Czy mogłam choć raz nie wpakować się w żaden szajs? Dobre pytanie, lisku.
Chociaż kitsune spadł mi z nieba, nie chciałam tego przyznawać. Acz podziękowania mu się należały. Ostatnio coraz częściej przez to zakichane zaklęcie miewałam problemy. Raz większe, raz mniejsze, gdy potrafiłam jakoś się wywinąć. Teraz natomiast mogłabym przysiąc, że na moment, zanim pojawił się lis, całe życie przeleciało mi przed oczami. Natrętny mężczyzna całym sobą dawał mi do zrozumienia, że nie ma najmniejszej szansy, iż sam z niebie odpuści. Albo zgodziłabym się zdjąć z niego klątwę, albo on zdjąłby ze mnie skórę... Nie wiem, kto by mu w takiej sytuacji miał pomóc, ale z tego typu ludźmi nie ma co nawet próbować dyskutować. Jedyne, co mogłoby mi z tego przyjść, to jeszcze więcej problemów.
Czasami naprawdę nienawidziłam ludzi.
Patrzyłam na stojącego przede mną kitsune z byka. Nasza walka na spojrzenia zakończyła się ewidentnym remisem. Natomiast słysząc jego pytanie, uśmiechnęłam się lekko, nie kryjąc rozbawienia.
— Wiesz co, mogłabym przysiąc, że kilka dni temu widziałam cię obrośniętego futrem, z ogonem, uszami... profil twarzy też ci się zmienił, taki lisi był — opuściłam w końcu ręce po bokach ciała. Dobra, co mi niby da dalsze dyskutowanie z nim? Pomógł mi. Nie pierwszy raz. Nie wiedziałam za bardzo, o co chodzi mu z dobrymi i złymi lisami, natomiast on zdecydowanie nie był najgorszy. Wręcz powiedziałabym, że był bardziej ludzki niż wielu spotkanych przeze mnie ludzi...
Westchnęłam. Zdecydowanie czas przewartościować swoje poglądy na świat. Może przeczytać kilka książek spoza literatury obowiązującej nas na studiach. Być może zasięgnąć wiedzy u źródła.
— Przepraszam, Minki — podkreśliłam imię kitsune, odwracając wzrok na pobliskie okno czyjegoś lokalu na parterze budynku. — Bardzo dziękuję za pomoc.
Mężczyzna prychnął. Zerknęłam na niego kątem oka. Mogłabym przysiąc, że gdyby jego ogony były teraz widoczne, machałby nimi, bez pośpiechu acz energicznie, jak wściekły kot.
— Kto to w sumie był? — zapytał w końcu. Ciekawość zwyciężyła. Westchnęłam ciężko, opierając się za ścianę za mną i powoli osuwając po niej do pozycji siedzącej. Na ciemnych, sięgających połowy ud spodenkach, które miałam na sobie, nie będzie widać brudu, gdy później wstanę, a gdy adrenalina opadła poczułam, że muszę na chwilę usiąść.
— Wiesz co — uśmiechnęłam się słabo. Złapałam się dłońmi za ramiona, żeby ukryć, że się trzęsą. — Ludzie to kurwy — uniósł brew, a ja ponownie odwróciłam od niego wzrok. Cóż, tak, było mi trochę głupio. — Chciał, żebym zdjęła z niego klątwę. Coś tam mówił, jaką, ale nawet nie słuchałam, bo od razu odmówiłam. Po ostatnim razie wystarczy mi atrakcji na jakiś czas. No i... Wkurwił się. Bo jakim prawem odmawiam wielkiemu jaśniepanu — odchyliłam głowę, żeby oprzeć ją o ścianę za mną i spojrzeć w niebo. — Nie żeby to był pierwszy raz... — dodałam bardzo cicho.
— Ciągle ten sam się tak zachowuje?
— A gdzie tam. Ciągle inni — wyjęłam z tylnej kieszeni spodni komórkę, która jakimś cudem nie wypadła w czasie całego tego zamieszania. Sprawdziłam godzinę i westchnęłam. Powinnam jak najszybciej wrócić do domu, zanim ktoś jeszcze wpadnie na pomysł prosić mnie dzisiaj o przysługę.
Kątem oka zobaczyłam, jak mężczyzna przede mną porusza się. Podniosłam wzrok znad urządzenia i zobaczyłam, jak przykuca tuż przede mną. Zaskoczona patrzyłam, jak zbliża swoją dłoń do mojej twarzy, ale nie dotknął mnie, jedynie wskazał coś palcem.
— Będziesz miała siniaka — zauważył. Wzdrygnęłam się zaskoczona i sama podniosłam dłoń do twarzy. Miejsce, gdzie uderzył mnie nieznajomy, pulsowało. Szlag by to jasny... — I chyba nie tylko tam — szybciej, niż zdążyłam zareagować, złapał mnie za nadgarstek i podstawił mi go przed nos, żeby na pewno nie umknęły mi sine pręgi na nich. Skrzywiłam się.
— Cóż, wypadek przy pracy — wyrwałam rękę i spiorunowałam mężczyznę wzrokiem. Przewrócił oczami, po czym dźwignął się z powrotem na nogi i wyciągnął do mnie rękę, by pomóc mi wstać. Kolejny raz nie skorzystałam z propozycji i podniosłam się sama, czym wywołałam u Minkiego kolejny przewrót oczami. Otrzepałam tyłek i, patrząc gdzieś w bok, burknęłam cicho — Może chciałbyś wpaść do mnie na przeprosinowe ciasto?
— Co mówiłaś? — mężczyzna przyłożył do ucha zwiniętą dłoń i nachylił się w moją stronę prześmiewczo dając znać, że nie usłyszał. Skrzywiłam się. To lis, na bank usłyszał.
Wzniosłam oczy do nieba, na sekundę dając upust swojej irytacji, po czym przywołałam na usta ciepły uśmiech i odwróciłam się do bruneta, przechylając lekko głowę na bok i wbijając w niego wzrok.
— Upiekłam wczoraj tartę z jagodami. Chciałbyś wpaść pomóc mi ją zjeść? — zapytałam, tym razem głośniej. Uśmiechnął się na to.
— Pewna jesteś, że nic do niej nie dodałaś? Nie otruję się? — postukał się palcem po brodzie, udając głębokie zamyślenie. Spiorunowałam go wzrokiem.
— Będę ją jadła razem z tobą, spokojna głowa — złapałam mężczyznę za łokieć i pociągnęłam parę kroków, naprowadzając na trasę do mojego domu. Nie zaprotestował i poszedł za mną. — Powiedzmy, że to w ramach przeprosin za... tę sytuację z uczelni — skrzywiłam się, puszczając go. — Przepraszam, ale naprawdę musiałam coś zrobić, żeby skutecznie zniechęcić ich do takich zabaw. Przyznaj, że też na tym skorzystasz, jak nie będą cię nagle przyzywać, gdy dopiero co wychodzisz spod prysznica — zerknęłam na kitsune z ukosa, ale tylko uśmiechnął się tajemniczo i nic nie powiedział. No tak. Im więcej mówiłam ja, tym on bardziej milczał. Ponownie westchnęłam. Ciężki orzech do zgryzienia...
***
— Chciałbyś może kawy do ciasta? — zapytałam, grzebiąc w szafce nad zlewem, kompletując potrzebną zastawę.
— Kawę? — usłyszałam w jego głosie coś, co kazało mi się odwrócić i spojrzeć na niego. Skrzywił się z obrzydzeniem. — Fuj! Tylko herbata.
Uniosłam zdziwiona brew, ale herbaty też miałam. Swoją drogą, także lubiłam. Otworzyłam szafkę obok i wyciągnęłam torebki z suszonymi liśćmi. Położyłam je przed siedzącym przy wyspie kuchennej kitsune.
— Która? Mam mleczny oolong, Tung Ting Cinnamon oolong, białą herbatę, rooibosa z trawą cytrynową oraz herbatę zieloną z liofilizowanymi cytrusami — wymieniłam na niemal jednym tchu bez zająknięcia, czym zasłużyłam sobie na zaskoczony uśmiech mężczyzny. — Jeszcze mam jakąś resztkę czarnej herbaty z prażonymi kasztanami.
— No no no, niezła kolekcja — sięgnął po torebkę z rooibosem, otworzył ją i powąchał zawartość. — Ciekawy zapach.
— Mogę zaparzyć — już sięgałam po to, co trzymał w ręce, ale zabrał torebkę poza mój zasięg. Zmarszczyłam brwi.
— Zostaw, tylko wącham! — rzucił oburzony, ale zaraz uśmiechnął się zaczepnie. — Jeszcze nie zdecydowałem!
Przewróciłam oczami i odwróciłam się, wracając do szykowania ciasta. Gdy odkrawałam nam po kawałku tarty, mężczyzna otwierał po kolei wszystkie woreczki i wąchał zawartość. Wydawał się tym naprawdę zaaferowany, co było... w życiu tego nie przyzna urocze.
Zanim się zdecydował, postawiłam przed nim talerzyk z kawałkiem tarty oraz widelczyk. Nawet tego nie zauważył, tak się zaaferował suszonymi liśćmi. Uśmiechnęłam się wbrew sobie, co szybko ukryłam, ponownie się odwracając i wyciągając z szafki półlitrowy, czarny dzbanek na herbatę. Postawiłam go przed mężczyzną.
— Wsyp, jak się w końcu zdecydujesz. Zagotuję wodę.
Ponad szumiącym czajnikiem elektrycznym w pewnym momencie wybiło się pukanie do drzwi. Spojrzałam zaskoczona w stronę wejścia do mieszkania. Rzuciłam ostrożne spojrzenie mężczyźnie, który dalej kontemplował nad herbatami. Zastukałam nerwowo palcami o blat kuchni i ruszyłam do drzwi. Wyjrzawszy przez judasza zobaczyłam, że stoi przed nimi elegancko ubrana, starsza kobieta. Uff. Nikt podejrzany.
Przekręciłam zamek i otworzyłam drzwi na oścież, uśmiechając się szeroko do sąsiadki.
— Dzień dobry! Dostała pani moją wiadomość? — zapytałam, gestem zapraszając kobietę do środka, jednak ta utkwiła wzrok w czymś z moimi plecami i uśmiechnęła się przebiegle. Zmarszczyłam zdziwiona brwi i obejrzałam się przez ramię. Kilka kroków za mną stał Minki. Skrzywiłam się lekko, obracając się szybko z powrotem do kobiety.
Miała minę jak kot, który złapał mysz.
— Tak tak, właśnie wróciłam ze spotkania z koleżankami i wpadłam po to ciasto — bezczelnie gapiła się na Minkiego.
— Może pani wejdzie, to przygotuję...
— Nie nie, spokojnie! Poczekam tutaj! — przeniosła w końcu wzrok na mnie i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Moje policzki oblał rumieniec, gdy zrozumiałam, co insynuuje. — Nie będę wam przeszkadzać — dodała szeptem, pochylając się do mnie, by mężczyzna nie usłyszał jej słów.
Skrzywiłam się, bo na bank usłyszał. Był, kurka, kitsune.
— Nie przeszkadza pani, naprawdę...
— Oj, nie dyskutuj dziecko ze starszą kobietą! — pomachała mężczyźnie. — Niesamowicie uczynna ta nasza Lu, czyż nie?
— Mhm... — Minki zaplótł ręce na wysokości klatki piersiowej i oparł się ramieniem o ścianę, krzyżując też nogi w kostkach. Wyglądał na niesamowicie rozbawionego, za co posłałam mu mordercze spojrzenie. A spróbuj tylko... Widziałam to jego psotne spojrzenie. Jeśli coś jej powie, to przysięgam...
— Pójdę po to ciasto — mruknęłam, ruszając w głąb mieszkania w stronę kuchni. Mijając mężczyznę szturchnęłam go przypadkiem łokciem, na co wręcz od niego odskoczyłam i wymamrotałam przeprosiny, spuszczając wzrok.
Odkroiłam większy kawałek tarty dla sąsiadki, przełożyłam ją na talerz, przykryłam folią spożywczą. Kątem oka zobaczyłam, że mężczyzna w końcu wybrał herbatę, ale nie zalałam jej jeszcze, żeby pani Shayre jak najszybciej dostała obiecane ciasto. Gdy wróciłam do przedpokoju, Minki rozmawiał o czymś ściszonymi głosami ze starszą panią. Zmarszczyłam brwi, mijając go.
— Proszę bardzo! Mam nadzieję, że będzie smakować — wręczyłam sąsiadce talerz, uśmiechając się ciepło, gdy ta go przyjęła.
— Twoje ciasta zawsze są przepyszne, Lucille — odwzajemniła uśmiech, odwracając się na pięcie. — Może wpadniesz jutro wieczorem na herbatę? Musimy porozmawiać — popatrzyła na mnie znacząco, zaraz przenosząc wzrok na mężczyznę wciąż stojącego za mną.
— J-jasne — uśmiech pozostał na moich ustach, ale zniknął z oczu. Boże drogi, dlaczego ona jest taka uparta...
Gdy zniknęła za sąsiednimi drzwiami, cofnęłam się do mieszkania. Odwróciłam się, chcąc spojrzeć na mężczyznę, ale Minki zniknął w kuchni. Ruszyłam, by do niego dołączyć. Ledwo dotarłam do progu pomieszczenia, w którym mężczyzna zalewał liście herbaty gorącą wodą, rozległo się ponownie pukanie do drzwi. Zmarszczyłam brwi w konsternacji.
— Może czegoś zapomniała — mruknęłam, obracając się na pięcie i z powrotem ruszając pod drzwi. Tym razem nie spojrzałam, kto stoi na zewnątrz, zakładając, że to dalej pani Shayre...
I był to błąd.
Już uchylając drzwi zdałam sobie sprawę, że to nie starsza pani stoi po drugiej stronie, a mężczyzna z wcześniej. Próbowałam szybko zamknąć drzwi, ale wsadził stopę między nie a framugę, po czym pchnął je z taką siłą, że nie dałam rady ich przytrzymać. Wyrwał mi się zduszony okrzyk. Mężczyzna wyglądał na wściekłego, z ran po pazurach na jego policzku musiała długo sączyć się krew, teraz zaschnięta w strużkach sięgała aż do kołnierza koszuli, którą miał na sobie. Szedł tu za nami...? Cofnęłam się o krok, ale mężczyzna szybko skrócił dzielący nas dystans. W jego dłoni coś błysnęło, jednak napędzany adrenaliną (może nie tylko) mężczyzna był znacznie szybszy, niż moje reakcje. Zanim zdążyłam przeanalizować, co to było, poczułam potworny ból w lewym boku. Na twarzy mężczyzny, w którą wpatrywałam się przerażona, pojawił się pełen satysfakcji uśmiech. A w ręce trzymał...
Nagle poczułam, jak robi mi się słabo. Zakrwawiony nóż. Złapałam się za bok, czułam przyspieszający w wyniku szoku i stresu puls. Na jasnej koszulce coraz szybciej rozlewała się czerwień. Z psychopatycznym uśmieszkiem uniósł ponownie nóż. Uniosłam wolną rękę i przyzwałam wiatr, odrzucając go na ścianę naprzeciwko. Walnął w nią z hukiem plecami, ale nie wypuścił noża.
Usłyszałam za sobą szybkie kroki kitsune, jednak nie odwróciłam się. Odwróciłam wzrok od mężczyzny, zbierającego się po uderzeniu w ścianę, i wbiłam go w wypływającą spomiędzy moich zaciśniętych na ranie palców krew.
Za jakie grzechy...
Minki?
1810 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz