lipca 17, 2025

Od Anaxy cd. Axela

 Czy on właśnie zasugerował, że to Anaxa powinien się stąd wynosić? Z miejsca jego zlecenia? Chyba w jego snach, pomyślał z irytacją. Zmarszczył brwi, jednak nim mu odpowie i powie dokładnie, co myśli o jego złodziejskiej mordzie, najpierw trzeba było zająć się tym przerośniętym kundlem. Kundlem o morderczych intencjach, którego raczej byle kość nie zainteresuje. Ale każde stworzenie miało swoje mocne i słabe strony, tak. Wilkołaki nie były wyjątkiem od tej reguły.

Ich instynkt kazał im podążać po najmniejszej linii oporu, jeśli szło o polowania, więc gdy ofiara zaczynała być nazbyt irytująca, a i jeszcze walczyła, przechodziły w tryb obrony. Co za tym szło? Nie ruszały się ze swojego miejsca jeśli nie musiały. Zawsze było łatwiej bronić jednego metra kwadratowego (lub chyba czterech, patrząc na ten włochaty zad) niż całego terenu. Zwłaszcza będąc w mniejszości. A może dzięki temu ten emo idiota trafi w nieruchomy cel.

— Co to za nowa metoda, cięcie się przed walką, co? — rzucił przelotem, zeskakując na ziemię i podrzucając w powietrzu sztylety, by złapać je z półuśmiechem na twarzy. Nieco dramatyzmu nikomu krzywdy nie zrobiło. Ale Falsenheim albo był za mało dobodźcowany, albo nie docenił próby komizmu ze strony Anaxy. Zmarszczył nos i pochylił się lekko ze swoim mieczem. Jego ciało wyglądało jak napięta cięciwa łuku, gotowa do wystrzelenia.

— Powinieneś coś o tym raczej wiedzieć, patrząc na te włosy — odwarknął mu przez zęby, z wzrokiem utkwionym w torsie wilkołaka. Płomienie tańczące na ostrzu jego miecza rzucały łunę na jego pobliźnioną skórę i wyniosłe rysy twarzy. Anaxa spojrzał na nie tylko na krótki moment, bowiem szybko przewrócił oczami i pozwolił swojej energii spłynąć nieco na ostrza sztyletów. Zielonkawa, żałośnie niewielka poświata rozjarzyła je od środka.

Wilkołak odrzucił łeb do tyłu i zawył w kierunku nocnego nieba. Ciemne chmury przysłoniły na moment srebrną tarczę księżyca, przez co jedynymi większymi źródłami światła były ich własne ostrza. Ale i tak bestia rzuciła się na Axela, wyskakując, aby wyminąć wycelowany prosto w nią miecz. Trochę zbiło go to z tropu, gdy przypomniał sobie o swoim poprzednim żarcie. A raczej, co go wywołało - rana. Oczywiście, cholera, że kundel rzucił się na ranną ofiarę.

— Wiesz! — Anaxa krzyknął przez ryki wilkołaka, gdy mignął na bok. Nie chciał zostać przygnieciony przez gigantyczne cielsko, nie byłby to jego idealny plan na wieczór. Axel podzielił jego sentyment, gdyż sam także wykonał uskok na bok, jednak wykorzystując też tę szansę na wykonanie cięcia na wskroś boku wilkołaka.

— Jak masz takie problemy, możesz powiedzieć o tym zaufanemu dorosłemu! — dodał potem, robiąc akrobatyczny przeskok ponad bestią, aby obydwoma sztyletami przeorać zad przeciwnika — Albo dam ci potem namiary na dobrego terapeutę!

— Pierdol się — Axel odrzucił propozycję szybko i dosadnie. Zamiast tego, wykonał piruet w miejscu, aby spotkać sztych swojego miecza z wilkołakiem, który akurat robił nawrót na ich dwójkę. Następnie wycofał się płynnie o pół kroku, na powrót przyjmując pozycję w lekkim wykroku i mieczem wycelowanym na ich cel. Sama bestia na ten moment skupiła się na Anaxie, który stał tuż przed jej mordą.

— Z resztą, nie będę przyjmował porad psychologicznych od kogoś, kto używa zaimków i ma niebieskie włosy — dodał z cieniem lekkiego uśmiechu na wargach. Przesunął ostrze miecza na swoje ramię, a gdy wilkołak rozwarł szczęki, aby wgryźć się w przeciwnika, wykonał pchnięcie. W tym samym czasie Anaxa opadł do przykucu, nim wystrzelił jako smuga wzdłuż drugiego boku wilkołaka, naznaczając cielsko kolejnymi, zielonkawymi szramami.

— Tak, zaimków chuj ci/w dupę — wydyszał, gdy znalazł się obok Axela — Zęby z prawej.

Falsenheim zerknął błyskawicznie we wskazaną stronę. Rzeczywiście, wilkołak, z ostrzem wbitym prosto między swoje łopatki, wygiął się tak, aby złapać kłami rękę wojownika. W odpowiedzi, mężczyzna zrobił kolejny unik, nim odpłacił się bestii pięknym za nadobne przez odbicie pyska krawędzią miecza. Wilk zapiszczał, przymykając ranne, przecięte oko. Sam Axel skinął głową w niemym podziękowaniu, jednak szybko ich uwaga została przyciągnięta przez niespodziewane bulgotanie.

Bowiem tam, gdzie ich ostrza weszły w ciało bestii, skóra wilka zaczęła się zmieniać. Coś zaskwierczało, coś się zaczęło naciągać, rozrastać. Na ich oczach świeża tkanka zaczęła pokrywać cięcia i rany, pokrywając je mięsistą przerośniętą skorupą. Jak nowotwór. Tak, jak nie powinno zachowywać się zdrowe ciało. 

Na ten widok zarówno Anaxa, jak i Axel unieśli bronie w pełnym skupieniu. W jakiś sposób wyczuli, że sytuacja wymagała zostawienia tymczasowo za sobą ich kłótni i nieporozumień. Musieli podjąć niechętną współpracę w obliczu ... No właśnie, czego? Na pewno nie zwykłego zmiennokształtnego. Te zmiany, ta spaczona regeneracja - nie było w tym nic naturalnego. Dziwne uczucie ścisnęło serce Anaxy, jednak odepchnął je na dalszy plan. Nie tym razem, traumowy demonie.

Zerknęli na siebie przez moment. Nieme porozumienie. Dostatecznie wiele lat Anaxa spędził w służbach specjalnych, żeby wiedzieć, jak działać w grupie. Postanowił jednak, że to on poprowadzi ich kolejne natarcie. Mignął na plecy wilkołaka, jedną ręką trzymając się futra, a drugą rozcinając sztyletami regenerującą się tkankę, nawet jeśli ta walczyła zawzięcie z jego atakami. Axel natomiast zacisnął własną zranioną dłoń w pięść, przez co ciemne, szkarłatne krople opadły na płomienie. Te wybuchły ze zdwojoną mocą, skarmione kolejną ofiarą. I chociaż pierwszy dreszcz przeszedł po jego plecach, wykonał zamaszyste cięcie na ich przeciwnika, przypalając, a raczej wręcz zwęglając leczące się rany. Wilkołak zawył, ale nie zregenerował się. Nie w tym miejscu.

— Oko — Axel od razu nakazał, na co Anaxa tym razem apportował się przed łbem bestii. Złapał ją za ucho. Poczuł jak moc narasta w jego żyłach, rozjaśniając je zielonkawo od środka, nim docisnął głowę wilka do ziemi. Wkrótce dłoń zastąpił kolanem, by schować jeden ze sztyletów do pochwy na plecach, a drugim ostrzem zaczął rozcinać tamte blizny. Axel, który musiał mieczem powstrzymać atak szponiastej łapy, wykonał w powietrzu gest, a skondensowany, ognisty pocisk trafił prosto w żółte ślepie. Kolejne skomlenie rozległo się w piaskowni, ale wiedzieli, że nie był to czas na zatrzymywanie się.

W rozmytych smugach Anaxa zaczął przeskakiwać wokół całej sylwetki wilkołaka, tnąc kolejne narośla skażonym sztyletem. Chociaż wilkołak próbował za nim podążać, aby powstrzymać natręta, na nic zdało mu się to. Gdzie się nie obrócił, na jego plecach już znajdował się Falsenheim. Gdzie nie zamachnął się pazurami, tam płomienie wypalały futro i węgliły skórę. Każdy obrót był piętnowany dźgnięciami, każdy ryk skutkował kolejnymi falami bólu.

Wkrótce, potwór padł. Dysząc i skomląc, na piasek skąpany w ciemnej, skażonej krwi. Uniósł jedynie wzrok na sylwetkę, która stanęła ponad nim z mieczem. Z surowym, wyrachowanym obliczem, płonącym sztychem wycelowanym między oczy wilkołaka. Pchnięcie, które nastąpiło, było nieceremonialne. Mechaniczne i wyuczone, perfekcyjne w zabójczej prostocie.

Ciało zadrżało w ostatnich konwulsjach nim, pokryte na prawie każdym calu zwęglonymi tkankami, jak i bulgoczącymi wrzodami, znieruchomiało na mokrym piasku. Zapadła cisza.

— Niech ci ziemia ciężką będzie, chuju — warknął Anaxa, pojawiając się u prawego boku Axela. Jego idealna kopia zatrzymała się po lewej stronie wojownika, pokazując teraz język bestii w prześmiewczym geście. Już chciała przykucnąć nad wilczym łbem, gdy to miecz ponownie przeciął ciało z nieprzyjemnych chrzęstem. Momentalnie Anaxa odwołał iluzję, nieco urażony tym atakiem, gdy to zrozumiał, że Falsenheim nie celował w postać per se, a raczej - w kark. Odrąbywał głowę jakby była to najnormalniejsza rzecz po walce z nienaturalnym potworem.

— Aha, tak po prostu? — spytał, krzyżując dłonie na piersi z uniesionymi brwiami — Głowę sobie bierzesz? No dobra. Nie oceniam... To jest, oceniam, tak — Anaxa potrząsnął głową, nim westchnął ciężko — Cholera. Nie wiedziałem, że psiury mogą tak robić. Ewolucja czy co?

Axel?

1205 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz