Ktoś wynajął łowcę, by dostarczył mu moją głowę.
Myśl ta kotłowała się w mojej świadomości, odkąd tylko w miarę otrzeźwiałam po nocnych zabawach. Facet zdecydowanie wiedział, co robi. Skutecznie pozbyłam się dzięki niemu na ten czas wszelkich myśli, poza tą jedną — jak było mi z nim cholernie dobrze. Jednak to, co przyjemne, kończy się w życiu raczej szybciej, niż później... Tak było niestety i tym razem.
Zakręciłam drinkiem w szklance, po czym upiłam mały łyk, patrząc we wciąż przesłonięte chmurami niebo. Siedzieliśmy z mężczyzną na ogrodowej kanapie, znacznie krótszej od tej w salonie, więc żeby wyłożyć się wygodnie, półleżąc, na plecach, przerzuciłam swoje nogi przez nogi Gravesa, który zajął drugą połowę mebla w pozycji siedzącej. W jednej ręce trzymał już kolejną szklankę swojego drinka, drugą położył na moim udzie. Deszcz w końcu przestał padać, a w lesie wokół nas ożywiło się nocne życie. Słychać było głośne cykanie jakiś owadów, od czasu do czasu rozbrzmiewało rechotanie żab, gdzieś w oddali natomiast zdawało mi się, że dostrzegłam świetliki. Dawno ich tutaj nie widziałam.
Gdy dłoń mężczyzny zaczęła wędrować w górę mojego uda uśmiechnęłam się, patrząc na niego znad swojej szklanki. Ten jednak patrzył przed siebie, jego twarz wyrażała zaniepokojenie, wykonał więc pewnie ten ruch bezwiednie. Odkąd przemówiłam do niego w swojej prawdziwej postaci, miałam dostęp do jego umysłu, a on do mojego. Chociaż miałam tę przewagę, że potrafiłam blokować swoje myśli, żeby docierały do niego tylko te staranie wyselekcjonowane, które chciałam przepuścić. O ile nie popełnię gafy, wiążąc się w ten sposób z jakimś telepatą czy innym magiem, który wiedział, na czym polega stawianie i burzenie mentalnych barier, nie odczuwałam konsekwencji tej więzi.
Wciąż słyszałam kłębiące się w jego głowie myśli, były jednak tak głośne i niepoukładane, że zamiast skorzystać z okazji i wyciągnąć od niego coś więcej, po prostu go zablokowałam. Od tego jazgotu w jego świadomości zaczynała boleć mnie głowa, a byłam na niego wystawiona dość krótko. Strach pomyśleć, co będzie później.
— Czyli w sumie nic o tym zleceniodawcy nie wiemy — mruknęłam, odstawiając pustą już szklankę na stolik obok. Podniosłam się do siadu i zmieniłam pozycję tak, że siedziałam okrakiem na kolanach mężczyzny. Przeczesałam dłonią jego ciemne włosy, odgarniając je do tyłu i utkwiłam wzrok w tej przystojnej twarzy. Uśmiechnęłam się lekko, gdy zacisnął dłonie na moich biodrach. Jednak zamiast zbliżyć swoje usta do jego, czy zaproponować jeszcze inne aktywności, objęłam go ramionami za szyję i oparłam swoją głowę na jego ramieniu. Zaciągnęłam się jego zapachem. Taki przyjemny... Czułam, jak w głowie mi szumi. No tego jeszcze nie grali, żeby po jednej szklance alkohol tak mnie sponiewierał... — Z sms-a z nieistniejącego numeru nic nie wywnioskujemy. W zasadzie nie mamy żadnych danych. Nic — zsunęłam się z jego kolan i odwróciłam na pięcie, nie patrząc na niego. Podeszłam do balustrady i oparłszy na niej przedramiona, spojrzałam w dół na jezioro. Chmury zaczynały się rozwiewać, więc na tafli w końcu zatańczyło odbite od wody światło księżyca.
— Nie ma nikogo, kto przychodzi ci na myśl, że mógłby chcieć twojej śmierci? — głos mężczyzny dotarł do mnie z bliższej odległości, niż znajdowała się kanapa. Nie usłyszałam, jak podchodzi, dopiero poczułam jego ręce otaczające mnie w talii i przyciągające do jego ciepłej, twardej klatki piersiowej. Pozwoliłam mu odciągnąć się nieco od balustrady.
— Raczej niekoniecznie. Nie jestem nikim szczególnym — wzruszyłam ramionami. Gdy tylko mężczyzna pójdzie, spróbuję powiadomić brata o tym, co się stało. On z kolei, wykorzystując swoje kontakty w mafii, doinformuje się, czy z jakiegoś powodu ktoś mógłby uznać, że warto wydać kupę kasy, by się mnie pozbyć. Nie robiłam w organizacji nic specjalnego. Już bardziej bym podejrzewała, że... — Ale mój brat... — zesztywniałam w uścisku mężczyzny. Nie miałam od Liama żadnych wieści od kilku tygodni, co jak na niego było niespotykane. — Mój brat mógłby... potencjalnie... władować się w jakieś kłopoty — skrzywiłam się. To mało powiedziane. Mężczyzna położył mi stanowczo dłonie na ramionach, by odwrócić twarzą do siebie.
— Co to znaczy? — jego poważne spojrzenie spotkało moje oczy. Westchnęłam zrezygnowana.
— On... Pomaga czasami takiej jednej lokalnej organizacji... — przecież nie powiem, że mafii. I że nie pomaga, tylko w niej siedzi. Na tyle głęboko, żeby na akcje w terenie chodzić tylko dla funu, oraz odsunąć mnie od szemranego towarzystwa na tyle, na ile się dało bez wywołania buntu. — Handluje magicznymi przedmiotami — półprawdy opuszczały moje usta bez zająknięcia. — Dawno go nie widziałam, może... Mógł zadrzeć z kimś, z kim nie powinien. Ale nie wiem. Od kilku tygodni nie mam od niego żadnych wieści. Ale też nie próbowałam się z nim kontaktować.
— Zamiast uderzyć bezpośrednio, wolą go rozsierdzić, zabijając mu siostrę — Graves zacisnął szczękę. Chyba się wkurwił.
— Może. A może nie — ponownie wzruszyłam ramionami.
— Porozmawiaj z nim może.
— W tej chwili to bez sensu, na pewno śpi — na pewno nie, ale prawie na pewno nie odbierze. On też lubił skorzystać ze współpracującej pogody i wybrać się nocą polatać. Tylko do odpowiedniego miejsca wylotu miał trochę dalej, niż ja, dlatego tak lubił wpadać do mnie w odwiedziny. Mimo, że chmury już nie przysłaniały nieba, prawdopodobnie wracał teraz do mieszkania w akompaniamencie muzyki odpalonej tak głośno, że nie usłyszałby telefonu. — Rano — uśmiechnęłam się uspokajająco.
Puścił mnie i zrobił krok w tył. Zlustrował mnie uważnie spojrzeniem.
— Skoro tkwimy w martwym punkcie, może w międzyczasie wrócę po swój samochód. Zaparkowałem go nieopodal tej polany, gdzie lądowałaś — przez wzniesione przeze mnie bariery w moim umyśle przedostała się jedna myśl mężczyzny: Muszę zapalić. Moja brew powędrowała do góry w wyrazie zaskoczenia.
— Jasne, śmiało — jednym krokiem pokonałam dzielącą nas odległość, po czym wspięłam się na palce i cmoknęłam go szybko w policzek. — Tylko wróć do mnie — uśmiechnęłam się, zakładając sobie kosmyk włosów za ucho.'
Mężczyzna zniknął, a mnie ogarnęła dojmująca cisza, bo wraz z nim opuściły mnie jego głośne myśli. Odetchnęłam z ulgą. Chociaż chwila spokoju. Tak sobie w każdym razie próbowałam wmówić, idąc na górę w towarzystwie obudzonych moim ponownym wejściem do domu psów. Objęłam się ramionami, odtwarzając w głowie, jak wcześniej robił to on. Uśmiechnęłam się do siebie w reakcji na powracające wspomnienie wspólnie spędzonej nocy. Doświadczenie zdecydowanie warte powtórzenia...
Kaya mnie wyprzedziła i wpadła do mojej sypialni. Po chwili wybiegła stamtąd z czymś dyndającym jej z pyska. Zmrużyłam oczy, gdy wręcz popisowo zaaportowała to coś do mnie, siadając tuż przede mną, z pyskiem opartym o moje uda i wzrokiem utkwionym we mnie. O zęby zahaczony miała łańcuszek z zawieszoną na nią jakąś blaszką. Sięgnęłam po to, masując suczkę między uszami w nagrodę. Wywaliła język i jeszcze bardziej wtuliła we mnie głowę.
Trzymałam w ręce nieśmiertelnik. Mężczyzna musiał go zostawić, ciekawe tylko, gdzie. Nie zwróciłam jakoś uwagi, żeby miał go na sobie, chociaż... Mogłam nie być do końca trzeźwo myśląca w tamtym momencie. Złapałam jedną z blaszek i przyjrzałam się wyrytym literom i cyfrom.
Elias "Graves" Cortés
Coś ukłuło mnie w sercu, ale zignorowałam to. Nie przedstawił mi się prawdziwym imieniem. Cóż, niemiło... Daleka byłam natomiast od oceniania, w końcu bądź co bądź ledwo się znaliśmy. A że w wyniku serii niefortunnych zdarzeń zbliżyliśmy się do siebie...
— Dzięki, Kaya — mruknęłam, przyglądając się kolejnym danym z nieśmiertelnika. Gdy mój wzrok padł na datę urodzenia wybałuszyłam oczy w wyrazie szczerego szoku. Że ile on ma lat???
Westchnęłam ciężko, zaciskając blaszki w dłoni. Przez chwilę rozważałam, czy zrobić mu burdę, jak wróci, ale to nie miało żadnego sensu. W zasadzie mogłam się domyślić wcześniej. Tysiące myśli w jego głowie, z czego nie wszystkie, miałam wrażenie, należały w stu procentach do niego, bo zdawały się do niego zwracać... A wśród nich jego prawdziwe imię rozbrzmiewało stosunkowo często. Jednak w głowie miałam przy nim papkę zamiast mózgu, zignorowałam to więc zupełnie.
Usłyszałam chrzęszczenie żwiru na podjeździe. Wrócił. No cóż, trzeba by go chyba skonfrontować... Nie zamierzałam jednak nic mu wypominać, jedynie powiedzieć, że wiem. Przedstawienie mi się pseudonimem to jego decyzja, od początku do końca. Miał tyle lat, że być może potrzebował ukryć się przed ludźmi z przeszłości. Ja jemu też wszystkiego o sobie nie powiedziałam, wkurzanie się o zatajenie jego prawdziwego imienia byłoby hipokryzją.
Zeszłam na dół w momencie, gdy mężczyzna otworzył drzwi wejściowe. Podeszłam do niego, patrząc mu uważnie w oczy, a na mojej twarzy nie było nic, poza fascynacją, jak niesamowicie dobrze wyglądał. Bił teraz od niego zapach palonego tytoniu, ewidentnie więc wcześniej złapał go głód nałogu.
— Szybko wróciłeś — wyciągnęłam przed siebie rękę, w której ściskałam nieśmiertelnik, żeby oddać go właścicielowi. Widząc pojawiającą się na jego twarzy konsternację uśmiechnęłam się lekko i dodałam — Elias.
Elias? :>
1386 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz