Ciepłe dni dawały się we znaki, słońce niemiłosiernie parzyło w kark, a powiew powietrza nie był tak przyjemny, aby chciało się go więcej. Wiatr był nieprzyjemnie ciepły, więc siedzenie na tarasie całkowicie zostało wykluczone.
Minki wszedł do domu, zamykając za sobą drzwi od tarasu. Nie chciał więcej ciepłego powietrza wpuszczać do środka. Włączył klimatyzację, aby choć minimalnie poradziła coś na ten nieprzyjemny gorąc. Może gdyby zainwestował w basen, to byłoby przyjemniej siedzieć na zewnątrz. Jednak na myśl, że potem musiałby go sam sprzątać, a skorzystałby z tego pewnie tylko kilka razy, to stwierdził, że jest to nieopłacalny interes. Wolał przejść się do swojego przyjaciela po sąsiedzku i za darmo skorzystać z tego luksusu. Dzisiaj jednak tego uczynić nie mógł, ponieważ Asher miał gości. Czy uśmiechało się Minkiemu siedzieć z nieznajomymi? Nie. To nie był jego dzień.
Czując, że klimatyzacja to jednak za dużo mu nie pomoże, postanowił, że pójdzie wziąć chłodny prysznic. Choć osobiście wolał wrzątek, to w tym upale to będzie największa głupota, jaką mógłby popełnić.
Po szybkim, chłodzącym prysznicu, mężczyzna wyszedł z kabiny, wytarł ciało ręcznikiem, a następnie owinął go wokół bioder. Nie zdążył nawet zrobić nic więcej niż założyć kapcie i nagle znalazł się... właśnie. Gdzie on się tak naprawdę znalazł?
Rozejrzał się lekko zdezorientowany, aby zauważyć, że został przyzwany. Krąg, w którym stał, dzieciaki patrzący na niego i... Lucille. Lepiej trafić nie mógł. Wszystko wskazywało, że spokojny dzień mężczyźnie się nie należał. Nie satysfakcjonowało go to, że ktoś śmiał przyzwać kitsune. Choć może to i lepiej, że był to on, a nie jego brat bliźniak? Tylko Minki mógł wywiązać się z przyzwania, gdy osoba wzywająca emanowała słabą ilością magii bądź była wciąż nieobyta w tej dziedzinie. Mógł to zawsze wykorzystać na swoją korzyść, ale problem był taki, że młode osoby, niedoświadczone życiem i magią, nie potrafiły wywiązać się ze swojej części umowy. Dlatego robienie tego ze świadomością, że nic z tego nie będzie miał, a nieszczególnie miał nastrój do żartów, to nie było dla niego.
Wysłuchał wszystkich obelg skierowanych w jego rasę, pozostając w milczeniu. Nie podobało mu się wszystko, co usłyszał. Doskonale wiedział, że jego rasa jest zdecydowanie lepsza od ludzi. Minki nieszczególnie przepadał za ludzką rasą i wcale tego nie ukrywał. Mało kto był w stanie go realnie zainteresować, a ludzka żądza działa na własnych zasadach, których nawet on nie potrafi do końca zrozumieć.
Czy uważał swoją rasę za lepszą od ludzi? Owszem. Od magów? Również, bo to ludzie. Sam w końcu do tej rasy nie przynależał, tylko się upodobnił dzięki własnej mocy. Wiele osób go nienawidziło, bo był kitsune. Nie był mile widziany w wielu miejscach, a sporo już zdołał do tej pory przeżyć. Poznał dobrych ludzi w swoim życiu, pomagał im do czasu, aż wszystko zaczęło się sypać niczym domek z kart. Nic co piękne nie trwa wiecznie, prawda? Przekonał się o tym na własnej skórze, ale pokręcił szybko głową, nie chcąc zatracać się w złych wspomnieniach.
— Nie potrzebuję twojej pomocy, sam sobie poradzę — oznajmił, wychodząc z kręgu, a następnie wyminął jasnowłosą. To nie ona go wezwała, a kiedy osoba wzywająca przestaje wypowiadać zaklęcie podtrzymujące przyzwanie, przestaje być ono ważne. Zresztą, tamci młodzi ludzie nie byliby w stanie sprostać oczekiwaniom kitsune. Nie mieli za wiele do zaoferowania.
— Raczej nie myślisz, że tak łatwo uda ci się stąd wyjść — usłyszał za sobą Lucille, która nie brzmiała na zadowoloną.
— Przecież jestem sprytnym i przebiegłym lisem. Co to za problem, żeby się wydostać z magicznej uczelni — zaśmiał się, ale nie było to szczere a wymuszone.
Nie chcąc kontynuować dyskusji, wyszedł z, jak się mógł domyślić, biblioteki, przybierając swój naturalny wygląd, a ręcznik pozostał gdzieś na podłodze. Mógłby tak naprawdę dostosować swój ludzki wizerunek pod obecną potrzebę, jednak czy chciało mu się wysilać? Nie. W dodatku był zdenerwowany, a przez to jego efekt mógłby przynieść odwrotne oczekiwania, niż te, które założył. Dlatego najbezpieczniej było pozostać lisem. Udało mu się ukryć swoje pozostałe ogony, co powodowało, że przykuwał mniej uwagi. Studentów na holu było sporo, co trochę utrudniało mu wyzwanie. Jednak ostatecznie przedostał się na zewnątrz tylnymi drzwiami uczelni. Obrócił się tylko na chwilę, bo czuł się obserwowany, nie musiał długo czekać, żeby zobaczyć Lucille, która uparcie za nim podążała. Pytanie brzmiało: po co?
Poruszył niespokojnie ogonem, gdy kobieta zaczęła się do niego zbliżać, a kiedy chciała coś zrobić, nawet nie wiedział co, instynktownie odskoczył w bok, spoglądając na nią z widoczną nieufnością.
— Dąsasz się, lisie? — spytała, ale jedyne, co usłyszała to phi i odwrócenie głowy w drugą stronę. — Niby taka stara rasa, a wciąż taka przewidywalna.
— Kogo nazywasz starym — prychnął niezadowolony, spoglądając w kierunku jasnowłosej z widoczną urazą.
Jednak nie uzyskał odpowiedzi, kobieta szybko zarzuciła na niego torbę, udając, jakby nic się nie wydarzyło. Minki niemalże od razu zaczął się miotać, aby jak najszybciej uwolnić się z tej przeklętej pułapki. Jego wysiłki poszły na marne, ponieważ Lucille wzięła go pod pachę i mocniej przycisnęła do swojego boku, próbując go uspokoić.
Ktoś przyszedł.
Lisie uszy niemalże od razu się poruszyły, a ciekawość wzięła górę. Chwilowo się uspokoił, aby słuchać rozmowy między kobietą a... kimś. Nie trwało to za długo, ale po chwili poczuł, że kobieta zaczęła z nim iść... ale gdzie?
— Wypuść mnie! Nie jestem, kurwa, zabawką! — nastąpiła ponowna szamotanina, która się zakończyła, gdy Lu wypuściła Minkiego poza terenem uczelni.
Futro było całe naelektryzowane, przez co Minki zaczynał przypominać bardziej mieszankę pudla z lisem. Spojrzał ponownie niezadowolony w stronę kobiety, która tylko wzruszyła ramionami.
— Eksperymentem chyba nie chciałbyś być, co? — spytała, a następnie zawróciła w kierunku uczelni.
Nie chcąc tracić więcej czasu, Fox sam ruszył w kierunku swojego domu w lisiej formie. I tak wystarczyło, że musiał wysłuchać obelg, choć uważał, że mówienie o nich przy przedstawicielu danej rasy było nie na miejscu. Jednak nie było czasu i chęci na dyskutowanie.
*
Los nie był dla Minkiego łaskawy przez kolejne kilka dni. Rozdrażnienie powodowało, że nie mógł skupić się na używaniu swoich darów. Nic mu nie wychodziło, dlatego w końcu się poddał.
Opadł na kanapę w kawiarni, oparł się łokciem o ścianę i patrzył z widocznym niezadowoleniem w okno. Ludzie z radością przechadzali się ulicą. Byli żywiołowi i gadatliwi, śmiali się i uśmiechali. A mężczyznę to denerwowało. Nie ich radość. Po prostu oni, ludzie.
Choć od tamtych obelg minęło kilka dni, to wciąż te słowa obijały się w jego głowie, powodując tylko większe zirytowanie.
Głupia baba pomyślał, przewracając oczami na myśl o jasnowłosej.
Do stolika podeszła kelnerka z zamówieniem Minkiego. Gestem dłoni podziękował, ale nie zaszczycił jej spojrzeniem. Nie powinien się przejmować słowami jakiejś głupiej kobiety, przede wszystkim nieznajomej. Jednak długo nie słyszał takich słów od kogokolwiek. Możliwe, że to powodowało narastającą w nim irytację.
Wypił zamówioną herbatę, zamieszał łyżeczką dla poprawy smaku, ponownie się napił, a następnie podniósł się z miejsca. Nie mógł usiedzieć, potrzebował gdzieś pójść i odetchnąć, bo siedzenie w kawiarni wcale mu nie pomagało.
Kierował się w głąb Deiranu, aby móc rozchodzić narastającą złość. Przejrzał coś w telefonie, a następnie skręcił w jedną uliczkę, chcąc przejść na skróty. Jakie zdziwienie pojawiło się na jego twarzy, kiedy to natknął się na wykłócających się ludzi. W tym kobiety, którą doskonale zdołał zapamiętać. Nie wsłuchiwał się, nie interesował się kłótnią. Zdecydował się przejść, jakby nigdy nic się nie wydarzyło, jakby nikogo nie widział.
— Puszczaj mnie! — Lucille nie brzmiała na szczególnie zadowoloną ze względu na napierającego oponenta. — Powiedziałam, że się tym nie zajmuje.
— Gówno prawda! Twój poprzedni zleceniodawca sam cię polecił, więc mi też, kurwa, pomożesz! — mężczyzna nie brzmiał na zadowolonego z powodu odmowy.
Minki automatycznie zwolnił swój krok, aby w końcu się zatrzymać, parę metrów dalej od przepychającej się dwójki, aby nie ucierpieć. Z widocznym rozbawieniem na twarzy patrzył, jak ludzie nie potrafili się dogadać i dochodziło do sprzeczki. Jednak nie chciał im przeszkadzać, wolał poobserwować.
— Musisz mi pomóc — oznajmił mężczyzna, łapiąc za nadgarstki Lucille, aby uniemożliwić jej ucieczkę. Swoim ciałem przyparł kobietę do budynku. — Zabije cię, jeśli tego nie zrobisz.
— Hej, lisie! — zawołała Lucille, spoglądając w kierunku Minkiego, który automatycznie odchylił głowę do tyłu i zaczął rozglądać się po niebie, które się zachmurzyło.
Nie reagował na prośbę o pomoc, choć wprost jej Lu nie powiedziała. Dlatego obserwował niebo, kątem oka spoglądając na dwójkę, a szczególnie skupił się na mężczyźnie, który wydawał się zdesperowany, aby otrzymać pomoc od jasnowłosej. Czego dokładnie chciał? Nie wiedział, bo przechodził, jak ci już byli w trakcie kłótni. Lucille próbowała się wyrwać spod nacisku nieznajomego, ale ten zdecydowanie jej to utrudniał swoim ciałem.
Był doświadczony i wiedział, jak unieruchomić ofiarę. Minki zmarszczył brwi, widząc, jak facet jedną ręką trzymał nadgarstki Lu, a drugą ręką sięgał do tylnej kieszeni swoich spodni.
— Lisie! Pomóż mi, no! — krzyknęła, ponownie spoglądając w kierunku Minkiego, który nie wyrywał się do pomocy, wręcz przeciwnie, spojrzał na swój telefon.
— Sorki, muszę się zwijać — rzucił, posłał jej szeroki uśmiech, a następnie pomachał jej i odwrócił się plecami, ruszając w kierunku, który wcześniej sobie obrał.
— Teraz nikt ci nie pomoże.
— Minki! — Lucille tym razem zdecydowała się użyć imienia kitsune, nie trzeba było czekać, aby znalazł się obok i jednym, szybkim ruchem, uderzył go w punkt witalny na karku, zabrał Lu od nieznajomego, zostawiając na pożegnanie na policzku mężczyzny zadrapanie od pazurów. Nieszczególnie wiele to zdziała, ale na pewno na chwile otępi nieznajomego, który nie zrozumiał, co się właśnie zadziało przez uderzenie.
Lucille znajdowała się na rękach Minkiego, który zdecydował się zabrać ją kilka metrów dalej, zostawiając potencjalnego klienta, czy kim tam miał być, w innej części Deiranu. Zapewne w swojej lisiej formie byłby znacznie szybszy, ale cóż, i tak dobrze mu szło, gdy biegł, mając kogoś na rękach.
— Chociaż raz nie wpadniesz w jakieś gówno? — spytał, odstawiając Lucille na ziemie, która podrapała się po karku, a następnie posłała niepewne spojrzenie. — No nic, na mnie już pora.
— Nie podziękowałam ci.
— Lisowi? Przecież jestem przebiegły, sprytny i wykorzystuje wszystkich do własnych celów. Komuś takiemu nie powinno się dziękować.
— Czyli dalej się dąsasz — podsumowała, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. — Raczej małym dzieckiem nie jesteś, żeby się dąsać o głupoty. Jak miałam inaczej te dzieciaki przegonić, żeby nie korzystały z twoich mocy? Masz lepsze pomysły?
— Mówiłaś to z pełną powagą — odparł, samemu krzyżując ręce i wymieniając zirytowane spojrzenia z kobietą.
— Jesteś kitsune, lisem, trzeba znać granice, jakie rasy są niebezpieczne i na co trzeba uważać, gdy zaczyna się stosować przyzywanie, cokolwiek by to nie było. Trzeba znać granice i wiedzieć, na co trzeba uważać. Ile kitsune by ich nie wykorzystało do własnych celów, co?
— A wiesz, że są dobre i złe lisy? — odparł, na co kobieta tylko westchnęła, opuszczając ręce.
— Skąd mam wiedzieć, czy przyzwały dobrego, czy złego lisa? Nie jestem specjalistką od kitsune.
Oboje po sobie spojrzeli, a następnie westchnęli i pokręcili głowami.
— Mogłabyś, chociaż mówić do mnie Minki, a nie lisie. Wyglądam ci na lisa? — spytał, pokazując na siebie, próbując w ten sposób podkreślić swój wygląd.
Lucille? ^^
1784 słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz