizor.
— Tak, wiem, nie powinienem do tego wracać.. — mruknął, ciężko przy tym wzdychając. — Ale co innego mi zostało w tym jakże nędznym życiu. — dodał, zbliżając do ust butelkę alkoholu, lecz gdy już miał ją przechylić, znowu coś poleciało, tym razem ozdobna poduszka trafiła prosto w dłoń z butelką, która z hukiem upadła na dywan, rozlewając resztę zawartości. — Kurwa... — syknął, zerkając na bok.
Jako że był wypity, nie był w stanie wszystkie posprzątać, wyrzucił jedynie puste butelki oraz poprawił szklany stolik, który jakimś cudem się nie uszkodził, pranie dywanu czy mycie podłóg zostawił sobie na następny dzień, co uczynił z samego rana.
Dwa dni po incydencie w salonie, jego umysł lekko się oczyścił, a jego chęci na wyjście z domu zdecydowanie powróciły. Była słoneczna pogoda, temperatura była optymalna, niebo było bezchmurne, więc nic nie stało na przeszkodzie, żeby pojechać na wycieczkę motocyklem. Po zjedzeniu śniadania wziął szybki prysznic, ogarnął twarz oraz włosy, ubrał na siebie świeże ciuchy termo oraz kominiarkę, następnie pełny kombinezon, po czym skierował się do garażu, gdzie włożył buty, kask oraz rękawice. Tak w pełnej zbroi wyprowadził kawasaki z garażu, wyjechał na chodnik, zamknął za sobą główną bramę i ruszył w miasto. Trzymał się przepisów ruchu drogowego, gdyż miał być to zwykły spacer, lecz gdy tylko widział muła drogowego, wyprzedzał nawet na podwójnej ciągłej, starając się nie przekraczać prędkości.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy zajechał na stację benzynową, żeby zatankować motocykl do pełna. Przy kasie uregulował płatność oraz dokupił małą butelkę wody, żeby ugasić swoje pragnienie. Wracając do maszyny, rozejrzał się za jakimś zacienionym miejscu, gdzie mógłby się na chwilę zatrzymać, a gdy dostrzegł parking w cieniu, przestawił tam motocykl. Ściągnął kask oraz kominiarkę, które odłożył na siedzenie, następnie rozpiął górną część kombinezonu, otworzył butelkę wody i wypił kilka większych łyków. Sama stacja znajdowała się na małym odludziu, więc szum aut za bardzo tutaj nie dochodził, mógł w spokoju chwilę odpocząć i zaczerpnąć normalnego powietrza, gdyż w kominiarce i kasku raczej ciężko o coś takiego. Wtem jego uwagę przykuł czerwony Jeep Wrangler, a dokładnie kierowca tego pojazdu, gdyż jak bardziej się przyjrzał, dostrzegł długie fioletowe włosy oraz szczupłą sylwetkę - to była Violet. Mimowolnie się uśmiechnął, choć nie spodziewał się po sobie takiej reakcji, dopił wodę w butelce, którą wyrzucił do kosza obok i choć miał ochotę do niej podejść, nie miał ochoty się rozgadywać, bo o czym mieliby rozmawiać w takim miejscu. Ubrał kominiarkę oraz kask, wsiadł na motocykl, który zaraz odpalił i jedynie podjechał bliżej, żeby nawiązać z kobietą kontakt wzrokowy.
— Mogłem się spodziewać, że tak piękna kobieta jeździ tak dobrym autem. — powiedział, wcześniej unosząc czarny wizjer. Ciemnowłosa, która tankowała pojazd, musiała lekko wytężyć swój wzrok, lecz gdy zdała sobie sprawę, z kim rozmawia, uśmiechnęła się. — Dobrze znów Cię zobaczyć, Violet. — dodał zaraz.
Violet?
2064 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz