Minki był zdziwiony, że Lucille tak szybko zgodziła się używać jego imienia, a przeprosiny go tylko zbiły z tropu. Wydawało mu się, że kobieta nie będzie skłonna do użycia takich słów, szczególnie w jego kierunku. Oczywiście narzekać nie mógł, ale wolał być ostrożny i nie chciał przypadkiem zostać lisim testerem trucizn, bądź czegoś podobnego, żeby Lu mogła uzyskać jakiś wynik do swoich badań naukowych. Wiele w swoim życiu przeżył, więc wolał być ostrożny. Spoglądał na nią z widoczną nieufnością, ale zdecydował się, że czemu nie, najwyżej użyje swoich mocy i ucieknie od kobiety. Opcji było naprawdę wiele. Choć zapewne, gdyby jasnowłosa chciała mu coś zrobić, to już dawno by to uczyniła. W końcu miała ku temu kilka okazji.
Nie mógł puścić tego wszystkiego w niepamięć, Lucille musiała spłacić swój dług; nieważne jak, skoro sama zaproponowała, że go do siebie zaprosi, to może to uznać za spłatę. Nic nie robił bezinteresownie, taka była jego natura, z czego każdy zdawał sobie sprawę. Szczególnie kobieta. Choć nie zawarli żadnej umowy wprost, to jednak każda pomoc coś kosztuje. Minki nie ustalił żadnej konkretnej ceny, decydował o niej teraz. Rzadko kiedy się do tego skłania, ale uważa, że skoro oboje na siebie wpadają, to zapewne takie spłacanie ma prawo bytu. Chociaż kiedy oboje spłacali długi, to nieświadomie wpakowywali się w kolejne, więc wszystko się zerowało.
Był to niesamowity zbieg okoliczności. Mężczyzna nie pamiętał, kiedy ostatnim razem miał styczność z jedną osobą tyle razy. Może... kilkanaście lat temu? Kiedy poznał pewnego mężczyznę, który również wpakowywał się w kłopoty ze swoimi mocami, a Fox zawsze znajdował się gdzieś w pobliżu. Czuł pewnego rodzaju nostalgię, ale szybko pokręcił głową. To nie był czas na rozmyślanie.
*
W mieszkaniu kobiety Fox przepadł ze swoim nosem w herbatach, które miał do wyboru. Było ich tu tyle, że sam nie był pewien, którą powinien posmakować. Każda pachniała ciekawie, chciał spróbować każdej, ale wypadało zdecydować się na jedną. Choć sąsiadka Lucille zdecydowanie go odciągnęła od herbat, powiedziała mu kilka ciekawostek, ale nieszczególnie były interesujące, raczej dość zwyczajne w jego odczuciu.
Szybko jednak wrócił do kuchni, aby ponownie stanąć przed jakże trudnym wyborem. Lu ponownie zniknęła, aby sprawdzić, czy sąsiadka czegoś nie zapomniała. Minki nie wydawał się zainteresowany ponownym zobaczeniem starszej kobiety, więc został w kuchni. Jednak słysząc huk z korytarza, upuścił opakowanie z liśćmi i szybkim krokiem udał się na przedpokój. Widząc mężczyznę, którego wcześniej ogłuszył, zacisnął dłonie w pięści, a mógł zrobić więcej. Choć nie wydawało mu się, że ktokolwiek ich śledził. Chyba że... mężczyzna potrafił ukrywać swoją obecność.
Cholera.
Na ziemi leżała Lucille z raną po, jak się okazało, nożu, który nieznajomy uparcie trzymał w swojej dłoni i nie wyglądał, jakby chciał go puścić. Minki miał dwie opcje do wyboru; pierwsza z nich, to zająć się napastnikiem i wyrzucić go z mieszkania, a druga to zająć się Lucille. Jednak pozostawienie nieznajomego w mieszkaniu nie brzmiało na mądre rozwiązanie. A rana u kobiety wcale nie była delikatna, potrzebowała opatrunku. Jego moce nie będą tutaj za bardzo pomocne. Dlatego musiał się skupić na wyprowadzeniu oponenta, zabierając go od kobiety.
Nawet nie zdołał do niego podejść, a mężczyzna zdołał podnieść się z podłogi, aby ponownie zbliżyć się do Lucille. Był tak zapatrzony w kobietę, że Min wykorzystał jego zafiksowanie i z całej siły kopnął go w szczękę, przez co zwrócił na siebie uwagę.
— Jeszcze nie połamałem? — Fox prychnął niezadowolony, że nie usłyszał charakterystycznego dźwięku pękających kości. — Trzeba poprawić.
Nie dał nieznajomemu dojść do siebie, znalazł się ponownie obok niego i tym razem skutecznie poprawił swoje poprzednie kopnięcie, bo żuchwa pękła, a głośny krzyk wydobył się z gardła mężczyzny. Min wiedział, że to bolało, więc nawet nie oponował, aby wykorzystać to na swoją korzyść; zaczął kopać nieznajomego w piszczele, aby upadł na ziemię.
— Na jaką cholerę za nami przyszedłeś? — spytał, spoglądając na mężczyznę z góry, ale przecież odpowiedzi nie otrzyma. — Zresztą, mało istotne.
Tym razem z całej siły uderzył w piszczel nieznajomego, co ponownie wywołało falę bólu. Czy połamał kość? Nieszczególnie go to interesowało. Wyrwał z jego dłoni nóż, który odrzucił w bok, uniemożliwiając mu bronienie się. Był zirytowany faktem, że mężczyzna raczył się ponownie pojawić i jeszcze zaatakował. Nie sądził, że może być aż tak problematyczny.
— Trzeba było być grzecznym kundlem i nie przyłazić — oznajmił, po czym pstryknął palcami w celu wytworzenia portalu do jednego z magicznych lasów. Złapał nieznajomego za bluzę, a następnie podniósł i przerzucił w portal, za którym znajdowały się różne dzikie istoty. Obrócił się jeszcze po nóż nieznajomego i rzucił w portal. — Radź sobie sam. Rozszarpcie go — powiedział to spokojnym tonem, a kolorowe oczy radośnie zamrugały.
Portal się zamknął, a Minki został z cierpiącą Lucille. Problem był jednak taki, że otworzenie portalu było męczące fizycznie. Nie jest to moc Foxa, a jego matki, którą może zapożyczać. Jednak ze względu na to, że Min wciąż się rozwijał, to była dla niego męcząca. Teraz nie było czasu na odpoczynek. Przysiadł obok kobiety, spoglądając na ranę, która wyglądała na poważną. Nie obędzie się zapewne bez szycia bądź magii uzdrawiającej. Chciałby jej pomóc, ale nie używał opętania od lat, nie chciał teraz ryzykować. Mógł jej wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Jasnowłosa próbowała coś zrobić z raną, ale nie dawało to żadnych efektów.
— Trzeba zabrać cię do szpitala, to jest poważna rana — oznajmił, odciągając rękę kobiety od rany, aby ponownie ją obejrzeć, jednak szybko znowu została zasłonięta.
— Nie ma opcji — wycedziła przez zęby, coraz mocniej zaciskając palce na ranie.
— Umrzesz z wykrwawienia, nie mam leczących mocy — westchnął, podnosząc się z podłogi, aby rozejrzeć się po mieszkaniu. — Nie mam, jak ci pomóc.
— Zabierz mnie do sąsiadki, mieszka pod numerem... — zacisnęła mocniej powieki, jakby chcąc sobie przypomnieć istotną informację. — Pięćdziesiąt trzy.
Minki za wiele do mówienia nie miał. Skoro Lucille powiedziała, gdzie ma ją zabrać, to nic innego mu już nie pozostało.
— Weź kawałek mojej bluzy do buzi, bo jak będę cię podnosić, to może to zaboleć — powiedział, ściągając z siebie wspomnianą część garderoby, którym przykrył kobietę i pod usta postawił jej kawałek materiału. I tak wystarczająco dużo hałasu narobił tamten mężczyzna.
Krzyk Lucille może tylko przyciągnąć sąsiadów. Kobieta niechętnie zgodziła się na plan kitsune, który przymierzył się, aby jak najdelikatniej ją podnieść. Choć uważał na ramię, to niestety przy podnoszeniu i oderwaniu Lu od ziemi, nie dało się uniknąć fali przechodzącego bólu. Jasnowłosa przez wcześniej wciśnięty kawałek bluzy w usta, krzyknęła, ale był to stłumiony krzyk, dzięki czemu nie rozniósł się po całym lokalu.
Wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz, co uczynił oczywiście ogonem, ponieważ ręce miał zajęte. Szybkim krokiem udał się do windy na wskazane piętro, gdzie mieszkała sąsiadka, o której wspomniała Lu. Kobieta powoli odpływała, więc nie miał za wielu czasu.
— Hej, Lu, nie zasypiaj mi tutaj — ogonem delikatnie połaskotał jej policzek, co delikatnie ocuciło jasnowłosą, ale nie na długo.
Kiedy wysiadł z windy, skręcił od razu w prawo, a odnalezienie mieszkania zajęło mu chwilę. Trzymał dzwonek, przez co ciąg dźwięku rozniósł się po mieszkaniu nieznajomej kobiety, która zdenerwowana otworzyła drzwi. Wydawało się, że chciała zbesztać kitsune, ale widząc, że trzyma nieprzytomną Lucille, szybko wyjrzała z mieszkania, rozejrzała się i wpuściła go do środka.
— Idź do salonu, na prawo, połóż ją na podłodze — oznajmiła, zamykając drzwi. — Ja za chwilę przyjdę.
Minki położył jasnowłosą tak, jak kazała kobieta. Sprawdził, czy Lucille oddychała, na szczęście tak. Odetchnął z ulgą, poprawiając jasne kosmyki, aby nie opadały na jej twarz. A mógł wcześniej zrobić to, co teraz, nie byłoby takiego problemu. Cała ta sytuacja nie miałaby miejsca.
Sąsiadka przyszła do pokoju z apteczką, zajęła miejsca na podłodze koło ramienia, które zostało dźgnięte. Podejrzliwie spojrzała na mężczyznę, który dopiero wtedy zauważył, że była to elfka. Nic dziwnego, że to do niej miał przyjść.
— Co się stało? — zapytała, oglądając ranę kobiety, aby następnie zacząć przygotowywać coś w miseczce, do której wrzuciła kilka ziół.
— Zaatakował ją nieznajomy w mieszkaniu — jego odpowiedź była krótka, bo nie widział całego zajścia.
— Czy nóż był zatruty?
— Nie wydaje mi się, wyczułbym truciznę — odpowiedział, na co ta jedynie przytaknęła.
— Wiesz, kto to był?
— Ktoś, kto chciał, żeby Lucille wyświadczyła mu przysługę. Odmówiła. Jak widać, nie spodobało mu się to — westchnął, nie chcąc mówić nic więcej.
Nie wiedział, czy kobieta o tym wszystkim miała pojęcie. On sam niewiele wiedział o Lucille, jej mocach i wszelkich klientach, którzy do niej przychodzili. Może i był lisem, ale trzymał język za zębami.
— Nie jest to głęboka rana, ale może wdać się infekcja, jeśli nic by z tym nie zrobiła. Pewnie chciała, żebyś nie zabierał jej do szpitala, co? — zapytała, na co Minki zaskoczony przytaknął głową. Nawet nie wiedział kiedy, a ramię Lu było opatrzone. — Jak zawsze to samo. Gorzej niż z dzieckiem. Na każdym kroku trzeba jej pilnować.
Potwierdzam, pomyślał, ale nic nie powiedział. Wolał nic więcej nie mówić. Choć wydawało mu się, że zapewne i tak zaraz będzie ciągnięty za język.
— Dlaczego lis pomaga jakiejś nieznajomej? — zapytała, na co ten skrzyżował ręce.
— Jesteśmy znajomymi — na tę odpowiedź elfka zmarszczyła brwi i opuściła uszy.
— Nie kojarzę cię.
— Krótko się znamy — skwitował.
— Nadal nie rozumiem. Kitsune dbają o własny tyłek, nie obchodzi ich los innych osób. Chyba że to ktoś im bliski.
— Nie wrzucaj wszystkich do jednego wora. Elfy też nie pomagają bezinteresownie. Dlaczego jej pomagasz? Dlaczego zajęłaś się jej raną? Mogłaś mnie odesłać z kwitkiem.
Rzucili sobie piorunujące spojrzenia, co nie wróżyło niczego dobrego. Jednak elfka uśmiechnęła się mężczyzny, a następnie opuszkiem palca przesunęła po policzku Lucille.
— Musiałam cię sprawdzić, że to nie ty ją skrzywdziłeś, ale widzę, że jesteś bardzo skryty. To dobrze, że nie zdradzasz sekretów ludzi. W obecnych czasach jest to bardzo rzadko spotykane. Dobrze, że się nią zająłeś — przyznała, spoglądając w jego kierunku. — Jesteś pewnie tym słynnym kitsune z rodziny Fox, prawda?
— Czy to ważne?
— Jungsoo pewnie jest dumna z takiego syna.
Minki zareagował na imię swojej matki, co rozbawiło kobietę, ale nic ostatecznie nie odpowiedział, decydując się na ciszę. Nie znał jej, nie darzył nieznajomej zaufaniem.
— Jestem Jean.
— Minki.
Jean wstała z podłogi ze swoją apteczką, a następnie udała się do kuchni, gestem głowy wskazując, aby mężczyzna się za nią udał, co zrobił dość niechętnie. Dokładnie mu wytłumaczyła, jak trzeba dbać o ranę, co ma zrobić, gdyby Lucille dostała gorączkę, a na koniec dała mu swój numer telefonu. Miał dzwonić, jakby czegoś nie wiedział bądź działoby się coś więcej. Po wszystkim zabrał jasnowłosą do jej mieszkania, gdzie położył ją w łóżku, a sam postanowił zaparzyć sobie herbatę, która na niego czekała.
*
Od ataku minęło kilka dni. Lucille przez ten czas była sprawdzana przez Minkiego, który siedział u niej w mieszkaniu i pilnował, żeby nie przeciążyła ręki. Potrzebowała czasu na zregenerowanie, a nadużywanie mogło tylko pogorszyć stan.
Fox został wygnany do swojego domu, jak tylko kobieta odzyskała przytomność. Kazała mu się zająć sobą i swoim życiem. Jednak Minki i tak uparcie przychodził sprawdzać wieczorami, jak się miewa jasnowłosa. Dzisiaj również przyszedł, ale w południe z obiadem. Miał akurat przerwę w pracy, więc zdecydował się sprawdzić, czy kobieta na pewno nie robi niczego głupiego.
— Jesteś niezwykle uparty — westchnęła, siadając do stołu, gdzie Minki rozłożył zamówione jedzenie.
— Nie marudź już. Musisz odpoczywać, żeby ręka się zregenerowała do końca. Masz szczęście, że nie masz uszkodzonego żadnego nerwu! — wytknął, wskazując na nią widelcem. — A teraz jedz, póki ciepłe.
— Dobrze, mamo — przewróciła oczami, biorąc widelec do drugiej ręki, aby spróbować kolejnej kuchni, którą przyniósł jej Fox. Oczywiście wszystko było bez mięsa. Dodany pseudonim zignorował, udając, że nic nie usłyszał.
— Kupiłem ci amulet na targu — zaczął, gdy skończyli jeść. Zebrał talerze, a następnie wyniósł do kuchni, skąd po chwili wrócił. — Jest to ochrona, mniej czy bardziej skuteczna, nie wiem. Kazałem do środka dodać trochę futra z mojego ogona oraz mojego rodzeństwa, żebyś mogła w razie czego wezwać pomoc. Sam mam drugą część amuletu — wyciągnął wspomniane rzeczy z kieszeni spodni, po czym podszedł do kobiety, aby jej pokazać.
— Po co mi to?
— Żebyś nie wpadła w kolejne tarapaty. Doceń choć trochę, co? — rzucił obruszony, zakładając amulet kobiecie. — Wygląda przynajmniej jak zwykły naszyjnik, a nie typowy amulet. Proszę nie marudzić, tylko nosić. — sam założył swoją nową ozdobę, ale w postaci kolczyków, które najczęściej nosił.
— Jak to ma niby działać? — zapytała, dotykając naszyjnika.
— Jak po prostu wypowiesz moje imię, to będę wiedział, gdzie mam się pojawić. Nie działa to, jak typowe przyzwanie, bo nie znajdę się zaraz przy tobie, ale będę wiedział, gdzie jesteś i mnie zaprowadzi. Nie chcę mieć kontraktu, wolę być wolny. Jak inni będą się zapatrywać, że taki piękny kitsune jest uwiązany? — odparł, zadzierając nos, aby Lucille nie myślała, że to będzie coś bardzo wiążącego. — Moje rodzeństwo również ma amulety, które będą prowadzić do ciebie. Masz szczęście do wpakowywania się w kłopoty, więc wolałem im też to dać. Można powiedzieć, że masz ochronę od rodziny Fox, doceń to — podsumował, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
Lucille? :D
2106 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz