Axel nie mógł uwierzyć swoim oczom. Zamrugał parę razy, jakby próbował przebudzić się ze snu, po czym spojrzał jedynie ze zdziwieniem na swojego kompana. Wiedział, że często zapomina wygląd barów, w których przebywał, lecz to zwykle było tłumaczone upojeniem alkoholowym. Upojeniem dość mocnym, gdyż ciało mężczyzny, zmodyfikowane za dziecka świetnie radziło sobie z filtracją wszelkich maści trucizn, w tym etanolu. Wspominając, że większość eliksirów łowcy bazowało na alkoholu, nietrudno o wniosek, że mężczyzna ma raczej mocną głowę. Rozwiązanie wysuwało się zatem jedno, będzie trzeba zapić tę noc.
Anaxa wysunął się do przodu, machnął jedynie ręką w stronę barmana, który zauważył chyba stałego bywalca i skinął do niego głową. Następnie poszedł w stronę jednych z kanap, na których przeważnie przesiadywał i rozsiadł się wygodnie, zapraszając Axela, by usiadł naprzeciwko.
— Myślałem, że będzie ci chodziło o ruderę dla obdartusów — powiedział Axel, siadając. Wzrokiem wyszukiwał jednak alkoholi na półce za barmanem.
— A myślisz, czemu cię tutaj zabrałem? — odpowiedział, spoglądając na strój Axela, który niektórzy mogliby wziąć za ostatni krzyk mody. — Chyba tutaj pasujesz, nie?
— Słusznie — odpowiedział, nie chcąc dodawać, że to on odpowiedzialny jest za jego aktualny ubiór.
Anaxa podwinął lekko kącik ust na myśl o swoim poprzednim żarcie, lecz zauważając, że Falsenheim znowu nie ma poczucia humoru, postanowił odwrócić się w stronę jednego z pracowników klubu i niczym turysta w restauracji na zagranicznych wakacjach, pstryknął kilkukrotnie do niego palcami. Młody pracownik odwrócił się, po czym zapytał.
— Podać coś dla państwa? — powiedział zaniepokojony.
— Sex on the Beach w wysokiej szklance, a dla tego menela... — próbował ponownie zażartować, lecz puentę zakłóciło głośne chrząknięcie ze strony Axela. Anaxa razem z pracownikiem spojrzeli na niego, po czym pozwolili dojść mu do głosu.
— Szklankę wódki.
Zdziwiony, lecz niezaskoczony pracownik odwrócił się od panów i poszedł w stronę barmana. Pomimo swojego krótkiego stażu kojarzył jednak skład drinka doskonałego, lecz nie spodziewał się usłyszeć wprost taką prośbę. Zwykle zamawiali to bardziej podpici ludzie, mówiąc coś na wzór „podwójnej wódy zmieszanej z potrójną”, ale tym razem był to przyjaciel stałego bywalca, który nieraz zaskakiwał ludzi obecnych na jego zmianie, więc nie miał nic do dodania.
Po krótkiej chwili chłopak przyniósł na tacy dwie szklanki wraz ze słomką, po którą od razu wyskoczył ręką Anaxa, jakby jego towarzysz miał ją mu zabrać. Wrzucił ją do swojego drinka, po czym zaczął siorbać, spoglądając na Axela, który pijąc wyglądał z daleka jakby zamówił szklankę wody. W końcu nie skrzywił się ani przez chwilę. Prawdziwy alkoholik.
Axel kończąc prawie połowę trunku, spojrzał w końcu na Anaxę i doszedł do wniosku, że w sumie, po sytuacji, w której prawie się nie pozabijali, nadal nie wie jak nazywa się siedzący naprzeciwko łowca.
— Swoją drogą. Kim ty do cholery jesteś? — zapytał, krzyżując ręce.
— Myślałem, że rozpoznasz dobrego łowcę, kiedy zobaczysz go w pobliżu, ale jak widać zbyt mocno cię poharatałem podczas walki... Anaxagoras Livanos, ale mów do mnie Anaxa. Nie Anaxagoras. Nie Goro. Nie ANANAS. Nie cokolwiek! Anaxa. — odpowiedział oburzony.
Axel spoglądał jeszcze przez chwilę na Anaxę, który wyglądał teraz równie podirytowanie, kiedy powiedziano mu, by spieprzał z pola walki, dopóki jeszcze nie ma guza. Falsenheim nie przejął się tym zbytnio, po czym chwycił ponownie szklankę.
— Przynajmniej ty nie musisz się przedstawiać Panie Łowco, każdy w końcu kojarzy cię, kiedy tylko spróbujesz wypowiedzieć nazwisko. — dodał po chwili kolorowowłosy.
— Axel. Miło mi. — odpowiedział, nie dorównując emocjami swojemu rozmówcy.
Brnęli tak w ciężkiej atmosferze, dopijając drinki powoli, aż w końcu jednemu z nich wpadł pomysł do rozmowy. Axelowi nadal doskwierał pulsujący ból z boku brzucha. Mając sprawcę na miejscu, postanowił zapytać.
— Jak już taki rozmowny jesteś, to może chociaż wytłumaczysz mi czym takim smarujesz te swoje ostrza, że tak cholernie bolą. Magia? Trucizna? Odrobinę swojego charakteru dodajesz?
— Magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek — odparł, prychając — Ale nie masz się czym martwić. Taki duży chłopak jak ty raczej da sobie radę. Nie miałeś nigdy złamanej ręki i zdjęcia rentgenowskiego? Choroby popromiennej raczej po tym nie dostaniesz. Raczej. — dodał po chwili.
Axel spojrzał ponownie w zdziwieniu na Anaxę, tym razem zastanawiając się, czy jego ciało przetrwa do poranka, czy rozpadnie się niczym głowa wilkołaka, po czym postanowił dopić pozostałości szklanki i zamówić kolejną.
— A ty? Kazali ci pić benzynę jak byłeś mały? Czy też masz sztuczki za swoim płonącym mieczem? — zapytał po chwili Anaxa z lekko lepszym humorem. Jego drink też już prawie się kończył. Postanowił zatem poczęstować się pomarańczką zawieszoną na szklance.
— Dużo, by gadać. Klątwy krwi, rytuały krwi, jeszcze trochę i będę musiał podpijać wampirom zapasy, bo wykrwawię się w trakcie walki. Kiedyś się tego nauczyłem i jak widać działa dość dobrze. To sztuczki, których raczej w żadnej szkole cię nie nauczą. — odpowiedział już z mniej markotnym głosem. Była to jednak jedna z niewielu sytuacji, w których miał kompana do picia. Nie chciał jednak spowiadać się z całej historii swojego arsenału, lecz i tak wymamrotał więcej niż zwykle jak ktoś zobaczy go w akcji.
— To już nadaje więcej sensu tnięciu się przed walką, ty, emo boyu — zaśmiał się, spoglądając na Axela — Ale powiedz, nie bolą cię dłonie od tego?
W trakcie konwersacji do stolika mężczyzn zaczęła zbliżać się wysoka sylwetka. Obok kręconych włosów zauważyć można było rogi oraz jasne, błyskające w ciemnościach złote oczy pracownika klubu. Będąc już przy Anaxie, wyciągnął przed siebie plastikową tackę z kolejną rundą drinków. Światło w pomieszczeniu zaburzało lekko widoczność, lecz bez wątpienia można było stwierdzić, że osobnik ten miał fioletową skórę. Uśmiechnął się szeroko kładąc szklanki na blat, po czym odwrócił się znikając za jednym z kolejnych stolików.
— Wiesz, nie patrzę na takie rzeczy, kiedy akurat bestia dyszy mi przed twarzą, więc zwykle ból od takiego nacięcia schodzi na drugi plan. — powiedział, ściągając rękawicę, odsłaniając przy tym opatrunek.
— Mi kiedyś zdarzyło się pojawić o parę metrów za daleko od krawędzi, na którą celowałem, więc teraz patrzę rozważniej na takie sprawy. Przynajmniej trochę rozważniej. — dodał po chwili mrużąc oczy, dostrzegając tatuaż pod bandażami — A tych dziar na łapie nie szkoda ci niszczyć? Trochę tuszu jednak na nie poszło z tego co widzę.
— One akurat mają swoje zastosowanie. Musiałbym pokazać ci, jak jeszcze byliśmy przy bestii, kiedy jeszcze dychała, albowiem... — przerwał, wpatrując się w swoje dłonie. Opuchlizny. Nic dziwnego, ale tatuaż... który nagle zabłysnął nie wróżył nic dobrego. — Nie piłbym tego soczku na twoim miejscu. — rzucił cicho.
Anaxa?
1032 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz