Palące słońce i niemiłosierny upał nie jedną osobę zachęcał do pozostania w domu. Dla innych była to idealna pora, aby wybrać się gdzieś nad wodę. Niektórzy ratowali się lodami sprzedawanymi w budkach czy wózkach, których ostatnimi czasy namnożyło się niczym mrówek. Jedną z niewielu osób, której ów pogoda kompletnie nie przeszkadzała, a wręcz cieszyła, była czarnowłosa dziewczyna. Nietrudno było ją zauważyć przez niecodzienny i niepasujący do ogólnych standardów sposób ubierania się czy też fakt tego, że w tym momencie siedziała na trawie w pobliskim parku, otoczona całkiem sporą grupką dzieci. Jakby ktoś podszedł bliżej, mógłby zobaczyć jak kilka centymetrów nad wyciągniętą, otwartą dłonią Tsakani falowała niewielka ilość wody.
— Jakieś życzenia? — łagodny głos dwudziestotrzylatki rozniósł się wokół.
— Kwiatek!
— Ptaszek!
— Zrób autko!
— Ja chcę konika!
— Spokojnie dzieci, pomalutku — zaśmiała się delikatnie. — Po kolei. Nie przekrzykujcie się. Mamy cały ten piękny dzień do dyspozycji. Zdążę spełnić każdą prośbę, tylko na spokojnie. A teraz uwaga!
Przymykając oczy, dziewczyna zaczęła poruszać palcami drugiej dłoni. Okrawek wody zaczął poruszać się w różnych kierunkach, po chwili przybierając kształt kwiatka.
— Tada! — otworzyła oczy i lekko przekrzywiła głowę, obserwując pełne zachwytu twarze maluchów.
— Łał. Ale fajne!
— Kwiatek! Kwiatuszek tak jak chciałam! Patrzcie!
— A spójrzcie teraz — woda zaraz zaczęła zmieniać znowu kształt i po chwili wokół dzieci zaczął latać niewielki ptaszek.
Zaśmiała się szczęśliwa, widząc jak jedna dziewczynka stała jak wmurowana z otwartą buzią, a inna próbowała złapać “stworzenie”. Uwielbiała takie momenty. Kiedy mogła sprawiać radość innym. Kiedy mogła wykorzystywać swoje umiejętności do uszczęśliwiania ludzi. Jednak oczywiście wszystko, co dobre szybko się kończy. W momencie gdy poczuła powiew wiatru na uszach, a zaraz po tym na krótką chwilę przed jej oczami pojawił się jej przewodnik duchowy, od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Skupiła się i zaczęła dokładnie nasłuchiwać dźwięków otoczenia. Szybkie kroki zbliżające się w jej kierunku. Zdenerwowane głosy kilku osób. Brzdęk metalu. Mimo że nie wiedziała dokładnie, o co chodziło, co to mogli być za ludzie, czy chodziło im o nią, czy co innego, postanowiła zaufać swojemu przewodnikowi. Jeszcze nigdy jej nie zawiódł, a skoro on uważał, że coś jest nie tak i należało ją poinformować o tym, to nie kwestionowała tego. Ufała mu bezgranicznie.
— Kochani, chwilka uwagi — powiedziała lekko głośniejszym tonem. — Niestety przez pewne względy muszę już was na dzisiaj zostawić. Przepraszam, bo obiecałam, że spełnię życzenie każdego — skrzywiła się, widząc zasmucone twarze dzieci. — Ale! Obiecuję, że następnym razem każde z was kogo życzenie nie zostało spełnione, będzie pierwsze w kolejce!
— Obiecujesz na mały paluszek?
— Oczywiście. A teraz papa! Do zobaczenia!
Szybkim ruchem podniosła się i nawet nie oglądając się za siebie, ruszyła w stronę wyjścia z parku. Cały czas uważnie nasłuchiwała otoczenia. Stanowczo coś było nie tak, bo głosy cały czas podążały za nią. Znajdując się na ulicy, przyspieszyła. W momencie gdy skręciła w prawo, rzuciła się biegiem, szybko chowając się w jednym z ciemnych zaułków. Ukucnęła za śmietnikiem i delikatnie wychyliła się, próbując dowiedzieć się, czy zgubiła ogon. Moment, w którym poczuła dłoń zaciskającą się na jej ramieniu, był momentem, w którym dosłownie podskoczyła, wywalając się na ziemię.
Ktoś?
504 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz