sierpnia 18, 2025

Od Eliasa cd. Violet +18

Tw.: Przemoc, strzelanina, samobójstwo, ludzkie zwłoki.
Powoli, lecz dokładnie, przyswajał każdą informację, szczególnie starał się dobrze zapamiętać wizerunek mężczyzny, którego mają znaleźć, żeby później było łatwiej go zwizualizować w programie. Nie miał z tym problemu, gdyż wiele lat pracy na czarnym rynku wyrobiły mu pamięć fotograficzną, o ile tak można nazwać dobre zapamiętywanie nawet najdrobniejszych szczegółów wizerunku drugiej osoby. W międzyczasie przez myśl przechodził mu temat "więzi umysłu" z Violet, że połączenia nie da się zerwać, a przynajmniej w tym momencie, i że gdy jednej osobie coś się poważnego stanie, druga może to odczuć, co ostatecznie zrozumiał, że gdy jedna umrze, ciągnie za sobą drugą osobę. Za bardzo się tym nie przejął, gdyż już raz był bliski śmierci, ale że vantar zadziałał w odpowiednim momencie, nie odniósł żadnych poważnych obrażeń.
Gdy nagle usłyszał o tym, że Vi współpracuje z Vipers, lekko uniósł kącik ust i wrócił wzrokiem na taflę jeziora, popijając wcześniej przygotowanego drinka.
— Ciekawe... — zaczął, co spotkało się z lekko pytającym spojrzeniem kobiety — Tyle lat tam siedzę i ani razu na siebie nie wpadliśmy. — dodał, spoglądając w jej stronę. — Co prawda już nie jestem tam codziennym bywalcem, ale do niedawna byłem na prawie każdej akcji.
— W takim razie musieliśmy się mijać. — odparła. — Ale Ty w Vipers? Myślałam, że wolisz zlecenia z rynku...
— Można powiedzieć, że pracuje na dwa etaty. — uśmiechnął się lekko, co spotkało się z cichym śmiechem kobiety. — Ale wracając do zlecenia... Wrócę do siebie i czegoś poszukam. W domowym zaciszu będzie łatwiej mi się skupić, poza tym tam mam cały sprzęt. — dodał, dopijając swój napój.
Po kilkunastu minutach był już w drodze do domu, cały czas myśląc i analizując wszystko, co dzisiaj usłyszał i czego się dowiedział, nie zwracając większej uwagi na "więź" z ciemnowłosą czy fakt, że robi dla Vipers. W tym momencie to było najmniejszym zmartwieniem. Gdy tylko wszedł do swojego domu, spakował do torby odpowiednią sumę wypranych pieniędzy i wrócił do pojazdu, udając się od razu w stronę informatora. Tym razem nie miał zamiaru spuścić mu wpierdolu, a jedynie dołożyć mu więcej roboty, bo co innego może robić człowiek, który nadal leczy przestrzelone nogi. No, chyba że nagle coś odwali i będzie trzeba mu przypomnieć, dla kogo pracuje, wtedy Cortes nie będzie miał wyrzutów sumienia, że pobije kalekę.
— Tutaj masz kasę za moje zlecenie. — powiedział, wchodząc do jego posiadłości, jak do siebie, kładąc torbę z pieniędzmi na jego biurku. — Plus dodatkową sumę. Masz mi kogoś znaleźć lub przybliżyć jego lokalizację. — dodał, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
Witaj mój ulubiony informatorze, dobrze widzieć Cię całego i zdrowego.. No może nie zdrowego, ale żywego. — zamamrotał pod nosem, na co brunet tylko uniósł brew. — No co? Tyle lat dla Ciebie robię... Byłoby miło usłyszeć od Ciebie coś normalnego. — dodał, ściągając torbę z biurka.
— Słuchaj no kurwa... — zaczął, opierając się o mebel, który ich dzielił. — Nie przychodzę do Ciebie na pogaduszki, tylko żebyś coś lub kogoś dla mnie znalazł. Nie potrzebuje ludzi w swoim życiu. — dodał, wybijając Buzz'owi z głowy pomysł na jakąkolwiek większą znajomość.
— Dobsz... — westchnął, wykładając na blat skaner dłoni. — Domyślam się, że wiesz, jak wygląda ten ktoś, kogo szukasz. — dodał, podpinając urządzenie do laptopa.
Cortes podsunął sobie krzesło bliżej biurka, stawiając jego oparcie przed siebie, usiadł i położył dłoń na skanerze, skupiając się na wizerunku Xaviera. Po kilku sekundach na ekranie laptopa ukazał się wygląd mężczyzny, niedokładny przez chaos w głowie bruneta, lecz to zawsze coś. Przy okazji podał wszystkie informacje na jego temat, które Buzz od razu notował w pliku.
— Daj mi... dwa dni i będziesz miał wszystko podane jak na tacy. — powiedział pewnie, lecz jego mina szybko spoważniała, gdy ujrzał zirytowane spojrzenie Eliasa. — Dobra... przyjedź jutro wieczorem, wtedy już coś powinienem mieć. — dodał, ciężko wzdychając.
Brunet bez słowa wstał i wyszedł z posiadłości informatora, wsiadł do swojego auta i skierował się w stronę swojego domu, udając się po drodze do pobliskiego sklepu, żeby uzupełnić zapasy.
***
Następnego dnia uczynił tak, jak powiedział Buzz. Już o osiemnastej był w jego salonie, choć nawet nie wchodził przez drzwi, a po prostu przeniósł się z podwórka do jego wnętrza. Ujrzał mężczyznę śpiącego głową na biurku, na co ten cicho westchnął. Uderzył pięścią w stół, co od razu go wybudziło, a gdy ujrzał przed sobą Gravesa, momentalnie otrzeźwiał, klikając losowy guzik na laptopie, uruchamiając go ze stanu czuwania.
— Ja.. Ja coś znalazłem. — powiedział, przecierając dłońmi twarz. — Nie jest to za wiele, ale mam przybliżoną lokalizację, gdzie znajduje się Xavier i jego banda. Samo zlecenie na drakonida trafiło do ponad setki najemników. — wyjaśnił, odwracając urządzenie w stronę bruneta. — Eee.. Nie jest to daleko, ale też obszar jest duży. Szukanie go w pojedynkę mogłoby zająć kilka dni, a on w tym czasie mógłby zmienić swoją miejscówkę. — dodał, kończąc ziewnięciem.
— Dzięki. Wyślij mi to wszystko na bezpieczną pocztę, a jak coś jeszcze znajdziesz, od razu mnie o tym informuj. — odparł Cortes, kierując się w stronę wyjścia. — I nie zapomnij o moim priorytetowym zleceniu. — dodał, będąc już za rogiem salonu.
Około godziny dwudziestej zjawił się u Violet, która akurat wracała z psami ze spaceru. Gdy tylko zajechał na podjazd jej posesji, od razu przywitała go Kaya, która tylko czekała, aż brunet wysiądzie z pojazdu, a gdy to uczynił, skoczyła przednimi łapami na jego uda. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, zaś dłonią rozczochrał sierść suczki między uszami. Buruu przywitał go tylko krótkim spojrzeniem, obwąchał opony audi i poszedł dalej w kierunku domku.
— Dobrze, że udało mi się Ciebie złapać. — powiedział Cortes, wyjmując z tylnej kanapy torbę z laptopem.
— Przez zaistniałą sytuację staram się nie rzucać w oczy. — odparła, na co tylko uniósł brew. — No dobra, baaaaardzo się staram, ale nie zawsze to wychodzi, dobra? — zaśmiała się cicho, co wywołało lekki uśmiech na jego twarzy.
— Tak myślałem. — westchnął, zamykając audi. — Liam jest u Ciebie? — spytał, podążając za kobietą do wnętrza domku.
— Nie, ale ma być za jakiś czas. — odpowiedziała, spoglądają na bruneta. — A co, stęskniłeś się za nim?
— Mhm, bardzo. Szczególnie za sparingiem. — rzekł sarkastycznie, ciężko wzdychając. — Mój informator coś znalazł na temat Xaviera. — dodał, gdy drzwi posiadłości się za nimi zamknęły.
— W jeden dzień? — zerknęła w jego stronę.
— Mam swoje sposoby na to. — odparł, kładąc laptop na stoliku w salonie.
— Domyślam się, jakie i raczej nie jest to proszenie. — mruknęła, cicho wzdychając na samą myśl o jego metodach na przekonywanie mężczyzn.
— Być może. — zaśmiał się cicho, odpalając urządzenie.
— Napijesz się czegoś? — spytała z kuchni.
— Tak, poproszę coś zimnego i bezalkoholowego. — odpowiedział, przygotowując wszystkie informacje.
Kilka minut zajęło mu przedstawienie wszystkiego, co znalazł Buzz, pokazując obszar poszukiwań, dokładny wygląd i jakie moce może posiadać, a że ani razu nie udało mu się ukończyć AUM, był słaby w czarach. Prawdopodobne też mogło być to, że blondyn może się przemieszczać, jeśli nie zajmą się poszukiwaniami z samego rana. Gdy doczekali się przybycia Liama, który dziwnym trafem skądś wytrzasnął rzecz należącą do Xaviera, jeszcze raz omówili cały plan. Nim jednak poszli spać, Elias wrócił się do swojego domu po najpotrzebniejszy sprzęt, bo może i rodzeństwo drakonidów nie potrzebuje kamizelek ze względu na rasę, tak Cortes woli się zabezpieczyć, choć znając jego i tak coś lub ktoś ten pancerz przebije.
*** Poranek. Godzina chwilę po szóstej. ***
Violet postanowiła robić za tropiciela, mężczyźni natomiast podążali za nią, niosąc jej ubrania oraz broń. Sam moment zrzucenia przez kobietę iluzji był dla Cortesa niesamowity, choć w życiu widział już kilka takich akcji, ta najbardziej zapadała mu w pamięci. Jej smocze ciało było.. potężne, silne i budziło respekt, przez co brunetowi podobała się jeszcze bardziej.
Gdy po blisko godzinie poszukiwań dotarli na miejsce, ich oczom ukazał się dwupiętrowy budynek, otoczony gęstym lasem, z jedną, niewielką ścieżką, prowadzącą pewnie do głównej drogi. Sam budynek wyglądał na zaniedbany lub opuszczony, jakby stary blok z jedną klatką schodową oraz dobudowanymi schodami zewnętrznymi, okna miał zabite dechami, zaś elewacja powoli sypała się na beton.
— Vi, skryj się pod iluzją, żeby nie zwrócili na nas uwagi. — zaczął Cortes, przyglądając się zza krzaka kilku uzbrojonym mężczyznom. — Musimy wejść tam po cichu i pewnie dotrzeć na najwyższe piętro. — kontynuował, nie spuszczając oczu ze strzelców.
— Jak chcesz to zrobić? — spytał Liam, kucając obok bruneta.
— Mam sposób na odwrócenie ich uwagi, ale najpierw Vi musi się ubrać. — zerknął w stronę kobiety, która dopinała pas w swoich bojówkach. — Jak ich rozproszę, przeniosę nas bliżej budynku.
— No to możemy działać. — odparła kobieta, kucając przy drugim boku mężczyzny.
Nim zaczął wdrażać swój plan na rozproszenie, przywołał swoją złotą maskę, cicho westchnął i założył ją na twarz, pozwalając jej na wybudzenie pełnej mocy vantaru. Przez moment jego żyły pociemniały, co rodzeństwo od razu zauważyło i choć Vi już to wcześniej widziała, tak Liam nie mógł powtrzymać się od komentarza.
— Maska jak na bal przebierańców. — uniósł kącik ust i cicho przy tym prychnął, lecz gdy poczuł na sobie spojrzenie Cortesa, szybko spoważniał. — Tak mi się wymsknęło... — mruknął.
Nie czekając dłużej, położył otwartą dłoń na ziemi, zamknął oczy i skupiając się na leśnym otoczeniu, wytworzył kilka smolistych macek, które połamały kilka drzew po przeciwnej stronie, skutecznie odwracając uwagę uzbrojonych mężczyzn.
— Sprawdźcie, co tam się dzieje! — rozległ się nagle rozkaz od mężczyzny znajdującego się na dachu budynku. — Przeszukać teren! — dodał zaraz jakby trochę zaniepokojony.
Gdy teren był w miarę czysty, Elias chwycił rodzeństwo za przedramiona i mignął zaraz pod ścianę, dobywając od razu pistolet z tłumikiem. Do głównych drzwi poszedł jako pierwszy, otworzył je delikatnie i wszedł do środka, rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem. Zaraz za nim dołączyło rodzeństwo, również przyjmując bojową postawę, celując dookoła z tej samej broni, co brunet. Nagle padł jeden strzał, zaraz drugi, trzeci. Ciała żołnierzy padały na podłogę jeden za drugim, nie wzbudzając żadnego podejrzenia. Jednak dobra passa skończyła się w momencie, gdy weszli na następne piętro. Tam dostrzegło ich dwóch strażników, których wcześniej nawet nie zauważyli.
— Mamy intruzów! — krzyknął, chowając się od razu za osłonę.
Cała trójka zeszła po kilku schodach, znikając im z pola widzenia, ale wiedzieli, że zaraz będzie roiło się tutaj od żołnierzy.
— Pilnujcie schodów. Zajmę się górą. — powiedział Cortes, wyjmując nóż z pochwy.
— Sam? Nożem? — skrzywił się lekko Liam.
Brunet jednak nie odpowiedział, tylko mignął od razu na piętro, chowając się za jedną z szafek. Wyjrzał kilka razy zza osłony, żeby przeanalizować teren oraz ilość ludzi, a gdy był gotów, zaczął migać od wroga do wroga, podrzynając każdemu gardło. Było dokładnie pięciu uzbrojonych, co dla niego było dopiero rozgrzewką. Gdy usłyszał strzały ze schodów, przeniósł się tam i wsparł rodzeństwo, które i tak dobrze sobie poradziło, pozbawiając życia kolejnych wrogów, a gdy było czysto, weszli do kolejnego pomieszczenia, barykadując drzwi szafą. Pomimo tego, nie mieli czasu na złapanie oddechu czy przeanalizowaniu sytuacji, gdyż z wyższego piętra zaczęło schodzić kilku kolejnych żołnierzy. Ich strzały oddawane na oślep, które dziurawiły większość mebli, doprowadziły do postrzału Eliasa - dwa w kamizelkę oraz jedno w ramię, zaraz obok barku. Czy poczuł ból? Kompletnie ani trochę. Czy zwróciło to uwagę rodzeństwa? Owszem, ale nie było czasu na opatrywanie ran. Czy go to wkurwiło? Ależ jak najbardziej. W moment wszystkich zbrojnych oplótł vantar, ściskając ich niczym prasa, pozostawiając dookoła krew oraz flaki, zaś ich krzyki i jęki były dla bruneta czystą satysfakcją. Gdy wstali zza osłony, ujrzeli istną sieczkę, natomiast zapach krwi unosił się dosłownie wszędzie. Wnet brunet poczuł czyjąś dłoń na zdrowym ramieniu.
— Jesteś ranny. Trzeba to zatamować. — powiedziała ciemnowłosa, zerkając to na ranę, to na jego twarz.
— Nie ma teraz na to czasu. — odparł nieco zmodulowanym głosem, zaś jego oczy mówiły wszystko - czysty szał, chaos, rządza mordu.
Wyrwał rękę z jej uścisku i skierował się w stronę schodów na górę, dochodząc do dużego pomieszczenia z jednymi drzwiami na jego końcu. Rodzeństwo, nie mając chyba żadnego wyboru, podążyli za nim, porzucając już bronie palne, będąc gotowy na użycie swoich zdolności. Cortes natomiast zmienił swoje ciało w smołę, lecz nie zmieniając jego wyglądu, żeby nie paradować w postaci czarnej humanoidalnej istoty.
— Myślisz, że on tam będzie? — spytała Vi, kierując pytanie do swojego brata.
— Powinien. Wszystko, co znaleźliśmy, na to wskazywało. — odpowiedział — Byleby współpracował...
Gdy dotarli do samych drzwi, Elias nie bawił się w standardowe otwieranie ich, tylko jednym, silnym kopnięciem je wyważył, unosząc kurz oraz pył w powietrze. Po wejściu do środka ujrzeli duży dębowy stół, na którym znajdował się komputer, wokół było kilka półek z książkami oraz barek z alkoholem, natomiast w oknie, w którym był szczelina pomiędzy deskami, stał sam Xavier oraz dwóch jego ochroniarzy. Dwóch goryli z czarnego rynku, którzy stali w kolejce po mięśnie, ale nie po mózg, gdyż gdy tylko zobaczyli nyxa z drakonidami, ruszyli na nich z nożami w dłoniach. Powalenie ich i uśmiercenie zajęło im chwilę, dosłownie. Elias jednego przebił pnączem na wylot, drugi natomiast został uduszony przez Liama, natomiast Vi.. ona mogła popatrzeć, jak bawią się chłopcy.
— Wiedziałem, że to zwykłe mięso armatnie. — odparł Xavier, spoglądając w stronę trójki znajomych. — Oh Liam, jak dobrze Cię znów widzieć. — dodał, rozkładając ręce na boki. — A tego skądś kojarzę. — przyjrzał się Eliasowi, lecz nim zdążył coś więcej powiedzieć, mignął zaraz przed niego i przeniósł go w między wymiar, czyli tam, gdzie ma większą przewagę, a tak przynajmniej myślał...
Gdy tylko pojawili się w wymiarze, brunet poczuł silny ból głowy, otoczenia zaczęło się ściemniać, a w umyśle słyszał okropny śmiech Xaviera. Mówił coś do niego, lecz nie rozumiał ani słowa. Jego ludzkie ciało zaczynało cierpieć, z uszu oraz nosa poleciała ciemna krew, nagle poczuł, jak mężczyzna wbija coś w niego, lecz to zatapia się w smolistej substancji. To skutecznie rozproszyło blondyna, przez co jego moce straciły na sile, dając okazję Eliasowi na kontratak. Szybko powalił go na ziemie, obił mu twarz niemalże do nieprzytomności, łamiąc mu tym nos, kości policzkowe, łuki brwiowe oraz szczękę, a gdy pluł własną krwią oraz pozostałością po zębach, wstał i kopnął go kilka razy po żebrach oraz brzuchu. Był wściekły, a jego pajacowanie w wymiarze Cortesa jeszcze bardziej go zirytowało, więc nie miał wyboru, musiał się na nim wyładować. Gdy uznał, że to koniec tortur, wrócił do pomieszczenia, z którego go zabrał. Rodzeństwo zdążyło już rozejrzeć się po pokoju oraz dorwać się do komputera. Brunet chwycił Xaviera za szmaty i usadził go na fotelu przy stole.
— Usuwaj zlecenie na drakonida. — warknął, opierając się o blat.
— Wam chodzi tylko o głowę tej szmaty? — mruknął, sepleniąc przy tym. — Japierdole..
Tym razem inicjatywę przejął Liam, który najwidoczniej wkurzył się na jego słowa i nie chcąc brudzić sobie rąk, odciął dopływ powietrza do jego płuc, co szybko można było zauważyć po siniejącej twarzy.
— Już, bo go zabijesz.. — odparła Vi, chwytając brata za ramie. — I tak.. Graves go nieźle poturbował. — dodała, nawiązując z brunetem krótki kontakt wzrokowy. Pamiętała o jego pseudonimie, dobrze.
— Powtarzam ostatni raz. — warknął, chwytając Xaviera za koszulę przy szyi. — Usuwaj. To. Zlecenie. — wycedził, nawiązując z nim kontakt wzrokowym.
Blondyn przytaknął w milczeniu, a gdy padł ponownie na fotel, niczym zaklęty odblokował swój komputer i jednym kliknięciem skasował całe zlecenie.
— Kto był klientem? — zapytał Cortes, cały czas trzymając z nim kontakt wzrokowy.
— Lucien Moreau. Mieszka na jednej z wysp w Reyana, szklany pałac. — odpowiedział, będąc wpatrzony w bruneta, jak w obrazek.
— Tyle wystarczy. Teraz znikaj nam z oczu... — mruknął, powoli się prostując.
Xavier wstał sprawnie z fotela, podszedł do okna, z którego wypchnął dwie deski, po czym przewalił się przez parapet, upadając z drugiego piętra na beton, łamiąc sobie tym kark. Wnet Cortes poczuł, jakby jakieś połączenie z tym mężczyzną zostało zerwane, że w momencie śmierci, stracił łączność z jego umysłem. Spojrzał w stronę rodzeństwa, które było lekko zaskoczone tym, co się właśnie stało, a szczególnie, że sam brunet wyglądał na nieco zdziwionego zaistniałą sytuacją.
— Jeśli chcecie coś tam pogrzebać w jego rzeczach, śmiało, nikogo tutaj nie ma... Ja.. Ja muszę chwilę odetchnąć. — powiedział, nie czekając na odpowiedź, po czym mignął na zewnątrz, siadając na betonowym murku przy klatce schodowej.
Musiał zrozumieć i przeanalizować, co się właśnie stało, dlaczego tak łatwo Xavier się go posłuchał i dosłownie zniknął im z oczu, skacząc z okna. Czuł, jak serce mu wali, jakby zaraz miało wyskoczyć, lecz oddech miał spokojny, oczy lekko zmrużone błądziły po brudnej od krwi ziemi, umysł natomiast próbował połączyć kropki, lecz nic sensownego nie przychodziło mu go głowy. Po chwili zjawiła się obok niego Violet, która usiadła obok niego, kładąc mu dłoń na udzie.
— Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej, a przecież to nie Twój pierwszy raz. — spytała, delikatnie nachylając się do przodu, żeby złapać z nim kontakt wzrokowy.
— Nie zdziwiło Cię to, że Xavier tak się posłuchał? — zerknął w jej stronę, lecz na krótko, bo bał się tego, co właśnie się w nim budziło. — Ani miganie, ani kineza, a tym bardziej vantar nie wpływa na umysł drugiego człowieka. — dodał, ostrożnie zdejmując z twarzy złotą maskę, którą od razu zdematerializował.
— A ta maska? — spytała, wskazując na złote drobinki w powietrzu.
— Też nie ma żadnego wpływu na innych. — mruknął, przecierając dłońmi twarz. — W domu to przemyślę. Gdzie Liam?
— Postanowił pogrzebać w jego komputerze, zebrać jakieś dane. — odpowiedziała.
Po kilku minutach zjawił się wcześniej wspomniany mężczyzna, a gdy byli gotowi do opuszczenia lokacji, Cortes wszystko otoczył smołą, w tym ciała ludzi, po czym zerknął w stronę Vi.
— Mogłabyś to wszystko puścić z dymem? — spytał, wiedząc, że kobieta ludzi od czasu do czasu pufnąć sobie ogniem.
— Emm... — mruknęła, klepiąc się po kieszeniach. — Tylko... zgubiłam gdzieś...
— Bez zapalniczki nie możesz? — uniósł lekko brew, cicho przy tym wzdychając. — Nie ważne.. — dodał, wyjmując ze swojej kieszeni zapalniczkę, odpalił ją i podpalił vantar, którego początek znajdował się pod stopami bruneta, wnet rozprowadzając ogień po całym budynku.
— A las się nie podpali? — rzuciła od razu Vi.
— Nie. — odpowiedział. — Idziemy, dopóki jeszcze nikt się tutaj nie zjawił. — dodał i nie mając ochoty na spacerowanie, ponownie chwycił rodzeństwo za ramie i mignął do domku ciemnowłosej.
Wiedział, co się stanie, gdy tylko pojawią się w salonie, więc mając nadzieję, że Vi ma połączenie z jego umysłem, powtarzał w myślach "Zaraz mogę stracić przytomność, ale chyba nie umrę...", a gdy świat przed nim ściemniał, a pod sobą poczuł twardą podłogę, wiedział, że go odcięło. Vantar plus przenoszenie dodatkowych dwóch ludzi na taką odległość, to tego dziwna "umiejętność", która pozwoliła usunąć ogłoszenie z rynku oraz pozbyć się Xaviera bez żadnego problemu- zdecydowanie za dużo jak na raptem kilka godzin. Dodatkowo zapomniał o ponownym założeniu maski, która mogłaby uchronić go przed utratą przytomności, no ale tak to jest, jak ma się chaos w głowie.

Violet? :>>
3008 słów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz