Gdy obserwował płonący dom, miał mieszane uczucia - z jednej strony smutek, że jego rodzinny dom, w którym się wychował i sam założył rodzinę, właśnie poszedł z dymem, lecz z drugiej strony czuł, że to właśnie nowy rozdział w jego życiu, pozostawiając przeszłość za sobą. Zdecydowanie musiał pozostać sam ze sobą, chcąc wszystko sobie poukładać i przemyśleć kilka spraw, bo co teraz? Ano właśnie, sam nie był pewny, co ma teraz czynić. Pustka, która go ogarnęła, była zbyt przytłaczająca, a cisza w jego głowie była zdecydowanie za cicha.
Po powrocie do swojego domu, od razu chwycił za butelkę whisky, włączyła jakąś playliste z rockiem i metalem, po czym zasiadł w swoim biurze, kładąc przed sobą laptop Olivii. Niby nie powinien tego zabierać, lecz musiał coś znaleźć na temat "przyjaciela" zmarłej żony oraz jej zaginionej córki, bo przecież to była jej ostatnia prośba, a gdyby tego nie zrobił, nie mógłby spać spokojnie do końca życia.
Kilkanaście minut zajęło mu otwarcie laptopa, który wcześniej podłączył do ładowarki, lecz nie ze względu na uszkodzenia czy blokady, a niepewność, jakie informacje i treści może tam znaleźć. Hasło do jej urządzenia znał na pamięć i tyle dobrego, że go nie zmieniała, a gdy je wpisał i zatwierdził, jego oczom ukazała się tapeta z rodzinnego wypadu nad morze. Uniósł nieznacznie kącik ust, upił kilka łyków alkoholu prosto z butelki i zaczął szukać, zaczynając od prywatnej poczty. Olivia raczej nie będzie miała mu za złe, że sobie trochę poczyta, poza tym i tak nic mu już nie zrobi, wróciła do siebie, zaznając spokoju.
Im głębiej w las, tym wysokoprocentowy trunek coraz bardziej mu smakował, natomiast w głowie szumiało mu bardziej, niż nad morzem podczas sztormu, lecz to nie przeszkadzało mu w czytaniu pikantnych wiadomości pomiędzy blondynką a Thomasem, znajdując też kilka zdjęć mężczyzny, na których pozował od pasa w górę, ukazując dobrze zbudowane ciało oraz mocną, męską szczękę, do tego gęste, długie czarne włosy, jakby właśnie wyszedł od fryzjera. Elias nie potrafił ukryć tego, że wewnętrznie się zagotował, rzucając pustą butelką po alkoholu prosto w ścianę naprzeciwko.
— Pierdolony alfons... — mruknął pod nosem, wnet wstając z fotela, a że wypił o kilka łyków za dużo, stracił równowagę, upadając na skórzaną kanapę obok. — A jebać... — jęknął, zasypiając tak, jak upadł.
***
Spał długo, bardzo długo, bo blisko dwadzieścia cztery godziny, nie słysząc żadnego budzika czy dzwonka telefonu, bo gdy spojrzał na wyświetlacz urządzenia, który leżał na podłodze przy kanapie, zauważył kilka wiadomości od Violet. Podniósł się do siadu, chowając twarz w dłonie, ciężko odetchnął i spojrzał przed siebie, prosto na otwarty laptop, który pewnie zdążył się ponownie rozładować. Spokojnie rozejrzał się po pomieszczeniu, a gdy zauważył rozbitą butelkę na podłodze, szybko sobie przypomniał wczorajszy dzień.
— Było minęło stary, weź się ogarnij... — mruknął sam do siebie, zmuszając się do wstania z kanapy, żeby wziąć chociażby zimny prysznic oraz zjeść coś, cokolwiek, bo przecież od przedwczoraj nic nie jadł.
Po blisko godzinie był już umyty i przebrany, lecz nie myślał o jedzeniu, kierując się z powrotem do biura. Posprzątał resztki szkła, oczywiście raniąc sobie wewnętrzną część dłoni, rozcinając ją na kilka centymetrów, przez co od razu polała się ciemna krew. Przeklął pod nosem, bo teraz nie tylko szkło miał do posprzątania, ale też czerwoną ciecz, która ciągnęła się za nim aż do łazienki. Uroki wypicia zbyt dużej ilości alkoholu... Czy czuł się z tym dobrze, że tyle wypił? Chyba nie. Czy uczyni to znowu? Pewnie tak. Po opatrzeniu sobie rany i posprzątaniu śladów swojej niezdarności wrócił do biura i zasiadł w fotelu, ponownie uruchamiając laptop kobiety. Nie miał zamiaru się poddawać, choć nie potrafił ukryć tego, że nadal jest mu z tym wszystkim ciężko, lecz nie chciał swoimi problemami obciążać innych... innych, jakby jeszcze kogoś miał. Na samą myśl o tym, uśmiechnął się smutno, ciężko wzdychając.
Gdy po kilku godzinach znalazł kilka istotnych informacji, postanowił skontaktować się ze swoim informatorem, który w obecnej chwili był mu bardzo potrzebny.
— Mam dla Ciebie dodatkowe zlecenie.. — zaczął brunet, gdy usłyszał głos mężczyzny w głośniku.
— Słuchaj stary, aktualnie nie mam jak się tym zająć, bo jestem zawalony robotą na najbliższe kilka miesięcy. — przerwał mu, na co Elias nie wiedział, jak dokładnie zareagować.
— Jasne. — odparł, wnet się rozłączając. Ledwo minęło kilka sekund, a na wyświetlaczu pojawił się numer informatora. Odebrał połączenie, włączając głośnomówiący.
— Ej... Wszystko gra? Bo aż wierzyć mi się nie chce, że tak od razu się rozłączyłeś. — zapytał, z wyraźnym zmartwieniem w głosie.
— Ta.. Tylko wstałem niedawno. — odpowiedział, wlepiając spojrzenie w ekran laptopa.
— Wybacz stary, ale za długo Cię znam, żeby w to uwierzyć. — odparł spokojnie.
— Ponoć masz dużo roboty i mało czasu, więc nie marnuj tego na zawracanie mi głowy. — powiedział, wysilając się na choć trochę agresji w swoim tonie.
— Spoko.. tylko wiesz, jak potrzebujesz się wygadać, to.. to możesz śmiało do mnie dzwonić. — powiedział z nutą niepewności w głosie, bo wiedział, że Elias w każdej chwili może wybuchnąć.
Cortes nie odpowiedział, milczał kilka sekund, po czym się rozłączył, wyciszając bezpieczny telefon. Potrzebował jeszcze kilka dni na pełny reset samego siebie, kilka dni w samotności, być może z czasem ruszy, zaczynając od drobnego zlecenia, powoli, stopniowo, oswajając się z nowym rozdziałem.
***
Ponad tydzień zajęło mu pogodzenie się ze wszystkim, co go ostatnio spotkało. Wrócił do regularnych posiłków, snów, a przede wszystkim treningów, zwiększając swoją masę mięśniową oraz wzmacniając swoją psychikę, która zdążyła trochę podupaść. W międzyczasie nawiązał dobry kontakt z Buzzem, który faktycznie trochę podniósł go na duchu, odwiedzając Cortesa w jego domu. Oczywiście nie mogło zabraknąć Violet, która choć trochę się do niego zdystansowała, a takie przynajmniej odniósł wrażenie, to wiele mu pomogła, bo codzienne wiadomości od niej powodowały, że czuł się lepiej. Natomiast jej brat, cóż, chyba jeszcze bardziej znielubił Eliasa, głównie przez artefakt w jego domu, który ostatecznie spłonął razem z całym domem. Pożar zrównał wszystko z ziemią, pochłaniając także całe wnętrze piwnicy, nawet straż pożarna nie było w stanie wyjaśnić zaistniałej sytuacji.
A jak wyglądała sytuacja z Thomasem i jego córką? Znalazł na jego temat kilka informacji, lecz zlokalizowanie go było nadal niemożliwe, natomiast o niej słuch zaginął kilka lat temu - kobieta dosłownie zapadła się pod ziemie, nie zostawiając po sobie żadnego śladu, czy to na ziemi, czy w sieci.
Ostatecznie, po ponad tygodniu postanowił opuścić swoje cztery ściany, udając się od razu do Violet w celu zwykłych odwiedzin. Czuł się już zdecydowanie lepiej, a chciał ten stan polepszy, widząc się z ciemnowłosą.
Gdy przemierzał leśną drogę, mając posiadłość kobiety w zasięgu wzroku, dostrzegł czarny pojazd, który zaczął szybko oddalać spod jego płotu. Zmarszczył lekko brwi, skupiając wzrok na obcym samochodzie, ale ze względu na dużą odległość, nie dostrzegł niczego, co ułatwiłoby mu rozpoznanie numerów czy chociażby ludzi siedzących w środku. Mając złe przeczucia, przyspieszył, jednocześnie starając się nie rzucać się w oczy, a gdy stanął pod bramą, wysiadł z audi, zamknął ją i przeniósł się pod główne wejście do domku. Wyjął z kabury swój Desert, nacisnął na klamkę i ostrożnie wszedł do środka, nasłuchując otoczenia, które było nieprzyjemnie ciche, aż za ciche. Słyszał bicie własnego serca, tykający zegar w kuchni, pracującą lodówkę oraz ptactwo, które fruwało nad pobliskim jeziorem. Odniósł wrażenie, że każdy jego krok odbija się echem, choć szedł powoli i ostrożnie, dokładnie obserwując pomieszczenia przed sobą. Gdy nagle dostrzegł ciało kobiety leżącej na ziemi, a dokładnie jej nogi, które wystawały zza rogu, czas jakby stanął w miejscu. Ścisnął mocniej pistolet w dłoni, powstrzymując się od pochopnych decyzji, wytworzył dwóch żołnierzy, których puścił na zwiad - jeden na piętro, drugi na taras, po czym podszedł do Violet... Zamarł przez moment, gdy dostrzegł jej rany, obicia oraz siniaki. Przez chwilę był pewny, że nie żyje, lecz szybko otrząsnął się z tej myśli, kucnął przy niej, ostrożnie obrócił na plecy i sprawdził jej oddech - płytki, nierówny. Schował broń do kabury, szybko okrył pobliską kanapę kocem, po czym wrócił do ciemnowłosej, ostrożnie wsunął ręce pod jej kolana oraz plecy, delikatnie podniósł i położył na wcześniej zabezpieczony mebel. W tym momencie musiał trzymać nerwy na wodzy, nie dając się ponieść niepotrzebnym emocjom. Odgarnął jej ciemne włosy z zakrwawionej twarzy, rozciął koszulkę oraz spodenki, pozostawiając ją w samej bieliźnie, ukazując jej mocno obite i poranione ciało. Jednego z żołnierzy wysłał po torbę medyczną do auta, którą przyniósł w zaledwie kilka sekund, dzięki czemu Elias mógł od razu przejść do opatrywania jej ran. Starał się działać spokojnie, lecz czasami przez jego ciało przechodził taki dreszcz, że upuszczał bandaż albo środek odkażający, ale pomimo tego, po niedługim czasie, udało mu się zabezpieczyć ciało kobiety. Okrył ją dwoma pobliskimi kocami i dał czas jej organizmowi na regenerację, pozostawiając przy niej jednego żołnierza, który miał za zadanie jej pilnować. Sam posprzątał pozostałości po środkach medycznych oraz jej podarte ubrania, które wrzucił do osobnego worka na śmieci, po czym wyszedł na taras. Wziął od razu głęboki wdech, przymykając przy tym oczy, by zaraz spokojnie wypuścić powietrze z płuc. Wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów, wyjął jednego i odpalił, zaciągając się ciężkim dymem, chwilowo zaspokajając swój głód nikotynowy.
Po kilku, być może kilkunastu, minutach, dostrzegł dwa czworonogi, które szybko wybiegły z pobliskiego lasu i skierowały się od razu w stronę Eliasa, jakby wiedziały, że jest już bezpiecznie i mogą wrócić do domu. Kaya od razu przywitała się z brunetem, Buruu natomiast wszedł do środka i usiadł obok kanapy, na której znajdowała się nadal nieprzytomna Violet. Po chwili suczka dołączyła do swojego psiego towarzysza, kładąc się obok i czuwając nad swoją panią.
Cortes stracił poczucie czasu, gdy nadal siedział na tarasie, z wbitym wzrokiem w bezchmurne niebo. Jak to on, rozmyślał o tym, co mogło się stać i co było tego powodem, bo nie wiedział nic, oprócz tego, że sprawca poruszał się czarnym pojazdem. Nagle usłyszał ciche syknięcie dobiegające z salonu. Wstał i szybko podszedł do kobiety, która najwidoczniej odzyskała przytomność, klęknął przy niej i delikatnie chwycił za jej dłoń, którą próbowała podnieść.
— Już wszystko dobrze, Vi. — zaczął spokojnie, drugą dłonią odgarniając jej ciemne kosmyki włosów z twarzy. — Jestem przy Tobie. — dodał, uważnie się jej przyglądając.
Powoli uniosła powieki, jeszcze kilka razy mrużąc oczy, a gdy dostrzegła Eliasa, z kącika jej oka uleciała samotna łza. Westchnął ciężko, martwiąc się o jej stan. Gdy próbowała się ruszyć, żeby podnieść się do siadu, brunet skutecznie jej to uniemożliwił.
— Nie ruszaj się, daj sobie jeszcze chwilę na odpoczynek. — powiedział, na co cicho westchnęła, starając się za bardzo nie poruszać klatką piersiową, która była mocno obita i zdecydowanie bardzo bolała. — Będę tuż obok, nie martw się. Twoje psie pociechy też tutaj są. — dodał.
Dawno o nikogo się tak nie martwić, jak teraz i choć mógł też na takiego wyglądać, to w środku panował totalny chaos emocji. Poziom irytacji i nerwów powoli wychodził poza skalę, a im dłużej siedział w niewiedzy, tym bardziej się denerwował.
Mijały kolejne minuty, być może nawet i godziny, sam tego nie był pewny. Siedział na podłodze, oparty plecami o siedzisko kanapy, mając Violet obok siebie, która od czasu do czasu się poruszała. W pewnym momencie chyba nawet zasnęła, gdyż jej oddech był spokojny, równy, a ciało momentami delikatnie drgało. Cortesa również dopadło zmęczenie, za oknem zamiast słońca i bezchmurnego nieba, pojawił się księżyc w pełni oraz kilka ciemnych chmur, które od czasu do czasu zasłaniały jedyny jasny punkt. Nie wiedział nawet kiedy sam zasnął, nadal siedząc oparty o kanapę.
Nagle obudził go czyjś zimny nos, który intensywnie tykał jego policzek, przez co odruchowo położył w tym miejscu dłoń i delikatnie przetarł. Wtem zdał sobie sprawę, że zasnął, w bardzo niewygodnej pozycji, ale jednak. Od razu otworzył oczy i przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu - Buruu leżał na kanapie, Kaya stała nad brunetem, natomiast Violet nadal leżała tak, jak wcześniej, lecz tym razem spokojnie gładziła sierść na głowie czworonoga. Mężczyzna od razu podniósł głowę, czując ból w karku oraz plecach, zmienił pozycję na klęczącą i spojrzał na kobietę, z którą nawiązał kontakt wzrokowy.
— Vi... — jęknął, z widocznym zmartwieniem na twarzy i choć chciał ją przytulić, powstrzymał się, składając na jej czole delikatny pocałunek. — Pytanie się, jak się czujesz, byłoby raczej bez sensu, patrząc na Twój stan. — mruknął, nie spuszczając z niej wzroku. — Jeśli będziesz czegoś potrzebować, daj mi znać. — dodał, przejeżdżając delikatnie kciukiem po jej policzku.
W tym momencie musiał zachować spokój, choć w środku dosłownie się gotował, powstrzymując się od męczenia jej pytaniami. Chciał wiedzieć wszystko, chciał dopaść tego skurwysyna, który doprowadził ją do takiego stanu, chciał się zemścić i wysłać go w czeluści piekieł, lecz w tej chwili, musiał się z tym wstrzymać, dając przyjaciółce więcej czasu na regenerację.
Violet? :<<<
2056 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz