— Dupek — rzucił za odchodzącym Lutherem.
Nie wstał za nim, nie odprowadził go wzrokiem. Nonszalancko skrzyżował ręce na piersi, założył jedną nogę na kolano, zademonstrował wszem i wobec, że mu tu bardzo miło i wygodnie, wybierać się nigdzie nie zamierza, leżenie na trawie mu się podoba, w zasadzie może nawet tu zamieszkać.
Delicję koncepcja człowieka wyciągniętego płasko na ziemi bardzo zainteresowała. Suczka przysiadła Yassinowi za głową, zabawnie przechyliła pysk, popatrzyła w dół z ukosa. Najpierw upuściła mu obok twarzy mokrą od śliny piłeczkę, potem, gdy Yassin na zaproszenie do zabawy zareagował wzdrygnięciem i niczym więcej, położyła się nad nim, spróbowała wylizać mu twarz.
Yassin, zmotywowany gładko-wilgotnym językiem na policzku, zmienił zdanie, podniósł się ekspresowo.
— To moja ławka — przegonił go Luther. — Znajdź sobie własną.
Nawet na Yassina nie spojrzał, jedną ręką przeglądał coś w telefonie, drugą trzymał swobodnie przerzuconą przez oparcie.
— A co — obruszył się Yassin — to może niby podpisane?
— A jak nie podpisane — spojrzał na niego Luther kątem oka — to co?
— Za co się obraziłeś? — Yassin stwierdził, że skoro Luther wcześniej na niego spojrzeć nie raczył, to teraz on mu się odwdzięczy i również nie będzie patrzył w jego stronę. Krytycznie obejrzał mankiet nowej koszuli. — Za to, że piłką ode mnie dostałeś? To nawet nie jest najgorsza rzecz, jaką w ciebie kiedykolwiek rzuciłem.
Nie widział, jak Luther zareagował, ale wyobraził sobie, jak mężczyzna patrzy na niego z mieszaniną konsternacji i obojętności.
— Nie miałeś być dzisiaj zajęty?
— Chciałem ci zrobić niespodziankę — powiedział Yassin niewinnie, trochę spuszczając z tonu, opuszczając rękę, przestając wygłupiać się z tym rękawem. Westchnął w duszy, wewnętrznie pokręcił głową, zapytał niebios, za jakie grzechy musi się użerać z takim matołem. — A ty tak mnie traktujesz. Nie cieszysz się?
— Mhm. — Luther pokiwał głową na boki, jakby poważnie wahał się między „tak” i „nie”, a odpowiedź nie była dla niego jasna i potrzebował więcej czasu do namysłu. — Nie wiem, może. Mogę wiedzieć, jak mnie tu znalazłeś?
Yassin czekał na to pytanie. Przymknął powieki i, bardzo z siebie zadowolony, uśmiechnął się pod nosem.
— O, nie mogę wyjawiać swoich sekretów.
— Ja ci zaraz dam — mruknął Luther, rzucając piłkę proszącej Delicji. Wypowiedział ostatnie słowo jakby trochę ostrzegawczo — sekrety.
Yassin nie wytrzymał, westchnął dramatycznie.
— Domyśliłem się — ustąpił. — Gdzie mógłbyś być? Wiadomo, że jak masz wolne, to nie będziesz siedział w domu, tylko pójdziesz połazić gdzieś z Delicją. A to wasze ulubione miejsce. — Delicja tym razem usiadła z piłką przed Yassinem. Wypluła zabawkę, zamerdała ogonem, wzrokiem poprosiła, by ją rzucił. Yassin pokręcił głową, uśmiechnął się do suczki, zrobił, o co prosiła. — Wiesz, nie chcę nic mówić, ale powoli zaczynam bardziej lubić ją niż ciebie.
— No popatrz — odparł Luther. — Ja na przykład, w twoim przypadku, ani przez chwilę nie miałem wątpliwości.
Yassin siedział do Luthera tyłem. Poruszając samymi nogami, odpychał się tak, że małymi kroczkami pojechał tyłkiem po ławce w kierunku mężczyzny. Wpasował się w miejsce idealnie, bo oto nagle znalazł się tuż pod ramieniem, które Luther trzymał na oparciu.
— Że lubisz mnie bardziej?
Luther parsknął, ale złapał go wpół, przyciągnął do siebie.
— Znaj swoje limity.
500 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz