sierpnia 02, 2025

Od Violet cd. Eliasa +18

Tw: yyyyyy, kawałkowanie martwej owcy... i +18 nie pytajcie
Nie mogę powiedzieć, żebym się ich starcia nie spodziewała... Mimo to widok bójki ukłuł mnie w serce. Pokaz siły pokazem siły, natomiast Liam zdecydowanie przesadził. Nigdy jeszcze aż tak się nie zawziął na jakiegokolwiek faceta w moim otoczeniu, a ja nie do końca potrafiłam stwierdzić, czym Elias w jego oczach mógł różnić się od pozostałych...
Może tym, że mu wcześniej o nim nie wspominałam. Albo mógł w jakiś sposób domyślić się, że połączyłam się z nim umysłem.
Zniknęli w momencie, jak w końcu uwolniłam się z silnych, smolistych macek, zgarnęłam z szuflady w kuchni zapalniczkę, od razu ruszając za nimi na zewnątrz i zebrałam w sobie, żeby sięgnąć po ogień. Serce podeszło mi do gardła, gdy po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Co jest, kurwa... Przestałam słyszeć kotłujące się myśli Eliasa. Było to... niepokojące. Byłam pewna, że to ich zniknięcie to sprawka bruneta. Nie wiedziałam jednak, gdzie mógł zabrać mojego brata. Przenosił nas wcześniej parokrotnie na niewielkich odległościach, nie pytałam go jednak nigdy, jaka jest granica jego mocy, gdzie najdalej mógłby się przenieść oraz czy ,gdy przenosi wraz ze sobą drugą osobę, jest to sztuka trudniejsza, niż gdy robi to sam...
W zasadzie generalnie niewiele o nim wiedziałam.
Stałam tak bez ruchu, żywioł szumiał mi w głowie, kotłował pod skórą, gotowy do działania, gdybym tylko zechciała po niego sięgnąć. Ściskałam w dłoni zapalniczkę, jakby od tego zależało moje życie. Wzrok utkwiłam w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stali i czekałam, świadoma, że nic więcej zrobić nie mogłam.
Gdy nagle pojawił się przede mną Elias, odetchnęłam z ulgą. Choć, gdy po chwili zdałam sobie sprawę, że wrócił sam, puls znowu nieco mi przyspieszył. Tak, Liam wkurwiał mnie jak nikt inny, jednak był moim bratem. Gdyby coś mu się stało...
Po krótkiej wymianie zdań Elias znowu zniknął, a gdy pojawił się z powrotem, towarzyszył mu już mój brat. Który zamiast po prostu odpuścić, zrobił najbardziej durną rzecz, jaką mógł — rzucił się znowu na bruneta. Już odpaliłam zapalniczkę, gotowa pokierować stworzony przez nią ogień prosto na swojego brata (nie zrobiłby mu aż takiej krzywdy, jak zwykłemu człowiekowi, potrafił się przede mną bronić, poza tym z zasady był ogniooporny — łuski nie palą się tak łatwo, choć w przeszłości zdarzało mi się go osmolić). Elias był jednak szybszy.
— Słuchaj no. Nie wnikam czy pracujesz dla jakiejś mafii czy armii, ale obecnie Violet jest w niebezpieczeństwie. Polują na nią i nadal to do ciebie nie dociera — warknął mężczyzna, patrząc w moją stronę. Uniosłam brwi, zaskoczona jego tonem. To w sumie słodkie, że się martwi...
— Mówiłaś mu? — zamrugałam zaskoczona na pytanie Liama, który również wbił we mnie spojrzenie. Szybko przeniosłam wzrok na Eliasa, w którego oczach zabłysło coś na kształt zrozumienia, myśli w jego głowie zaś na moment ucichły. Ta jedna, która została, była głośna, dosadna, przepełniona smutkiem, żalem, może złością...
Oni mają powiązania z mafią...
Jego żal, smutek, poczucie zdrady... To wszystko wpychało się od jego do mojej głowy i było dojmujące. Już wtedy wiedziałam, że prawdopodobnie straciłam tego mężczyznę na zawsze. Mimo to musiałam... Potrzebowałam go tu samolubnie zatrzymać. Tak, nie powiedziałam mu, czym się czasami zajmuję, jednak nigdy nie pytał. Czy było to istotne w tej sytuacji, w której znalazłam się przez Liama, więc mogłam napomknąć, gdy Elias zaangażował się w pomoc? Prawdopodobnie tak, natomiast nie sądziłam, by mądrym było chwalić się takimi rzeczami przed kimkolwiek. Nie byłam dumna z drogi, jaką obrałam lata temu, a z której trudno zejść całkowicie. Można próbować tylko zbaczać na tyle, na ile organizacja pozwoli. Mi, dzięki bratu, pozwalała w zasadzie żyć gdzieś na uboczu, wzywana byłam tylko do konkretnych akcji, nic więcej. Na co dzień zajmowałam się tym, co lubiłam, przesiadywałam całymi dniami nad wodą, spędzając czas z dzieciakami, ucząc je. Przekazując im radość, jaką można czerpać z pływania. A mafia? Była gdzieś tam, ignorowana. Wolałam zapomnieć, że w ogóle muszę się z tymi ludźmi zadawać.
Jednak zamiast zebrać się na szczerość i wyznać to wszystko, o czym pomyślałam, Eliasowi, próbowałam zatrzymać go niewiele znaczącymi słowami zbywającymi całą sytuację. Choć doskonale wiedziałam, że dla mężczyzny to wszystko nie było bez znaczenia. Patrzyłam, jak rozsypuje się przede mną, cegiełka po cegiełce, aż w końcu przepełniało go już tylko i wyłącznie dojmujące poczucie zdrady.
Nie mogłam zrobić nic, poza patrzeniem, jak pakuje się i wychodzi. Słowa, które powinny paść, nie chciały opuścić mojego gardła. Nie potrafiłam otworzyć się na tyle, by go zatrzymać... Może więc nie zasługiwałam na radość, którą mi do tej pory dawał. I choć nasza znajomość rozpoczęła się od tego, że go uratowałam, teraz... Teraz, wraz z jego cichnącymi myślami, które jeszcze nim wyszedł znowu zaczęły kłębić się nieskładnie w jego głowie, czułam, że być może właśnie go moim przemilczeniem faktów w jakiś sposób zabiłam.
Miałam wrażenie, że nie był to pierwszy raz, gdy coś w nim umarło. Stałam w drzwiach, wbijając wzrok w miejsce, gdzie zniknęło jego auto, jeszcze długo po tym, jak już nie mogłam nawet usłyszeć pracującego silnika. Miałam problem nabrać powietrza w płuca i nie miało to nic wspólnego z moim bratem, który chyba ogarniał swoje rany po bójce w łazience. Czułam, jakbym rozsypywała się od środka.
A co, jak już nigdy go nie zobaczę...?

***

... W nocy z kolei, na zachodnich obrzeżach Deiranu, doszło do zdarzenia z udziałem stada owiec. Z ustaleń wynika, że osoba odpowiedzialna za pilnowanie zwierząt, w późnych godzinach nocnych dostrzegła na obrzeżach pastwiska niewielki pożar lokalnej roślinności. Pobiegła, by go ugasić, a gdy wróciła, owce biegły przez łąkę, jakby się czegoś wystraszyły. Po dłuższym czasie, gdy w końcu udało jej się zwierzęta złapać i przeliczyć, okazało się, że brakuje trzech. Trwają poszukiwania, jednak prawdopodobnie porwało je to, co wystraszyło pozostałe ...

Spojrzałam kątem oka na minę Liama siedzącego przy stole w jadalni, który przestał przeżuwać śniadanie i wbijał zaskoczony wzrok w telewizor, z łyżką płatków czekoladowych w ręce, zawieszoną w połowie drogi do ust. Chwilę przetrawiał zasłyszaną informację, opuścił rękę, metal brzęknął o miskę, a mężczyzna spojrzał na to, co znajdowało się na blacie przede mną — obciętą, owczą głowę oraz towarzyszące jej częściowo już pokrojone kawałki mięsa z kośćmi.
Trzymany przeze mnie duży tasak grzmotnął w drewnianą deskę do krojenia, aż Liam się skrzywił.
— Ty tak na serio? — zapytał. Nóż ponownie uderzył o deskę, a mężczyzna lekko się zgarbił, jakby dotarło do niego, że najlepiej by było, jakby zszedł mi z oczu.
Odkąd Elias wyszedł z przytupem z mojego domu, byłam w morderczym nastroju, czego nawet nie starałam się ukrywać przed bratem, który od tamtego feralnego dnia się do mnie wprowadził "aż nie ustalimy, kto na mnie polował".
— Mówiłaś, że idziesz tylko polatać — mruknął, profilaktycznie uciekając wzrokiem w miskę swoich płatków, gdy zauważył, że ja podnoszę swój znad roboty, żeby wbić w niego spojrzenie przepełnione żądzą mordu.
— Byłam tylko polatać — warknęłam. Tasak kolejny raz rąbnął o deskę. — I po drodze zgłodniałam.
— Ach, czyli... wszystkie trzy...
— Dwie są w moim brzuchu — łup — jedną złapałam dla psów — łup — bo nie mogłam dostać baraniny w sklepie — łup.
Zebrałam oddzielone kawałki mięsa i wrzuciłam do metalowej miski umieszczonej na wadze przed sobą. Po uzyskaniu odpowiedniej masy, przerzuciłam odmierzoną porcję do jednego z naszykowanych, plastikowych pojemników do mrożenia.
— Może ci pomóc...? — Liam usilnie próbował załagodzić sytuację. Miał chyba wyrzuty sumienia związane z tym, że się wygadał, iż pracujemy dla mafii. Poleciał oczywiście od razu tamtego dnia upewnić się, że Elias to, czego się dowiedział, zachowa dla siebie. Gdy wrócił, wydawał się uspokojony... Do momentu, aż nie zobaczył mojej miny.
Sięgnęłam po kolejny większy kawał mięsa i ponownie rąbnęłam nożem w deskę ze zdecydowanie większą siłą, niż była potrzebna, by uciąć znajdującą się pod włóknami mięśni kość. Ostrze wbiło się głęboko w grubą deskę. Liam w końcu zamilkł i wpakował do ust całą łyżkę płatków, wbijając wzrok z powrotem we włączony na wiadomościach telewizor.
— Zajmij się lepiej rozwiązywaniem problemu rosnącej liczby zleceń na mnie, bo już mi się nie chce z tym wszystkim srać — syknęłam, sięgając do dużej, plastikowej skrzyni stojącej na podłodze, z której wyłowiłam cały pakiet płucoserca z tchawicą. Narządy plusnęły, gdy położyłam je na blacie i zaczęłam dzielić podobnie, jak wcześniej mięso, na porcje. Sporo tego wyszło, ale czego innego mogłam się spodziewać. W końcu upolowałam dla psów z 40kg mięsa. Starczy im to prawie na miesiąc. — Chociaż ci pozostali nie dorastają skutecznością działania Eliasowi do pięt — brat skrzywił się, słysząc imię bruneta. Wspominałam go często. W zasadzie przy każdej naszej rozmowie na temat całej tej sytuacji (i nie tylko). Za każdym razem wypominałam, jak potraktował mężczyznę, gdy ten zwyczajnie chciał pomóc. Może dzięki niemu już byłoby po temacie, a tak to byliśmy w czarnej dupie, bo Liam zamiast skupić się na szukaniu zleceniodawcy, siedział tu jak ten ciołek, żeby mnie pilnować. Jakbym sama nie potrafiła się obronić.
Do tej pory trafiło się kilku śmiałków, którzy próbowali mnie złapać lub zabić, gdy udawałam się na podniebną wycieczkę. Za każdym razem nie było wtedy ze mną Liama, a przeciwnicy okazywali się śmiesznie wręcz słabi. Zwykle srali w gacie na samo owianie ich gorącym oddechem, krzesać ognia nawet nie musiałam. Jednemu odgryzłam rękę, bo mnie wkurwił próbą zarzucenia na mnie sieci, bo był na tyle arogancki, iż myślał, że uda mu się złapać mnie żywcem. Nie jestem pewna, czy to przeżył, gdy uciekał, to krwawił obficie, ale szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to.
Kilka dni temu kontaktowało się ze mną dowództwo z Vipers, żeby się upewnić, czy mnie do reszty nie pojebało, jak na intensywną terapię w szpitalu tydzień wcześniej trafiło dwóch debili z poparzeniami trzeciego stopnia i wygadali, że polowali na smoka. Dodając do swojej relacji dokładny mój opis w prawdziwej postaci. Na szczęście to, że się przyznali, iż mieli zlecenie mnie zabić, złagodziło nastroje w jednostce i nie wyciągnięto w stosunku do mnie żadnych konsekwencji, jedynie pogrożono paluszkiem, bym nad sobą panowała.
Nie zamierzałam jednak dać się zabić, pozwolić odciąć sobie łba i robić za ozdobę nad czyimś kominkiem. Widmo wszczęcia postępowania dyscyplinarnego w mojej sprawie nie było na tyle przerażające, bym wzięła sobie groźbę jednostki do serca.
— Naprawdę poruszam niebo i ziemię, żeby się dowiedzieć... — zaczął Liam, wstając od stołu i ruszając w stronę kuchni z miską, pewnie żeby schować ją do zmywarki. Gdy przechodził, rzuciłam kawałkiem płuca do jednego z pojemników z porcją mięsa. Chlusnęło nieprzyjemnie, ale brata akurat to nie ruszyło. Lecący fragment narządu nie mógł mu zrobić krzywdy, w przeciwieństwie do lecącego noża.
— Nie widać, Liam — syknęłam. — Nie widać, żeby cokolwiek w całym tym bagnie szło naprzód, a jedyne, co osiągnąłeś swoimi staraniami, to przegoniłeś stąd faceta, który naprawdę mógłby nam pomóc — tak naprawdę jebać to, nie dlatego byłam wkurwiona. Wściekałam się, bo utrata Eliasa bolała jak jasna cholera. Świadomość, że nie mam prawa prosić, żeby wrócił, żebyśmy przegadali temat i dali sobie jeszcze jedną szansę... Że chociaż sam również niewiele o sobie mówił, czułam się do niego naprawdę przywiązana. Wierzyłam, że razem możemy wszystko. Był pierwszą poza Liamem osobą, której mogłabym w pewnym momencie powiedzieć o wszystkim. Czułam, że mogę mu zaufać i chciałam tego, tak strasznie chciałam znowu być u jego boku, czuć jego woń, tak blisko, jak to było możliwe. Niewidzialny ciężar długimi tygodniami przygniatający mi klatkę piersiową, nie pozwalający zaczerpnąć wystarczająco głębokiego oddechu, niepokój zżerający mnie od środka, świadomość, że utraciłam kogoś, kogo najbardziej na świecie tracić nie chciałam... To wszystko nie pozwalało mi zasnąć w nocy, skupić się na codziennych zadaniach, szukaniu osoby, która chce się mnie pozbyć... Nie cieszyłam się nawet z możliwości rozpostarcia skrzydeł i lotu. Nie byłam w stanie normalnie funkcjonować.
To było wręcz śmieszne, jak przywiązałam się do mężczyzny, którego tak naprawdę ledwo znałam, a jednak proszę — oto stoję nad złapaną w nocy owcą, choć nie polowałam już od lat, i wyżywam się na zwłokach biednego zwierzęcia, bo facet mnie rzucił. Idiotyzm, wiedziałam o tym, a jednak...

***

Kilka tygodni później Liam uznał, że najlepszym na świecie pomysłem przy moim obecnym nastroju będzie zorganizować imprezę. W moim, kurwa, domu. Bez mojego, do chuja, pozwolenia.
— Ty sobie chyba jaja robisz, Liam — patrzyłam na zaproszonych przez niego ludzi zgromadzonych na tarasie, niektórych już wstawionych. Brat stał przy grillu i przygotowywał jedzenie. — Nie uważasz, że powinieneś był zapytać, co sądzę na ten temat?
— Ostatnio jedyne, czego chcesz, to żeby zostawić cię w spokoju — odpowiedział, nagle odważny. Wiedział, że przy świadkach nieznających naszej prawdziwej natury nie podpalę go, czego by mi nie powiedział. Zacisnęłam szczękę, patrząc na niego z byka. — Tak nie można, Violence — syknęłam na niego ostrzegawczo, słysząc przezwisko z dzieciństwa. — Nie rozumiem naprawdę, dlaczego tak przeżywasz tego faceta, znajdziesz sobie kolejnego. Widać nie był ci pisany, skoro tak szybko spierdolił, jak się dowiedział, że nie wszystko, co robisz, jest szlachetne.
— Nic o nim nie wiesz — warknęłam cicho, żeby obecni nie słyszeli. Byli to nasi wspólni znajomi, natomiast nie chciałam dzielić się z nimi tym, co teraz się u mnie działo. Z nikim spośród nich nie byliśmy na tyle blisko, by przyznać się, że nie jesteśmy ludźmi. — Nie wiesz, przez co przechodził. Na pewno miał prawo tak zareagować...
— Ty też go nie znasz. Nie tak naprawdę — zaczął przerzucać kotlety do hamburgerów na drugą stronę. — Czyż nie?
Zapowietrzyłam się, rąbnęłam brata pięścią w ramię, choć nie na tyle mocno, żeby chociaż wytrącić go z równowagi. Podejrzewam, że ledwo ten cios poczuł.
Bo przecież wiedziałam, że ma rację.
Chwilę posiedziałam ze znajomymi, żeby nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Nie piłam jednak, niewiele zjadłam. Dość szybko usunęłam się na bok, w zasadzie niezauważona, bo Liam zabawiał podpite towarzystwo. Zgarnęłam z szafki w przedpokoju rzucone tam słuchawki, zabrałam swój telefon i poszłam nad jezioro.
Usiadłam na stojącej niedaleko brzegu ławce i odpaliłam muzykę w słuchawkach. Głośną, szybką, mocną, żeby zagłuszyć wszystko, łącznie ze swoimi myślami, obawami. Przeleciało kilka piosenek, a ja wciąż wpatrywałam się bez wyrazu w wodę, zupełnie ignorując toczącą się gdzieś za mną imprezę. Liam mógł sprowadzić tu gości bez mojej wiedzy i zgody, jednak zmusić mnie do siedzenia wśród nich nie był w stanie. Może było to dziecinne, takie zapatrzenie w swoje złe samopoczucie, z tak błahego powodu, nie przeczę. Jednak tęsknota za Eliasem naprawdę mieszała mi w głowie.
Do tego stopnia, że zaczynałam mieć już omamy, bo mogłabym przysiąc, że w tamtym momencie usłyszałam w głowie nie swoje myśli i wyczułam towarzyszący zawsze mężczyźnie zapach papierosów, męskich perfum i tę nutę charakterystyczną tylko dla niego...
Odwróciłam gwałtownie głowę i go zobaczyłam. Mogłabym przysiąc, że serce na moment mi się zatrzymało, a dech ugrzązł w piersi. Szybciej, niż zdążyłam pomyśleć, zrzuciłam słuchawki z uszu, przeskoczyłam oparcie ławki i wskoczyłam mężczyźnie w ramiona. Ulga, która w jednej chwili mnie zalała, była obezwładniająca. A zaraz za nią przyszło coś innego, głębszego... pierwotna potrzeba, by znaleźć się jak najbliżej niego, właśnie w tej chwili...
— Jesteś skończonym dupkiem, idiotą i kretynem — jesteś moją ostoją, tak bardzo cię potrzebuję, błagam, nie rób mi tego więcej, nie zostawiaj mnie... chciałam dodać, jednak się powstrzymałam. Jeszcze będzie okazja mu to powiedzieć, ale teraz...
Nie było słów, by wyrazić, jak wielką ulgę czułam. Wrócił. Wrócił do mnie.
Gdy pojawił się Liam, przysięgam, prawie go podpaliłam. Miał jednak farta, że zdecydował się pójść po rozum do głowy i pojawił się tylko po to, żeby przynieść nam po drinku i, na swój pokręcony, dumny sposób, przeprosić za to, co miało miejsce, gdy spotkali się ostatnim razem. Niechętnie skinęłam mu głową, dziękując, zanim odszedł z powrotem do towarzystwa na tarasie.
Wtuliłam ponownie głowę w umięśnioną klatę mężczyzny. Tak bardzo za tym... za nim tęskniłam.
— Może pojedziemy do mnie? Tutaj zdaje się jest dziś spory ruch — mruknął mi we włosy, przesuwając swoje dłonie z mojej talii niżej, na nogi. Podwinął nieco lekką, zwiewną spódnicę do kolan, którą na sobie miałam, dotykając gołej skóry moich ud. Przeszedł mnie dreszcz, a ciało ponownie zaczęło się nagrzewać drzemiącą we mnie mocą. — Tylko mnie nie poparz — zaśmiał się. Oblał mnie rumieniec. Ja nie mogę... rumieniec. Jak jakiegoś podlota.
— Jasne — uśmiechnęłam się i podniosłam głowę, a on od razu znowu mnie pocałował. Nogi się pode mną ugięły, a z gardła wyrwał się cichy jęk. Elias zaśmiał mi się w usta, przytrzymując mnie. — A może zrobiłbyś te swoje czary mary i przeniósłbyś nas tam od razu? — zapytałam, patrząc mu błagalnie w oczy, gdy po dłuższej chwili się od siebie oderwaliśmy. — Proooooszę...?
Uśmiechnął się, a oczy mu pociemniały z kiepsko skrywanego pożądania. W jednej chwili staliśmy przy jeziorze pod moim domem, w drugiej znajdowaliśmy się w środku nieznanego mi domu, w salonie. Nie poświęciłam jednak zbyt wiele uwagi temu, gdzie mężczyzna mnie zabrał, po prostu popchnęłam go, by usiadł na kanapie, czemu się poddał, a sama usiadłam mu okrakiem na kolanach. Spódnica podwinęła mi się, odsłaniając fragment gołej skóry uda. Złapałam jego twarz w dłonie i pochyliłam się, by połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku. Złapał za włożoną za pasek spódnicy koszulę i pociągnął, uwalniając ją, po czym sprawnie zaczął rozpinać guziki. Nie odrywając się ode mnie ani na chwilę, ściągnął mi materiał z ramion i odrzucił gdzieś na podłogę. Objęłam go za szyję. Jego dłonie wędrowały łapczywie po mojej skórze, jakby chciały zbadać każdy skrawek mojego ciała. Z gardła wyrwał mu się jęk, gdy poruszyłam biodrami. Uśmiechnęłam się, zadowolona z siebie, na co złapał mnie mocno za uda, po czym wstał i ruszył przez pomieszczenie. Gdy niósł mnie do sypialni, przeniosłam swoje pocałunki z jego ust na szyję, skubnęłam płatek ucha, na co tylko mocniej ścisnął palce na moim ciele. Położył mnie na łóżku, zawisając nade mną, podpierając się na rękach ułożonych po obydwóch stronach mojej głowy, biodra przycisnął do mnie. Objęłam go nogami w pasie i wyciągnęłam rękę, by musnąć palcami jego twarz.
— Tak bardzo za tobą tęskniłam...

***

— Czyli nie udało wam się ustalić w zasadzie nic więcej... i dalej na ciebie polują — czułam przesuwające się w moich rozpuszczonych włosach dłonie Eliasa, masujące powolnymi ruchami skórę mojej głowy. Leżeliśmy w jego łóżku, nie wiedziałam, która była godzina, ale na dworze panował mrok. — To nie za dobrze.
— Nie możemy znaleźć nic, co by nas nakierowało na miejsce pobytu zleceniodawcy mimo, że wiemy, kto nim jest. Jest ostrożny — mruknęłam, wtulając twarz w jego klatkę piersiową i zaciągając się jego zapachem. Nie chciałam poruszać tego tematu, Elias to zrobił. Sądząc po tonie jego głosu, był zaniepokojony. Zupełnie niepotrzebnie, do czego starałam się go cały czas przekonać, jednak zdawał się nie słuchać, więc po prostu podjęłam poruszony jakiś czas temu temat, odpowiadając na wszystkie pytania bruneta. Liam odkrył, że za zleceniem stoi jego były wspólnik, z którym zakończył współpracę na krótko przed tym, jak Elias dostał zadanie mnie zabić. Rozstanie z przytupem, można by rzec. Facet próbował okraść mafię w trakcie jednego ze zleceń, kradnąc część magicznych przedmiotów, które szmuglowali do miasta, a mój brat na to nie pozwolił. Facet uznał więc, że zemści się nie bezpośrednio na moim bracie, a na mnie. Pewnie był to pomysł dyktowany tym, że miał mnie za łatwiejszy cel, a przy okazji na pewno zabójstwo siostry zabolałaby Liama bardziej, niż utrata przez niego samego życia. Wiedział to każdy, kto pracował z nim wystarczająco długo, a z Xavierem współpracowali od lat.
— Poszukam czegoś — obiecał i już chciał się podnieść, ale go przytrzymałam. Spojrzałam mu w oczy prosząco, a mężczyzna westchnął. — Im szybciej to załatwimy, tym lepiej, Vi. Naprawdę.
— Przecież nie wie, że tu jestem — mruknęłam, składając delikatny pocałunek na jego torsie. — Jedna noc nic już nie zmieni w tej sprawie. To może poczekać do rana — wyciągnęłam się, by dosięgnąć ustami jego szyi, którą delikatnie polizałam, by zaraz uszczypnąć skórę bruneta zębami. Przyciągnął mnie do siebie bliżej. — Teraz mamy ciekawsze rzeczy do roboty, nie sądzisz, Elias? — mruknęłam, łapiąc go za krocze.

Elias? :>
3225 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz