sierpnia 01, 2025

Od Aleistera — Tak niech się stanie I

 Nieokreślona przyszłość, Deiran, 31 października

Jesienny klimat za oknem bynajmniej nie sprzyjał jakimkolwiek aktywnościom, jednak przychodził ten moment w Crowley'owym kalendarzu, którego pominąć nie mógł. Głównie ze względu na naturę swoich umiejętności i to, jakich wyrzeczeń one wymagały od niego, aby Aleister pozostał w łaskach kosmicznych sił. Po tylu latach, co prawda, te drobne rytuały stały się dla niego swojego rodzaju rutyną, jednak nie zmieniało to faktu, że przygotować do nich musiał się już na kilka dni przed szczytowym nasileniem Samhain. Zebrał wszystkie świece, suszone zioła i misy z brązu, specjalnie okadzone przed złożeniem w nich darów. Nawet przeprowadził oczyszczenie całego piętra, wychodząc z mieszkania na klatkę schodową, aby rozprowadzić dym lawendy w okolicy. Drzwi do domu jednego ze sąsiadów oczyścił nawet dwukrotnie, bo uznał, że starcowi mniej negatywnej energii w życiu wyjdzie jedynie na dobre.

Brakowało tylko jednej, ostatniej rzeczy: przewodnika. Najlepiej o odpowiednio silnym potencjale, który umocni więź Aleistera z siłami przynajmniej przez następne kilka miesięcy. Zazwyczaj funkcję przewodnika pełniła ofiara. Wiele mówiło się w kręgach, z których mężczyzna pochodził o czystości duszy i przewadze niewinności nad grzesznością w przypadku rytuałów wiążących. Jednak po tylu latach Crowley nauczył się, że z każdej sytuacji jest więcej wyjść niż człowiek myśli. I tak samo było w tym przypadku, gdyż jeśli przewodnik sam z siebie był w stanie wykrzesać odpowiednią ilość potencjału magicznego, nie musiał on umierać. Wniosek był więc prosty.

— Czyli, podsumowując — Sahib powiedział, stając pośrodku namalowanego na podłodze farbą sygilu, który jeszcze chwilę studiował z zaciekawionym wzrokiem — Mam położyć się tutaj i otworzyć się na węzły energetyczne, a ty zajmiesz się resztą?

— Zgadza się — odparł Crowley ze skinięciem głowy. Gestem dłoni zasłonił wysokie okna w pokoju grubymi, ciężkimi zasłonami, w tym samym czasie rozpalając świece na każdym newralgicznym punkcie sigilu. Knoty zapłonęły natomiast błękitnym płomieniem. 

— A czy jest przewidywane jakieś wynagrodzenie dla mnie za spełnienie tego twojego życzenia? — Czarodziej dopytał, a uśmiech zatańczył na jego wargach. Doskonale wiedział co robi, w dodatku, zdawało się, odczuwał z tego powodu jakiegoś rodzaju satysfakcję.

— Myślę, że na coś będzie można się umówić, diable złocisty — Aleister pokręcił lekko głową. W jego głosie pobrzmiała nuta nietypowego dla niego ciepła. Sahib zdawało się, że wyłapał ją, bowiem jego własne rysy nieznacznie złagodniały. Położył się na podłodze, układając się tam wygodnie i wzdychając. Utkwił wzrok w suficie, ręce rozłożył lekko na bok tak, by palcami muskać misy. Jeszcze nieco wyciągnął nogi i szturchnął stopami największe naczynie u swoich stóp.

Crowley obszedł znak na panelach, jeszcze na sam koniec sprawdzając, czy wszystko było na miejscu. Dopiero wtedy ściągnął zarówno marynarkę, jak i buty, by wejść do środka sygilu. Ukląkł na podłodze nieopodal Sahiba. Podłapał spojrzenie drugiego mężczyzny na krótki moment, bowiem ponownie skupił się na rytuale. Szepcząc inkantacje, wzniósł zdobiony sztylet w obydwóch dłoniach ku górze jakby składał go w ofierze. Na czubku ostrza zatańczyła iskra, znacząca smugę za sztyletem gdy Aleister opuścił go w stronę Keyana.

— To ostatnia szansa na wycofanie się, mój drogi — szepnął i zawisnął nad czarodziejem. Sztylet lekko dotknął warg Sahiba. Ten jednak tylko zmrużył ostrożnie oczy, wpatrując się w Crowleya. Następnie pokręcił nieznacznie głową.

— Nie będę psuł ci takiego klimatycznego otwarcia — odpowiedział równie cicho. 

Aleister powstrzymał krótki śmiech. Pochylił się ku twarzy Keyana, ułożył czubek sztyletu tuż przy rozchylonych ustach mężczyzny. Ich oddechy wymieszały się w jedno, łącząc się z atmosferą w samym pokoju.

— Masz moją wdzięczność — Czarownik najpierw musnął górną wargę Sahiba swoimi zanim zawahał się na krótki moment (co by dodać nuty napięcia pomiędzy nimi) i skradł mężczyźnie pocałunek. Pogłębił go z cichym pomrukiem, wyszeptanym zaklęciem popychając nić energii ze sztyletu do wnętrza Keyana. Knykciami musnął szczękę mężczyzny.

— Teraz... Możemy zaczynać.


Koniec.

Miał być short, wyszło jak wyszło.

602 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz