sierpnia 15, 2025

Od Nyxariena do Violet

wielkie przygody

Non omne quod nitet aurum est - "Nie wszystko, co błyszczy, jest złotem".

Nie staje się między smokiem, a jego skarbem... Chyba, że ma się oryginalny pomysł... Kubełek KFC i Mrożoną Kawę Crazy Bubble.

Chciwość nie miała już postaci pazura, który zagarniał złoto do siebie. Obecnie było to uprzejme podanie czarnego długopisu ze złocistym grawerunkiem inicjałów do podpisania kontraktu. Kiedy indziej odpowiednio sformułowany mail, ściśle naprowadzający do podjęcia słusznej decyzji. Najczęściej jednak stanowiło to odsunięcie wysokiego, skórzanego fotela o barwie koniaku przed potrójnym biurkiem z magicznego szkła, stojącym na czterdziestym pierwszym piętrze biurowca i skinięcie dłonią do zajęcia miejsca naprzeciw. Ponad nim istniało już tylko ostatnie piętro Marleya, które wraz z neonowym logo Oblivion Arcana wieńczyło jedną z najbardziej rozpoznawalnych iglic Deiranu... Ale to nigdy nie było dla Nyxa najważniejsze, kiedy spoglądał w skupieniu na to samo miasto przez panoramiczne okna.
- Zakładam, że nie wróciłeś wczoraj wieczorem do tej twojej smutnej norki... - Zapach palącego się cygara zaczął przebijać się przez aromat cytrusów i drzewa sandałowego, które stanowiły główne nuty przy wejściu i lobby. Nyxarien wykazał się obojętnością względem możliwości zmiany tego we własnym gabinecie, na co czarodziej uwielbiał zwracać mu uwagę. - ...odkąd przeprowadziłeś się z Alteiranu na siłę, to jesteś tutaj jak ostatni wrzód na dupie.
Wschodzące słońce poranka barwiło gabinet na pudrowane róże, ciepłe pomarańcze i nieco pastelowy, przydymiony błękit. O tak wczesnej godzinie niższe piętra wciąż były puste poza najwyższymi, w tym najczęściej tym, który należał do pewnego wybitnie upartego drakonida.
Marley tymczasem zaciągnął się cygarem, a potem stuknął o popielniczkę wbudowaną w jeden z dopasowanych kolorystycznie foteli przed biurkiem Nyxa.
- W trakcie nadgodzin dokończyłem prezentację dla Aegis Eternum…
- Nie chce mi się nawet słuchać o tych debilach, dopóki to nie jest konieczne. - Minathrel wszedł mu w zdanie bezpardonowo, korzystając z tego, że byli sami, a szczerze uwielbiał ten stan rzeczy, więc statystycznie najczęściej do niego doprowadzał.
- To dzięki nim będziemy mieć możliwość ubezpieczania przechwyconych artefaktów już w trakcie ich łamania lub odkodowywania bez oczekiwania na łaskę, lub niełaskę. Poza tym mają najświeższą sieć wywiadowczą i najwyższy wskaźnik wiarygodności wobec klientów carskich i arystokratycznych. Dobrze o tym wszystkim wiesz. - Ostatnie zdanie mężczyzna zaakcentował mrocznym spojrzeniem przez ramię, jakie po brodaczu nie spływało, choć za wszelką cenę udawał, że było inaczej.
- A ta cała Ferlow... Filacity, czy jak jej tam było, to ten, nie spodobała ci się? - To głupkowate pytanie miało zmienić temat w czysto idiotyczny sposób, bo szpakowaty z wyglądu czterdziestolatek nie gustował w przyznawaniu nikomu racji, nawet jak tak było i tym bardziej wtedy, gdy rzeczywiście powinien.
- Wybacz, że nie gustuje we wróżce służbistce z topowej firmy ubezpieczeniowej… Ale tak między nami, to poważnie? Ile jeszcze będziesz się bawić w swata, kiedy prawie sam rozwiązuje kolejne kryzysy? - Nyxarien odwrócił się w stronę czarodzieja, po czym zamaszyście zasiadł na swoim miejscu.
Marley nie tracił animuszu:
- Mówiłem ci, żebyś wziął sobie sekretarkę, to ty od stu pięćdziesięciu lat przeżywasz ten idiotyczny romans i nic nieznaczące alimenty, kiedy właściwie byłeś wdowcem po tamtym małżeństwie, więc to nawet nie podchodziło pod zdradę?
Potencjalnie rozpędzającą się kłótnię przerwało charakterystyczne kliknięcie prywatnej windy, która była przewidziana do użytku AEO oraz ściśle z nim powiązanych stanowisk, takich jak, chociażby cały szanowny Zarząd C-level. Panowie spojrzeli po sobie, zaciskając szczęki, aczkolwiek wyraźnie zabrakło im obojgu krótkich ripost przeznaczonych na czas oczekiwania nadejścia kolejnej osoby.
- Yona ma mi przynieść raporty z aktualnych trendów rynkowych zebrane od naszych specjalistów. - Wyjaśnił Nyx w sposób, który jawnie sugerował Marleyowi szybki wymarsz z gabinetu.
Dopiero otworzenie się metalowych drzwi spowodowało łaskawe powstanie czarodzieja.
Zjawiskowo piękna archanielica o zimnym odcieniu blond włosów i heterochromi (jedno oko bursztynowe, drugie błękitne) wparowała do środka, niosąc grube naręcze różnobarwnych teczek oraz dwóch zadrapanych segregatorów. Kobieta najpierw jednak musiała pochylić się, aby nie uderzyć lewitującą aureolą (o barwie białego złota) w górną część windy (tym kończyły się dla niej lśniące, czarne szpilki, z których jeszcze ani razu nie zrezygnowała ku zdziwieniu współpracowników). Zapewne, gdyby Nyxarien miał tyle lat oraz doświadczenia, co ona, to też już by mu nie przeszkadzały własne atrybuty... Niestety, tak raczej nigdy się nie stanie.
- Długo się sprzeczacie? - Zapytała w ramach powitania Chronotechnomancer of Strategy (CSO), zarządczyni od czysto technomagicznych rozwiązań innych problemów.
- Zasadniczo to już mnie nie ma. - Marley wyszedł po tych słowach ciemnymi, dwuskrzydłowymi drzwiami, zapewne mając w planach jeszcze najście kogoś na tym piętrze, kto akurat obstawił ekspres do kawy albo udawał wybitnie zafascynowanego swoją pracą.
- Tak naprawdę to mniej niż kilka minut, bo ledwie nie dawno raczył w ogóle pojawić się pośród nas. - Odpowiedział dopiero na jej pytanie Nyxarien po tym, jak słynny, gderający palacz rzeczywiście przestał mieć możliwość ich podsłuchiwać. - Nie przyszłaś tutaj przed czasem, bo tak bardzo ci zależy na omówieniu naszego najbliższego planu.
- Nie. Tak naprawdę to nadal średnio podoba mi się ta opcja z tą firmą ubezpieczeniową. Oni są zbyt dobrzy w tym, co robią, a zdążyli w pierwszy dzień wywęszyć, że Marley to głównie twój figurant. Najprawdopodobniej teraz próbują nieudolnie znaleźć coś na ciebie. Boją się ciebie tak jak nas pozostałych. Nie mamy zapisanej skrupulatnie historii, więc będą celowo rzucać nam kłody pod nogi. Naprawdę chcesz ryzykować, bo aż tak spieszy ci się z biurokracją?
- Nigdy nie chodziło o biurokrację, tylko o najlepszych prawników. Przegraliśmy ostatnio sprawę i wiesz, kto otwierał wtedy w swoim biurze szampana, prawda?
Yona niechętnie wydęła wargi i rozłożyła swoje naręcze dokumentacji na jedynej, wolnej przestrzeni biurka Nyxa, po czym usiadła celowo na innym fotelu niż Marley, tym po prawej, zaznaczając dobitnie swoją niechęć względem smrodu cygara. Mężczyzna bez słowa jednym kliknięciem na panelu obok laptopa przyspieszył funkcje wspieranego magicznie filtra powietrza oraz aromatyzatera. W mniej niż minutę niepożądany zapach zniknął. Uprzejmy uśmiech wdzięczności wykrzywił malinowe, dość cienkie wargi kobiety.
Niezręczną ciszę po raz kolejny przerwał wibrujący telefon, którego drakonid nie odebrał, a zamiast tego nacisnął przycisk na pojedynczej słuchawce w prawym uchu. Yona z zainteresowaniem próbowała spojrzeć na ekran smartfona, spotkała się jednak z nieprzebytą czernią i posłała mężczyźnie spojrzenie pełne niezadowolenia, na które on tylko złośliwie się uśmiechnął.
- Czym mogę służyć?
- Jeny, Nyx, czy ty zawsze musisz tak oficjalnie? - Głos kobiety ze słuchawki nie docierał ciekawskich uszu Yony, co dodatkowo pogłębiło jej ciekawski wyrzut. - Minęło już tyle lat…!
- Jestem w pracy. Poza godzinami roboczymi nadal ją reprezentuje tak jak wiele innych rzeczy.
- Myślałam, że się ucieszysz! Mamy przełom i… Eee, mały problem? - Ciężkie westchnięcie zasugerowało mu potrzebę użycia innego przymiotnika do ostatniego słowa, co jego uczennica z jakiegoś powodu celowo zamieniła.
- Po prostu przejdź do rzeczy. - Ponaglił ją Nyxarien, porządkując przyniesioną przez Yone dokumentację według kolorystycznych zakładek, co do których precyzyjnie lata temu ją poinstruował. Żółte, zielone, czerwone, fioletowe.
- Chodzi o to, że udało się zdjąć pierwszą osłonę z tych ścian dzięki temu, że Yule ogarnęła, jak rozsupłać te linie od pierwszego węzła. Uwierzysz w to?! Tak po prostu na jednym posiedzeniu zrobiła…!!!
- Jaki był skutek uboczny?! - Targnęły nim już silne emocje, z których na pierwszym miejscu o tej samej sile przebijały się zarówno ekscytacja, co wszechpotężny i obezwładniający niepokój.
Jeżeli zachwiało to barierą skarbca, to...
- Wardy się wyłączyły i włączyły po równo minucie. Vivien stracił obraz na kilku kamerach z pojedynczych korytarzy i powiedział, że te Ley muszą robić zakłócenia, skoro w jakiś sposób Yule coś aktywowała, czego w pełni nie rozumiemy. Artefakty we wszystkich skarbcach są mimo wszystko nadal uśpione…
- Jadę do was. Co z obrazem?
Zawsze najbardziej martwiło go jedno, jedyne dzieło sztuki odkąd Nyxarien odkrył, jak wyciągnąć z niego pewnego przeklętego elfa w porcelanie.
- Nadal śpi. Wczoraj wyszedł tylko na godzinę się rozejrzeć, tak jak ci pisałam. Przeżywa, że nie może według własnych tradycji ciąć losowe demony jak origami i w większości chce być sam… Czekaj, Yule coś od ciebie chce.- Mhm. Przekaż jej telefon.
Biała Wiedźma zabrzmiała przy Altamirze nie tylko doroślej, ale też znacznie bardziej tajemniczo, jakby całe poprzednie stulecia jedynie inkantowała klątwy:
- Smoku, pospiesz się. W piętnastym korytarzu mamy gościa.
Zasadniczo nie musiała nic więcej dodać, aby Nyxarien zyskał maksymalne przyspieszenie wszelkich działań.

***

Wzięcie nieplanowanego wolnego z racji nadgodzin było u pana Valianta zjawiskiem dość rzadkim i wykorzystywanym jedynie w nieprzewidzianych wypadkach. Nagłą sytuacją z tej kategorii okazała się drakonidka o długich do kolan, fioletowych włosach, które wcześniej musiały być związane w warkocz – obecnie były mocno rozczochrane zapewne z racji upadku, podobnie jak znajdujące się na niej nieliczne zadrapania oraz podniszczone ubrania, które musiały reprezentować również nieład w jej drugiej formie. Sama dziewczyna, bo dziwnie mu było przed samym sobą nazywać ją kobietą; była strasznie, ale to prze-okrutnie młoda. Smoczyca przed setką to dla niego w pewnym sensie nadal dziecię, a wewnętrznie po smoczemu: pisklę. Altamira była jego piątą w kolejności pokoleń następczynią w mniej więcej jej wieku, jakiego dokładnie sam z siebie odczytać ot, tak Nyx nie potrafił, ale musiała między nimi być niewielka różnica. Tego był stu procentowo pewny. Pachniała również niedawno używaną magią; specyficzna, ulotna woń ciągnęła od niej w tym samym stopniu, co niestabilna oraz wybitnie wyraźna aura falująca od każdej jej najmniejszej emocji. Znaleziona smoczyca pół leżała, pół siedziała w ludzkiej postaci na kamiennej podłodze, gdy znalazł ją w tym półmroku – jarzeniówki migotały niepewnie pod wpływem niedawnej destabilizacji wardów. Otaczały ich zimne, kamienne oraz niebotycznie wysokie ściany korytarzy wewnątrz góry, w której to Nyxarien zdecydował się wybudować swój skarbiec wiele kilometrów od Deiranu.
- Tylko spokojnie... - Mężczyzna wyszedł z cienia w ubraniach ze swojej korporacji; trzyczęściowym, ciemnogranatowym garniturze i latającym już wszędzie bez złotej spinki, bordowym krawacie. Dopasowane, wyprasowane spodnie miały nieco zwężające się nogawki, aby podkreślić mięśnie nóg oraz eleganckie buty o skórzanym połysku. -...masz naprawdę bardzo dużo szczęścia.
- Kim ty, kurwa, jesteś?! - Dezorientacja oraz nieufność u nieznajomej średnio współpracowały z jego pierwotnym poleceniem.
- To nie będzie nasze najlepsze spotkanie, które wyrobi wspaniałe, pierwsze wrażenie... Ale możesz na mnie mówić Nyx. Musiałaś przez przypadek spaść do mojego prywatnego ośrodka badawczego w wyniku tutejszego wypadku. - Samo wspomnienie spowodowało pulsowanie aorty, fala w miarę skontrolowanej frustracji. - Coś ci się stało?
- Chyba nie, ech, ale… Dlaczego nie da się stąd normalnie wyjść?
- Dokładnie z tego samego powodu, dla którego nie da się normalnie wejść. Eksperymentujemy na nieznanej magii. To bardzo szalone oraz niebezpieczne zajęcie, dlatego potrzebne są zabezpieczenia. Niestety, wystąpiła anomalia, które je chwilowo uśpiła. - Wyjaśnił cierpliwie drakonid, po czym dodał: - Mogę podejść, sprawdzić, czy coś złamałaś? Wyrzut adrenaliny spowodował teraz u ciebie brak czucia, przez co możesz się dodatkowo uszkodzić, jeśli samodzielnie teraz wstaniesz.
Rozejrzała się po raz kolejny niepewnie, miotając spojrzenia na boczne rozwidlenia wysokich, słabo oświetlonych przejść, a było ich aż osiem. Znajdowali się na jednym z największych skrzyżowań, które wychodziło od głównego, piętnastego korytarza. Ostatecznie poszkodowana skinęła głową, choć oczywiście bardzo niechętnie. Nyx w końcu maksymalnie skrócił dzielącą ich odległość, aczkolwiek powoli i tak, aby nie zaskoczyć jej żadnym ruchem, co pozytywnie wpłynęło na jej podświadomość; dziewczyna przestała nabierać spazmatycznych oddechów.
- Jak się nazywasz? - Wyjęty z wewnętrznej kieszeni garnituru długi na piętnaście centymetrów kryształ oświetlił jako pierwszy jej prawy nadgarstek, na co zagapiła się z dużym wytrzeszczem i znakiem zapytania na czole.
- Violet. Co… Co to jest?
- Odmiana kondensatora, który zamiast energii elektronicznej, potrafi zebrać, a potem udostępniać z łatwością czyjąś moc. Nie otrzymałem od losu możliwości bycia uzdrowicielem, natomiast pewne bliskie mi osoby tak i dzięki temu narzędziu mam możliwość skanowania organizmu w celu znalezienia uszkodzeń, dokładnie tak jak oni to mogą robić samodzielnie. Oczywiście, coś takiego nie działa w nieskończoność i starcza na kilka użyć, po czym muszę iść prosić o kolejną dawkę... Ewentualnie oni sami mi to wciskają przy każdej okazji.
W zamian za szczerą odpowiedź uzyskał od niej pierwszy, krzywy uśmiech razem z czymś na kształt lekkiego, zachrypniętego śmiechu.
- Nie, to nie jest zabawne, kiedy muszę targać ze sobą dziesiątki tych cudawianek na każdą możliwość, bo oni tak sobie wymyślili, jakbym był, nie wiem, emerytem albo inwalidą! Rozumiesz, że do nich nic nie dociera, jak próbuje im to normalnie wytłumaczyć? - W miarę jak ciągnął swoją opowieść, błękitny poblask przesuwał się niewyczuwalnie po jej ciele, nie znajdując żadnych poważnych urazów. - Wygląda na to, że jednak jesteś cała…. Ta wasza młodość i regeneracja, cholerna młodzież wychodzi z byle czego bez szwanku. Nic nowego.
Nyxarien wstał pierwszy, aby podać jej dłoń, z której skorzystała i okazało się, że dość znacząco go przewyższała swoim wzrostem. Spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym pokręcił głową. Kolejny drakonid, który będzie mu mógł wyśmiewać ludzką postać. Cudownie. Violet zorientowała się ze swojej przewagi, co znowu wywołało u niej ten rozbrajający uśmiech, lecz tym razem pewniejszy, szerszy.

Violet? 


2017 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz